Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 15 lat!
Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Stwierdzić muszę, że atrakcje w Niemczech są z reguły tak mocno rozbudowane, że trudno oszacować czas jaki spędza się w jednym lub drugim obiekcie. Na przykład obejrzenie Muzeum Higieny, Schloss Residenz i Zwingera w jednym dniu okazało się niemożliwe. 8 dni na terenie Saksonii to trochę mało i z pewnością można by tam pojechać jeszcze raz i stworzyć sobie spokojnie alternatywny program zwiedzania. Z programu, który zakładałem wypadły winnice w Radebeul i ogrody w Grossedlitz, ale i tak atrakcji było sporo i cały dzień był aktywny. Pogoda wprawdzie nie rozpieszczała. Mieliśmy 1 dzień słoneczny i trochę rozpogodzeń. Było też trochę deszczu, na szczęście raczej nie intensywnego i przelotnego. Częściej padało w nocy niż w dzień. Inwestycje w karty turystyczne raczej się opłaciły: Schlosserland Karte (52,50 Euro) na 10 dni pozwoliło zwiedzić za darmo Konigstein, Moritzburg, Pillnitz i Albrechtsburg oraz XPerience w Zwingerze.
Plan szczegółowy:
dzień 1 dojazd do Drezna z pieszym przejściem przez Zgorzelec i Gorlitz dzień 2 Drezno dzień 3 Drezno dzień 4 Lipsk dzień 5 Moritzburg, Miśnia, Radebeul dzień 6 Bastei, Pirna dzień 7 Konigstein, Bad Schandau, Kirnitzschtal dzień 8 powrót do Krakowa z wycieczką po Budziszynie
3-dniowa RegioCard w wersji Family pozwoliła na bezpłatne podróże komunikacją plus zniżkę na przejazd tramwajem w Kirnitzschtal oraz zniżkę w Muzeum Karola Maya w Radebeul.
Oczywiście te drezdeńskie karty pozwalają na więcej zniżek, ale trzeba mieć potem czas, aby je wykorzystać. Poza tymi dniami wygodniej było kupić tageskarte na przejazd komunikacją w obrębie Drezna (12,20 Euro dla rodziny), bo już dwa przejazdy w ciągu dnia są tańsze niż cena 2 biletów jednorazowych (8 Euro). Inna sprawa, że w komunikacji miejskiej ani razu nikt biletów nam nie sprawdzał, trudno więc stwierdzić czy istnieje tam instytucja "kanara". W jednym przypadku kierowca autobusu do Bastei z początku nie chciał uznać biletu Regio, dopiero z pomocą przyszedł nam niemiecki pasażer, który wytłumaczył mu, że bilet turystyczny obejmuje taryfę jego linii. Mam zresztą wrażenie, że niektórzy inni kierowcy też nie za bardzo kojarzyli ten bilet, ale nie protestowali, co oznacza że nie jest on tam jednak zbyt popularny. Może to nowość? Cena w końcu też niemała (dla rodziny 74 Euro na 3 dni). Dojazd do Drezna komunikacją publiczną jest dość długi, tym bardziej że po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Gorlitz a z powrotem o Budziszyn. W sumie więc pociągami 2 przesiadki: we Wrocławiu i w Gorlitz, a z powrotem nawet 5!: w Budziszynie, w Gorlitz, w Zgorzelcu, w Węglińcu i we WrocławiuPlan szczegółowy:
dzień 1 dojazd do Drezna z pieszym przejściem przez Zgorzelec i Gorlitz dzień 2 Drezno dzień 3 Drezno dzień 4 Lipsk dzień 5 Moritzburg, Miśnia, Radebeul dzień 6 Bastei, Pirna dzień 7 Konigstein, Bad Schandau, Kirnitzschtal dzień 8 powrót do Krakowa z wycieczką po Budziszynie
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Zgorzelec i Gorlitz
Ze stacji kolejowej Zgorzelec Miasto w stronę Nysy prowadzą planty. Omijamy tym samym tzw. Manhattan, coś co można nazwać śródmieściem Zgorzelca, choć po prawdzie sam Zgorzelec jest przedmieściem. Ciekawie zaczyna się dopiero nad brzegiem granicznej rzeki przy ulicy Daszyńskiego. Widać polskie i niemieckie słupy graniczne oraz rząd ładnie odrestaurowanych kamieniczek z Muzeum Łużyckim i domem Jakuba Bohme.
Ciekawe, że po stronie niemieckiej jest w Gorlitz Muzeum Śląskie. Przekraczamy most na Nysie Łużyckiej i przechodzimy nadal jednak do trochę lepszego świata. Gorlitz jest w każdym razie bardziej turystyczny. Już przy moście spotykamy wycieczkowego double-deckera. W niemieckich miastach to standard. Podobne jeździły po Dreźnie, Lipsku i chyba też Miśni. Wspinamy się pod farę gorlitzką. W środku kilka ciekawych ołtarzy i organy. Wstęp za darmo, zdjęcia płatne. Podobnie zresztą w drugim miejskim kościele stojącym przy Górnym Rynku. Przy mniejszym dolnym stoi ratusz oraz fontanna Neptuna. Przy wejściu do ratusza ciekawa ozdobna kolumienka. Gorlitz to bardzo ładne miasto często wybierane jako plener filmowy nawet przez produkcje hollywoodzkie, stąd trochę z przymrużeniem oka nazywany jest Gorliwood. Stara się o wpisanie na listę UNESCO. Aczkolwiek czy wart jest aż tej listy. W Czechach a nawet w Polsce jest pełno miasteczek o podobnym charakterze i pod tym względem jakoś specjalnie się nie wyróżnia. W wyższej części miasta zachowały się 2 baszty obronne oraz ciekawy bastion czy barbakan zwany Kaisertrutz. Przy nim miejski teatr oraz ładny skwer z kwiatowym zegarem. Po Gorlitz warto się na pewno poszwendać bo jest tu wiele uroczych zaułków, fontann czy rzeźb. My z dużym bagażem raczej kierujemy się w stronę stacji. Mijamy jeszcze plac Pocztowy z dużą fontanną przedstawiającą kobietę z nakryciem głowy w kształcie muszli. Dalej przy handlowej ulicy jest jeszcze śmieszna fontanna Die Tanzende upamiętniająca bodaj jakąś historyczną kawiarnię przy Berliner Strasse. Na dużym dworcu w Gorlitz dość osobliwie nie ma kas biletowych a bilety kupuje się w pociągach. Pod tym względem wschodnie Niemcy nie wyglądają wiele lepiej niż Polska.
Ze stacji kolejowej Zgorzelec Miasto w stronę Nysy prowadzą planty. Omijamy tym samym tzw. Manhattan, coś co można nazwać śródmieściem Zgorzelca, choć po prawdzie sam Zgorzelec jest przedmieściem. Ciekawie zaczyna się dopiero nad brzegiem granicznej rzeki przy ulicy Daszyńskiego. Widać polskie i niemieckie słupy graniczne oraz rząd ładnie odrestaurowanych kamieniczek z Muzeum Łużyckim i domem Jakuba Bohme.
Ciekawe, że po stronie niemieckiej jest w Gorlitz Muzeum Śląskie. Przekraczamy most na Nysie Łużyckiej i przechodzimy nadal jednak do trochę lepszego świata. Gorlitz jest w każdym razie bardziej turystyczny. Już przy moście spotykamy wycieczkowego double-deckera. W niemieckich miastach to standard. Podobne jeździły po Dreźnie, Lipsku i chyba też Miśni. Wspinamy się pod farę gorlitzką. W środku kilka ciekawych ołtarzy i organy. Wstęp za darmo, zdjęcia płatne. Podobnie zresztą w drugim miejskim kościele stojącym przy Górnym Rynku. Przy mniejszym dolnym stoi ratusz oraz fontanna Neptuna. Przy wejściu do ratusza ciekawa ozdobna kolumienka. Gorlitz to bardzo ładne miasto często wybierane jako plener filmowy nawet przez produkcje hollywoodzkie, stąd trochę z przymrużeniem oka nazywany jest Gorliwood. Stara się o wpisanie na listę UNESCO. Aczkolwiek czy wart jest aż tej listy. W Czechach a nawet w Polsce jest pełno miasteczek o podobnym charakterze i pod tym względem jakoś specjalnie się nie wyróżnia. W wyższej części miasta zachowały się 2 baszty obronne oraz ciekawy bastion czy barbakan zwany Kaisertrutz. Przy nim miejski teatr oraz ładny skwer z kwiatowym zegarem. Po Gorlitz warto się na pewno poszwendać bo jest tu wiele uroczych zaułków, fontann czy rzeźb. My z dużym bagażem raczej kierujemy się w stronę stacji. Mijamy jeszcze plac Pocztowy z dużą fontanną przedstawiającą kobietę z nakryciem głowy w kształcie muszli. Dalej przy handlowej ulicy jest jeszcze śmieszna fontanna Die Tanzende upamiętniająca bodaj jakąś historyczną kawiarnię przy Berliner Strasse. Na dużym dworcu w Gorlitz dość osobliwie nie ma kas biletowych a bilety kupuje się w pociągach. Pod tym względem wschodnie Niemcy nie wyglądają wiele lepiej niż Polska.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Görlitz posiada aż 3 500 obiektów zabytkowych, więc może stąd chęć wpisania na Listę UNESCO.
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Na pewno jest to miasto zabytkowe, ale np. taka Miśnia pewnie też nie jest gorsza. Kojarzy się z wynalazkiem porcelany w kręgu europejskim i z dość efektownym zamkiem oraz katedrą z nekropolią Wettinów. Już sama ta katedra miałaby pewnie jakieś wejście na listę biorąc pod uwagę gotyckie rzeźby, portale i samą konstrukcję nawy. Drezno to inna opowieść, ale brak Drezna na tej liście to raczej kwestia czyichś ambicyjek a nie realnej oceny wartości spuścizny historycznej.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Budziszyn
Budziszyn zwiedzałem właściwie na zakończenie wycieczki wracając do Polski w ostatnim dniu, ale opiszę go najpierw, tym samym zamykając temat Łużyc jako regionu przez który w zasadzie tylko przejeżdżaliśmy tym razem. Budziszyn to stolica mniejszości serbskiej, co widać po napisach: np. nazwach ulic czy "czeskiego" określenia miejscowego teatru: dziwadlo. Mieści się tu także Muzeum Serbołużyckie oraz Wjelbik czyli restauracja serbska. Niestety na dworcu w Budziszynie brak nie tylko kas biletowych ale i przechowalni bagażu. Zamiast tego jest kilka sklepów, wypożyczalnia samochodów oraz landsamt czyli urząd gminy. Przeszliśmy kilka ulic na most na Szprewie z panoramą miasta. Potem jednak kamienne bruki sprawiły że żona zadecydowała jednak, że wracają aby nie targać walizki na kółkach po niezbyt do tego przystosowanych drogach. Dalszy spacerek odbyłem zatem sam. A miasto warte jest spaceru i bliższego poznania. Zamek Ortenburg znajduje się na skalnym wzgórzu w zakolu Szprewy. To obiekt dość eklektyczny. Na dziedzińcu stoi pałac barokowy, wspomniane muzeum serbsko-łużyckie oraz teatr niemiecko-serbski z ciekawą rzeźbą alegoryczną pod szkłem. No i mamy tu polonika. Opis pokoju budziszyńskiego między Chrobrym a Henrykiem II z wizerunkiem dwóch mieczy. Nieco niżej w bramie Matiasza znajdziemy natomiast herb Zygmunta Jagiełły, czyli polski orzeł i litewska pogoń wraz ze znakiem heraldycznym Habsburgów. Pod postacią tą ukrywa się polski król Zygmunt Stary, który w latach młodzieńczych pełnił funkcję komornika Górnych Łużyc, które w owym czasie były częścią korony czeskiej rządzonej również przez Jagiellonów. Z zamku schodzą uroczą Schlosstrasse do cmentarza położonego na tarasie wzgórza z romantycznymi ruinami kościoła św Mikołaja. Nagrobki z napisami w języku serbsko-łużyckim. Słowa często bardzo podobne do polskiego. Mogiły zajmują też trawiasty ogródek urządzony wewnątrz murów dawnego kościoła. Widok na położony w dole młyn Hammermuhle z wodospadem. Budziszyński Zwinger to droga przy fortyfikacjach - w gruncie rzeczy słowo to oznacza tyle co międzymurze. Ciekawym obiektem jest budziszyńska katedra. Łączy ona funkcję świątyni katolickiej i protestanckiej. Prezbiterium należy do katolików, nawa do protestantów. Nie wiem czy z tego powodu oś nawy jest lekko załamana. Tu chyba można było robić zdjęcia bez opłaty, w każdym razie nie zauważyłem innej informacji, a nikt się nie czepiał. Budziszyn to miasto wież. Jest nawet róża wiatrów ukazująca kierunki do wszystkich tego typu budowli na terenie starówki. Jedną z najbardziej charakterystycznych jest wieża wodna powstałą w ruinach dawnego klasztoru. Inne wieże wodne znajdują się tuż przy zamku oraz na wzniesieniu nad samą Szprewą. Prócz tego są bramy i baszty dawnych miejskich fortyfikacji a do tego wieża katedry i ratusza. Ten ostatni stoi przy Hauptmarkt z kamienną fontanną. Trasę wycieczki kończę na Kornmarkt z ażurową wieżą zwaną Reichenturm. Spacer zajął mi jakiejś półtorej godziny. Ze względu na problemy z bagażem trzeba się było spieszyć żeby nie czekali na mnie zbyt długo. Bez wątpienia jednak Budziszyn to jedno z ładniejszych miasteczek w tej części Niemiec. Pełne kolorowych uliczek i tajemniczych zaułków.
Budziszyn zwiedzałem właściwie na zakończenie wycieczki wracając do Polski w ostatnim dniu, ale opiszę go najpierw, tym samym zamykając temat Łużyc jako regionu przez który w zasadzie tylko przejeżdżaliśmy tym razem. Budziszyn to stolica mniejszości serbskiej, co widać po napisach: np. nazwach ulic czy "czeskiego" określenia miejscowego teatru: dziwadlo. Mieści się tu także Muzeum Serbołużyckie oraz Wjelbik czyli restauracja serbska. Niestety na dworcu w Budziszynie brak nie tylko kas biletowych ale i przechowalni bagażu. Zamiast tego jest kilka sklepów, wypożyczalnia samochodów oraz landsamt czyli urząd gminy. Przeszliśmy kilka ulic na most na Szprewie z panoramą miasta. Potem jednak kamienne bruki sprawiły że żona zadecydowała jednak, że wracają aby nie targać walizki na kółkach po niezbyt do tego przystosowanych drogach. Dalszy spacerek odbyłem zatem sam. A miasto warte jest spaceru i bliższego poznania. Zamek Ortenburg znajduje się na skalnym wzgórzu w zakolu Szprewy. To obiekt dość eklektyczny. Na dziedzińcu stoi pałac barokowy, wspomniane muzeum serbsko-łużyckie oraz teatr niemiecko-serbski z ciekawą rzeźbą alegoryczną pod szkłem. No i mamy tu polonika. Opis pokoju budziszyńskiego między Chrobrym a Henrykiem II z wizerunkiem dwóch mieczy. Nieco niżej w bramie Matiasza znajdziemy natomiast herb Zygmunta Jagiełły, czyli polski orzeł i litewska pogoń wraz ze znakiem heraldycznym Habsburgów. Pod postacią tą ukrywa się polski król Zygmunt Stary, który w latach młodzieńczych pełnił funkcję komornika Górnych Łużyc, które w owym czasie były częścią korony czeskiej rządzonej również przez Jagiellonów. Z zamku schodzą uroczą Schlosstrasse do cmentarza położonego na tarasie wzgórza z romantycznymi ruinami kościoła św Mikołaja. Nagrobki z napisami w języku serbsko-łużyckim. Słowa często bardzo podobne do polskiego. Mogiły zajmują też trawiasty ogródek urządzony wewnątrz murów dawnego kościoła. Widok na położony w dole młyn Hammermuhle z wodospadem. Budziszyński Zwinger to droga przy fortyfikacjach - w gruncie rzeczy słowo to oznacza tyle co międzymurze. Ciekawym obiektem jest budziszyńska katedra. Łączy ona funkcję świątyni katolickiej i protestanckiej. Prezbiterium należy do katolików, nawa do protestantów. Nie wiem czy z tego powodu oś nawy jest lekko załamana. Tu chyba można było robić zdjęcia bez opłaty, w każdym razie nie zauważyłem innej informacji, a nikt się nie czepiał. Budziszyn to miasto wież. Jest nawet róża wiatrów ukazująca kierunki do wszystkich tego typu budowli na terenie starówki. Jedną z najbardziej charakterystycznych jest wieża wodna powstałą w ruinach dawnego klasztoru. Inne wieże wodne znajdują się tuż przy zamku oraz na wzniesieniu nad samą Szprewą. Prócz tego są bramy i baszty dawnych miejskich fortyfikacji a do tego wieża katedry i ratusza. Ten ostatni stoi przy Hauptmarkt z kamienną fontanną. Trasę wycieczki kończę na Kornmarkt z ażurową wieżą zwaną Reichenturm. Spacer zajął mi jakiejś półtorej godziny. Ze względu na problemy z bagażem trzeba się było spieszyć żeby nie czekali na mnie zbyt długo. Bez wątpienia jednak Budziszyn to jedno z ładniejszych miasteczek w tej części Niemiec. Pełne kolorowych uliczek i tajemniczych zaułków.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Bautzen jest bardzo ładne. Przejeżdżając kiedyś bardzo mnie zaciekawiło. Masz może ujęcie miasta z murami z przodu i katedrą u góry (przy wjeździe do miasta)?
Zwiedzanie bez samochodu jest trochę uciążliwe.
Zwiedzanie bez samochodu jest trochę uciążliwe.
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Chodzi Ci o widok z mostu na Szprewie? Taki wrzuciłem na wstępie całej relacji. Pewnie jeszcze lepiej by to wyszło z drugiej strony rzeki, ale tam już się nie chciało drałować z tą walizą.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Drezno
Z racji okrutnych bombardowań większość centralnych dzielnic Drezna to mix zrekonstruowanych zabytków z powojenną zabudową w stylu konstruktywizmu a la DDR. Doskonale to widać było już w pierwszym dniu na Prager Strasse kiedy podążaliśmy z głównego dworca w kierunku przystanku tramwajowego na Altmarkt. Stary Rynek też przypomina nowohucki Plac Centralny z zachowanym starym kościołem św Krzyża w narożniku. A tak to jednolita architektura z lat 60-tych i przeszklony budynek Pałacu Kultury (podobno w środku całkiem, całkiem ale na zewnątrz "szkaradełko"). Dość oryginalną ozdobą tej części miasta jest długa niebieska rura na wysięgnikach podobno zasilająca w wodę tutejsze fontanny. Koncept jakby taki trochę pożyczony z Rumunii, ale fakt w Niemczech to aż tak nie razi. Dalej na północ zaczyna się właściwa starówka, która z racji swojej kadłubowości pełni rolę efektownej dekoracji. Najciekawiej prezentuje się Drezno z drugiego brzegu Łaby np. z miejsca zwanego widokiem Canaletta, gdzie jest nawet stosowna rama obrazu. Canaletto namalował szereg widoków Drezna i można sobie porównać czy panorama bardzo się zmieniła. Na pewno charakterystyczne są zielone łąki nad Łabą i budowle wzniesione z połabskiego piaskowca, który ma taką właściwość, że na powietrzu czernieje, więc większość zabytków wygląda tak jakby niedawno jeszcze szalał tu olbrzymi pożar. Ale bardzo podobnie wyglądają też skały Bastei, więc to naturalne zjawisko. Na tle tych czarno-białych murów ciekawie prezentuje się odrestaurowany orszak książęcy - duży obraz typu sgrafitto zajmujący mur wzdłuż całej ulicy. Przy orszaku ciekawa prezentacja artystyczna z cyklu: zastygamy w bezruchu. Zwłaszcza gość grający kelnera nie miał łatwo tkwiąc w niezbyt wygodnej pozycji. Dumą Drezna jest niedawno odbudowany Frauenkirche - kościół z wielką centralną kopułą. Stoi na placu Neumarkt, który jest teraz centrum starego miasta. Pełno tu kafejek. Są też 2 pomniki: Marcina Lutra oraz któregoś z miejscowych elektorów. Wnętrze robi wrażenie - malowana kopuła oraz wysoki ołtarz z prospektem organowym. Zapewne jest to też świetna sala koncertowa. Pod poziomem parteru znajdują się jeszcze krypty, gdzie zobaczyć można kontakt autentycznych murów i tego co zostało wzniesione od nowa na przełomie XX i XXI wieku. Jest tam wystawa poświęcona historii kościoła. Płatny jest natomiast wstęp na kopułę z panoramą miasta. Tam nie dotarliśmy, ale widok na miasto mieliśmy z wieży Hausmanna - części rezydencji elektorskiej. Miasto trochę większe od Wrocławia. Za morzem budynków widać zielone wzgórza a nawet zarysy Gór Połabskich. Bloków aż tak wiele nie ma, chociaż są dzielnice typowo blokowiskowe np. Prohlis. Dla spotkanych Ukraińców z Kijowa z którymi rozmawialiśmy chwilę Drezno wydawało się małe. No bo nie ma tu jakiejś dzielnicy typu City. Mało jest też XIX-wiecznych kwartałów ze zwartą intensywną zabudową typu kamienice czynszowe. Więcej jest wolnych przestrzeni i stworzonych z rozmachem osiedli willowych z początku XX wieku, takich jak Gruna w której mieszkaliśmy. Dzielnicę czynszówek odwiedziliśmy na Neustadt. Pomiędzy Alaunstrasse a Gorlitzerstrasse jest tam pasaż stworzony z połączonych podwórek z ciekawie ozdobionymi kamienicami. Najefektowniejszy jest dom ozdobiony metalowymi trąbkami spełniającymi rolę rynien. Podobno grają w czasie deszczu, ale chyba tylko podobno bo w sumie jak tam byliśmy to trochę kropiło, a było zupełnie cicho. Obok jest też dom z wykończeniami ze złotej blachy. W sumie to miejsce trochę mnie jednak rozczarowało - bardziej podobały mi się łódzkie podwórka. Cała dzielnica Ausser Neustadt ma charakter etniczny. Takie miejsce na chill-out jak krakowski Kazimierz czy Podgórze. Aczkolwiek syf tam jednak nieco większy niż u nas. Od centralnego mostu Augustus Brucke w stronę tych dzielnic Nowego Miasta prowadzi zadrzewiona promenada w stronę Albertplatz. Po drodze miniemy złoty pomnik Augusta III Sasa znanego tu jako Fryderyk August II, potem dawną halę targową, zegar mechaniczny na Plantach a na końcu na placu Alberta dwie fontanny przedstawiające Łabę spokojną i Łabę wzburzoną. Miejscem gdzie koncentrują się turyści są też tarasy Bruhla. To wzniesiona wysoko nad Łabę promenada z laskiem miniaturowych drzewek, kilkoma pomnikami i budynkami reprezentacyjnymi takimi jak Lipsius Bau w tle. Można stąd podziwiać panoramę Łaby i stylowych parostatków zacumowanych przy moście Augusta. W weekend w amfiteatrze nad Łabą odbywały się koncerty tzw. Kaisermania. Gwiazdą wieczorów był Roland Kaiser artysta, chyba z lat 70-tych, reprezentujący styl Schlager, czyli coś w rodzaju miejscowego disco-polo. Bilety w dość zawrotnych jak na naszą kieszeń cenach 600-1000 Euro. A tam sądząc po frekwencji rozeszły się jak świeże bułeczki. Dużo ludzi piknikowało też na łąkach przy amfiteatrze. Piwko się lało, kiełbaski też miały wzięcie. W każdym razie fajna, wakacyjna atmosfera. Dodatkowo równocześnie skończył się mecz piłkarski miedzy Dynamem Drezno a Arminią Bielefeld i ulicą wzdłuż Łaby śmigały w obstawie policyjnej autokary z kibicami gości. Z początku myśleliśmy, że wiozą gwiazdę estrady wraz z zespołem, dopiero potem widać było na mieście świętujących kibiców Dynama w żółto-czarnych koszulkach. To zresztą barwy Drezna widoczne także na miejscowych autobusach i tramwajach. Interesującym miejscem w mieście jest też duży park z letnim pałacykiem myśliwskim oddzielający naszą dzielnicę Gruna od starówki. Przy pałacyku duży staw, fontanny i ogrody francuskie. Przeszliśmy tam rankiem pierwszego dnia. W parku jest też m.in. amfiteatr, ogrody kwiatowe, ogród botaniczny a także zoo, którego jednak nie odwiedzaliśmy. Po parku kursuje kolejka wąskotorowa otwarta niestety w takich godzinach, w których w tym miejscu nas być nie mogło. Ciekawym obiektem na skraju parku jest tzw. Glaserne Manufaktur - dawna fabryka Volkswagena w której znajduje się obecnie wystawa poświęcona produkcji aut ekologicznych. Nowoczesna fabryka jest prawie ze wszystkich stron otoczona stawami z wodą. W okrągłej wieży znajduje się parking, gdzie stoją nowe Volkswageny. Innym kuriozum architektonicznym Drezna jest dawna fabryka cygar Yenidze przypominająca sylwetką meczet. Pod kopułą znajduje się restauracja, sądząc po spisie menu na dole dość droga. Z całkiem nowej architektury wyróżnia się natomiast Nowa Synagoga stojąca na granicy Starego Miasta przy ruchliwej obwodnicy. Jeszcze jeden charakterystyczny punkt miasta to Plac Pocztowy w sąsiedztwie Zwingera, który zajmuje charakterystyczne młyńskie koło spopularyzowane w miastach chyba przez londyński czarci młyn. Większą część dni spędzonych w samym Dreźnie zajęło nam oczywiście zwiedzanie tutejszych muzeów, co opiszę jednak w następnym odcinku.
Z racji okrutnych bombardowań większość centralnych dzielnic Drezna to mix zrekonstruowanych zabytków z powojenną zabudową w stylu konstruktywizmu a la DDR. Doskonale to widać było już w pierwszym dniu na Prager Strasse kiedy podążaliśmy z głównego dworca w kierunku przystanku tramwajowego na Altmarkt. Stary Rynek też przypomina nowohucki Plac Centralny z zachowanym starym kościołem św Krzyża w narożniku. A tak to jednolita architektura z lat 60-tych i przeszklony budynek Pałacu Kultury (podobno w środku całkiem, całkiem ale na zewnątrz "szkaradełko"). Dość oryginalną ozdobą tej części miasta jest długa niebieska rura na wysięgnikach podobno zasilająca w wodę tutejsze fontanny. Koncept jakby taki trochę pożyczony z Rumunii, ale fakt w Niemczech to aż tak nie razi. Dalej na północ zaczyna się właściwa starówka, która z racji swojej kadłubowości pełni rolę efektownej dekoracji. Najciekawiej prezentuje się Drezno z drugiego brzegu Łaby np. z miejsca zwanego widokiem Canaletta, gdzie jest nawet stosowna rama obrazu. Canaletto namalował szereg widoków Drezna i można sobie porównać czy panorama bardzo się zmieniła. Na pewno charakterystyczne są zielone łąki nad Łabą i budowle wzniesione z połabskiego piaskowca, który ma taką właściwość, że na powietrzu czernieje, więc większość zabytków wygląda tak jakby niedawno jeszcze szalał tu olbrzymi pożar. Ale bardzo podobnie wyglądają też skały Bastei, więc to naturalne zjawisko. Na tle tych czarno-białych murów ciekawie prezentuje się odrestaurowany orszak książęcy - duży obraz typu sgrafitto zajmujący mur wzdłuż całej ulicy. Przy orszaku ciekawa prezentacja artystyczna z cyklu: zastygamy w bezruchu. Zwłaszcza gość grający kelnera nie miał łatwo tkwiąc w niezbyt wygodnej pozycji. Dumą Drezna jest niedawno odbudowany Frauenkirche - kościół z wielką centralną kopułą. Stoi na placu Neumarkt, który jest teraz centrum starego miasta. Pełno tu kafejek. Są też 2 pomniki: Marcina Lutra oraz któregoś z miejscowych elektorów. Wnętrze robi wrażenie - malowana kopuła oraz wysoki ołtarz z prospektem organowym. Zapewne jest to też świetna sala koncertowa. Pod poziomem parteru znajdują się jeszcze krypty, gdzie zobaczyć można kontakt autentycznych murów i tego co zostało wzniesione od nowa na przełomie XX i XXI wieku. Jest tam wystawa poświęcona historii kościoła. Płatny jest natomiast wstęp na kopułę z panoramą miasta. Tam nie dotarliśmy, ale widok na miasto mieliśmy z wieży Hausmanna - części rezydencji elektorskiej. Miasto trochę większe od Wrocławia. Za morzem budynków widać zielone wzgórza a nawet zarysy Gór Połabskich. Bloków aż tak wiele nie ma, chociaż są dzielnice typowo blokowiskowe np. Prohlis. Dla spotkanych Ukraińców z Kijowa z którymi rozmawialiśmy chwilę Drezno wydawało się małe. No bo nie ma tu jakiejś dzielnicy typu City. Mało jest też XIX-wiecznych kwartałów ze zwartą intensywną zabudową typu kamienice czynszowe. Więcej jest wolnych przestrzeni i stworzonych z rozmachem osiedli willowych z początku XX wieku, takich jak Gruna w której mieszkaliśmy. Dzielnicę czynszówek odwiedziliśmy na Neustadt. Pomiędzy Alaunstrasse a Gorlitzerstrasse jest tam pasaż stworzony z połączonych podwórek z ciekawie ozdobionymi kamienicami. Najefektowniejszy jest dom ozdobiony metalowymi trąbkami spełniającymi rolę rynien. Podobno grają w czasie deszczu, ale chyba tylko podobno bo w sumie jak tam byliśmy to trochę kropiło, a było zupełnie cicho. Obok jest też dom z wykończeniami ze złotej blachy. W sumie to miejsce trochę mnie jednak rozczarowało - bardziej podobały mi się łódzkie podwórka. Cała dzielnica Ausser Neustadt ma charakter etniczny. Takie miejsce na chill-out jak krakowski Kazimierz czy Podgórze. Aczkolwiek syf tam jednak nieco większy niż u nas. Od centralnego mostu Augustus Brucke w stronę tych dzielnic Nowego Miasta prowadzi zadrzewiona promenada w stronę Albertplatz. Po drodze miniemy złoty pomnik Augusta III Sasa znanego tu jako Fryderyk August II, potem dawną halę targową, zegar mechaniczny na Plantach a na końcu na placu Alberta dwie fontanny przedstawiające Łabę spokojną i Łabę wzburzoną. Miejscem gdzie koncentrują się turyści są też tarasy Bruhla. To wzniesiona wysoko nad Łabę promenada z laskiem miniaturowych drzewek, kilkoma pomnikami i budynkami reprezentacyjnymi takimi jak Lipsius Bau w tle. Można stąd podziwiać panoramę Łaby i stylowych parostatków zacumowanych przy moście Augusta. W weekend w amfiteatrze nad Łabą odbywały się koncerty tzw. Kaisermania. Gwiazdą wieczorów był Roland Kaiser artysta, chyba z lat 70-tych, reprezentujący styl Schlager, czyli coś w rodzaju miejscowego disco-polo. Bilety w dość zawrotnych jak na naszą kieszeń cenach 600-1000 Euro. A tam sądząc po frekwencji rozeszły się jak świeże bułeczki. Dużo ludzi piknikowało też na łąkach przy amfiteatrze. Piwko się lało, kiełbaski też miały wzięcie. W każdym razie fajna, wakacyjna atmosfera. Dodatkowo równocześnie skończył się mecz piłkarski miedzy Dynamem Drezno a Arminią Bielefeld i ulicą wzdłuż Łaby śmigały w obstawie policyjnej autokary z kibicami gości. Z początku myśleliśmy, że wiozą gwiazdę estrady wraz z zespołem, dopiero potem widać było na mieście świętujących kibiców Dynama w żółto-czarnych koszulkach. To zresztą barwy Drezna widoczne także na miejscowych autobusach i tramwajach. Interesującym miejscem w mieście jest też duży park z letnim pałacykiem myśliwskim oddzielający naszą dzielnicę Gruna od starówki. Przy pałacyku duży staw, fontanny i ogrody francuskie. Przeszliśmy tam rankiem pierwszego dnia. W parku jest też m.in. amfiteatr, ogrody kwiatowe, ogród botaniczny a także zoo, którego jednak nie odwiedzaliśmy. Po parku kursuje kolejka wąskotorowa otwarta niestety w takich godzinach, w których w tym miejscu nas być nie mogło. Ciekawym obiektem na skraju parku jest tzw. Glaserne Manufaktur - dawna fabryka Volkswagena w której znajduje się obecnie wystawa poświęcona produkcji aut ekologicznych. Nowoczesna fabryka jest prawie ze wszystkich stron otoczona stawami z wodą. W okrągłej wieży znajduje się parking, gdzie stoją nowe Volkswageny. Innym kuriozum architektonicznym Drezna jest dawna fabryka cygar Yenidze przypominająca sylwetką meczet. Pod kopułą znajduje się restauracja, sądząc po spisie menu na dole dość droga. Z całkiem nowej architektury wyróżnia się natomiast Nowa Synagoga stojąca na granicy Starego Miasta przy ruchliwej obwodnicy. Jeszcze jeden charakterystyczny punkt miasta to Plac Pocztowy w sąsiedztwie Zwingera, który zajmuje charakterystyczne młyńskie koło spopularyzowane w miastach chyba przez londyński czarci młyn. Większą część dni spędzonych w samym Dreźnie zajęło nam oczywiście zwiedzanie tutejszych muzeów, co opiszę jednak w następnym odcinku.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Chodzi o Fryderyka Augusta II Wettyna (1797-1854) - króla Saksonii.
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
No właśnie. Im się tam pokrywają te nazwy - większość władców Saksonii ma bardzo podobne imiona a dodatkowo inaczej ich nazywano w Polsce a inaczej tam.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Biorąc pod uwagę wielkość zbiorów to muzea niemieckie są relatywnie tanie. Niestety są w tym sensie nieekonomiczne, że ciężko zaliczyć kilka w jeden dzień bez rezygnacji z części ekspozycji. W sumie tak zrobiliśmy i w Rezydencji i w Zwingerze.
Cała sala przypominająca wielki średniowieczny turniej. Podziw budzi zwłaszcza blaszana zbroja końska ze scenami 12 prac Herkulesa. Wszędzie kapie złotem i przepychem. Zarówno mijane komnaty jak i poszczególne eksponaty. Wojskowo to Sasi nie byli jacyś ponadprzeciętni, ale skarby gromadzić potrafili. Trochę to jest zresztą spuścizna Rzeczpospolitej, która tutaj dzięki lepszej koniunkturze politycznej przetrwała bez wielkiego uszczerbku. W dziale numizmatycznym, zwraca uwagę nowoczesna moneta czy medal w tematyce Covidu. Są tutaj także stare banknoty i monety europejskie z czasów przed stworzeniem Euro. W tym także pieniądze polskie. Cymesikiem w tym gronie jest na pewno talar Księstwa Warszawskiego. Z licznych kuriozów wystawy historycznej są stare stroje paradne, kamienne rzeźby i naczynia. Warto przejść się galerią myśliwską z widokiem na dziedzińce gdzie zaprezentowano też broń, trofea oraz obrazy. Można też spojrzeć do starej kaplicy zamkowej z ciekawym sklepieniem. Zwinger ma aktualnie całkowicie rozkopany dziedziniec. Poszczególne galerie są natomiast jak najbardziej otwarte. Można też chodzić po murze obwodowym, oglądać fantazyjne fontanny na bokach budowli. I przejść pod Bramą Koronną. Główną atrakcją Zwingeru jest duża galeria sztuki znajdująca się na dwóch piętrach w największym budynku należącym do kompleksu. Jest tam sporo ciekawych i znanych obrazów. Tak jak w innych dobrych kolekcjach jest tu też pewien przekrój sztuki europejskiej najważniejszych krajów z kilkoma niewątpliwymi arcydziełami. Niepisaną perłą w koronie jest oczywiście Madonna Sykstyńska Rafaela z charakterystycznymi dwoma aniołkami u spodu obrazu. Krystianowi chyba najbardziej podobał się sugestywny obraz Rubensa przedstawiający pijanego Herkulesa prowadzonego przez nimfę i satyra. Jest w tej galerii sporo nagości, która już go chyba trochę przynajmniej "bulwersuje", a sporo tu przecież "apetycznych" Rubensów, czy choćby znana Śpiąca Wenus malowana przez Giorgiona, a bodaj po jego przedwczesnej śmierci dokończona przez Tycjana. Mnie od Unterlinden zafascynował Cranach. Tu też jest kilka jego niesamowitych obrazów. Choćby żywa ilustracja do podróży Guliwera, choć o nich artysta nie mógł mieć jeszcze przecież pojęcia, więc to raczej Swift inspirował się Cranachem. A obraz ma tytuł Śpiący Herkules i pigmeje. Też ciekawie. Inny obraz niemieckiego mistrza przedstawia z kolei jakby upadek bomby albo meteorytu w tłum ludzi. To scena biblijna w której prorok Eliasz zsyła Boży gniew na czcicieli Baala. Na drugim piętrze obok Cranacha są też liczne widoki Drezna i innych saksońskich miast malowane przez Bellotta znanego u nas z widoków Warszawy. Te same czasy, nawet ten sam dwór królewski. Muzeum chlubi się też eleganckim, choć niewielkim obrazem Liotarda przedstawiającym dziewczynę niosącą filiżankę z czekoladą. Mniej ciekawa była galeria porcelany. Może dlatego, że porcelana miśnieńska mimo wszystko nie jest jakaś charakterystyczna i poza znakiem firmowym dwóch skrzyżowanych szpad trudno na pierwszy rzut oka rozpoznać, że to produkt akurat z Saksonii. Ciekawy był na pewno korytarz w którym ustawiono rozmaite porcelanowe zwierzątka. Cały ogród zoologiczny. I na pewno budzą respekt rozmiary niektórych produktów porcelanowych. Całe posągi odlane z białej masy kaolinowej. Są też oczywiście mniejsze, rozkoszne cacuszka. Fragment ekspozycji pokazuje wczesne eksperymenty Bottgera z ceramiką, kiedy jeszcze nie znał właściwej receptury porcelany i produkty wychodziły mu kolorowe a nawet czarne.
Korzystając z bonusa na karcie Schlosserland odwiedziliśmy też za darmo XPerience - multimedialną odsłonę Zwingera. Jej głównym elementem jest film 3D o projektowaniu kompleksu najpierw jako ogrodu pomarańczowego, potem jako skarbca oraz areny wielkiej uroczystości ślubnej. Podążamy za Poppelmannem - architektem kompleksu, który podziwia swoje dzieło w różnych odsłonach. Wg narracji to podróżujemy razem z nim w balonie, oglądamy Zwinger z lotu ptaka i odczuwamy też rozmaite szarpnięcia powietrznego statku. Trzeba przyznać, że Niemcy potrafią takie efekty perfekcyjnie dopracować, tak że cała ta wystawa naprawdę jest realistyczna a przy tym efektowna. Na jej koniec przy udziale wirtualnych okularów zasiadamy w czymś w rodzaju gokarta i wyjeżdżamy na dziedziniec Zwingera w czasie ślubnej gali Augusta III. Z bliska możemy więc podziwiać zdobny orszak i XVIII-wieczne fajerwerki.
Ale najpierw Niemieckie Muzeum Higieny. Zajmuje taki trochę socrealistyczny pałacyk na skraju Wielkiego Ogrodu w Dreźnie.
Wystawy znajdują się na dwóch piętrach a w dodatkowym skrzydle także dodatkowa ekspozycja przeznaczona dla dzieci. Eksponaty mocno zróżnicowane zważywszy temat bo znalazł się tam nawet szkielet jakiegoś gigantycznego ptaka bliskiego zdaje się erze dinozaurów.
To w części poświęconej genetyce.
Najciekawsza ekspozycja znajduje się na pierwszym piętrze gdzie pokazana jest tzw. szklana kobieta. To anatomiczny model człowieka z podświetlanymi układami wewnętrznymi. Multimedialna prezentacja z czasów kiedy o komputerach osobistych jeszcze nawet nie myślano.
Kolejne wystawy dotyczą poszczególnych narządów zmysłów, odżywiania oraz układu nerwowego.
Na wielkiej tablicy można napisać jaka jest twoja ulubiona potrawa. Trzeba przyznać że wśród zwiedzających panuje olbrzymia różnorodność menu, chyba że wszyscy silą się na oryginalność.
Mamy też salon kosmetyczny w stylu retro z różnymi substancjami zapachowymi.
Z części dziecięcej pamiętam ciekawe modele: oka, ucha, nosa, skóry i języka a więc poszczególnych receptorów.
Jest tam również ciekawy labirynt luster, podobny w koncepcji kalejdoskop, ciemny korytarz z różnymi fakturami ściany, oraz zabawna ścieżka odgłosów z których niektóre pokazują, że Niemcy mają jednak dość sprośne poczucie humoru.
Do Rezydencji nie tak łatwo dotrzeć. Trochę błądziliśmy między dziedzińcami dopóki trafiliśmy na właściwy. Niestety okazało się że tu akurat są bardziej papiescy niż sam papież. Prawdę mówiąc nie spotkałem się wcześniej w różnych muzeach z zakazem wnoszenia bagażu osobistego czyli przypiętej do pasa nerki.
Nawet w "upierdliwej" Szwajcarii na to pozwalano. Tutaj stał się to widać jednak problem nie do przeskoczenia. Najgorzej że nie ma jasnej informacji na ten temat i o tym że nie wpuszczą cię na wystawę dowiadujesz się np. dwa piętra wyżej. Prawdę mówiąc nie rozumiem względów które do tego obligują. W kieszeni też można wnieść niebezpieczne narzędzie i ze względów bezpieczeństwa to raczej przydała im by się kabina ze skanerem. Bardzo sprawnie zrobiono taką kontrolę w Prado, a u nas są też takie cuda np. w Muzeum Śląskim i o ile pamiętam także w Polin. Ten zakaz to jednak pewna trauma dla turysty. Albo zostawić w wątpliwie zabezpieczonym boksie pokaźną kwotę pieniędzy i dokumenty, albo przeładować to wszystko do kieszeni co nie jest zbyt wygodne i też wcale niezbyt bezpieczne.
Muzeum w dawnym pałacu królów saskich oczywiście warte jest wyrzeczeń, ale niemiły zgrzyt pozostaje. I jeśli się trafi kiedyś kradzież z boksu to pewnie będzie afera. Na spokojnie ten kompleks powinno się zwiedzać przynajmniej cały dzień. Na pewno nie poszliśmy na samą górę do gabinetu sztychów i grafik, ale nie jestem też pewny czy gdzieś po drodze nie było możliwości wejścia do Hofkirche.
Bo kościół elektorski był przez cały czas naszego pobytu zamknięty od zewnątrz i poza przyjemnością obejrzenia kamiennych figur na fasadzie nie trafiliśmy do równie zdobnej nawy.
Nasz bilet na Rezydencję nie obejmował też starej Grunes Gewolbe, którą zwiedzać można tylko o pełnych godzinach w cenie porównywalnej z cała resztą. Jakie cuda tam muszą prezentować, skoro te w Neues Grune Gewolbe są równie efektowne.
Pełne złota i szlachetnych kamieni. A przy tym prawdziwe dzieła sztuki rzemieślniczej.
Na kolana rzuca zwłaszcza tzw. Tron Aurangzeba, czyli rodzaj złotej "szopki" z figurkami rozmaitych poddanych ukazujących dwór Wielkiego Mogoła. Wykonują oni różne czynności, niektórzy po prostu biją czołem przed władcą leżącym na wielkim tapczanie w głębi pałacu. Całość sprawia wrażenie kosztownej zabawki przypominającej naszej współczesne zestawy Lego czy Barbie, tyle że istniejącej w jednym egzemplarzu, więc znacznie lepiej dopracowanej niż współczesna masowa produkcja.
Na skraju Neues Grunes Gewolbe obejrzeć można także złamaną podkowę - świadectwo siły władcy Saksonii zwanego i u nas Augustem Mocnym.
Są tu też jego insygnia królewskie: korona i jabłko.
Na wyższym piętrze przechodzimy jego komnaty reprezentacyjne. Przy wejściu wita nas gospodarz. Posąg w płaszczu koronacyjnym podobno w naturalnych rozmiarach. W sumie jak na dzisiejsze gabaryty to August nie sprawia wrażenia jakiegoś wielkoluda, ale na owe czasy był to podobno okaz.
Są tu polonika, np. kurdyban z godłami Polski i Litwy.
Sala tronowa ze wzbudzającą respekt amfiladą.
Aby upaść przed majestatem należało przemaszerować z 5 lub 6 komnat a tron już z dala był oczywiście widoczny.
Dalej trafiamy do zbrojowni.
Wpierw namioty zdobyte na Turkach a zaraz potem zdobne uprzęże i stroje bojowych koni.
Cała sala przypominająca wielki średniowieczny turniej. Podziw budzi zwłaszcza blaszana zbroja końska ze scenami 12 prac Herkulesa. Wszędzie kapie złotem i przepychem. Zarówno mijane komnaty jak i poszczególne eksponaty. Wojskowo to Sasi nie byli jacyś ponadprzeciętni, ale skarby gromadzić potrafili. Trochę to jest zresztą spuścizna Rzeczpospolitej, która tutaj dzięki lepszej koniunkturze politycznej przetrwała bez wielkiego uszczerbku. W dziale numizmatycznym, zwraca uwagę nowoczesna moneta czy medal w tematyce Covidu. Są tutaj także stare banknoty i monety europejskie z czasów przed stworzeniem Euro. W tym także pieniądze polskie. Cymesikiem w tym gronie jest na pewno talar Księstwa Warszawskiego. Z licznych kuriozów wystawy historycznej są stare stroje paradne, kamienne rzeźby i naczynia. Warto przejść się galerią myśliwską z widokiem na dziedzińce gdzie zaprezentowano też broń, trofea oraz obrazy. Można też spojrzeć do starej kaplicy zamkowej z ciekawym sklepieniem. Zwinger ma aktualnie całkowicie rozkopany dziedziniec. Poszczególne galerie są natomiast jak najbardziej otwarte. Można też chodzić po murze obwodowym, oglądać fantazyjne fontanny na bokach budowli. I przejść pod Bramą Koronną. Główną atrakcją Zwingeru jest duża galeria sztuki znajdująca się na dwóch piętrach w największym budynku należącym do kompleksu. Jest tam sporo ciekawych i znanych obrazów. Tak jak w innych dobrych kolekcjach jest tu też pewien przekrój sztuki europejskiej najważniejszych krajów z kilkoma niewątpliwymi arcydziełami. Niepisaną perłą w koronie jest oczywiście Madonna Sykstyńska Rafaela z charakterystycznymi dwoma aniołkami u spodu obrazu. Krystianowi chyba najbardziej podobał się sugestywny obraz Rubensa przedstawiający pijanego Herkulesa prowadzonego przez nimfę i satyra. Jest w tej galerii sporo nagości, która już go chyba trochę przynajmniej "bulwersuje", a sporo tu przecież "apetycznych" Rubensów, czy choćby znana Śpiąca Wenus malowana przez Giorgiona, a bodaj po jego przedwczesnej śmierci dokończona przez Tycjana. Mnie od Unterlinden zafascynował Cranach. Tu też jest kilka jego niesamowitych obrazów. Choćby żywa ilustracja do podróży Guliwera, choć o nich artysta nie mógł mieć jeszcze przecież pojęcia, więc to raczej Swift inspirował się Cranachem. A obraz ma tytuł Śpiący Herkules i pigmeje. Też ciekawie. Inny obraz niemieckiego mistrza przedstawia z kolei jakby upadek bomby albo meteorytu w tłum ludzi. To scena biblijna w której prorok Eliasz zsyła Boży gniew na czcicieli Baala. Na drugim piętrze obok Cranacha są też liczne widoki Drezna i innych saksońskich miast malowane przez Bellotta znanego u nas z widoków Warszawy. Te same czasy, nawet ten sam dwór królewski. Muzeum chlubi się też eleganckim, choć niewielkim obrazem Liotarda przedstawiającym dziewczynę niosącą filiżankę z czekoladą. Mniej ciekawa była galeria porcelany. Może dlatego, że porcelana miśnieńska mimo wszystko nie jest jakaś charakterystyczna i poza znakiem firmowym dwóch skrzyżowanych szpad trudno na pierwszy rzut oka rozpoznać, że to produkt akurat z Saksonii. Ciekawy był na pewno korytarz w którym ustawiono rozmaite porcelanowe zwierzątka. Cały ogród zoologiczny. I na pewno budzą respekt rozmiary niektórych produktów porcelanowych. Całe posągi odlane z białej masy kaolinowej. Są też oczywiście mniejsze, rozkoszne cacuszka. Fragment ekspozycji pokazuje wczesne eksperymenty Bottgera z ceramiką, kiedy jeszcze nie znał właściwej receptury porcelany i produkty wychodziły mu kolorowe a nawet czarne.
Korzystając z bonusa na karcie Schlosserland odwiedziliśmy też za darmo XPerience - multimedialną odsłonę Zwingera. Jej głównym elementem jest film 3D o projektowaniu kompleksu najpierw jako ogrodu pomarańczowego, potem jako skarbca oraz areny wielkiej uroczystości ślubnej. Podążamy za Poppelmannem - architektem kompleksu, który podziwia swoje dzieło w różnych odsłonach. Wg narracji to podróżujemy razem z nim w balonie, oglądamy Zwinger z lotu ptaka i odczuwamy też rozmaite szarpnięcia powietrznego statku. Trzeba przyznać, że Niemcy potrafią takie efekty perfekcyjnie dopracować, tak że cała ta wystawa naprawdę jest realistyczna a przy tym efektowna. Na jej koniec przy udziale wirtualnych okularów zasiadamy w czymś w rodzaju gokarta i wyjeżdżamy na dziedziniec Zwingera w czasie ślubnej gali Augusta III. Z bliska możemy więc podziwiać zdobny orszak i XVIII-wieczne fajerwerki.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
W pierwszym muzeum widzę trzy wersje językowe napisów (niemiecki, angielski i czeski). A jak z j. polskim? Słuchawki dostępne z polską wersją językową?
W drugim korzystaliście ze słuchawek z j. polskim?
Jakaś opłata dodatkowa?
W drugim korzystaliście ze słuchawek z j. polskim?
Jakaś opłata dodatkowa?
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Tak w XPerience słuchawki były z wersją polskojęzyczną. Całkiem zresztą dobrą. W innych oddziałach była możliwość wynajęcia audioguide'a zdaje się za drobną dopłatą, ale raczej z tego nie korzystam, bo zazwyczaj są one zbyt przegadane i po kilku przystankach odechciewa się wykładu.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Jeśli chodzi o Drezno to jeszcze krótka relacja ze Schloss Pillnitz - pałacu nad Łabą położonego na wschodnich przedmieściach. Z naszego osiedla dojazd autobusem kursującym m.in. przez tzw. Blaues Wunder, czyli jeszcze jeden wiszący most nad Łabą, który z niewyjaśnionych powodów zmienił kolor z zielonego na niebieski- stąd nazwa.
Pillnitz to miała to być rezydencja metresy Augusta Mocnego hrabiny Cosel, niestety zaczęła się mieszać do polityki i skończyła jako więzień w zamku Stolpen. Ale sam kompleks pozostał letnim azylem Wettynów. Charakteryzuje się oryginalnymi dachami przypominającymi nieco budowle chińskie.
Fasady ozdabia kolorowy fryz, a na kapitelach kolumn dodatkowo dostrzec można polskie herby narodowe związane z osobą Augusta Mocnego.
Budynki układają się w dużą podkowę. Wokół pałacu znajdują się rozległe ogrody. W centrum założenia są to geometryczne klomby z okazami kilku starych drzew.
Tutaj w labiryncie parkowych alejek ustawiona jest dawna wiosłowa łódź królewska służąca jako środek transportu na Łabie z Drezna do Pillnitz. Podobne łodzie widziałem dawno temu w hiszpańskim Aranjuez. Król ze świtą siedział sobie w zadaszonej kabinie a z przodu i z tyłu były miejsca dla wioślarzy albo dla obstawy.
Dalej od pałacu park przybiera charakter angielski i sprawia wrażenie trochę zaniedbanego.
Ale jest tu sporo rzadkich ozdobnych drzew. Największym kuriozum jest drzewo kameliowe, podobno najstarsze i największe w Europie. W lecie rośnie sobie swobodnie, ale na zimę jest przykrywane specjalnym kloszem, który stoi obok. Najlepiej trafić na czas kiedy kwitnie, w sierpniu sprawia wrażenie raczej niepozorne.
W górnej części parku jest także staw z altaną chińską.
Położona niżej palmiarnia i oranżeria akurat były zamknięte.
Wstąpiliśmy natomiast do muzeów mieszczących się w poszczególnych skrzydłach pałacu.
W dwóch bocznych znajdują się wystawy poświęcone sztuce użytkowej, natomiast w centralnym ekspozycja związana z historią pałacu i jego lokatorami. Mamy tu także ładną kaplicę pałacową zajmującą bodaj największą salę w całym kompleksie.
W znajdującej się w podziemiach kuchni i spiżarni zobaczyć można słup na którym zaznaczone są poziomy wody w czasie powodzi na Łabie.
Dodać trzeba że rekordowy poziom zanotowano bodaj w 1997 roku, czyli w czasie powodzi tysiąclecia w której tak ucierpiał Wrocław i inne miasta nadodrzańskie. Wtedy sutereny pałacu zostały zalane całkowicie i woda znajdowała się na wyższej kondygnacji.
Pałac w Pillnitz leży bowiem bezpośrednio nad Łabą i przy jego krawędzi znajduje się kamienny port ze schodami do którego kiedyś przybijały barki.
Dzisiaj łączność z lewym brzegiem rzeki, gdzie znajduje się m.in. pętla tramwajowa utrzymuje lokalny prom kursujący mniej więcej co 15 minut.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Lipsk
W dawnym NRD to było drugie co do wielkości miasto kraju i nieformalna stolica gospodarcza. Targi Lipskie miały średniowieczne tradycje i do dzisiaj centrum miasta to jeden wielki dom handlowy. Co ciekawe Lipsk nie jest nawet stolicą landu, aczkolwiek to miasto kojarzone także z rozmaitymi postaciami niemieckiej kultury z Goethem, Bachem czy Leibnizem na czele. Jak przystało na taki ośrodek Lipsk wyróżnia się największym dworcem kolejowym w Europie. Inna sprawa, czy ponad 20 peronów jest tam naprawdę potrzebne i czy wobec olbrzymich przestrzeni dotarcie od kasy na peron nie zajmuje za dużo czasu. W każdym razie hala dworca sprawia wrażenie większej niż ten w Mediolanie, który zadziwił mnie mocno pod tym względem kilka lat temu. Z dworca wychodzimy wprost na Planty otaczające starówkę. Oczywiście określenie starówka jest tu umowne, ponad połowa tego terenu to budynki stosunkowo nowe, przy czym w Lipsku w większym stopniu to wynik XX-wiecznej ekspansji kapitału niż wojennych bombardowań. Wzdłuż Nikolaistrasse mijamy szereg modernistycznych gmachów, których podwórka kryją domy towarowe w stylu retro. Są też na średniowieczną modłę szyldy i znaki poszczególnych domów, np. niebieski szczupak. Rzut oka na prawo pozwala zobaczyć znany mural wolnościowy przy ulicy Bruhl. O 9.00 Nikolaikirche był jeszcze zamknięty, ale ciekawą kolumnę z palmowym kapitelem obejrzeć można także na placu przed świątynią. W sąsiedztwie jest też dawna szkoła św Mikołaja, muzeum oraz wejście do jednego z bardziej znanych domów towarowych Speckhof zajmującego cały kwartał pomiędzy ulicami. Wewnętrzne pasaże i placyki. Ciekawy wodny zegar na jednym z placyków. No szkoda że nie udało się dowiedzieć jak to działa. Podobno pocieranie wilgotnymi rękami o uchwyty powoduje, że woda wewnątrz bulgocze a wiązka lasera wskazuje godzinę na tarczy zegarowej. Docieramy do ścisłego centrum i handlowego pasażu Madlera. Prawie, prawie przypomina mediolańską Galerię Wiktora Emanuela, jest może trochę bardziej kameralny, ale na pewno ma swój urok. Tutaj też znajduje się słynna piwnica Auerbacha w której Goethe pisał Fausta. Przy wejściu do niej stoją figury Mefista i dr Fausta a po drugiej stronie dwóch studentów. To obowiązkowy punkt wycieczki po Lipsku i wszyscy robią sobie tutaj zdjęcia. Najnowocześniejsze centrum handlowe na lipskiej starówce nosi nazwę Petersbogen. Znaleźliśmy tam ciekawy automat do tworzenia zdjęć na zaaranżowanym komputerowo tle. Coś w rodzaju blue-boxu. Można się ustawić, odpowiednio zapozować, a fotografię przesłać na swój adres mailowy. Jest to całkowicie darmowe. U nas nie widziałem jeszcze takiej atrakcji. Odwiedziliśmy też sklep firmowy drużyny Redbulla Lipsk, która ostatnio zrobiła dużą furorę w niemieckim i europejskim futbolu. Z pasażu Madlera wychodzi się wprost na Naschmarkt. To placyk na tyłach ratusza z pomnikiem Goethego oraz bardzo saksońskim, cukierkowym budynkiem Starej Giełdy. Najważniejszym landmarkiem Lipska jest stary ratusz wypełniający całą pierzeję Starego Rynku. Oprócz tego jest tu budynek miejskiej wagi i sporo ciekawych kamieniczek. Na środku rynku estrada i niewielki plac targowy. Jest tu też wejście do podziemnej stacji S-Bahn, bo metra Lipsk oficjalnie nie ma. Po północnej stronie rynku cały kwartał został zniszczony w czasie wojny. Dziś stworzono tu wielki szklany gmach muzeum sztuki. Nie wstępowaliśmy, a pewnie można by tam "wsiąknąć" na pół dnia zważywszy rozmiary budynku. Na rogu ulicy Bruhl jeden z nielicznych zachowanych w tej części starych budynków z barokowym sznytem. Okrążamy stare miasto od tej strony urokliwymi uliczkami, pasażem przy kinie w stylu retro. Wychodzimy na plac na skraju starówki a potem na niewielki placyk przy Domu zum Arabische Coffebaum. Była tu jakaś kultowa kawiarnia, ale obecnie budynek jest w remoncie. Kolejnym pasażem dochodzimy z powrotem do rynku i do sąsiadującego z nim skweru przy kościele św. Tomasza. Nie wiadomo co bardziej zwraca tu uwagę - sam kościół czy umiejscowiony po drugiej stronie ulicy złoty budynek banku. Ale w kościele kantorem był Jan Sebastian Bach którego pomnik stoi na placu obok. Jeszcze jeden starszy - znaleźć można kilkadziesiąt metrów dalej na Plantach. Samo wnętrze jakiegoś wielkiego wrażenia nie robi. Widać zrekonstruowane organy na których grał kompozytor. Gdzieś w prezbiterium jest jego nagrobek, ale prawdę mówiąc nie jest jakoś szczególnie wyeksponowany i chyba łatwo go przeoczyć. Bo raczej to nie jest ta płyta z tyłu kościoła. W zakrystii niewielka wystawa instrumentów muzycznych. Imponującym lipskim "zamkiem" jest z kolei tzw. Nowy Ratusz na południowo-zachodnim krańcu starówki. Obchodzimy budowlę dookoła. Przy okazji wstępujemy do sklepu z figurkami Warcrafta. Zresztą chyba nie był to sklep, tylko jakiś reklamowy event w wynajętym pomieszczeniu. Krystian mógł sobie pomalować plastikowe figurki, można było też pograć w gry - ale chyba kupić kompletu figurek albo jednej na próbę nie dało rady. Nazwa obiła mi się o uszy, ale nie jestem fanem takich gier, więc traktuję to jedynie jako ciekawostkę. W każdym razie pan słysząc, że jesteśmy z Polski ożywił się, stwierdził że mamy dużo dobrych graczy i nawet zachęcał nas do odwiedzenia dedykowanych sklepów w kraju i wydrukował listę adresów. Odwiedzamy potem dzielnicę uniwersytecką. Znajduje się w cieniu wysokiego wieżowca stanowiącego powojenny znak rozpoznawczy Lipska. Dziś jest siedzibą Mensy. Obok satyrycznego pomnika przechodzimy w stronę Augustplatz. To nowoczesne centrum Lipska. Jest tutaj nowo zaaranżowany budynek rektoratu tzw. Augusteum, opera oraz tzw. Gewandhaus czyli siedziba orkiestry symfonicznej. Z Augustusplatz jedziemy tramwajem w stronę Pomnika Bitwy Narodów (Volkerschlacht Denkmal). Po drodze mijamy stary kompleks Targów Lipskich z charakterystyczną bramą w kształcie litery M oraz cerkiew ze złotymi kopułami. Pomnik Bitwy Narodów upamiętnia wielką batalię z czasów napoleońskich z października 1813 roku. W praktyce oznaczała ona kres panowania Napoleona w Europie. Dla Niemców miała ważne znaczenie w kontekście poczucia jedności narodowej. Dla nich było to zwycięstwo, dla nas przegrana. Ale narodów z różnych części świata nadal jest tu dużo. Z bardziej egzotycznych widzieliśmy parę z Brazylii. Polaków oczywiście też nie mało. Pomnik olbrzymi, bodaj największy w Europie, otoczony całym kompleksem z zadrzewieniami i sztucznym stawem. Chodzenie po jego zakamarkach może być całkiem ekscytujące i także całkiem męczące. Odcinki kilkuset wąskich schodów wijących się w głębi budowli prowadzą na dwa tarasy widokowe. Jeden na obwodzie monumentu, a drugi na samym szczycie. Zmyślnie nie kręcą się w kółko tylko zmieniają kierunek co jakiś czas. Są też windy, ale i tak pierwszy odcinek do wewnętrznego mauzoleum trzeba przejść pieszo schodami. Na samą górę powyżej sklepienia mauzoleum idzie się już tylko pieszo korytarzem jednokierunkowym (światła regulują ruch). W sumie lepsze widoki są z tego niższego tarasu, tyle że trzeba się tam trochę nachodzić wzdłuż całego obwodu. Stare miasto łatwo namierzyć ze względu na charakterystyczny wieżowiec. Wypatrywaliśmy stadionu piłkarskiego, ale to co widać z oddali to podobno hala sportowa. Piękny pałac wśród lasu okazał się natomiast być miejskim krematorium - zaprawdę Niemcy mają specyficzne poczucie humoru. Obok pomnika jest także niewielkie muzeum a w jego podziemiach krypta, ale tam już nie dotarliśmy. Lipsk mi się podobał. Aczkolwiek to też ośrodek ze swoimi problemami, bo np. przy dworcu na Plantach koczują bezdomni. Miasto sprawia wrażenie trochę bardziej nowoczesnego niż Drezno. Zabytki nie dominują w krajobrazie, ale bez wątpienia istnieją i zwracają na siebie uwagę. Na starówce można się pobłąkać po wewnętrznych pasażach i zaskakująco ciekawych podwórkach. Obejrzeliśmy tylko fragment tego miasta. Są przecież dawne zakłady przemysłowe i lofty nad Elsterą, duży park Clary Zetkin w tamtej okolicy, jest wielki kompleks muzealny Grassi, jest jeden z najlepszych niemieckich ogrodów zoologicznych, są wreszcie targi lipskie. Bez wątpienia miasto przynajmniej na dwa dni zwiedzania.
W dawnym NRD to było drugie co do wielkości miasto kraju i nieformalna stolica gospodarcza. Targi Lipskie miały średniowieczne tradycje i do dzisiaj centrum miasta to jeden wielki dom handlowy. Co ciekawe Lipsk nie jest nawet stolicą landu, aczkolwiek to miasto kojarzone także z rozmaitymi postaciami niemieckiej kultury z Goethem, Bachem czy Leibnizem na czele. Jak przystało na taki ośrodek Lipsk wyróżnia się największym dworcem kolejowym w Europie. Inna sprawa, czy ponad 20 peronów jest tam naprawdę potrzebne i czy wobec olbrzymich przestrzeni dotarcie od kasy na peron nie zajmuje za dużo czasu. W każdym razie hala dworca sprawia wrażenie większej niż ten w Mediolanie, który zadziwił mnie mocno pod tym względem kilka lat temu. Z dworca wychodzimy wprost na Planty otaczające starówkę. Oczywiście określenie starówka jest tu umowne, ponad połowa tego terenu to budynki stosunkowo nowe, przy czym w Lipsku w większym stopniu to wynik XX-wiecznej ekspansji kapitału niż wojennych bombardowań. Wzdłuż Nikolaistrasse mijamy szereg modernistycznych gmachów, których podwórka kryją domy towarowe w stylu retro. Są też na średniowieczną modłę szyldy i znaki poszczególnych domów, np. niebieski szczupak. Rzut oka na prawo pozwala zobaczyć znany mural wolnościowy przy ulicy Bruhl. O 9.00 Nikolaikirche był jeszcze zamknięty, ale ciekawą kolumnę z palmowym kapitelem obejrzeć można także na placu przed świątynią. W sąsiedztwie jest też dawna szkoła św Mikołaja, muzeum oraz wejście do jednego z bardziej znanych domów towarowych Speckhof zajmującego cały kwartał pomiędzy ulicami. Wewnętrzne pasaże i placyki. Ciekawy wodny zegar na jednym z placyków. No szkoda że nie udało się dowiedzieć jak to działa. Podobno pocieranie wilgotnymi rękami o uchwyty powoduje, że woda wewnątrz bulgocze a wiązka lasera wskazuje godzinę na tarczy zegarowej. Docieramy do ścisłego centrum i handlowego pasażu Madlera. Prawie, prawie przypomina mediolańską Galerię Wiktora Emanuela, jest może trochę bardziej kameralny, ale na pewno ma swój urok. Tutaj też znajduje się słynna piwnica Auerbacha w której Goethe pisał Fausta. Przy wejściu do niej stoją figury Mefista i dr Fausta a po drugiej stronie dwóch studentów. To obowiązkowy punkt wycieczki po Lipsku i wszyscy robią sobie tutaj zdjęcia. Najnowocześniejsze centrum handlowe na lipskiej starówce nosi nazwę Petersbogen. Znaleźliśmy tam ciekawy automat do tworzenia zdjęć na zaaranżowanym komputerowo tle. Coś w rodzaju blue-boxu. Można się ustawić, odpowiednio zapozować, a fotografię przesłać na swój adres mailowy. Jest to całkowicie darmowe. U nas nie widziałem jeszcze takiej atrakcji. Odwiedziliśmy też sklep firmowy drużyny Redbulla Lipsk, która ostatnio zrobiła dużą furorę w niemieckim i europejskim futbolu. Z pasażu Madlera wychodzi się wprost na Naschmarkt. To placyk na tyłach ratusza z pomnikiem Goethego oraz bardzo saksońskim, cukierkowym budynkiem Starej Giełdy. Najważniejszym landmarkiem Lipska jest stary ratusz wypełniający całą pierzeję Starego Rynku. Oprócz tego jest tu budynek miejskiej wagi i sporo ciekawych kamieniczek. Na środku rynku estrada i niewielki plac targowy. Jest tu też wejście do podziemnej stacji S-Bahn, bo metra Lipsk oficjalnie nie ma. Po północnej stronie rynku cały kwartał został zniszczony w czasie wojny. Dziś stworzono tu wielki szklany gmach muzeum sztuki. Nie wstępowaliśmy, a pewnie można by tam "wsiąknąć" na pół dnia zważywszy rozmiary budynku. Na rogu ulicy Bruhl jeden z nielicznych zachowanych w tej części starych budynków z barokowym sznytem. Okrążamy stare miasto od tej strony urokliwymi uliczkami, pasażem przy kinie w stylu retro. Wychodzimy na plac na skraju starówki a potem na niewielki placyk przy Domu zum Arabische Coffebaum. Była tu jakaś kultowa kawiarnia, ale obecnie budynek jest w remoncie. Kolejnym pasażem dochodzimy z powrotem do rynku i do sąsiadującego z nim skweru przy kościele św. Tomasza. Nie wiadomo co bardziej zwraca tu uwagę - sam kościół czy umiejscowiony po drugiej stronie ulicy złoty budynek banku. Ale w kościele kantorem był Jan Sebastian Bach którego pomnik stoi na placu obok. Jeszcze jeden starszy - znaleźć można kilkadziesiąt metrów dalej na Plantach. Samo wnętrze jakiegoś wielkiego wrażenia nie robi. Widać zrekonstruowane organy na których grał kompozytor. Gdzieś w prezbiterium jest jego nagrobek, ale prawdę mówiąc nie jest jakoś szczególnie wyeksponowany i chyba łatwo go przeoczyć. Bo raczej to nie jest ta płyta z tyłu kościoła. W zakrystii niewielka wystawa instrumentów muzycznych. Imponującym lipskim "zamkiem" jest z kolei tzw. Nowy Ratusz na południowo-zachodnim krańcu starówki. Obchodzimy budowlę dookoła. Przy okazji wstępujemy do sklepu z figurkami Warcrafta. Zresztą chyba nie był to sklep, tylko jakiś reklamowy event w wynajętym pomieszczeniu. Krystian mógł sobie pomalować plastikowe figurki, można było też pograć w gry - ale chyba kupić kompletu figurek albo jednej na próbę nie dało rady. Nazwa obiła mi się o uszy, ale nie jestem fanem takich gier, więc traktuję to jedynie jako ciekawostkę. W każdym razie pan słysząc, że jesteśmy z Polski ożywił się, stwierdził że mamy dużo dobrych graczy i nawet zachęcał nas do odwiedzenia dedykowanych sklepów w kraju i wydrukował listę adresów. Odwiedzamy potem dzielnicę uniwersytecką. Znajduje się w cieniu wysokiego wieżowca stanowiącego powojenny znak rozpoznawczy Lipska. Dziś jest siedzibą Mensy. Obok satyrycznego pomnika przechodzimy w stronę Augustplatz. To nowoczesne centrum Lipska. Jest tutaj nowo zaaranżowany budynek rektoratu tzw. Augusteum, opera oraz tzw. Gewandhaus czyli siedziba orkiestry symfonicznej. Z Augustusplatz jedziemy tramwajem w stronę Pomnika Bitwy Narodów (Volkerschlacht Denkmal). Po drodze mijamy stary kompleks Targów Lipskich z charakterystyczną bramą w kształcie litery M oraz cerkiew ze złotymi kopułami. Pomnik Bitwy Narodów upamiętnia wielką batalię z czasów napoleońskich z października 1813 roku. W praktyce oznaczała ona kres panowania Napoleona w Europie. Dla Niemców miała ważne znaczenie w kontekście poczucia jedności narodowej. Dla nich było to zwycięstwo, dla nas przegrana. Ale narodów z różnych części świata nadal jest tu dużo. Z bardziej egzotycznych widzieliśmy parę z Brazylii. Polaków oczywiście też nie mało. Pomnik olbrzymi, bodaj największy w Europie, otoczony całym kompleksem z zadrzewieniami i sztucznym stawem. Chodzenie po jego zakamarkach może być całkiem ekscytujące i także całkiem męczące. Odcinki kilkuset wąskich schodów wijących się w głębi budowli prowadzą na dwa tarasy widokowe. Jeden na obwodzie monumentu, a drugi na samym szczycie. Zmyślnie nie kręcą się w kółko tylko zmieniają kierunek co jakiś czas. Są też windy, ale i tak pierwszy odcinek do wewnętrznego mauzoleum trzeba przejść pieszo schodami. Na samą górę powyżej sklepienia mauzoleum idzie się już tylko pieszo korytarzem jednokierunkowym (światła regulują ruch). W sumie lepsze widoki są z tego niższego tarasu, tyle że trzeba się tam trochę nachodzić wzdłuż całego obwodu. Stare miasto łatwo namierzyć ze względu na charakterystyczny wieżowiec. Wypatrywaliśmy stadionu piłkarskiego, ale to co widać z oddali to podobno hala sportowa. Piękny pałac wśród lasu okazał się natomiast być miejskim krematorium - zaprawdę Niemcy mają specyficzne poczucie humoru. Obok pomnika jest także niewielkie muzeum a w jego podziemiach krypta, ale tam już nie dotarliśmy. Lipsk mi się podobał. Aczkolwiek to też ośrodek ze swoimi problemami, bo np. przy dworcu na Plantach koczują bezdomni. Miasto sprawia wrażenie trochę bardziej nowoczesnego niż Drezno. Zabytki nie dominują w krajobrazie, ale bez wątpienia istnieją i zwracają na siebie uwagę. Na starówce można się pobłąkać po wewnętrznych pasażach i zaskakująco ciekawych podwórkach. Obejrzeliśmy tylko fragment tego miasta. Są przecież dawne zakłady przemysłowe i lofty nad Elsterą, duży park Clary Zetkin w tamtej okolicy, jest wielki kompleks muzealny Grassi, jest jeden z najlepszych niemieckich ogrodów zoologicznych, są wreszcie targi lipskie. Bez wątpienia miasto przynajmniej na dwa dni zwiedzania.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Wstęp do mauzoleum w Pomniku Bitwy Narodów płatny ? Jeśli tak to ile kosztuje taka przyjemność ?
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Wstęp dla dorosłego 10 Euro, dla dziecka do 16 roku życia 8 Euro, ale my korzystaliśmy z biletu rodzinnego, który w Niemczech jest bardzo rozpowszechniony. Płacisz 20 Euro za 2 dorosłych i maksymalnie 4 dzieci wchodzi gratis.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Moritzburg
Pałac myśliwski Wettynów położony na pn-zach od Drezna do którego dojechać można bezpośrednim autobusem spod dworca Dresden-Neustadt. Pałac z zewnątrz bardzo efektowny z czterema wysokimi wieżami i kaplicą, która burzy trochę symetrię założenia. Znajduje się na sztucznej wyspie otoczonej wielkimi stawami. Na tych rozlewiskach królowie sascy urządzali sobie inscenizacje bitew morskich, np. tej pod Lepanto. Był tu sztuczny port i latarnia morska, ale to w odległej części kompleksu obok drugiego pałacu zwanego Bażantowym. Tam nie dotrzemy bo pogoda tego dnia była dość kiepska a i program dość bogaty. Czekając na wejście do środka pokręciliśmy się trochę wokół pałacu. Przeszliśmy w stronę niezbyt wymyślnych ogrodów na jego zapleczu. Kto by pomyślał że domki w ich obrębie to w zasadzie dekoracje. Mają malowane okna i drzwi. Już na dolnej kondygnacji są jakieś wystawy: obrazy, przybory kuchenne, rozmaite powozy i lektyki. Płatna trasa zwiedzania obejmuje komnaty na 1 i 2 piętrze z salami reprezentacyjnymi ustrojonymi trofeami myśliwskimi. Są także komnaty zdobione pięknymi kurdybanami czyli materiałowymi okładzinami ścian. Dużo jest też portretów rodziny królewskiej oraz rozmaitych faworyt królewskich w tym tej najsłynniejszej hrabiny Cosel. Podobać się może też barokowa kaplica, którą ogląda się z przejścia u góry. Największe kuriozum pałacu, czyli łoże z ptasich piór jakoś jednak nie wzbudza we mnie zachwytu. Czas chyba spowodował że kolorowe pierze mocno się "zmechaciło" i nie wygląda jakoś bardzo efektownie. Wracając do miasteczka odwiedzamy jeszcze dziedziniec państwowej stadniny koni. Akurat otwarty, bo pojawiła się tam jakaś zorganizowana wycieczka, ale do stajni wejść się już nie da.
Radebeul
Zachodnie przedmieście Drezna. Tutaj udało się odwiedzić jedynie muzeum Karola Maya. Niestety pogoda raczej odstraszyła nas od wycieczki na winnice bo i tak zachodu słońca w ten dzień byśmy nie podziwiali. Muzeum trochę może przypomina rodzime muzeum Arkadego Fiedlera, bo też urządzone jest w willi otoczonej ogrodem. To polskie chyba jednak trochę ciekawsze, zwłaszcza jeżeli chodzi o ekspozycję na wolnym powietrzu. Tutaj mamy tylko tipi oraz totem indiański. Osobliwością jest za to na pewno traperska willa Barenfett zbudowana z bali drewna. W kilku pomieszczeniach w środku mieści się wystawa poświęcona kulturze Indian północnej Ameryki. Sporo tam sugestywnych diaporam, poza tym ubiory, tomahawki, fajki pokoju, itp. Jest też ciekawa tkanina przedstawiająca bitwę nad Little Bighorn. Z eksponatów bardziej współczesnych strój hokejowy z plakietką rezerwatu indiańskiego Oneida. Główna wystawa wraz ze sklepem z pamiątkami znajduje się w willi Shatterhand, która była dawniej domem pisarza - autora powieści o Winnetou i Old Shatterhandzie. Karol May podobno nigdy w Ameryce Pn nie był, tym bardziej podziwiać trzeba jego wyobraźnię tworzącą bardzo sugestywny obraz Dzikiego Zachodu. Dla miłośników jego twórczości ciekawym będzie obejrzenie gabinetu z egzotycznym wystrojem oraz kultowych strzelb z powieści: srebrnej rusznicy, sztucera Henry'ego i niedźwiedziówki. Uzupełnieniem jest jeszcze tematyczny plac zabaw w parku sąsiadującym z muzeum.
Pałac myśliwski Wettynów położony na pn-zach od Drezna do którego dojechać można bezpośrednim autobusem spod dworca Dresden-Neustadt. Pałac z zewnątrz bardzo efektowny z czterema wysokimi wieżami i kaplicą, która burzy trochę symetrię założenia. Znajduje się na sztucznej wyspie otoczonej wielkimi stawami. Na tych rozlewiskach królowie sascy urządzali sobie inscenizacje bitew morskich, np. tej pod Lepanto. Był tu sztuczny port i latarnia morska, ale to w odległej części kompleksu obok drugiego pałacu zwanego Bażantowym. Tam nie dotrzemy bo pogoda tego dnia była dość kiepska a i program dość bogaty. Czekając na wejście do środka pokręciliśmy się trochę wokół pałacu. Przeszliśmy w stronę niezbyt wymyślnych ogrodów na jego zapleczu. Kto by pomyślał że domki w ich obrębie to w zasadzie dekoracje. Mają malowane okna i drzwi. Już na dolnej kondygnacji są jakieś wystawy: obrazy, przybory kuchenne, rozmaite powozy i lektyki. Płatna trasa zwiedzania obejmuje komnaty na 1 i 2 piętrze z salami reprezentacyjnymi ustrojonymi trofeami myśliwskimi. Są także komnaty zdobione pięknymi kurdybanami czyli materiałowymi okładzinami ścian. Dużo jest też portretów rodziny królewskiej oraz rozmaitych faworyt królewskich w tym tej najsłynniejszej hrabiny Cosel. Podobać się może też barokowa kaplica, którą ogląda się z przejścia u góry. Największe kuriozum pałacu, czyli łoże z ptasich piór jakoś jednak nie wzbudza we mnie zachwytu. Czas chyba spowodował że kolorowe pierze mocno się "zmechaciło" i nie wygląda jakoś bardzo efektownie. Wracając do miasteczka odwiedzamy jeszcze dziedziniec państwowej stadniny koni. Akurat otwarty, bo pojawiła się tam jakaś zorganizowana wycieczka, ale do stajni wejść się już nie da.
Radebeul
Zachodnie przedmieście Drezna. Tutaj udało się odwiedzić jedynie muzeum Karola Maya. Niestety pogoda raczej odstraszyła nas od wycieczki na winnice bo i tak zachodu słońca w ten dzień byśmy nie podziwiali. Muzeum trochę może przypomina rodzime muzeum Arkadego Fiedlera, bo też urządzone jest w willi otoczonej ogrodem. To polskie chyba jednak trochę ciekawsze, zwłaszcza jeżeli chodzi o ekspozycję na wolnym powietrzu. Tutaj mamy tylko tipi oraz totem indiański. Osobliwością jest za to na pewno traperska willa Barenfett zbudowana z bali drewna. W kilku pomieszczeniach w środku mieści się wystawa poświęcona kulturze Indian północnej Ameryki. Sporo tam sugestywnych diaporam, poza tym ubiory, tomahawki, fajki pokoju, itp. Jest też ciekawa tkanina przedstawiająca bitwę nad Little Bighorn. Z eksponatów bardziej współczesnych strój hokejowy z plakietką rezerwatu indiańskiego Oneida. Główna wystawa wraz ze sklepem z pamiątkami znajduje się w willi Shatterhand, która była dawniej domem pisarza - autora powieści o Winnetou i Old Shatterhandzie. Karol May podobno nigdy w Ameryce Pn nie był, tym bardziej podziwiać trzeba jego wyobraźnię tworzącą bardzo sugestywny obraz Dzikiego Zachodu. Dla miłośników jego twórczości ciekawym będzie obejrzenie gabinetu z egzotycznym wystrojem oraz kultowych strzelb z powieści: srebrnej rusznicy, sztucera Henry'ego i niedźwiedziówki. Uzupełnieniem jest jeszcze tematyczny plac zabaw w parku sąsiadującym z muzeum.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Miśnia (Meissen)
Chyba jedno z najładniejszych miast Saksonii, kiedyś jej stolica, zważywszy jaką rolę pełnił tutejszy zamek oraz stale funkcjonująca katedra. Najciekawiej te budowle prezentują się z mostu nad Łabą, wznosząc się kilkadziesiąt metrów ponad rzeką na skalnym wzgórzu. Na przyczółku mostowym po drugiej stronie rzeki znajduje się pocztowy słup drogowy z datą 1722 i wypisanymi odległościami do okolicznych miast i miejscowości. Na słupie jest też herb Saksonii oraz herb I Rzeczpospolitej. Tu też znajduje się glob z gołąbkami pokoju, bo most nazywany jest Friedenbrucke. Obok pomnika żurawia kierujemy się na starówkę w stronę rynku. Po drodze miniemy zaułek z emblematyczną długą gałęzią winorośli wijącą się ponad drogą. Okolice Miśni to jeden z saksońskich ośrodków winiarskich. Na brukowanym rynku odnaleźć można kamienną płytę mówiącą o tym, że w 1989 roku odbywały się tutaj protesty, które doprowadziły do upadku NRD i połączenia się Niemiec. Rynek otaczają kolorowe kamienice, a zachodnią pierzeję zajmuje duży ratusz z trzema wieżyczkami oraz zegarem słonecznym. W rogu rynku znajduje się kościół mariacki. Można wejść do środka i obejrzeć stary gotycki ołtarz ze złoceniami, natomiast wejście na jego wieżę jest już płatne. Ruszamy w górę miasteczka uliczką odchodzącą od rynku. Miśnia to plątanina malowniczych brukowanych uliczek, placyków i zaułków a w wyższej części miasta także schodów i mostów prowadzących na wzgórze zamkowe. Warto pobłąkać się tu trochę bez celu, choć samo miasto jest raczej kameralne i trudno się w nim do końca zagubić. Z różnych miejsc otwierają się ciekawe panoramiczne ujęcia, zwłaszcza na położone na wzgórzu wieże katedry. W zaułkach znajdziemy także ciekawe sklepiki i warsztaty rzemieślnicze. Na jednym z filarów umieszczona jest tablica wskazująca na rekordowy poziom Łaby w trakcie jednej z powodzi. Mijamy placyk z "żabią" studzienką na skrzyżowaniu kilku dróg i zaczynamy podchodzić na wzgórze zamkowe. Przed bramą zwaną Torhaus jest wejście na tzw. balkon miśnieński. To taras widokowy z panoramą czerwonych dachów starego miasta. Gród na wzgórzu otoczony jest murem. Przy drodze znajdują się dwa archaiczne kamienne krzyże. Podobne kojarzę ze śląskiego Jawora. Na zamek można się też dostać kolejką typu funicular z parkingu po drugiej stronie wzgórza. Zjazd w dół jest darmowy, płaci się tylko 2 Euro przy wjeździe. Z dziedzińca przed katedrą dojść można jeszcze na drugi punkt widokowy z wglądem na dolinę Łaby i osiedla na przeciwległym jej brzegu. Po tamtej stronie znajduje się m.in. główny dworzec kolejowy w Miśni. Na dziedzińcu rośnie kilka niesamowitych, starych drzew. Są też kolorowe domy z herbami, zapewne przynależne kiedyś kanonikom miśnieńskim tworzących lokalną kapitułę. Wejście do katedry biegnie przez średniowieczny ogród w krużganku. Niestety mimo że istnieje łączony bilet do zamku i katedry to jednak karta Schlosserland nie obejmuje opcji jej zwiedzania, więc trzeba tu osobno zapłacić za wejście. Ale katedra jest na tyle ważnym zabytkiem, że warto. Już podziw wzbudza sama jej nawa wraz z z imponującymi filarami obdarzonymi gotyckim laskowaniem. Efekt jest znacznie lepszy pod tym względem niż np. w typowo gotyckiej katedrze w Strasburgu. Są liczne zdobione gotyckie portale, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz budowli. Do tego jest też sporo gotyckich ołtarzy, zachowane są fragmentarycznie stare malowidła ścienne i kilka dzieł Cranacha. W tylnej części nawy, a w zasadzie w wydzielonej kaplicy, znajduje się nekropolia Wettinów. Oddzielne pomieszczenie zajmuje renesansowa kaplica grobowa księcia Jerzego Brodatego i jego małżonki Barbary Jagiellonki, jednej z córek Kazimiera Jagiellończyka. Polerowane na błysk płyty są trochę "chłodniejsze" w odbiorze niż nasze kamienne rzeźbione nagrobki z tamtego okresu. Zwiedzamy też kilka bocznych kaplic z widokiem na główną nawę oraz niewielkie muzeum katedralne w zakrystii. Przy wejściu do niego widać charakterystyczne średniowieczne rzeźby Mistrza z Naumburga z uśmiechniętą figurą księżniczki. Zamek Albrechtsburg to pierwsza średniowieczna twierdza przekształcona na rezydencję pałacową w stylu renesansowym. Jest tu sporo reprezentacyjnych komnat zdobionych malowidłami ściennymi oraz pięknymi figurami w barwnych strojach. Zdobienia znajdują się w arkadach oraz na sklepieniu kolejnych sal. Fragment ekspozycji ma też atrakcję z dawnych lat, czyli tradycyjne muzealne kapciuszki, które należy nałożyć na nogi przed wejściem. Są jednak całkiem wygodne, nie poniszczone (jeszcze?), czyste i można się w nich całkiem przyjemnie ślizgać po salach wyłożonych parkietem. Wystawy ciągną się na kilku kondygnacjach zamku. Warto też zwrócić uwagę na misternie kręcone schody na modłę wenecką. Z klatki schodowej mamy oryginalny widok na wieże katedry. To nie Photoshop tylko naturalne odbicie w ozdobnym szkle. W odległym zakątku zamku jest też ciekawa piwniczka, gdzie zachowały się wydrapane w murze stare napisy. W kolejnych salach podziwiać można efektowne makiety, rozmaite kamienne rzeźby i ekspozycję poświęconą manufakturze porcelany. To właśnie tutaj Johann Friedrich Boettger odkrył sekret wytwarzania tego materiału i tu pierwotnie znajdowała się wytwórnia "białego złota", która następnie została przeniesiona na przedmieście Triebischtal, gdzie do dzisiaj znajduje się siedziba manufaktury i muzeum.
Chyba jedno z najładniejszych miast Saksonii, kiedyś jej stolica, zważywszy jaką rolę pełnił tutejszy zamek oraz stale funkcjonująca katedra. Najciekawiej te budowle prezentują się z mostu nad Łabą, wznosząc się kilkadziesiąt metrów ponad rzeką na skalnym wzgórzu. Na przyczółku mostowym po drugiej stronie rzeki znajduje się pocztowy słup drogowy z datą 1722 i wypisanymi odległościami do okolicznych miast i miejscowości. Na słupie jest też herb Saksonii oraz herb I Rzeczpospolitej. Tu też znajduje się glob z gołąbkami pokoju, bo most nazywany jest Friedenbrucke. Obok pomnika żurawia kierujemy się na starówkę w stronę rynku. Po drodze miniemy zaułek z emblematyczną długą gałęzią winorośli wijącą się ponad drogą. Okolice Miśni to jeden z saksońskich ośrodków winiarskich. Na brukowanym rynku odnaleźć można kamienną płytę mówiącą o tym, że w 1989 roku odbywały się tutaj protesty, które doprowadziły do upadku NRD i połączenia się Niemiec. Rynek otaczają kolorowe kamienice, a zachodnią pierzeję zajmuje duży ratusz z trzema wieżyczkami oraz zegarem słonecznym. W rogu rynku znajduje się kościół mariacki. Można wejść do środka i obejrzeć stary gotycki ołtarz ze złoceniami, natomiast wejście na jego wieżę jest już płatne. Ruszamy w górę miasteczka uliczką odchodzącą od rynku. Miśnia to plątanina malowniczych brukowanych uliczek, placyków i zaułków a w wyższej części miasta także schodów i mostów prowadzących na wzgórze zamkowe. Warto pobłąkać się tu trochę bez celu, choć samo miasto jest raczej kameralne i trudno się w nim do końca zagubić. Z różnych miejsc otwierają się ciekawe panoramiczne ujęcia, zwłaszcza na położone na wzgórzu wieże katedry. W zaułkach znajdziemy także ciekawe sklepiki i warsztaty rzemieślnicze. Na jednym z filarów umieszczona jest tablica wskazująca na rekordowy poziom Łaby w trakcie jednej z powodzi. Mijamy placyk z "żabią" studzienką na skrzyżowaniu kilku dróg i zaczynamy podchodzić na wzgórze zamkowe. Przed bramą zwaną Torhaus jest wejście na tzw. balkon miśnieński. To taras widokowy z panoramą czerwonych dachów starego miasta. Gród na wzgórzu otoczony jest murem. Przy drodze znajdują się dwa archaiczne kamienne krzyże. Podobne kojarzę ze śląskiego Jawora. Na zamek można się też dostać kolejką typu funicular z parkingu po drugiej stronie wzgórza. Zjazd w dół jest darmowy, płaci się tylko 2 Euro przy wjeździe. Z dziedzińca przed katedrą dojść można jeszcze na drugi punkt widokowy z wglądem na dolinę Łaby i osiedla na przeciwległym jej brzegu. Po tamtej stronie znajduje się m.in. główny dworzec kolejowy w Miśni. Na dziedzińcu rośnie kilka niesamowitych, starych drzew. Są też kolorowe domy z herbami, zapewne przynależne kiedyś kanonikom miśnieńskim tworzących lokalną kapitułę. Wejście do katedry biegnie przez średniowieczny ogród w krużganku. Niestety mimo że istnieje łączony bilet do zamku i katedry to jednak karta Schlosserland nie obejmuje opcji jej zwiedzania, więc trzeba tu osobno zapłacić za wejście. Ale katedra jest na tyle ważnym zabytkiem, że warto. Już podziw wzbudza sama jej nawa wraz z z imponującymi filarami obdarzonymi gotyckim laskowaniem. Efekt jest znacznie lepszy pod tym względem niż np. w typowo gotyckiej katedrze w Strasburgu. Są liczne zdobione gotyckie portale, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz budowli. Do tego jest też sporo gotyckich ołtarzy, zachowane są fragmentarycznie stare malowidła ścienne i kilka dzieł Cranacha. W tylnej części nawy, a w zasadzie w wydzielonej kaplicy, znajduje się nekropolia Wettinów. Oddzielne pomieszczenie zajmuje renesansowa kaplica grobowa księcia Jerzego Brodatego i jego małżonki Barbary Jagiellonki, jednej z córek Kazimiera Jagiellończyka. Polerowane na błysk płyty są trochę "chłodniejsze" w odbiorze niż nasze kamienne rzeźbione nagrobki z tamtego okresu. Zwiedzamy też kilka bocznych kaplic z widokiem na główną nawę oraz niewielkie muzeum katedralne w zakrystii. Przy wejściu do niego widać charakterystyczne średniowieczne rzeźby Mistrza z Naumburga z uśmiechniętą figurą księżniczki. Zamek Albrechtsburg to pierwsza średniowieczna twierdza przekształcona na rezydencję pałacową w stylu renesansowym. Jest tu sporo reprezentacyjnych komnat zdobionych malowidłami ściennymi oraz pięknymi figurami w barwnych strojach. Zdobienia znajdują się w arkadach oraz na sklepieniu kolejnych sal. Fragment ekspozycji ma też atrakcję z dawnych lat, czyli tradycyjne muzealne kapciuszki, które należy nałożyć na nogi przed wejściem. Są jednak całkiem wygodne, nie poniszczone (jeszcze?), czyste i można się w nich całkiem przyjemnie ślizgać po salach wyłożonych parkietem. Wystawy ciągną się na kilku kondygnacjach zamku. Warto też zwrócić uwagę na misternie kręcone schody na modłę wenecką. Z klatki schodowej mamy oryginalny widok na wieże katedry. To nie Photoshop tylko naturalne odbicie w ozdobnym szkle. W odległym zakątku zamku jest też ciekawa piwniczka, gdzie zachowały się wydrapane w murze stare napisy. W kolejnych salach podziwiać można efektowne makiety, rozmaite kamienne rzeźby i ekspozycję poświęconą manufakturze porcelany. To właśnie tutaj Johann Friedrich Boettger odkrył sekret wytwarzania tego materiału i tu pierwotnie znajdowała się wytwórnia "białego złota", która następnie została przeniesiona na przedmieście Triebischtal, gdzie do dzisiaj znajduje się siedziba manufaktury i muzeum.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Pirna
Punkt wypadowy na teren Szwajcarii Saksońskiej, ale też zabytkowe miasto z niemałą starówką. Od dworca kolejowego i autobusowego do centrum prowadzi ulica Gartenstrasse. Doprowadza do miejskiego ogrodu powstałego w miejscu dawnych murów obronnych. Na kwiatowym skwerze jest słup pocztowy oraz pomniczek jakiegoś niemowlaczka z kiścią winogron w ręce. Wzdłuż Plant docieramy do zakątka dzielnicy w którym znajduje się stary klasztor. Potem idziemy nad Łabę w stronę niewielkiej przystani promowej. Na łąkach przy promenadzie jest dużo kaczek i dzikich gęsi. Najciekawszym miejscem na starówce Pirny jest rynek ze stojącym w środku ratuszem. Spod parasola lodziarni obejrzeć można widok znany z jednego obrazów Bellotta. Można sobie porównać co się zmieniło. Charakterystyczny dom we wschodniej pierzei nazywany jest Domem Canaletta na pamiątkę malarza, który malował weduty Drezna, Pirny, ale także i Warszawy. Innym emblematycznym miejscem na rynku jest zabawny pomnik łabskiego parostatku. Gotycki kościół wewnątrz był niestety zamknięty. Pooglądać sobie można było co najwyżej epitafia i kamienne portale przy zewnętrznym murze. Pod kościołem znajduje się też ciekawie udekorowana studnia. Powyżej kościoła schody parkowe prowadzą na zamek Sonnenstein górujący nad miastem. Widoki na starówkę są trochę ograniczone wysokim zadrzewieniem. Sam zamek jest siedzibą jakichś urzędów, przy wejściu do niego działa też niewielka kawiarenka. I w lecie organizowane tu są również wystawy rzeźby. Generalnie jednak galeria na wałach jest już zamknięta. Oglądamy tylko dwie instalacje w bastionie na tyłach zamku. Wracamy ścieżką biegnącą wzdłuż skarpy poniżej zamkowych murów.
Bastei
Wcześniej tego dnia zwiedzaliśmy sztandarową atrakcję Szwajcarii Saksońskiej czyli masyw skalny Bastei. Zaczyna się trochę jak na Krupówkach czy na Gubałówce. Od betonowej drogi wokół której stoją dość szkaradne gmaszyska z poprzedniej epoki. Hotel, restauracje, bary, sklepiki. Ceny tam też są odpowiednie, choć kupujemy sobie miejscowego precla (czy bretzla). Najpierw jest odsłonięta platforma z widokiem na zakole Łaby, górę Lilienstein i twierdzę Konigstein. Potem zejście nieco niżej na kamienny most który jest charakterystycznym elementem wkomponowanym w grupę skalną. Na skałach widać pamiątkowe tablice oraz ręcznie wyryte inicjały pierwszych turystów. Ruch tu jest niestety spory. Nazwa Bastei pochodzi od zamku, który strzegł tego miejsca. Dziś jego ślady są dość znikome, ale za dość niewielką opłatą można się przejść mostkami i schodkami po skałkach z których roztaczają się ciekawe widoki. Widać stąd charakterystyczną grupę skalną o nazwie lokomotywa a także różne inne turnie i grzyby skalne. W dole leśna scena teatralna a przed nami na jednej ze skał figura aniołka. Na niektórych skałach rosną niewielkie karłowate sosenki. Ciekawe czy równie emblematyczne dla Niemców jak sosenka z Sokolicy. Któryś z mostków z informacją, że naraz przebywać na nim mogą tylko 2 osoby. Więc tworzy się lekki zator. Na dawnym dziedzińcu zamkowym stoi katapulta a niżej jest wydrążona w skałach cysterna na deszczówkę. Z Bastei schodzimy szlakiem w kierunku Rathen mijając za tunelem skalnym jeszcze jedną platformę widokową z panoramą doliny Łaby. Na skrzyżowaniu szlaków ponad kurortem stoi jakiś tutejszy "minnesanger" i śpiewa ludową piosenkę, taką trochę z romantycznych ballad Schillera czy Goethego. W każdym razie z romantycznym klimatem. Bardzo przyjemna inicjatywa. Schodzimy do doliny potoku Amsel i kierujemy się w górę w stronę kamiennej zapory. Dzięki niej w wąskiej dolinie powstało niewielkie jeziorko po którym dziś możemy popływać rowerkiem wodnym. My jednak idziemy dalej szlakiem wzdłuż brzegu jeziora. To część parku narodowego Sachsische Schweiz. Dolinę otaczają wysokie masywy skalne, rosną też gęste mieszane lasy. Dochodzimy do wodospadu Amselfall otoczonego przez dziś raczej opuszczone zabudowania schroniska czy jakiejś chaty administrowanej przez dyrekcję parku. Odczekujemy tam ulewę. Potem wracamy w kierunku szlaku biegnącego przez skalny wąwóz zwany Schwedenlocher. W czasie wojny trzydziestoletniej okoliczni mieszkańcy ukrywali się tutaj przed wojskami szwedzkimi. Ścieżka pnie się w górę schodami otoczona wysokimi ścianami skalnymi. Jest kilka efektownych przewężęń, skalnych zachodów czy naturalnych tuneli. Turystów chodzi tędy też całkiem sporo, nawet całe wycieczki. Odpocząć można w drewnianej wiacie ponad rozpadliną. Tuż za nią jest jeszcze jedno miejsce widokowe z panoramą Bastei oraz Łabskich Gór Piaskowcowych. Niedaleko stąd już na parkingi, gdzie jest też przystanek autobusu jadącego do Pirny. Pętla taka zajmie około 3 godziny
Punkt wypadowy na teren Szwajcarii Saksońskiej, ale też zabytkowe miasto z niemałą starówką. Od dworca kolejowego i autobusowego do centrum prowadzi ulica Gartenstrasse. Doprowadza do miejskiego ogrodu powstałego w miejscu dawnych murów obronnych. Na kwiatowym skwerze jest słup pocztowy oraz pomniczek jakiegoś niemowlaczka z kiścią winogron w ręce. Wzdłuż Plant docieramy do zakątka dzielnicy w którym znajduje się stary klasztor. Potem idziemy nad Łabę w stronę niewielkiej przystani promowej. Na łąkach przy promenadzie jest dużo kaczek i dzikich gęsi. Najciekawszym miejscem na starówce Pirny jest rynek ze stojącym w środku ratuszem. Spod parasola lodziarni obejrzeć można widok znany z jednego obrazów Bellotta. Można sobie porównać co się zmieniło. Charakterystyczny dom we wschodniej pierzei nazywany jest Domem Canaletta na pamiątkę malarza, który malował weduty Drezna, Pirny, ale także i Warszawy. Innym emblematycznym miejscem na rynku jest zabawny pomnik łabskiego parostatku. Gotycki kościół wewnątrz był niestety zamknięty. Pooglądać sobie można było co najwyżej epitafia i kamienne portale przy zewnętrznym murze. Pod kościołem znajduje się też ciekawie udekorowana studnia. Powyżej kościoła schody parkowe prowadzą na zamek Sonnenstein górujący nad miastem. Widoki na starówkę są trochę ograniczone wysokim zadrzewieniem. Sam zamek jest siedzibą jakichś urzędów, przy wejściu do niego działa też niewielka kawiarenka. I w lecie organizowane tu są również wystawy rzeźby. Generalnie jednak galeria na wałach jest już zamknięta. Oglądamy tylko dwie instalacje w bastionie na tyłach zamku. Wracamy ścieżką biegnącą wzdłuż skarpy poniżej zamkowych murów.
Bastei
Wcześniej tego dnia zwiedzaliśmy sztandarową atrakcję Szwajcarii Saksońskiej czyli masyw skalny Bastei. Zaczyna się trochę jak na Krupówkach czy na Gubałówce. Od betonowej drogi wokół której stoją dość szkaradne gmaszyska z poprzedniej epoki. Hotel, restauracje, bary, sklepiki. Ceny tam też są odpowiednie, choć kupujemy sobie miejscowego precla (czy bretzla). Najpierw jest odsłonięta platforma z widokiem na zakole Łaby, górę Lilienstein i twierdzę Konigstein. Potem zejście nieco niżej na kamienny most który jest charakterystycznym elementem wkomponowanym w grupę skalną. Na skałach widać pamiątkowe tablice oraz ręcznie wyryte inicjały pierwszych turystów. Ruch tu jest niestety spory. Nazwa Bastei pochodzi od zamku, który strzegł tego miejsca. Dziś jego ślady są dość znikome, ale za dość niewielką opłatą można się przejść mostkami i schodkami po skałkach z których roztaczają się ciekawe widoki. Widać stąd charakterystyczną grupę skalną o nazwie lokomotywa a także różne inne turnie i grzyby skalne. W dole leśna scena teatralna a przed nami na jednej ze skał figura aniołka. Na niektórych skałach rosną niewielkie karłowate sosenki. Ciekawe czy równie emblematyczne dla Niemców jak sosenka z Sokolicy. Któryś z mostków z informacją, że naraz przebywać na nim mogą tylko 2 osoby. Więc tworzy się lekki zator. Na dawnym dziedzińcu zamkowym stoi katapulta a niżej jest wydrążona w skałach cysterna na deszczówkę. Z Bastei schodzimy szlakiem w kierunku Rathen mijając za tunelem skalnym jeszcze jedną platformę widokową z panoramą doliny Łaby. Na skrzyżowaniu szlaków ponad kurortem stoi jakiś tutejszy "minnesanger" i śpiewa ludową piosenkę, taką trochę z romantycznych ballad Schillera czy Goethego. W każdym razie z romantycznym klimatem. Bardzo przyjemna inicjatywa. Schodzimy do doliny potoku Amsel i kierujemy się w górę w stronę kamiennej zapory. Dzięki niej w wąskiej dolinie powstało niewielkie jeziorko po którym dziś możemy popływać rowerkiem wodnym. My jednak idziemy dalej szlakiem wzdłuż brzegu jeziora. To część parku narodowego Sachsische Schweiz. Dolinę otaczają wysokie masywy skalne, rosną też gęste mieszane lasy. Dochodzimy do wodospadu Amselfall otoczonego przez dziś raczej opuszczone zabudowania schroniska czy jakiejś chaty administrowanej przez dyrekcję parku. Odczekujemy tam ulewę. Potem wracamy w kierunku szlaku biegnącego przez skalny wąwóz zwany Schwedenlocher. W czasie wojny trzydziestoletniej okoliczni mieszkańcy ukrywali się tutaj przed wojskami szwedzkimi. Ścieżka pnie się w górę schodami otoczona wysokimi ścianami skalnymi. Jest kilka efektownych przewężęń, skalnych zachodów czy naturalnych tuneli. Turystów chodzi tędy też całkiem sporo, nawet całe wycieczki. Odpocząć można w drewnianej wiacie ponad rozpadliną. Tuż za nią jest jeszcze jedno miejsce widokowe z panoramą Bastei oraz Łabskich Gór Piaskowcowych. Niedaleko stąd już na parkingi, gdzie jest też przystanek autobusu jadącego do Pirny. Pętla taka zajmie około 3 godziny
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Konigstein
Twierdza jest faktycznie imponująca i trudna do zdobycia. Przechodziła z rąk do rąk, ale raczej za sprawą rozstrzygnięć politycznych a nie bezpośredniego szturmu. Była więc saska, francuska, austriacka i pruska. Na skalnym płaskowyżu jest cała osada składająca się z koszar, rozmaitych budynków gospodarczych, magazynów, stajni oraz kaplicy. Na górę pod twierdzę prowadzi szlak niebieski. Dojście z położonego nad Łabą miasteczka Konigstein zajmuje jakieś pół godziny. Już ponad zabudowaniami zaczynają się pierwsze widoki. Na górę dojechać też można specjalnym autobusem, ale chyba kursują rzadko. Widzieliśmy jeden, ale już po zejściu w dół. Na samą twierdzę można dostać się tradycyjnie przez bramę albo skorzystać z windy wywożącej turystów bezpośrednio ponad skalny mur. Winda jest w cenie biletu. My skorzystaliśmy ze Schlosserlandkarte, więc wejściówki mieliśmy darmowe. Pierwsza kwestia to przepiękne widoki z korony murów. Obchodzimy wzgórze po obwodzie mijając kolejne wieżyczki strażnicze. Jest ich sporo i z wieloma wiążą się jakieś anegdoty o żołnierzach, którzy pełnili tam wartę. Przy trasie są też popiersia elektorów saskich, którzy zasłużyli się przy budowie umocnień. Bodaj za czasów napoleońskich jeden z nich postradał swoją armię przy przeciwległej górze Lilienstein i z resztą oddziału schronił się do fortecy. Napoleon pozwolił mu skapitulować honorowo. Generalnie jednak twierdzę zdobył podobno raz jeden człowiek, niejaki Sebastian Abratzky - pomocnik kominiarza. Wspiął się skalnym kominem i przedostał niepostrzeżenie na koronę murów. Dziś na jednej z wystaw jest to opisane i można nawet popróbować swoich sił aby wznieść Abratzky'ego na taką wysokość. Najlepsze widoki zaczynają się z dziobu twierdzy która góruje nad położonym poniżej miasteczkiem, zakolem Łaby. Naprzeciwko jest bliźniacza stołowa góra Lilienstein a w dali inne masywy Połabskich Gór Piaskowcowych. Na koronie muru znajduje się altana w której książę i jego świta spożywali obiady z widokiem na okolicę. Jest też wieża więzienna zawieszona nad przepaścią. Chyba nie udało nam się obejrzeć wszystkich obiektów. Wewnątrz głównego budynku komendantury jest zajmująca wystawa poświęcona historii fortecy. Jest tam sporo makiet i interaktywnych prezentacji czy gier związanych tematycznie z wojskiem czy obwarowaniami. W jednej z sal jest model orszaku książęcego jaki zwykł przemierzać drogę między Dreznem a Konigstein. W innej sali mamy figury Augusta Mocnego, Fryderyka Pruskiego oraz hrabiny Anny Orzelskiej. Podobno ojciec czyli król saski stręczył ją władcy Prus, aby przy okazji uzyskać poufne informacje o charakterze szpiegowskim. Przez wiele lat twierdza pełniła też rolę więzienia. Przebywali tu m.in. królewicze polscy: Jakub i Konstanty Sobiescy, potencjalni pretendenci do tronu za czasów elekcji Wettynów. Fajnym pomysłem jest także możliwość przebrania dziecka w ubiór z epoki. Są stroje zarówno dla chłopców jak i dziewczynek. Kręcimy się po różnych budynkach w obrębie twierdzy. Jest tu dom z głęboką ponad 100-metrowa studnią sięgająca chyba poziomu Łaby. Są też piwnice winne do których wjechać można było po specjalnej pochylni konnym wozem. W położonym bliżej murów starym arsenale jest wystawa armat i broni. Ale przecież były jeszcze jakieś tunele z żelaznymi szynami, było kasyno, stajnie i szereg pomniejszych budynków które obejrzeliśmy tylko pobieżnie. Krystian spędził też trochę czasu koło piaskownicy gdzie z klocków można było wybudować własną twierdzę. No i trochę musieliśmy się nagłówkować jak z tej twierdzy wyjść bo trafienie do bramy wyjściowej z polskim godłem wcale nie jest takie oczywiste i prowadzi schodami przez kilka tarasów. Wracając wstąpiliśmy jeszcze do kościoła w miasteczku a potem brzegiem Łaby na stację kolejową w kierunku Bad Schandau.
Twierdza jest faktycznie imponująca i trudna do zdobycia. Przechodziła z rąk do rąk, ale raczej za sprawą rozstrzygnięć politycznych a nie bezpośredniego szturmu. Była więc saska, francuska, austriacka i pruska. Na skalnym płaskowyżu jest cała osada składająca się z koszar, rozmaitych budynków gospodarczych, magazynów, stajni oraz kaplicy. Na górę pod twierdzę prowadzi szlak niebieski. Dojście z położonego nad Łabą miasteczka Konigstein zajmuje jakieś pół godziny. Już ponad zabudowaniami zaczynają się pierwsze widoki. Na górę dojechać też można specjalnym autobusem, ale chyba kursują rzadko. Widzieliśmy jeden, ale już po zejściu w dół. Na samą twierdzę można dostać się tradycyjnie przez bramę albo skorzystać z windy wywożącej turystów bezpośrednio ponad skalny mur. Winda jest w cenie biletu. My skorzystaliśmy ze Schlosserlandkarte, więc wejściówki mieliśmy darmowe. Pierwsza kwestia to przepiękne widoki z korony murów. Obchodzimy wzgórze po obwodzie mijając kolejne wieżyczki strażnicze. Jest ich sporo i z wieloma wiążą się jakieś anegdoty o żołnierzach, którzy pełnili tam wartę. Przy trasie są też popiersia elektorów saskich, którzy zasłużyli się przy budowie umocnień. Bodaj za czasów napoleońskich jeden z nich postradał swoją armię przy przeciwległej górze Lilienstein i z resztą oddziału schronił się do fortecy. Napoleon pozwolił mu skapitulować honorowo. Generalnie jednak twierdzę zdobył podobno raz jeden człowiek, niejaki Sebastian Abratzky - pomocnik kominiarza. Wspiął się skalnym kominem i przedostał niepostrzeżenie na koronę murów. Dziś na jednej z wystaw jest to opisane i można nawet popróbować swoich sił aby wznieść Abratzky'ego na taką wysokość. Najlepsze widoki zaczynają się z dziobu twierdzy która góruje nad położonym poniżej miasteczkiem, zakolem Łaby. Naprzeciwko jest bliźniacza stołowa góra Lilienstein a w dali inne masywy Połabskich Gór Piaskowcowych. Na koronie muru znajduje się altana w której książę i jego świta spożywali obiady z widokiem na okolicę. Jest też wieża więzienna zawieszona nad przepaścią. Chyba nie udało nam się obejrzeć wszystkich obiektów. Wewnątrz głównego budynku komendantury jest zajmująca wystawa poświęcona historii fortecy. Jest tam sporo makiet i interaktywnych prezentacji czy gier związanych tematycznie z wojskiem czy obwarowaniami. W jednej z sal jest model orszaku książęcego jaki zwykł przemierzać drogę między Dreznem a Konigstein. W innej sali mamy figury Augusta Mocnego, Fryderyka Pruskiego oraz hrabiny Anny Orzelskiej. Podobno ojciec czyli król saski stręczył ją władcy Prus, aby przy okazji uzyskać poufne informacje o charakterze szpiegowskim. Przez wiele lat twierdza pełniła też rolę więzienia. Przebywali tu m.in. królewicze polscy: Jakub i Konstanty Sobiescy, potencjalni pretendenci do tronu za czasów elekcji Wettynów. Fajnym pomysłem jest także możliwość przebrania dziecka w ubiór z epoki. Są stroje zarówno dla chłopców jak i dziewczynek. Kręcimy się po różnych budynkach w obrębie twierdzy. Jest tu dom z głęboką ponad 100-metrowa studnią sięgająca chyba poziomu Łaby. Są też piwnice winne do których wjechać można było po specjalnej pochylni konnym wozem. W położonym bliżej murów starym arsenale jest wystawa armat i broni. Ale przecież były jeszcze jakieś tunele z żelaznymi szynami, było kasyno, stajnie i szereg pomniejszych budynków które obejrzeliśmy tylko pobieżnie. Krystian spędził też trochę czasu koło piaskownicy gdzie z klocków można było wybudować własną twierdzę. No i trochę musieliśmy się nagłówkować jak z tej twierdzy wyjść bo trafienie do bramy wyjściowej z polskim godłem wcale nie jest takie oczywiste i prowadzi schodami przez kilka tarasów. Wracając wstąpiliśmy jeszcze do kościoła w miasteczku a potem brzegiem Łaby na stację kolejową w kierunku Bad Schandau.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Bad Schandau i Kirnitzschtal
Niewielkie miasteczko uzdrowiskowe nad Łabą w pobliżu czeskiej granicy. Tutaj zaczyna się kilkunastokilometrowa boczna dolina rzeki Kirnitzsch biegnąca w poprzek skalnych masywów Szwajcarii Saksońskiej. Siedziba muzeum przyrodniczego Parku Narodowego Sachsische Schweiz. Nie wstępowaliśmy. Ze stacji kolejowej jedziemy do centrum miasta na drugi brzeg rzeki autobusem. Jest też możliwość przepłynięcia promem, ale kursuje rzadziej i od S-Bahny trzeba jeszcze trochę podejść. Przez miasteczko tylko przechodzimy. Rynek z kościołem. Lody w bocznej uliczce. Ładny park zdrojowy z klombami, fontannami i mostkami. Wille uzdrowiskowe. Osiedle na wyższym poziomie jest dostępne windą, ale znajduje się ona dość daleko od centrum. Dalszą wycieczkę odbywamy staroświeckim żółtym tramwajem jadącym wzdłuż Kirnitzschtal do osady pod wodospadem Lichtenhainer. Po drodze jest kilka przystanków, ale większość pasażerów traktuje tą przejażdżkę rekreacyjnie, więc jedzie do końca i z powrotem. Dolina jest praktycznie w całości zalesiona. Dwie osady turystyczne znajdują się przy dawnych młynach. Po drodze jest kilka mijanek, natomiast szlak jest generalnie jednotorowy. Przy drugim przystanku znajduje się też drewniana zajezdnia dla tramwajów. Niewielki wodospad Lichtentainer spada z niszy skalnej po prawej części doliny. Tuż przy nim znajduje się hotel i gospoda oraz ogródek z altaną. A i na ostatnim przystanku - pierwszy wagon, czyli lokomotywka jest odczepiany, zawraca i ponownie jest doczepiany po drugiej stronie składu.
Spod wodospadu Lichtentainer robimy wycieczkę na pobliską górę Neuer Wildenstein. Przyjemny szlak prowadzi najpierw wzdłuż potoku a potem lasem wzdłuż bocznej dolinki. Po drodze mijamy jakieś niewielkie sztolnie czy budowle hydrotechniczne. Na polance ułożono las turystycznych wieżyczek z kamieni. Zaczynają się skałki. Szczyt góry jest już nimi całkowicie usiany i tworzą rodzaj skalnego miasta jak na Szczelińcu. Kuhstall to najbardziej znana atrakcja góry Wildenstein. Efektowne przejście pod największym w Saskiej Szwajcarii łukiem skalnym na punkt widokowy. Po stronie czeskiej, czyli w Czeskiej Szwajcarii jest jeszcze większa i bardziej znana formacja tego typu zwana Pravcicką Bramą. Ale to nie koniec atrakcji. Na szczyt Wildenstein prowadzi ścieżka zwana Himmelsleiter. To w zasadzie strome schody biegnące kominkiem czy szczeliną między skałami. Wychodzimy na wierzchowinę z widokami na południe w kierunku grupy skalnej Schrammsteine. Kiedyś na szczycie Neuer Wildenstein znajdował się zamek, ale jego ślady są bardzo skąpe. Schodzimy w dół systemem mostków, skalnych zachodów i rozmaitych metalowych schodków wracając w okolice karczmy pod skałami. Tu można jeszcze się pobłąkać w niżej położonym labiryncie pośród skałek. Ostatni krótki szlak prowadzi skalnym zachodem do jaskini i położonego w niej efektownego okna skalnego do którego wchodzi się z pomocą kilku klamer. Miejsce ciekawe i bez wątpienia zachęca do powrotu w rejon Saskiej Szwajcarii. Jest tu np. do przejścia długa pętla zwana Malerweg biegnąca najpierw prawym a potem lewym brzegiem Łaby do najbardziej malowniczych zakątków tej krainy. Trasa przynajmniej na tydzień wędrówki.
Niewielkie miasteczko uzdrowiskowe nad Łabą w pobliżu czeskiej granicy. Tutaj zaczyna się kilkunastokilometrowa boczna dolina rzeki Kirnitzsch biegnąca w poprzek skalnych masywów Szwajcarii Saksońskiej. Siedziba muzeum przyrodniczego Parku Narodowego Sachsische Schweiz. Nie wstępowaliśmy. Ze stacji kolejowej jedziemy do centrum miasta na drugi brzeg rzeki autobusem. Jest też możliwość przepłynięcia promem, ale kursuje rzadziej i od S-Bahny trzeba jeszcze trochę podejść. Przez miasteczko tylko przechodzimy. Rynek z kościołem. Lody w bocznej uliczce. Ładny park zdrojowy z klombami, fontannami i mostkami. Wille uzdrowiskowe. Osiedle na wyższym poziomie jest dostępne windą, ale znajduje się ona dość daleko od centrum. Dalszą wycieczkę odbywamy staroświeckim żółtym tramwajem jadącym wzdłuż Kirnitzschtal do osady pod wodospadem Lichtenhainer. Po drodze jest kilka przystanków, ale większość pasażerów traktuje tą przejażdżkę rekreacyjnie, więc jedzie do końca i z powrotem. Dolina jest praktycznie w całości zalesiona. Dwie osady turystyczne znajdują się przy dawnych młynach. Po drodze jest kilka mijanek, natomiast szlak jest generalnie jednotorowy. Przy drugim przystanku znajduje się też drewniana zajezdnia dla tramwajów. Niewielki wodospad Lichtentainer spada z niszy skalnej po prawej części doliny. Tuż przy nim znajduje się hotel i gospoda oraz ogródek z altaną. A i na ostatnim przystanku - pierwszy wagon, czyli lokomotywka jest odczepiany, zawraca i ponownie jest doczepiany po drugiej stronie składu.
Spod wodospadu Lichtentainer robimy wycieczkę na pobliską górę Neuer Wildenstein. Przyjemny szlak prowadzi najpierw wzdłuż potoku a potem lasem wzdłuż bocznej dolinki. Po drodze mijamy jakieś niewielkie sztolnie czy budowle hydrotechniczne. Na polance ułożono las turystycznych wieżyczek z kamieni. Zaczynają się skałki. Szczyt góry jest już nimi całkowicie usiany i tworzą rodzaj skalnego miasta jak na Szczelińcu. Kuhstall to najbardziej znana atrakcja góry Wildenstein. Efektowne przejście pod największym w Saskiej Szwajcarii łukiem skalnym na punkt widokowy. Po stronie czeskiej, czyli w Czeskiej Szwajcarii jest jeszcze większa i bardziej znana formacja tego typu zwana Pravcicką Bramą. Ale to nie koniec atrakcji. Na szczyt Wildenstein prowadzi ścieżka zwana Himmelsleiter. To w zasadzie strome schody biegnące kominkiem czy szczeliną między skałami. Wychodzimy na wierzchowinę z widokami na południe w kierunku grupy skalnej Schrammsteine. Kiedyś na szczycie Neuer Wildenstein znajdował się zamek, ale jego ślady są bardzo skąpe. Schodzimy w dół systemem mostków, skalnych zachodów i rozmaitych metalowych schodków wracając w okolice karczmy pod skałami. Tu można jeszcze się pobłąkać w niżej położonym labiryncie pośród skałek. Ostatni krótki szlak prowadzi skalnym zachodem do jaskini i położonego w niej efektownego okna skalnego do którego wchodzi się z pomocą kilku klamer. Miejsce ciekawe i bez wątpienia zachęca do powrotu w rejon Saskiej Szwajcarii. Jest tu np. do przejścia długa pętla zwana Malerweg biegnąca najpierw prawym a potem lewym brzegiem Łaby do najbardziej malowniczych zakątków tej krainy. Trasa przynajmniej na tydzień wędrówki.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Możesz polecić jakiś dobry przewodnikw języku polskim po Saksonii ?
Re: Niemcy: Drezno i Saksonia 2-9 sierpnia 2023
Ja byłem w posiadaniu przewodnika Drezno i Saksonia wydawnictwa Bezdroży z serii Travelbook autorstwa Andrzeja Kłopotowskiego. Podstawowa wiedza na temat regionu tam jest.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/