Moja „biała sala” szybko opustoszała, więc obudzona przez mamę (dodatkowo

Całą noc Sylwestrową wiało porządnie „od gór”, więc rano przed wyjściem, szybko jeszcze wrzuciłam do plecaka czapkę i rękawiczki.
Wycieczkę Noworoczną zaczynam w Rzykach (proszę się nie śmiać, taka wioseczka).
Do góry maszeruje poza szlakiem. Ścieżką, którą znam już kilka lat i fajnie zawsze mi się tamtędy wchodzi
Wiejący ostatnio wiatr chyba ostatnie resztki śniegu zmiótł i warunki na drodze jak w środku jesieni.
Idę sobie spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. Wiatr wiejący od samego rana, powoli słabnie.
Ludzie, którzy razem ze mną wysypali się z porannego autobusu chyba poszli inną trasą albo moje tempo nie jest jednak żółwie :D
W pewnym momencie muszę lekko odbić w lewo i troszkę wejść nad poziom morza. I zamiast po kostki śniegu mam….
Po przejściu kawałka pod górkę, maszeruje kilka metrów płajem. Gdzieniegdzie pozostałości po zeszłorocznym (w sumie mogę tak napisać chyba

Mijam pierwszych wędrowców tego słonecznego, pięknego dnia. Po jakiś 10 minutach dochodzę do czarnego szlaku, którym idę kawałek do skrzyżowania ze szlakiem oznaczonym sercami.
Pomalutku, krok za krokiem z nowym rokiem na szczyt. Po jakimś czasie znów wychodzę na szlaki niebieski i zielony( i dalej „serduszkowy”).
Spokojna droga chyba powoli się kończy i coraz częściej pojawiają się „ślizgawki” .
Poznaje miejsce. Wiem, że jestem niedaleko schroniska koło Leskowca. Tylko odległość, którą normalnie przechodzę w ok.10 minut, teraz idę dobre 20( jak nie więcej). Oj, trzeba chyba pomyśleć o kupnie jakiś prostych raków
Przepuszczam tych, którzy „cisną” do schroniska co sił w nogach. W sumie jak spojrzę w lewo to mam piękny widok na okoliczne miejscowości
W końcu docieram do schroniska, ale tłumy wędrowców już się wygodnie rozsiadły ( zwłaszcza, że wszyscy przybyli na Mszę, która odbędzie się na Groniu JPII).
Rezygnuje z próby zajęcia jakiegoś miejsca przy stole i cichutko w korytarzu zasiadam sobie i odpoczywam.
Ciepła herbatka, kanapki (niestety bez cebuli…. ), łyk z piersiówki. Potem szybka zmiana bielizny termo i uciekam przed następną falą turystów.
Idę na szczyt Leskowca. Spokój i cisza. Wiatr lekko wieje, ale po 20 minutach przestaje wiać. Pogoda wymarzona na pierwszy dzień nowego roku.
Niebo błękitne, widoczność cudna. No żyć się chce!!!!!
Chwila zadumy, wzruszeń…
Jak już tu jestem korzystam i idę na Mszę. Ludzi dużo. Nie dziwię się. Wśród stałych bywalców są nowe osoby
Cóż pierwszy dzień spędziłam bardzo miło, usłyszałam od mijanych osób wiele ciepłych słów (oby niektóre się spełniły ;-)
Wracałam całym czarnym szlakiem… z takimi widokami