Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od ponad 14 lat!
Gruzja 2015: Kazbek
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Gruzja 2015: Kazbek
Dokładnie 5 lat temu, czyli 23 czerwca 2015 r. zdobyłam swój najwyższy do tej pory szczyt, doszłam więc do wniosku, że już czas napisać coś na ten temat
Pomysł wyjazdu do Gruzji tkwił mi głowie od dawna, ale dopiero w grudniu’14, w dniu moich urodzin zdecydowałam się na 100%.
Ekipę skompletowałam szybko – Ania, Arek, Jasiu i Patryk.
W styczniu kupiliśmy bilety lotnicze w LOT, Warszawa – Tbilisi, 798 zł w obie strony.
Wylot 16.06., powrót 29.06. Chciałam wybrać późniejszy termin, czyli przełom czerwca i lipca, ale Ani to nie pasowało.
Z perspektywy czasu wiem, że później mielibyśmy lepszą pogodę. Mówi się trudno…
Zrobiłam ramowy plan wyjazdu. Naszym głównym celem był oczywiście Kazbek, a po jego zdobyciu – zwiedzanie.
Dzień pierwszy – 17.06.15 r.
Wylot z Warszawy o 22.30, w Tbilisi wylądowaliśmy 17.06. o godz.4 czasu lokalnego. Przed lotniskiem od razu „zaatakował” nas taksówkarz proponując transport na Dworzec Didube (stąd odchodzą marszrutki m.in. do Kazbegi) lub nawet do samego Kazbegi. Zgodziliśmy się na kurs do Didube za 30 lari (GEL), czyli po 6 od osoby. Tam bardzo szybko znaleźliśmy transport do Kazbegi. Koszt 15 GEL od głowy.
Jechaliśmy słynną Gruzińską Drogą Wojenną i to już było sporym przeżyciem – z powodu stanu dróg, prędkości, z jaką poruszało się auto i ogólnie przyjętych zwyczajów na gruzińskich drogach. Już na wstępie domyśliliśmy się, że nie są ważne kierunkowskazy, czy hamulec … najważniejszy jest klakson…
Podczas jazdy kierowca zatrzymywał się w miejscach, które warto było zobaczyć.
twierdza Ananuri nad Jeziorem Żinwalskim
Przełęcz Krzyżowa (2379 m npm)
źródła mineralne w kanionie rzeki Baidarka
za dodatkowe 5 lari zawiózł nas kilkanaście kilometrów za Kazbegi,
w głąb Wąwozu Darialskiego.
Do Kazbegi przyjechaliśmy ok. godz.11. Nocleg mieliśmy zarezerwowany u Ketino.
Nasi koledzy byli tam rok wcześniej i bardzo sobie chwalili – pyszne jedzenie, rodzinna atmosfera – wszystko się zgadzało!
Nocleg, obiadokolacja i śniadanie – 40 lari od osoby (za 1 dobę).
Po obiedzie poszliśmy „na miasto”, chociaż to może określenie na wyrost. Niemal w sąsiedztwie naszej kwatery mają siedzibę ratownicy górscy, nazwijmy to - gruziński TOPR, ale zasadniczo nie wiadomo po co oni tam siedzą, bo na pytanie, jakiej pogody można się spodziewać w najbliższym czasie zgodnym chórem, wręcz histerycznie krzyknęli: no infomations!
Ups…
Dzień drugi – 18.06.15 r.
Ketino załatwiła nam podwózkę busikiem do słynnego klasztoru Cminda Sameba (2170 m npm).
Stamtąd szliśmy już z buta, z ciężkimi plecakami. Gdzieś z tyłu głowy krążyła myśl, czy nie porywamy się z motyką na słońce...
W tym dniu mieliśmy dojść do położonej na wysokości 3653 m npm stacji meteo, tzw. Bethlemi Hut.
Do Przełęczy Arsha (2940 m npm) szło się dobrze, ale w tym miejscu trzeba przekroczyć rwącą rzekę; trochę się nachodziliśmy, żeby znaleźć w miarę bezpieczne przejście.
Ostatnio czytałam w necie, że obecnie na przełęczy zaszły kolosalne zmiany, bo zbudowano tam prywatne schronisko – szwajcarska jakość, szwajcarskie ceny, a przez rzekę można przejść po kładce.
Powyżej wchodzimy na lodowiec Gergeti i w końcu, po kilku godzinach wędrówki przychodzimy do meteo. Zrobiliśmy 1483 m przewyższenia i to było odczuwalne - w kolanach, plecach, ramionach :-)
Bethlemi Hut to dość specyficzne miejsce, można powiedzieć – dla twardzieli...
Gospodarz (nota bene mało sympatyczny) wskazał nam, którą „celę” możemy zająć.
W budynku jest ogólnodostępna kuchenka, ale do hmm... wychodka trzeba było chodzić kilkanaście metrów w dół. Wody bieżącej oczywiście w meteo brak. Nie wiem, jak reszta, bo nie obserwowałam, ale ja myłam się w potoczku spływającym z góry. Temperatura? Cóż, przemilczę … :-)
Dzień trzeci, czwarty, piąty, szósty – 19-22.06.15 r.
Przed wyjazdem założenie było takie, że zrobimy 2 dni aklimatyzacji, a na trzeci idziemy na szczyt. Ale wiadomo – plany swoje, życie swoje...
Pogoda zmieniała się, jak w kalejdoskopie. Jak było pogodnie, to wiał naprawdę silny wiatr (w mojej galerii jest krótki filmik obrazujący to). Jak trochę przestało wiać, to było deszczowo.
Mimo tego przez te cztery dni nie próżnowaliśmy, bo robiliśmy sobie krótkie wyjścia aklimatyzacyjne. A w wolnym czasie, siedząc w meteo graliśmy w karty, kalambury, państwa-miasta lub po prostu mieliśmy głupawkę. Ogólnie czasem było baaardzo wesoło :-)
to moja "łazienka"
a to nasza kuchnia
Dzień siódmy – 23.06.15 r.
Aż nadszedł Dzień Zero :-) Nareszcie!
Wyszliśmy z meteo pół godziny po północy. Na niebie widać było gwiazdy, co nas cieszyło. Droga była bardzo żmudna, daleka, a to że szliśmy w ciemnościach, sprawiło dodatkową trudność. Gdzieś w okolicach plateau (ok. 4000 m npm) dochodziły do nas odgłosy spadających kamieni, a może raczej głazów. Dolecą do nas, czy nie dolecą? Uff, nie doleciały
Zaczęło świtać, odsłaniały się piękne widoki. Niestety nasza radość nie trwała długo, bo zanim weszliśmy na przełęcz (4478 m npm) mgła spowiła wszystko dookoła i tak było do samego szczytu.
Ostatnie podejście było niesamowicie wykończające. Ok. godz.9.30 jesteśmy na szczycie!!!
I kompletnie nic nie widzimy!!!
To najwyższy zdobyty przeze mnie szczyt, a jednocześnie jedyny (z moich najwyższych), na którym nie miałam pogody. PECH.
Kazbek, gruz. მყინვარწვერი, Mkinwarcweri. Różne źródła podają różne wysokości dla niego: 5033,8 m npm, 5047 m npm, a nawet 5054 m npm. Nie wiem, skąd biorą się te różnice, ja przyjmuję wysokość 5033,8 m, ponieważ ta liczba jest na rosyjskiej wojskowej mapie.
Mimo tego, co zastaliśmy na górze, nasza radość jest ogromna. Spędzamy tam pół godziny i wracamy tą samą drogą. W meteo jesteśmy po godz. 16 , tzn. ja jestem, bo moi towarzysze przyszli trochę szybciej. Zostajemy tam jeszcze na jedną noc.
A tak wyglądałam po powrocie ze szczytu
Dzień ósmy – 24.06.15 r.
Po uiszczeniu opłaty za pobyt (6 nocy po 35 GEL za noc) schodzimy do Kazbegi, tym razem na nogach na sam dół.
U Ketino czeka nas iście królewska uczta, ciężko było nam potem wstać od stołu :-)
Ketino załatwiła nam zakwaterowanie w Tbilisi – jej kuzynka prowadzi tam niewielki hostel.
tak żegnał nas Kazbek
Dzień dziewiąty – 25.06.15 r.
Rano opuszczamy gościnną Ketino i jedziemy do Tbilisi - znów Gruzińską Drogą Wojenną.
Hotelik, który będzie nasza bazą do końca pobytu znajduje się w starej części miasta, z tarasu widzimy twierdzę Narikala i statuę Matki Gruzji (Kartwlis Deda).
Po zakwaterowaniu idziemy pozwiedzać.
Dzień dziesiąty – 26.06.15 r.
Rano poszłam na pobliski stragan po warzywa. Okazało się, że właściciel – Otari - ma polskie korzenie, jego mama jest Polką, ojciec Gruzinem. Jakiś czas mieszkali w Warszawie, ale z powodu braku pracy wrócił z ojcem do Tbilisi, on prowadzi warzywniak, ojciec ma taxi.
I właśnie z usług ojca skorzystaliśmy w tym dniu – pojechaliśmy na wycieczkę do miejscowości Mccheta, która była pierwszą stolicą Gruzji. Leży w rozwidleniu rzek Mtkwari i Aragwi, co świetnie widać ze wzgórza, na którym stoi świątynia Dżwari zbudowana w latach 585-605.
katedra Sweti Cchoweli, zbud. w latach 1010-1021
klasztor Samtawro, IV-XVI w.
cerkiew Św. Nino
ruiny Bebriscyche , XIII-XIV w.
Wracamy do Tbilisi i kontynuujemy zwiedzanie.
Dzień jedenasty, 27.06.15 r.
Nasza gospodyni załatwiła nam kierowcę, który zawiezie nas na dłuższą wycieczkę. Na ten dzień zaplanowałam Gori i Upliscyche.
Gori
średniowieczna twierdza Goriscyche
muzeum Stalina
dom, w którym urodził się i żył Stalin do 1883 r
Upliscyche
skalne miasto, jedno z najstarszych osiedli ludzkich na Kaukazie, istniało już w czasach paleolitu.
Po powrocie znów zwiedzamy Tbilisi
Dzień dwunasty – 28.06.15 r.
Wylatujemy do Polski późnym wieczorem, ale po spakowaniu się, spędzamy cały dzień chodząc po mieście.
Na lotnisko odwozi nas mąż gospodyni.
Te dwanaście dni w Gruzji to była super przygoda i mimo że w górach nie sprzyjała nam pogoda, pobyt tam będę mile wspominać.
Wszystkie zdjęcia do obejrzenia w mojej galerii:
Gruzińska Droga Wojenna
https://photos.app.goo.gl/CvPbcd9q2SYY7J3d7
Kazbegi
https://photos.app.goo.gl/ApnGDPLemFwLyCD58
Kazbek
https://goo.gl/photos/RKXey79cWTVDAprk9
Mccheta
https://photos.app.goo.gl/c46Lt8RTUWRKiJ8Q8
Gori
https://photos.app.goo.gl/FjJUrzGvymXkpopj9
Upliscyche
https://photos.app.goo.gl/Qk7MESErYNohL4HE6
Tbilisi
https://photos.app.goo.gl/ko3j258fJnSWmeEC8
Pomysł wyjazdu do Gruzji tkwił mi głowie od dawna, ale dopiero w grudniu’14, w dniu moich urodzin zdecydowałam się na 100%.
Ekipę skompletowałam szybko – Ania, Arek, Jasiu i Patryk.
W styczniu kupiliśmy bilety lotnicze w LOT, Warszawa – Tbilisi, 798 zł w obie strony.
Wylot 16.06., powrót 29.06. Chciałam wybrać późniejszy termin, czyli przełom czerwca i lipca, ale Ani to nie pasowało.
Z perspektywy czasu wiem, że później mielibyśmy lepszą pogodę. Mówi się trudno…
Zrobiłam ramowy plan wyjazdu. Naszym głównym celem był oczywiście Kazbek, a po jego zdobyciu – zwiedzanie.
Dzień pierwszy – 17.06.15 r.
Wylot z Warszawy o 22.30, w Tbilisi wylądowaliśmy 17.06. o godz.4 czasu lokalnego. Przed lotniskiem od razu „zaatakował” nas taksówkarz proponując transport na Dworzec Didube (stąd odchodzą marszrutki m.in. do Kazbegi) lub nawet do samego Kazbegi. Zgodziliśmy się na kurs do Didube za 30 lari (GEL), czyli po 6 od osoby. Tam bardzo szybko znaleźliśmy transport do Kazbegi. Koszt 15 GEL od głowy.
Jechaliśmy słynną Gruzińską Drogą Wojenną i to już było sporym przeżyciem – z powodu stanu dróg, prędkości, z jaką poruszało się auto i ogólnie przyjętych zwyczajów na gruzińskich drogach. Już na wstępie domyśliliśmy się, że nie są ważne kierunkowskazy, czy hamulec … najważniejszy jest klakson…
Podczas jazdy kierowca zatrzymywał się w miejscach, które warto było zobaczyć.
twierdza Ananuri nad Jeziorem Żinwalskim
Przełęcz Krzyżowa (2379 m npm)
źródła mineralne w kanionie rzeki Baidarka
za dodatkowe 5 lari zawiózł nas kilkanaście kilometrów za Kazbegi,
w głąb Wąwozu Darialskiego.
Do Kazbegi przyjechaliśmy ok. godz.11. Nocleg mieliśmy zarezerwowany u Ketino.
Nasi koledzy byli tam rok wcześniej i bardzo sobie chwalili – pyszne jedzenie, rodzinna atmosfera – wszystko się zgadzało!
Nocleg, obiadokolacja i śniadanie – 40 lari od osoby (za 1 dobę).
Po obiedzie poszliśmy „na miasto”, chociaż to może określenie na wyrost. Niemal w sąsiedztwie naszej kwatery mają siedzibę ratownicy górscy, nazwijmy to - gruziński TOPR, ale zasadniczo nie wiadomo po co oni tam siedzą, bo na pytanie, jakiej pogody można się spodziewać w najbliższym czasie zgodnym chórem, wręcz histerycznie krzyknęli: no infomations!
Ups…
Dzień drugi – 18.06.15 r.
Ketino załatwiła nam podwózkę busikiem do słynnego klasztoru Cminda Sameba (2170 m npm).
Stamtąd szliśmy już z buta, z ciężkimi plecakami. Gdzieś z tyłu głowy krążyła myśl, czy nie porywamy się z motyką na słońce...
W tym dniu mieliśmy dojść do położonej na wysokości 3653 m npm stacji meteo, tzw. Bethlemi Hut.
Do Przełęczy Arsha (2940 m npm) szło się dobrze, ale w tym miejscu trzeba przekroczyć rwącą rzekę; trochę się nachodziliśmy, żeby znaleźć w miarę bezpieczne przejście.
Ostatnio czytałam w necie, że obecnie na przełęczy zaszły kolosalne zmiany, bo zbudowano tam prywatne schronisko – szwajcarska jakość, szwajcarskie ceny, a przez rzekę można przejść po kładce.
Powyżej wchodzimy na lodowiec Gergeti i w końcu, po kilku godzinach wędrówki przychodzimy do meteo. Zrobiliśmy 1483 m przewyższenia i to było odczuwalne - w kolanach, plecach, ramionach :-)
Bethlemi Hut to dość specyficzne miejsce, można powiedzieć – dla twardzieli...
Gospodarz (nota bene mało sympatyczny) wskazał nam, którą „celę” możemy zająć.
W budynku jest ogólnodostępna kuchenka, ale do hmm... wychodka trzeba było chodzić kilkanaście metrów w dół. Wody bieżącej oczywiście w meteo brak. Nie wiem, jak reszta, bo nie obserwowałam, ale ja myłam się w potoczku spływającym z góry. Temperatura? Cóż, przemilczę … :-)
Dzień trzeci, czwarty, piąty, szósty – 19-22.06.15 r.
Przed wyjazdem założenie było takie, że zrobimy 2 dni aklimatyzacji, a na trzeci idziemy na szczyt. Ale wiadomo – plany swoje, życie swoje...
Pogoda zmieniała się, jak w kalejdoskopie. Jak było pogodnie, to wiał naprawdę silny wiatr (w mojej galerii jest krótki filmik obrazujący to). Jak trochę przestało wiać, to było deszczowo.
Mimo tego przez te cztery dni nie próżnowaliśmy, bo robiliśmy sobie krótkie wyjścia aklimatyzacyjne. A w wolnym czasie, siedząc w meteo graliśmy w karty, kalambury, państwa-miasta lub po prostu mieliśmy głupawkę. Ogólnie czasem było baaardzo wesoło :-)
to moja "łazienka"
a to nasza kuchnia
Dzień siódmy – 23.06.15 r.
Aż nadszedł Dzień Zero :-) Nareszcie!
Wyszliśmy z meteo pół godziny po północy. Na niebie widać było gwiazdy, co nas cieszyło. Droga była bardzo żmudna, daleka, a to że szliśmy w ciemnościach, sprawiło dodatkową trudność. Gdzieś w okolicach plateau (ok. 4000 m npm) dochodziły do nas odgłosy spadających kamieni, a może raczej głazów. Dolecą do nas, czy nie dolecą? Uff, nie doleciały
Zaczęło świtać, odsłaniały się piękne widoki. Niestety nasza radość nie trwała długo, bo zanim weszliśmy na przełęcz (4478 m npm) mgła spowiła wszystko dookoła i tak było do samego szczytu.
Ostatnie podejście było niesamowicie wykończające. Ok. godz.9.30 jesteśmy na szczycie!!!
I kompletnie nic nie widzimy!!!
To najwyższy zdobyty przeze mnie szczyt, a jednocześnie jedyny (z moich najwyższych), na którym nie miałam pogody. PECH.
Kazbek, gruz. მყინვარწვერი, Mkinwarcweri. Różne źródła podają różne wysokości dla niego: 5033,8 m npm, 5047 m npm, a nawet 5054 m npm. Nie wiem, skąd biorą się te różnice, ja przyjmuję wysokość 5033,8 m, ponieważ ta liczba jest na rosyjskiej wojskowej mapie.
Mimo tego, co zastaliśmy na górze, nasza radość jest ogromna. Spędzamy tam pół godziny i wracamy tą samą drogą. W meteo jesteśmy po godz. 16 , tzn. ja jestem, bo moi towarzysze przyszli trochę szybciej. Zostajemy tam jeszcze na jedną noc.
A tak wyglądałam po powrocie ze szczytu
Dzień ósmy – 24.06.15 r.
Po uiszczeniu opłaty za pobyt (6 nocy po 35 GEL za noc) schodzimy do Kazbegi, tym razem na nogach na sam dół.
U Ketino czeka nas iście królewska uczta, ciężko było nam potem wstać od stołu :-)
Ketino załatwiła nam zakwaterowanie w Tbilisi – jej kuzynka prowadzi tam niewielki hostel.
tak żegnał nas Kazbek
Dzień dziewiąty – 25.06.15 r.
Rano opuszczamy gościnną Ketino i jedziemy do Tbilisi - znów Gruzińską Drogą Wojenną.
Hotelik, który będzie nasza bazą do końca pobytu znajduje się w starej części miasta, z tarasu widzimy twierdzę Narikala i statuę Matki Gruzji (Kartwlis Deda).
Po zakwaterowaniu idziemy pozwiedzać.
Dzień dziesiąty – 26.06.15 r.
Rano poszłam na pobliski stragan po warzywa. Okazało się, że właściciel – Otari - ma polskie korzenie, jego mama jest Polką, ojciec Gruzinem. Jakiś czas mieszkali w Warszawie, ale z powodu braku pracy wrócił z ojcem do Tbilisi, on prowadzi warzywniak, ojciec ma taxi.
I właśnie z usług ojca skorzystaliśmy w tym dniu – pojechaliśmy na wycieczkę do miejscowości Mccheta, która była pierwszą stolicą Gruzji. Leży w rozwidleniu rzek Mtkwari i Aragwi, co świetnie widać ze wzgórza, na którym stoi świątynia Dżwari zbudowana w latach 585-605.
katedra Sweti Cchoweli, zbud. w latach 1010-1021
klasztor Samtawro, IV-XVI w.
cerkiew Św. Nino
ruiny Bebriscyche , XIII-XIV w.
Wracamy do Tbilisi i kontynuujemy zwiedzanie.
Dzień jedenasty, 27.06.15 r.
Nasza gospodyni załatwiła nam kierowcę, który zawiezie nas na dłuższą wycieczkę. Na ten dzień zaplanowałam Gori i Upliscyche.
Gori
średniowieczna twierdza Goriscyche
muzeum Stalina
dom, w którym urodził się i żył Stalin do 1883 r
Upliscyche
skalne miasto, jedno z najstarszych osiedli ludzkich na Kaukazie, istniało już w czasach paleolitu.
Po powrocie znów zwiedzamy Tbilisi
Dzień dwunasty – 28.06.15 r.
Wylatujemy do Polski późnym wieczorem, ale po spakowaniu się, spędzamy cały dzień chodząc po mieście.
Na lotnisko odwozi nas mąż gospodyni.
Te dwanaście dni w Gruzji to była super przygoda i mimo że w górach nie sprzyjała nam pogoda, pobyt tam będę mile wspominać.
Wszystkie zdjęcia do obejrzenia w mojej galerii:
Gruzińska Droga Wojenna
https://photos.app.goo.gl/CvPbcd9q2SYY7J3d7
Kazbegi
https://photos.app.goo.gl/ApnGDPLemFwLyCD58
Kazbek
https://goo.gl/photos/RKXey79cWTVDAprk9
Mccheta
https://photos.app.goo.gl/c46Lt8RTUWRKiJ8Q8
Gori
https://photos.app.goo.gl/FjJUrzGvymXkpopj9
Upliscyche
https://photos.app.goo.gl/Qk7MESErYNohL4HE6
Tbilisi
https://photos.app.goo.gl/ko3j258fJnSWmeEC8
Re: Gruzja 2015
Jak zwykle piękne zdjęcia. Tbilisi sprawia wrażenie przyjemnego miasta, także nocą. Czy każdy właściciel kwatery w Gruzji oferuje w pakiecie transport do różnych miejsc i czy taka usługa jest w znośnej cenie?
Trzeba stwierdzić, że Kazbek pożegnał się z wami rzeczywiście bardzo nieelegancko .
Trzeba stwierdzić, że Kazbek pożegnał się z wami rzeczywiście bardzo nieelegancko .
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Gruzja 2015
Abstrahując od polityki, krajoznawczo:
W Tbilisi widziałaś skwer i ul. Lecha Kaczyńskiego?
Już w 2012r. pomnik prezydenta RP stał na skwerze.
W Tbilisi widziałaś skwer i ul. Lecha Kaczyńskiego?
Już w 2012r. pomnik prezydenta RP stał na skwerze.
Re: Gruzja 2015
Piękne zdjęcia. Trochę miejsc miło było sobie przypomnieć. Gratuluję zdobycia słynnego szczytu. Szkoda, że widoki nie dopisały, ale Gruzja i tak chyba zdobyła Twoje serce.
Re: Gruzja 2015
Dzięki Comen!Comen pisze: ↑23 cze 2020, o 22:14Jak zwykle piękne zdjęcia. Tbilisi sprawia wrażenie przyjemnego miasta, także nocą. Czy każdy właściciel kwatery w Gruzji oferuje w pakiecie transport do różnych miejsc i czy taka usługa jest w znośnej cenie?
Trzeba stwierdzić, że Kazbek pożegnał się z wami rzeczywiście bardzo nieelegancko .
W Gruzji jest tak, jak w Maroko, ludzie pomagają sobie nawzajem i koligacje są ważne, jak to się u nas mówi: ręka rękę myje.
Więc polecanie turystom kwatery, transportu, czy lokalu gastronomicznego jest raczej na porządku dziennym. W czasie naszego pobytu w Gruzji ceny były naprawdę niskie. Podobno teraz już nie jest tak różowo.
Kazbek rzeczywiście zachował się nieelegancko - ale 23 czerwca
Przed wyjazdem sprawdzałam w necie, jak wygląda ten pomnik, a ponieważ nie powalił mnie na kolana, nie szukaliśmy go na miejscu, zwłaszcza, że nie byłam, nie jestem i nie będę fanką (oczywiście abstrahując od polityki...)
Wystarczyła mi tablica pamiątkowa przy stacji meteo.
Dziękuję Gruzja bardzo mi się spodobała. Być może kiedyś jeszcze tam pojadę, tym razem nad morze. Właściwie mieliśmy w 2015 r. w planie przejazd pociągiem z Tbilisi do Batumi, ale ze względu na to, że w górach spędziliśmy więcej czasu, niż chcieliśmy, nie było czasu na to.
Ale tak à propos polskich akcentów w Gruzji - nie wiem, czy oglądaliście zdjęcia w mojej galerii - niedaleko naszego hostelu była polska lodziarnia. Mało tego, właścicielka nie dość, że Polka, nie dość, że z Bielska-Białej, to jeszcze mieszkała poprzednio na moim osiedlu Ale nie znałyśmy się.
A poza tym w pierwszym dniu pobytu w Tbilisi byliśmy w pubie Warszawa prowadzonym przez Polaków.
Re: Gruzja 2015
Centrum Batumi i tamtejsze morze może Cię mocno zdegustować lub rozczarować lub zachwycić, ale na to ostatnie stawiałbym najmniej. Na szczęście w okolicy Batumi jest kilka perełek do zobaczenia.
Re: Gruzja 2015
Czy dobrze rozumuję ze zdjęć, że na drugi dzień po zdobyciu szczytu do południa była żyleta? Czyli po godz.9 na szczycie miałabyś lampę? Na kolejnym zdjęciu widać, że później też "zadymiło"... Miałaś jakiś wgląd w prognozy na miejscu? Ktoś podsyłał Ci z Polski? Były jakieś informacje na temat pogody w stacji meteo? Jeśli tak, to cokolwiek się sprawdzały? Teoretycznie mogliście wyjść ten jeden dzień później?evil pisze: ↑23 cze 2020, o 07:04Dokładnie 5 lat temu, czyli 23 czerwca 2015 r. zdobyłam swój najwyższy do tej pory szczyt, doszłam więc do wniosku, że już czas napisać coś na ten temat
Chciałam wybrać późniejszy termin, czyli przełom czerwca i lipca, ale Ani to nie pasowało.
Z perspektywy czasu wiem, że później mielibyśmy lepszą pogodę. Mówi się trudno…
Ale i tak wyjazd życia?
Zdjęcia piękne. Najbardziej podoba mi się zdjęcie nr 33 czyli "Kazbek w czapie":)
Re: Gruzja 2015
I o te perełki chodzi :-)
Tak Norden, na drugi dzień była żyleta, ale nie trwało to długo.Norden pisze: ↑24 cze 2020, o 23:08Czy dobrze rozumuję ze zdjęć, że na drugi dzień po zdobyciu szczytu do południa była żyleta? Czyli po godz.9 na szczycie miałabyś lampę? Na kolejnym zdjęciu widać, że później też "zadymiło"... Miałaś jakiś wgląd w prognozy na miejscu? Ktoś podsyłał Ci z Polski? Były jakieś informacje na temat pogody w stacji meteo? Jeśli tak, to cokolwiek się sprawdzały? Teoretycznie mogliście wyjść ten jeden dzień później?
Ale i tak wyjazd życia?
Zdjęcia piękne. Najbardziej podoba mi się zdjęcie nr 33 czyli "Kazbek w czapie":)
W meteo nie było wi-fi, z Polski dostawaliśmy sms-y, ale prognozy w ogóle nie były adekwatne do rzeczywistości.
Nie dalibyśmy rady kondycyjnie iść na szczyt z dnia na dzień.
Mieliśmy już dość siedzenia na d... i dlatego, jak wieczorem 22.06. zobaczyliśmy czyste niebo i to, że przestało wiać zdecydowaliśmy, że idziemy.
Po prostu mieliśmy pecha, że front pogodowy się przesunął i pogoda zepsuła się przed godz. 10. Zazwyczaj (takie opinie słyszeliśmy od wszystkich, którzy byli tam przed nami) wcześnie rano jest pogodnie, a po godz. 10-11 przychodzą chmury i kicha.
Nie ma teraz sensu rozpatrywać, że mogliśmy wyjść godzinę wcześniej...
Wyprawa życia? Być może tak, chociażby ze względu na wysokość. I na to, że przeżyliśmy te kilka dni w takich spartańskich warunkach bez uszczerbku dla zdrowia psychicznego, o zdrowiu w sensu stricto nie wspominając
Re: Gruzja 2015
W dniu ataku szczytowego „mleko wylało się” jeszcze przed 9?evil pisze: ↑25 cze 2020, o 09:10I o te perełki chodzi :-)
Tak Norden, na drugi dzień była żyleta, ale nie trwało to długo.Norden pisze: ↑24 cze 2020, o 23:08Czy dobrze rozumuję ze zdjęć, że na drugi dzień po zdobyciu szczytu do południa była żyleta? Czyli po godz.9 na szczycie miałabyś lampę? Na kolejnym zdjęciu widać, że później też "zadymiło"... Miałaś jakiś wgląd w prognozy na miejscu? Ktoś podsyłał Ci z Polski? Były jakieś informacje na temat pogody w stacji meteo? Jeśli tak, to cokolwiek się sprawdzały? Teoretycznie mogliście wyjść ten jeden dzień później?
Ale i tak wyjazd życia?
Zdjęcia piękne. Najbardziej podoba mi się zdjęcie nr 33 czyli "Kazbek w czapie":)
A na drugi dzień „dopiero” po 10, ale "cień mgły nie był aż tak ostry" jak dzień wcześniej?
Gruzja 2015: Kazbek
ha, ha, ha...
Jeśli patrzysz na godziny przypisane do danego zdjęcia, to nie są wiarygodne, bo miałam (nie wiem czemu) strasznie rozregulowany zegar w obu aparatach.
Ale tak - w dniu, kiedy wychodziliśmy na szczyt, mgła nadeszła przed 9.