Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 14 lat!
Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Województwo: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Małopolskie: Czchów (08.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Województwo: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Małopolskie: Czchów (08.07.2020)
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
Bezpośrednim prowodyrem wczorajszej wycieczki był znajomy, który dwie minuty po południu wysłał mi sms'a oznajmiającego, że wybiera się spontanicznie w Góry Sowie szlakiem "Riese"! Wywołało to u mnie przysłowiowy "skok gula" <uoee> Bynajmniej nie dlatego, że chciałbym ponownie zobaczyć Góry Sowie. Lubię oczywiście to pasmo i sam kilkukrotnie już w nie wracałem - zarówno na ich szczyty, jak też w ich podziemia. To spontaniczność jego wyjazdu sprawiła, że z sentymentem wspomniałem czasy, kiedy to, nie mając jeszcze tylu zobowiązań na głowie, sam wybierałem się na różne wyprawy w najbardziej spontaniczny sposób z możliwych - obudzony chęcią przygody najzwyczajniej w świecie pakowałem plecak i trzymając śniadanie w ręku wychodziłem na drogę łapać stopa do celu.
Kiedy już gul przestał mi drgać, uświadomiłem sobie, że przecież mam wolne popołudnie więc również mogę wybrać się na krótką, spontaniczną wyprawę <tak> Całkiem niedawno spodobało mi się wędrowanie korytami rzek, czego przejawem była relacjonowana wyprawa w Dolinę Dramy. Złapawszy rzecznego bakcyla obrałem sobie na wczorajszą wyprawę znacznie ambitniejszy cel - Małą Panew. Jest to rzeka o długości 132 km, stanowiąca prawy dopływ Odry, płynąca przez woj. śląskie i opolskie.
Jest to bardzo łakomy kąsek dla amatorów rzecznych eskapad! Wystarczy zerknąć na poniższą mapkę...
Ta niebieska wstążeczka wijąca się wściekle meandrami, to właśnie Mała Panew na odcinku, który obrałem sobie za cel na wczorajsze popołudnie, a takich odcinków ma znacznie więcej <lol>
Na wycieczkę nie wybrałem się sam. Była ze mną moja dzielna córeczka, która ochoczo bierze udział we wszelkich dłuższych i krótszych, górskich i nizinnych eskapadach. Noszę ją zawsze przed sobą w nosidełku a ona śpiewa mi swoje nieartykułowane piosenki, zachwycona krajobrazem zmieniającym się przed jej dziesięciomiesięcznymi oczkami. Tym razem również widziałem błysk w jej oczkach, kiedy zobaczyła, że wyciągam z szafy jej nosidełko <tak> Spakowałem plecak, do którego dla siebie włożyłem jedynie aparat fotograficzny a dla niej wszystkie niezbędne sprzęty od obiadku i herbatki, przez pieluchę i matę do przewijania po zabawki mające umilić jej drogę w samochodzie. Wsadziłem ją do fotelika i wyruszyliśmy w drogę...
...Niestety zaraz po przekroczeniu znaku drogowego z nazwą miejscowości Krupski Młyn, którą to obrałem za początek trasy, z nieba spadł deszcz. Przepraszam... ulewa! Do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu! Szkwał zapowiadano na 19:00, tymczasem dopiero zbliżała się 16:00! Stanąłem na chwilę na parkingu i czekałem, nijak jednak nie chciało przestać padać. Z czasem intensywność opadu wręcz wzrastała. Nawet gdyby nagle deszcz minął, nie mógłbym już wybrać się z córką na śliskie, zabłocone ścieżki, gdyż ryzyko upadku byłoby zbyt duże....
Wszystko wskazywało na to, że muszę odłożyć w czasie bliższe zaznajomienie się z Małą Panwią, więc odpaliłem samochód i ruszyłem w drogę powrotną. Po chwili zauważyłem, że córka zasnęła w swym foteliku przez jednostajny głos silnika i krople deszczu roztrzaskujące się na szybach i dachu auta. Nie mogłem sobie odmówić, by skorzystać z tej okazji i podjechać tym samym w kilka miejsc, gdzie Mała Panew przecina okoliczne drogi, by z mostków rzucić chociaż na nią okiem. Tym sposobem udało mi się zrobić kilkanaście zdjęć, które posłużą mi tutaj, jako zwiastun tego, co w przyszłości przyjdzie mi zwiedzić w pełni - nie z mostów lecz z nabrzeży, z dala od dróg czy duktów leśnych.
Na początek pokażę Wam bardzo ciekawy most w Krupskim Młynie. Jest to jeden z nielicznych stalowych, wiszących mostów w Polsce. Wybudowano go w 1930 r., obecnie jest już zabytkiem, jednak nadal służy mieszkańcom. Ma on długość 25 m i łączy oba brzegi Małej Panwi niedaleko centrum powyższej miejscowości.
To natomiast Mała Panew widziana z tego mostu. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to niemal centrum miejscowości
Spod wiszącego mostu udałem się jeszcze w kilka miejsc, gdzie mogłem przyjrzeć się rzece z mostów. W niektórych z nich udało mi się na szybko zejść na nabrzeża. Sprawy nie ułatwiała mi ulewa - w jednej ręce trzymałem aparat fotograficzny a w drugiej parasol tak, by aparat nie zamókł (o siebie tutaj nie dbałem) :>
Na poniższym zdjęciu widać nawet sieczące strugi deszczu.
Tu z kolei widać dobrze krople deszczu udzerzające w powierzchnię rzeki.
Warunki nie były łatwe ale zasadnicze zadanie wycieczki udało się zaliczyć - zapoznałem się z Małą Panwią Cytując klasyka mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że "ja tu jeszcze wrócę" <lol> Nie wiem czy będzie to za tydzień, czy za miesiąc, jednak możecie być pewni, że z czasem powrzucam tu więcej zdjęć, jeszcze lepiej obrazujących piękno tej rzeki.
Kiedy już gul przestał mi drgać, uświadomiłem sobie, że przecież mam wolne popołudnie więc również mogę wybrać się na krótką, spontaniczną wyprawę <tak> Całkiem niedawno spodobało mi się wędrowanie korytami rzek, czego przejawem była relacjonowana wyprawa w Dolinę Dramy. Złapawszy rzecznego bakcyla obrałem sobie na wczorajszą wyprawę znacznie ambitniejszy cel - Małą Panew. Jest to rzeka o długości 132 km, stanowiąca prawy dopływ Odry, płynąca przez woj. śląskie i opolskie.
Jest to bardzo łakomy kąsek dla amatorów rzecznych eskapad! Wystarczy zerknąć na poniższą mapkę...
Ta niebieska wstążeczka wijąca się wściekle meandrami, to właśnie Mała Panew na odcinku, który obrałem sobie za cel na wczorajsze popołudnie, a takich odcinków ma znacznie więcej <lol>
Na wycieczkę nie wybrałem się sam. Była ze mną moja dzielna córeczka, która ochoczo bierze udział we wszelkich dłuższych i krótszych, górskich i nizinnych eskapadach. Noszę ją zawsze przed sobą w nosidełku a ona śpiewa mi swoje nieartykułowane piosenki, zachwycona krajobrazem zmieniającym się przed jej dziesięciomiesięcznymi oczkami. Tym razem również widziałem błysk w jej oczkach, kiedy zobaczyła, że wyciągam z szafy jej nosidełko <tak> Spakowałem plecak, do którego dla siebie włożyłem jedynie aparat fotograficzny a dla niej wszystkie niezbędne sprzęty od obiadku i herbatki, przez pieluchę i matę do przewijania po zabawki mające umilić jej drogę w samochodzie. Wsadziłem ją do fotelika i wyruszyliśmy w drogę...
...Niestety zaraz po przekroczeniu znaku drogowego z nazwą miejscowości Krupski Młyn, którą to obrałem za początek trasy, z nieba spadł deszcz. Przepraszam... ulewa! Do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu! Szkwał zapowiadano na 19:00, tymczasem dopiero zbliżała się 16:00! Stanąłem na chwilę na parkingu i czekałem, nijak jednak nie chciało przestać padać. Z czasem intensywność opadu wręcz wzrastała. Nawet gdyby nagle deszcz minął, nie mógłbym już wybrać się z córką na śliskie, zabłocone ścieżki, gdyż ryzyko upadku byłoby zbyt duże....
Wszystko wskazywało na to, że muszę odłożyć w czasie bliższe zaznajomienie się z Małą Panwią, więc odpaliłem samochód i ruszyłem w drogę powrotną. Po chwili zauważyłem, że córka zasnęła w swym foteliku przez jednostajny głos silnika i krople deszczu roztrzaskujące się na szybach i dachu auta. Nie mogłem sobie odmówić, by skorzystać z tej okazji i podjechać tym samym w kilka miejsc, gdzie Mała Panew przecina okoliczne drogi, by z mostków rzucić chociaż na nią okiem. Tym sposobem udało mi się zrobić kilkanaście zdjęć, które posłużą mi tutaj, jako zwiastun tego, co w przyszłości przyjdzie mi zwiedzić w pełni - nie z mostów lecz z nabrzeży, z dala od dróg czy duktów leśnych.
Na początek pokażę Wam bardzo ciekawy most w Krupskim Młynie. Jest to jeden z nielicznych stalowych, wiszących mostów w Polsce. Wybudowano go w 1930 r., obecnie jest już zabytkiem, jednak nadal służy mieszkańcom. Ma on długość 25 m i łączy oba brzegi Małej Panwi niedaleko centrum powyższej miejscowości.
To natomiast Mała Panew widziana z tego mostu. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to niemal centrum miejscowości
Spod wiszącego mostu udałem się jeszcze w kilka miejsc, gdzie mogłem przyjrzeć się rzece z mostów. W niektórych z nich udało mi się na szybko zejść na nabrzeża. Sprawy nie ułatwiała mi ulewa - w jednej ręce trzymałem aparat fotograficzny a w drugiej parasol tak, by aparat nie zamókł (o siebie tutaj nie dbałem) :>
Na poniższym zdjęciu widać nawet sieczące strugi deszczu.
Tu z kolei widać dobrze krople deszczu udzerzające w powierzchnię rzeki.
Warunki nie były łatwe ale zasadnicze zadanie wycieczki udało się zaliczyć - zapoznałem się z Małą Panwią Cytując klasyka mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że "ja tu jeszcze wrócę" <lol> Nie wiem czy będzie to za tydzień, czy za miesiąc, jednak możecie być pewni, że z czasem powrzucam tu więcej zdjęć, jeszcze lepiej obrazujących piękno tej rzeki.
Relacja: Dolina Małej Panwi
132 km długości to już trasa na kilka dni, pewnie nawet kajakiem nie przepłynie za jednym razem. Szkoda, że deszcz trochę pokrzyżował plany. Z tego co widzę mimo leśnego otoczenia nie jest to jeszcze rzeka zbyt czysta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi
Jak najbardziej! Pewnie wielokrotnie będę tam wracał. Na kajak też mam zamiar kiedyś się wybrać, bo w wielu miejscach organizowane są spływy.Comen pisze:132 km długości to już trasa na kilka dni, pewnie nawet kajakiem nie przepłynie za jednym razem. Szkoda, że deszcz trochę pokrzyżował plany.
Piana, którą widać na dwóch zdjęciach powstaje na progu wodnym poprzez nagłe napowietrzenie wody, jednak rzeka ta faktycznie nie należy do najczystszych. Cytuję Wikipedię:Comen pisze: Z tego co widzę mimo leśnego otoczenia nie jest to jeszcze rzeka zbyt czysta.
"Mała Panew jest rzeką średnio zanieczyszczoną: źródła rzeki zaliczane są do wód III klasy czystości, a woda poniżej Jeziora Turawskiego jest nawet drugoklasowa. Cały środkowy bieg rzeki, od Kalet do Ozimka uważa się za zanieczyszczony na tyle, by wody te zaliczyć do pozaklasowych. Mimo wszystko jest rzeką dość ciekawą dla wędkarzy ze względu na duże pogłowie płoci, leszczy i szczupaków."
Relacja: Dolina Małej Panwi
Ja tu widzę fajny teren pod kajaki.
Pogoda tym razem nie rozpieszczała.
Pogoda tym razem nie rozpieszczała.
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi
Pogoda nie rozpieszczała ale miało to też swój urok. Poza tym teraz mam jeszcze większą ochotę szybko zjawić się tam ponownie. <lol>as pisze:Ja tu widzę fajny teren pod kajaki.
Pogoda tym razem nie rozpieszczała.
Ponadto nie mam tam daleko - 25 km w jedną stronę.
Na kajak też mam zamiar niedługo się wybrać - na średnio-zaawansowaną trasę o długości 11,5 km. Wynajem dwuosobowego kajaku kosztuje jedynie 50 zł a w cenę wliczony jest jeszcze transport busem z przystani na miejsce rozpoczęcia spływu, z której do własnego auta dopływamy już kajakiem <tak>
Relacja: Dolina Małej Panwi
A jak wygląda tamtejsza infrastruktura turystyczna?
Wypożyczalnie sprzętu, noclegi, baza gastronomiczna?
Wypożyczalnie sprzętu, noclegi, baza gastronomiczna?
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi
Firm oferujących spływy po Małej Panwi jest całkiem sporo, na różnych jej odcinkach - wyniki wyszukiwania.as pisze:A jak wygląda tamtejsza infrastruktura turystyczna?
Wypożyczalnie sprzętu, noclegi, baza gastronomiczna?
Firmy oferują wypożyczanie kajaków, rowerów, niektóre mają paintball, większość posiada pola namiotowe lub inne formy noclegu. Ciężej jest z bazą gastronomiczną - obiekty te raczej nie świadczą takich usług, więc trzeba się zaopatrzyć we własnym zakresie.
Ja mam zamiar skorzystać z oferty Młynu Bombelka - najbliżej do mojego miejsca zamieszkania oraz najbardziej interesującego mnie odcinka Małej Panwi, czyli między Krupskim Młynem a Żędowicami (woda jest tam na tyle głęboka, że nie trzeba przenosić kajaka na mieliznach, jak w innych miejscach a jednocześnie rzeka jest tu bardzo kręta co podnosi jej atrakcyjność). Firma ta na tym odcinku busem zawozi klientów do Krupskiego Młyna a ci płyną już sobie stamtąd sami do Żędowic oddalonych o 11,5 km.
Relacja: Dolina Małej Panwi
Na Małej Panwi jest też duże jezioro zaporowe Turawskie, ale podejrzewam, że spływy kajakowe organizuje się raczej na odcinkach powyżej tego zbiornika.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi
Poniżej też ale już rzadziej, np. tu.Comen pisze:Na Małej Panwi jest też duże jezioro zaporowe Turawskie, ale podejrzewam, że spływy kajakowe organizuje się raczej na odcinkach powyżej tego zbiornika.
A dzisiaj wybrałem się w końcu na chaszczowanie wzdłuż Małej Panwii, w wyższej części biegu, na odcinku, gdzie spływy nie są możliwe, bo rzeka jest zbyt dzika i trochę za płytka. Niebawem relacja
PS. - widziałem bobra <lol>
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi
Ponizej widać odcinek Małej Panwi, który postanowiłem spenetrować w ostatni piątek po pracy.
Tak... wiem... normalni ludzie po pracy odpoczywają w fotelu, oglądają telewizję lub robią cokolwiek innego, byleby tylko się nie wysilać.
Normalność jest jednak kwestią umowy społecznej i jestem pewien, że da się ją nagiąć na tyle, aby człowieka, który po pracy wskakuje w obuwie trekkingowe, aby bez konkretnego celu przedzierać się nabrzeżami dzikiej rzeki, nie zaczęto uważać za wariata
Wybierając fragment rzeki, który chciałbym zobaczyć w pierwszej kolejności, zdecydowałem się na taki odcinek, na którym rzeka byłaby dzika i wystarczająco kręta a jednocześnie pozbawiona kajakarzy, którzy w piątkowe popołudnie mogliby już przydarzać się po drodze. Tym sposobem wybrałem fragment, w którym Mała Panew rozpoczyna najdziksze swe meandry ale jeszcze jest płytka na tyle, że nikt nie organizuje na niej spływów kajakowych. Padło na odcinek Brusiek - Krywałd, czyli w wyższej części biegu, niż wyrywczo zrelacjonowałem to poprzednio.
Tak to wygląda z lotu ptaka.
A żeby odbiorca potrafił sobie przełożyć google-mapkę na realne odległości, dołożę jeszcze mapę z naniesionymi odległościami.
Trasę rozpocząłem około godziny 18:00. Całość zajęła mi dwie i pół godziny z czego pierwsza połowa (czyli chaszczowanie po nabrzeżach rzeki) zajęło mi dwie godziny a powrót drogami leśnymi już tylko pół godziny...
Z komentarzami nie będę przesadzał... wszak "koń, jaki jest, każdy widzi" - rzeka to nie góry i nie wymaga zbyt wielu objaśnień. Niemniej jednak, tam gdzie trzeba dopowiem co nieco od siebie.
Tak więc zostawiam samochód przy wjeździe do Bruśka, nieopodal mostu nad Małą Panwią i ruszam na wyprawę wzdłuż rzeki.
Po kilku meandrach w oczy rzuca mi się niezwykle rozrosły grzyb na pniu drzewa.
Po około 30 minutach marszu zacząłem natrafiać na drzewa nadcięte, bądź ścięte przez bobry.
Kiedy wszedłem na ten mini półwysep, moich uszu dobiegł bardzo charakterystyczny dźwięk... coś jakby odgłos dłuta rzeźbiącego w drewnie, jednak wydarzający się znacznie częściej niż byłaby w stanie zdziałać to ludzka dłoń. Swoiste chrup, chrup, chrup, chrup, chrup, chrup w drzewiastych tonach. Nie myśląc długo zacząłem się skradać w kierunku źródła dźwięku, gdyż byłem pewien, kto może być jego przyczyną.
Po chwili dostrzegłem na powierzchnią wody drobny ruch. Tak... to on... pan bóbr we własnej osobie! Pierwszy raz w życiu widziałem na własne oczy bobra. Uczucie trudne do opisania, jak za każdym razem kiedy udaje mi się wytropić jakieś dzikie zwierzę (jakiś rok temu podszedłem np. dużego jelenia w trakcie rykowiska - widziałem go z około 25 m. ale nie miałem wtedy niestety aparatu). Lepszego zdjęcia pana bobra niestety nie udało mi się zrobić (mam nadzieję, że każdy widzi go jednak wyraźnie). Chwilę po zrobieniu zdjęcia bóbr dał nura pod wodę uderzając ogonem o jej powierzchnię i już go nie zobaczyłem ponownie mimo, że czekałem dobre pięć minut by się wynurzył.
Jedna z wielu tam zbudowanych przez bobry.
Całkiem spore mrowisko nieopodal brzegu rzeki.
Podmyte przez rzekę nabrzeże.
Korzenie sosen wystające powyżej ziemi nad osuwiskiem piasku na nabrzeżu.
Świtezianka.
Kolejne drzewo podcięte przez bobry.
Docieram do półmetka trasy. Spomiędzy drzew wyłaniają się łąki Krywałdu.
Czas znaleźć jakiś naturalnie utworzony mostek aby przedrzeć się na drugą stronę rzeki. To powalone drzewo wydaje się wystarczająco solidne aby można było przejść po nim na drugą stronę.
Widoki z mojego "mostu".
Jestem już na drugim brzegu.
Znajduję się obecnie w centrum Krywałdu. Jest to stara, opuszczona śląska wieś. Obecnie stanowi ona dużą, oddaloną od cywilizacji śródleśną polaną, poprzez którą meandruje Mała Panew. Niegdyś stały tu cztery domu, które mieściły siedemnastu mieszkańców zajmujących się pozyskiwaniem stali.
Tak miejsce to opisuje Jacek Lubos:
"Historia leśnej osady nie sięga głęboko w mroki dziejów. Osadników niemieckich na urokliwą śródleśną polanę, przez którą meandruje Mała Panew sprowadzić miał pod koniec XVIII wieku koszęciński hrabia Sobek. Miejsce to pierwotnie zwać się miało Dolną Krusznicą, jednak w miarę upływu lat nazwa ta zanikła na rzecz Krywałdu.
Być może, stosując analogię z identyczną nazwą, jaką przez wieki nosił Knurów, Krywałd to po prostu „Wroni Las” (Krahenwald). Osadnicy mieli się zająć pozyskiwaniem stali w wybudowanej specjalnie na ten cel świeżarce (fryszerce). Proces fryszerski polegał na świeżeniu surówki, czyli oczyszczaniu jej z domieszek poprzez ich utlenianie.
Spis z roku 1855 potwierdził funkcjonowanie tejże świeżarki. W osadzie były stały wówczas 4 domy mieszkalne i 5 gospodarczych. Na stałe Krywałd zamieszkiwało 17 osób.
Powszechny upadek kuźnic nad Małą Panwią trwający w II połowie XIX wieku nie oszczędził krywałdzkiej manufaktury, która znika z wykazów około roku 1870. Wówczas już miejscowość znajdowała się pośrodku wielkiego, 600 hektarowego zwierzyńca dla jeleni utworzonego przez książąt koszęcińskich Hohenlohe– Ingelfingen, którzy zbudowali tam drewniany zameczek myśliwski. Dworek gościł co roku, w drugiej dekadzie września, znamienitych myśliwych, którzy zjeżdżali tam na najlepsze w okolicy rykowisko.
Czasy książąt i szlacheckich polowań zakończył rok 1945. Niewiele dłużej przetrwał myśliwski zameczek, który rozebrano w latach 50-tych XX-wieku, drewno przeznaczając ponoć na budowę kościoła w Strzebiniu. Na Krywałdzie niemal do końca tego stulecia mieszkały rodziny robotników leśnych. Ostatni mieszkańcy opuścili to przepiękne miejsce około roku 1997. Dziś, zaledwie 18 lat po tym wydarzeniu, tylko wprawne oko dojrzy tu ślady ludzkiej egzystencji."
Ławeczka postawiona pod starym dębem.
Nowo postawiony krzyż a za nim drzewa owocowe świadczące o tym, że kiedyś żyli tu i mieszkali ludzie.
Ponownie drzewa owocowe z krzyżem pomiędzy.
Ruiny starych zabudowań.
Niezwykle rozrośniete na boki drzewo.
Ta opuszczona wieś bardzo mocno przypomniała mi wysiedlone wsie Beskidu Niskiego. Kto widział je na własne oczy zapewne wie, co mam na myśli
Ponownie jestem nad Małą Panwią.
Widać już drzewo, po którym wrócę na południowy brzeg rzeki.
Przed wejściem na "most".
Na drugim brzegu.
Ambona myśliwska.
Pozostałości po podziemnej spiżarni.
Naturalnie napędzany wodotrysk w Krywałdzie.
Zapewne niedługo powrócę nad Małą Panew i spenetruję kolejny jej odcinek, tak więc za jakiś czas możecie spodziewać się kolejnej porcji zdjęć <tak>
Tak... wiem... normalni ludzie po pracy odpoczywają w fotelu, oglądają telewizję lub robią cokolwiek innego, byleby tylko się nie wysilać.
Normalność jest jednak kwestią umowy społecznej i jestem pewien, że da się ją nagiąć na tyle, aby człowieka, który po pracy wskakuje w obuwie trekkingowe, aby bez konkretnego celu przedzierać się nabrzeżami dzikiej rzeki, nie zaczęto uważać za wariata
Wybierając fragment rzeki, który chciałbym zobaczyć w pierwszej kolejności, zdecydowałem się na taki odcinek, na którym rzeka byłaby dzika i wystarczająco kręta a jednocześnie pozbawiona kajakarzy, którzy w piątkowe popołudnie mogliby już przydarzać się po drodze. Tym sposobem wybrałem fragment, w którym Mała Panew rozpoczyna najdziksze swe meandry ale jeszcze jest płytka na tyle, że nikt nie organizuje na niej spływów kajakowych. Padło na odcinek Brusiek - Krywałd, czyli w wyższej części biegu, niż wyrywczo zrelacjonowałem to poprzednio.
Tak to wygląda z lotu ptaka.
A żeby odbiorca potrafił sobie przełożyć google-mapkę na realne odległości, dołożę jeszcze mapę z naniesionymi odległościami.
Trasę rozpocząłem około godziny 18:00. Całość zajęła mi dwie i pół godziny z czego pierwsza połowa (czyli chaszczowanie po nabrzeżach rzeki) zajęło mi dwie godziny a powrót drogami leśnymi już tylko pół godziny...
Z komentarzami nie będę przesadzał... wszak "koń, jaki jest, każdy widzi" - rzeka to nie góry i nie wymaga zbyt wielu objaśnień. Niemniej jednak, tam gdzie trzeba dopowiem co nieco od siebie.
Tak więc zostawiam samochód przy wjeździe do Bruśka, nieopodal mostu nad Małą Panwią i ruszam na wyprawę wzdłuż rzeki.
Po kilku meandrach w oczy rzuca mi się niezwykle rozrosły grzyb na pniu drzewa.
Po około 30 minutach marszu zacząłem natrafiać na drzewa nadcięte, bądź ścięte przez bobry.
Kiedy wszedłem na ten mini półwysep, moich uszu dobiegł bardzo charakterystyczny dźwięk... coś jakby odgłos dłuta rzeźbiącego w drewnie, jednak wydarzający się znacznie częściej niż byłaby w stanie zdziałać to ludzka dłoń. Swoiste chrup, chrup, chrup, chrup, chrup, chrup w drzewiastych tonach. Nie myśląc długo zacząłem się skradać w kierunku źródła dźwięku, gdyż byłem pewien, kto może być jego przyczyną.
Po chwili dostrzegłem na powierzchnią wody drobny ruch. Tak... to on... pan bóbr we własnej osobie! Pierwszy raz w życiu widziałem na własne oczy bobra. Uczucie trudne do opisania, jak za każdym razem kiedy udaje mi się wytropić jakieś dzikie zwierzę (jakiś rok temu podszedłem np. dużego jelenia w trakcie rykowiska - widziałem go z około 25 m. ale nie miałem wtedy niestety aparatu). Lepszego zdjęcia pana bobra niestety nie udało mi się zrobić (mam nadzieję, że każdy widzi go jednak wyraźnie). Chwilę po zrobieniu zdjęcia bóbr dał nura pod wodę uderzając ogonem o jej powierzchnię i już go nie zobaczyłem ponownie mimo, że czekałem dobre pięć minut by się wynurzył.
Jedna z wielu tam zbudowanych przez bobry.
Całkiem spore mrowisko nieopodal brzegu rzeki.
Podmyte przez rzekę nabrzeże.
Korzenie sosen wystające powyżej ziemi nad osuwiskiem piasku na nabrzeżu.
Świtezianka.
Kolejne drzewo podcięte przez bobry.
Docieram do półmetka trasy. Spomiędzy drzew wyłaniają się łąki Krywałdu.
Czas znaleźć jakiś naturalnie utworzony mostek aby przedrzeć się na drugą stronę rzeki. To powalone drzewo wydaje się wystarczająco solidne aby można było przejść po nim na drugą stronę.
Widoki z mojego "mostu".
Jestem już na drugim brzegu.
Znajduję się obecnie w centrum Krywałdu. Jest to stara, opuszczona śląska wieś. Obecnie stanowi ona dużą, oddaloną od cywilizacji śródleśną polaną, poprzez którą meandruje Mała Panew. Niegdyś stały tu cztery domu, które mieściły siedemnastu mieszkańców zajmujących się pozyskiwaniem stali.
Tak miejsce to opisuje Jacek Lubos:
"Historia leśnej osady nie sięga głęboko w mroki dziejów. Osadników niemieckich na urokliwą śródleśną polanę, przez którą meandruje Mała Panew sprowadzić miał pod koniec XVIII wieku koszęciński hrabia Sobek. Miejsce to pierwotnie zwać się miało Dolną Krusznicą, jednak w miarę upływu lat nazwa ta zanikła na rzecz Krywałdu.
Być może, stosując analogię z identyczną nazwą, jaką przez wieki nosił Knurów, Krywałd to po prostu „Wroni Las” (Krahenwald). Osadnicy mieli się zająć pozyskiwaniem stali w wybudowanej specjalnie na ten cel świeżarce (fryszerce). Proces fryszerski polegał na świeżeniu surówki, czyli oczyszczaniu jej z domieszek poprzez ich utlenianie.
Spis z roku 1855 potwierdził funkcjonowanie tejże świeżarki. W osadzie były stały wówczas 4 domy mieszkalne i 5 gospodarczych. Na stałe Krywałd zamieszkiwało 17 osób.
Powszechny upadek kuźnic nad Małą Panwią trwający w II połowie XIX wieku nie oszczędził krywałdzkiej manufaktury, która znika z wykazów około roku 1870. Wówczas już miejscowość znajdowała się pośrodku wielkiego, 600 hektarowego zwierzyńca dla jeleni utworzonego przez książąt koszęcińskich Hohenlohe– Ingelfingen, którzy zbudowali tam drewniany zameczek myśliwski. Dworek gościł co roku, w drugiej dekadzie września, znamienitych myśliwych, którzy zjeżdżali tam na najlepsze w okolicy rykowisko.
Czasy książąt i szlacheckich polowań zakończył rok 1945. Niewiele dłużej przetrwał myśliwski zameczek, który rozebrano w latach 50-tych XX-wieku, drewno przeznaczając ponoć na budowę kościoła w Strzebiniu. Na Krywałdzie niemal do końca tego stulecia mieszkały rodziny robotników leśnych. Ostatni mieszkańcy opuścili to przepiękne miejsce około roku 1997. Dziś, zaledwie 18 lat po tym wydarzeniu, tylko wprawne oko dojrzy tu ślady ludzkiej egzystencji."
Ławeczka postawiona pod starym dębem.
Nowo postawiony krzyż a za nim drzewa owocowe świadczące o tym, że kiedyś żyli tu i mieszkali ludzie.
Ponownie drzewa owocowe z krzyżem pomiędzy.
Ruiny starych zabudowań.
Niezwykle rozrośniete na boki drzewo.
Ta opuszczona wieś bardzo mocno przypomniała mi wysiedlone wsie Beskidu Niskiego. Kto widział je na własne oczy zapewne wie, co mam na myśli
Ponownie jestem nad Małą Panwią.
Widać już drzewo, po którym wrócę na południowy brzeg rzeki.
Przed wejściem na "most".
Na drugim brzegu.
Ambona myśliwska.
Pozostałości po podziemnej spiżarni.
Naturalnie napędzany wodotrysk w Krywałdzie.
Zapewne niedługo powrócę nad Małą Panew i spenetruję kolejny jej odcinek, tak więc za jakiś czas możecie spodziewać się kolejnej porcji zdjęć <tak>
Relacja: Dolina Małej Panwi
Zielona kraina tuż za węgłem. Czy poza dorodnymi nadrzewnymi okazami są także w lasach nad Mała Panwią jakieś jadalne grzyby?
Zaciekawił mnie też ten wodotrysk. To źródło, studnia czy jakiś wypływ wód z kopalni? Dość oryginalna budowla.
Zaciekawił mnie też ten wodotrysk. To źródło, studnia czy jakiś wypływ wód z kopalni? Dość oryginalna budowla.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi
Grzyby są ale obecnie nie ma jakiegoś specjalnego wysypu. Spotykałem pojedyncze okazy podgrzybków. Trzeba przyjechać w odpowiednim momencieComen pisze:Zielona kraina tuż za węgłem. Czy poza dorodnymi nadrzewnymi okazami są także w lasach nad Mała Panwią jakieś jadalne grzyby?
Zaciekawił mnie też ten wodotrysk. To źródło, studnia czy jakiś wypływ wód z kopalni? Dość oryginalna budowla.
Co do wodotrysku, to jest to naturalne źródło. Długość wypływającego z niego potoczku nie jest długa - za basenem wodotrysku po kilkunastu metrach wyżłobiono zbiornik wodny magazynujący wodę (widać go na przedostatnim zdjęciu) a kawałek za tym zbiornikiem potok łączy swe wody z Małą Panwią.
Relacja: Dolina Małej Panwi
Ciekawe, bo wygląda na wypływ pod sporym ciśnieniem biorąc pod uwagę odległość od tej studzienki do kamiennego baseniku i tryskający strumień wody. Czyli powinien tam być jakiś wyższy poziom wodonośny z którym to źródło jest połączone, nie ten dolinny związany z Małą Panwią.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
Próbowałem znaleźć więcej informacji na temat tego wodotrysku, jednak w internecie nie ma nic poza zdjęciami i informacją, że jest to źródło. W ogóle na temat Krywałdu oraz istniejącej w nim huty-świeżarki nie ma zbyt wiele informacji w internecie. Ciężko powiedzieć czy była tam w ogóle jakaś kopalnia rud żelaza (nie znalazłem takiej informacji). Możliwe, że jedynie przetapiano tam przywiezioną skądinąd rudę, choć wątpię.
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
Comen, wpadłem na inne wytłumaczenie - krok po kroczku udało mi się wywnioskować właściwą odpowiedź. W Krywałdzie istniała huta-świeżarka (gwarowo nazywana "fryszerką"), czyli piec, w którym poprzez wdmuchiwanie powietrza wypalano z surówki żelaza węgiel otrzymując stop stali. Do produkcji surówki natomiast, nad całą Małą Panwią w dziesiątkach podobnych zakładów od XIV do XIX wieku, służyły rudy darniowe, czyli powstające na torfowiskach i innych podmokłych terenach skały osadowe o niewielkiej zawartości żelaza (w postaci limonitu). Tak więc na pewno nie było tam kopalni. <hura>PermanentTravel pisze:Możliwe, że jedynie przetapiano tam przywiezioną skądinąd rudę, choć wątpię.
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
Oj są, czego dowód przedstawiam w poniższym wpisie <tak>Comen pisze:Zielona kraina tuż za węgłem. Czy poza dorodnymi nadrzewnymi okazami są także w lasach nad Mała Panwią jakieś jadalne grzyby?
W poprzednim tygodniu, w sobotę, po raz kolejny wybrałem się w Dolinę Małej Panwi. Idąc za ciosem, jako cel wyprawy wybrałem dalszy odcinek rzeki, począwszy od opuszczonej, leśnej wsi Krywałd, opisanej i przedstawionej na zdjęciach powyżej. Jako, że w miejsce to nie ma możliwości dojazdu samochodem a chciałem zacząć w nim trasę aby iść z biegiem rzeki, zaparkowałem auto w Pustej Kuźnicy, z której leśnymi drogami dostałem się na miejsce. Dalszą trasę pokonywałem już wzdłuż rzeki.
Oto moja trasa:
Całość - około 12 km i ok. 5 godz. marszu.
Już na samym starcie, tuż po wejściu do lasu natrafołem na grzyby. Niezmiernie mnie to ucieszyło, ponieważ jestem zarówno zapalonym grzybiarzem, jak i smakoszem grzybów :>
Po chwili, na drodze którą szedłem, trafiłem na śmiecia - sflaczały balon, który niegdyś nadmuchany zapewne helem uciekł jakiemuś dzieciakowi, po czym zawisł gdzieś na drzewie a po jakimś czasie spadł. I całe szczęście! Tak się bowiem złożyło, że nie byłem przygotowany na grzybobranie - nie miałem przy sobie kosza, wiaderka ani nawet reklamówki a plecaka raz, że szkoda, dwa - grzyby dość szybko zamieniły by się w nim na miazgę. Tym to sposobem niegdysiejszy balon zamienił się w torbę na grzyby a ja przyczyniłem się do posprzątania lasu - zarówno ze śmiecia, jak i z grzybów <tak>
Dalszą trasę do Krywałdu pokonywałem raz drogą, raz lasem, w zależności od poszycia, na którym spodziewałem się, bądź nie, zastać podgrzybki, które właśnie miały wysyp. W lesie zaroiło się też od wrzosów.
Po około godzinie marszu przerywanego ścinaniem pojedynczych grzybów dotarłem do Krywałdu.
Tu udało mi się skosić kilka kani, które są jednymi z moich ulubionych grzybów - szczególnie kiedy namoczy się je w mleku i usmaży otoczywszy w jajku oraz bułce tartej <okok>
Chwilę później docieram nad rzekę i zaczynam iść jej południowym brzegiem w dół. Wybieram ten brzeg, ponieważ na mapie widzę, że po drugiej stronie dwukrotnie czekałaby mnie przeprawa przez dwa dopływy Małej Panwi, więc wolę nie komplikować sobie i tak utrudnionego przez chaszcze przemarszu.
Prąd wody tworzy na dnie rzeki wydmy z piasku, niczym wiatr na pustyni.
W pewnym momencie moja twarz zastyga w bezruchu vis-à-vis pająka krzyżaka czekającego na swej sieci na nieco mniejszy kąsek ode mnie.
Pająk wzdrygnął się bardziej ode mnie, gdyż szybko przeszedł na sąsiednie źdźbło trawy.
Ominąwszy stawonoga kontunuuję przemarsz w dół rzeki.
Bardzo szybko natrafiam na ślady urzędowania bobrów - widzę zarówno podcięte drzewa...
... jak i gotowe tamy spiętrzające wyższe odcinki rzeki. Tym razem jednak, podczas całej trasy nie udało mi się dojrzeć żadnego z tych sprytnych stworzeń.
W pewnym momencie nabrzeże rzeki zrobiło się na tyle strome i jednocześnie gęsto zarośnięte, że zmusiło mnie to aby na chwilę oddalić się od koryta, by znaleźć dogodniejsze miejsca na powrót nad nie. Ku mojej uciesze, zaraz po wejściu na stromy brzeg moim oczom ukazały się piękne podgrzybki!
I kolejne...
...i jeszcze następny!
Podgrzybków oraz radości z ich zbierania zdawało się nie być końca <lol>
W ciągu kilku minut uzbierałem całkiem sporą ich ilość :mrgreen: Byłem naprawdę zadowolony zważywszy że grzybobranie nie było tym razem moim głównym celem!
Zbierając grzyby należy uważać aby w szale poszukiwań i zrywów ku kolejnemu dojrzanemu okazowi nie wpaść twarzą w takie oto cuda natury
Zapełniwszy balon znalezionymi grzybami ruszam dalej w drogę.
Kolejna kania na patelnię
Mała Panew na tym odcinku bardzo mocno się wije, co przeważnie jest trudne do uchwycenia zwykłym obiektywem, jednak na poniższym zdjęciu widać dość ostry zakręt rzeki.
W pewnym momencie trafiam na powalone drzewo, które kusi, by na nie wejść i zrobić rzece z niego zdjęcie.
Widok z nabrzeża, przed wejściem na "mostek".
Na drzewnym pomoście.
Kolejny ostry zakręt rzeki.
Pokaźny dąb na brzegu.
Skomplikowany i odsłonięty system korzeniowy drzewa, który niczym macki zanurza się w rzece, by czerpać z niej życiodajne soki.
Kolejne drzewo powalone przez bobry.
Las sosnowy porośnięty po horyzont gęstymi paprociami.
Pokaźny grzyb rosnący na pniu powalonego drzewa.
Jeszcze jeden wielki dąb.
Na koniec wędrówki pałaszuję jeszcze jeżyny :>
W trakcie jedzenia jeżyn, zerkając jednocześnie w głąb balona z grzybami, w myślach ni stąd ni z owąd, pojawia mi się znana, stara, smętna melodia Ryszarda Rynkowskiego, którą nucę parafrazując... "Dary lasu" <lol>
To był kolejny przyjemnie spędzony dzień w Dolinie Małej Panwi!
O wrażeniach organoleptycznych po przyrządzeniu zebranych grzybów nie wspominam <tak>
Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
To się nazywa recykling <brawo>PermanentTravel pisze:
Tym to sposobem niegdysiejszy balon zamienił się w torbę na grzyby a ja przyczyniłem się do posprzątania lasu - zarówno ze śmiecia, jak i z grzybów <tak>
Chaszcze chaszczami, ale jak z podłożem przy brzegu. Nie zdarzały się jakieś zabagnienia? Starorzecza w odciętych meandrach?PermanentTravel pisze: Chwilę później docieram nad rzekę i zaczynam iść jej południowym brzegiem w dół. Wybieram ten brzeg, ponieważ na mapie widzę, że po drugiej stronie dwukrotnie czekałaby mnie przeprawa przez dwa dopływy Małej Panwi, więc wolę nie komplikować sobie i tak utrudnionego przez chaszcze przemarszu.
Czyli tzw. ripplemarki. Często też można je sobie obejrzeć przy nadmorskiej plażyPermanentTravel pisze: Prąd wody tworzy na dnie rzeki wydmy z piasku, niczym wiatr na pustyni.
Chyba nawet borowiki sądząc po grubej nóżcePermanentTravel pisze: Podgrzybków oraz radości z ich zbierania zdawało się nie być końca <lol>
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
Zdarzały się ale rzadko i zawsze bez większych problemów można było je ominąć. Generalnie na większości z pokonanych przeze mnie odcinków można śmiało iść tuż przy rzece. Oczywiście pod warunkiem, że nie straszne Ci wysokie rośliny, w tym pokrzywy. Jak ma się długie rękawy zawsze można je rozgarnąć. Czasami jedynie robi się zbyt gęsto i pojawiają się rośliny z kolcami - wtedy trzeba omijać. Niektórych stromizn, szczególnie na zakolach, też lepiej nie trawersować, żeby nie wpaść do wody.Comen pisze:Nie zdarzały się jakieś zabagnienia? Starorzecza w odciętych meandrach?
Nie, same podgrzybki i to w najlepszej odmianie z możliwych - podgrzybek brunatny <tak>Comen pisze:Chyba nawet borowiki sądząc po grubej nóżce