Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 15 lat!
Moja pierwsza podróż zagraniczna
Moja pierwsza podróż zagraniczna
Zachęcam Was do podzielenia się informacją (opisem) Waszego pierwszego wyjazdu zagranicznego w życiu.
- Kiedy?
- Dokąd?
- Krótki opis
W moim przypadku był to wyjazd do Danii (Kopenhaga) oraz Niemiec (Hannover) w 1992r.
Niesamowita podróż, bo pierwsza...
Ludzie w Danii tak jakoś dziwnie mówili... :-P
- Kiedy?
- Dokąd?
- Krótki opis
W moim przypadku był to wyjazd do Danii (Kopenhaga) oraz Niemiec (Hannover) w 1992r.
Niesamowita podróż, bo pierwsza...
Ludzie w Danii tak jakoś dziwnie mówili... :-P
Moja pierwsza podróż zagraniczna odbyła się latach 80- tych. Byłem w szkole podstawowej i wyjechałem na kolonię na Słowację.
Nie pamiętam kiedy była pierwsza "dorosła" wyprawa, ale jedna z najbardziej pamiętnych to wyjazd na Ukrainę. Byłem we Lwowie, Kamieńcu Podolskim i przejazdem w Tarnopolu. Polecam
Pozdrowka
Nie pamiętam kiedy była pierwsza "dorosła" wyprawa, ale jedna z najbardziej pamiętnych to wyjazd na Ukrainę. Byłem we Lwowie, Kamieńcu Podolskim i przejazdem w Tarnopolu. Polecam
Pozdrowka
Słowacja
Ja pierwszy raz za granicą byłam na Słowacji w 2002r. Była to miejscowość Michalovice, gdzie znajdował się duży zbiornik wodny (na zdj.). Przy okazji zwiedziłam Koszyce :-)
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Moja pierwsza wyprawa to był chyba rok 2000 kiedy pojechałam z wycieczką szkolna na Węgry do Budapesztu a przy okazji zwiedzałam Słowacje.
- petruss1990
- Ekspert
- Posty: 1132
- Rejestracja: 15 maja 2011, o 16:58
- Lokalizacja: Hrubieszów/Lublin
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
To było w 4 podstawówki. Do Starej Lubowni. Nie mieliśmy z rodzicami jeszcze paszportów i jakieś dziwne zaświadczenia/karteczki trzeba było mieć ze sobą. Przeciągnęliśmy odprawę o dobre 2 godziny...
Nie można kochać ojczyzny, nie kochając miejsca, w którym się człowiek urodził...
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Wniosek: większość z nas swoją pierwszą podróż zagraniczną odbyła na Słowację.
Pozdrowka
Pozdrowka
-
- User
- Posty: 851
- Rejestracja: 10 paź 2010, o 16:51
- Lokalizacja: GieKSogród/Jaskółcze Gniazdo
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Początek lat dziewięćdziesiątych, Bardejov w Słowacji, klasyczna wycieczka polskiej rodziny po tańszy alkohol i smaczniejsze lentilky. Niestety, zważywszy na małą liczbę posiadanych podówczas lat, nie dane mi było skosztować rozmaitych Becherovek i innych Staropramenów. Osobliwością, która rzuciła mi się w oczy, był szalikowiec miejscowego klubu piłkarskiego, JAS Bardejov, który - inaczej niż klasyczny przedstawiciel tego gatunku w Polsce - nosił długie włosy.
"Oryginalność jest jedyną rzeczą, której użyteczności nie mogą pojąć nieoryginalne umysły” <John Stuart Mill, "O wolności">
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
A ja swoją pierwszą podróż odbyłam do Hajduszoboszlo na Węgrzech. Dzieckiem wtedy byłam. A potem do Lwowa. Słowacja pojawiła się dopiero później 

Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
A mnie się trafiła Szwecja. A to było jakoś tak w latach 90. Co tam krajobrazy czy zabytki, atrakcją to był supermarket w miasteczku 

Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Dokładnie. <okok>Comen pisze:Co tam krajobrazy czy zabytki, atrakcją to był supermarket w miasteczku
U mnie było podobnie.
Żałuję, że na początku (lata 90-te) nie zwracałem uwagi na zabytki, ciekawe miejsca...
Mimo wszystko coś jednak zostało "na stare lata".

Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
To był rok 1985. Pojechałem ze szkołą na praktyki do ówczesnej Czechosłowacji. Mieszkaliśmy w przepięknym miasteczku Vyšsi Brod w czeskiej Szumawie. Pracowaliśmy w tamtejszych lasach, sadząc drzewka, przygotowując powierzchnie pod uprawy. Były i wycieczki co Czeskiego Krumlowa, Czeskich Budziejowic i Pragi.
To był szok. U nas w sklepach poza octem niewiele było, a tam – wszystko. Gdy u nas się pojawiło w sklepie piwo, ludzie się o nie zabijali. A tam – piwiarni na pęczki. Nie zaglądaliśmy tam; wychowawcy stale je patrolowali. Kupowaliśmy piwo w sklepie i szliśmy popijać na okoliczne wzgórza.
Oczywiście musieliśmy spróbować tamtejszych knedlików. Zaraz po obiedzie zajęte były wszystkie sedesy...
Ten wyjazd był krótki, towarzystwo (oprócz jednego) było marne i bardzo marne, więc za wiele wspomnień nie ma. Za to kolejny wyjazd, rok później, już był znacznie ciekawszy. Towarzystwo najlepsze z możliwych zebrało się w jednym pokoju, do tego byliśmy miesiąc. To był Trebič, miasto pomiędzy Igławą a Brnem w południowych Morawach. Też pracowaliśmy w lesie. Tu pierwszy raz spróbowałem sera pleśniowego (camembert), w Polsce wtedy kompletnie nieznanego. Jako że byłem już (i paru innych) absolwentem szkoły, więc wychowawcy mogli nam naskoczyć, to po pracy zwykle legalnie szliśmy na piwo. Mieliśmy ulubioną knajpkę, którą nazwałem „U Honzy” (faktycznie nazywała się Delnicky Dům). Schodziło się tam typowe czeskie towarzystwo, wszyscy spokojnie popijali piwo. Żadnych awantur, żadnych hałasów. I piwo, porządna dwunastka. Chodziliśmy tam codziennie na piwo, a w weekendy dodatkowo na obiady, bo wtedy nasza stołówka nie pracowała. Oczywiście zamawialiśmy knedliki z gulaszem i jakąś czeską zupę, ale nazwy nie pamiętam. Oczywiście zwiedziliśmy inne knajpy, od ekskluzywnej „Vysočiny” po mordownię „U pošty”. Ale Honza był najlepszy.
Podrywaliśmy czeskie dziewczyny, oczywiście na różnice językowe. Raz nawet zaprosiły nas do kina. Film był cokolwiek erotyczny, ale – choć aluzję ponialiśmy, to jeszcze nadzór sprawował nad nimi prokurator, więc woleliśmy zachowywać się poprawnie... Potem zabraliśmy się za dorosłe, te z kolei chlały piwo, wino i wszystko inne jak smoki, uznaliśmy, że nie wyrobimy finansowo.
Próbowaliśmy też podrywać liczne tam Wietnamki i Kubanki, ale widać dostały u siebie prikaz, żadnych kontaktów z rasą białą, bo nawet pogadać nie chciały.
Też była wycieczka, do Pragi. Drugą sobie zorganizowaliśmy sami, do Brna. W Pradze były jaja. Idąc do metra z grupą zauważyłem, że ludzie ze sklepu masowo wynoszą czteropaki piwa Staropramen. Kupiłem. Byłem przekonany, że grupa poszła tą samą drogą, więc gonię. A tu nikogo! No to kupiłem bilet na metro i pojechałem na stację Mladeżnicka, gdzie stał nasz autobus. Grupa już tam czekała. Jak się okazało, nie poszli do stacji, gdzie wysiedliśmy (Můstek), lecz pojechali z innej, wcześniejszej. Za mocnej bury nie dostałem, bo już byłem absolwentem i wszyscy zapewniali, że się nie zgubię, bo mam plan Pragi i wiem, gdzie stoimy. No i byłem zaledwie parę minut po nich.
W sklepach pełno, więc trzeba było zrobić zakupy, tym bardziej, że kasę mieliśmy (zarabialiśmy wszak). Ja sobie sprawiłem porządne pióro z różnokolorowe atramenty. Efekt jest taki, że piórem pisze do dziś. Do tego sweter szetland, mnóstwo słodyczy, rum, piwo i zegarek elektroniczny od Wietnamczyków. No i sporo płyt, u nas kompletnie niedostępnych. Trochę czeskiej muzyki (ichniejszy metal Citron, i klasyka rocka: Deep Purple, Eddy Grant, Pink Floyd). No i bardzo porządną wiatrówkę.
Rozłożyłem ja na części i upchałem w plecaku. Dlatego ocalała, bo ci, co schowali w autobusie, stracili je. Udało się tylko tym, co kupili gitary. Przewieźli bez problemu. Problemy wszakże zaczęły się w Polsce. Na wiatrówkę trzeba było mieć było pozwolenie. A ja nie miałem. No to wyrobiłem. Na szczęście komendant posterunku Milicji Obywatelskiej nawet nie spojrzał, że data zakupu jest o tydzień wcześniejsza niż data pozwolenia i zarejestrował.
Niedługo się nią pobawiłem., Ustrzeliłem trznadla z zamiarem jego spreparowania. I tak się tym zastrzeleniem przejąłem, że natychmiast broń sprzedałem, a za pieniądze kupiłem aparat Zenit XP, wtedy ostatni krzyk mody. Narobiłem nim potem ładnych parę tysięcy zdjęć.
To był szok. U nas w sklepach poza octem niewiele było, a tam – wszystko. Gdy u nas się pojawiło w sklepie piwo, ludzie się o nie zabijali. A tam – piwiarni na pęczki. Nie zaglądaliśmy tam; wychowawcy stale je patrolowali. Kupowaliśmy piwo w sklepie i szliśmy popijać na okoliczne wzgórza.
Oczywiście musieliśmy spróbować tamtejszych knedlików. Zaraz po obiedzie zajęte były wszystkie sedesy...
Ten wyjazd był krótki, towarzystwo (oprócz jednego) było marne i bardzo marne, więc za wiele wspomnień nie ma. Za to kolejny wyjazd, rok później, już był znacznie ciekawszy. Towarzystwo najlepsze z możliwych zebrało się w jednym pokoju, do tego byliśmy miesiąc. To był Trebič, miasto pomiędzy Igławą a Brnem w południowych Morawach. Też pracowaliśmy w lesie. Tu pierwszy raz spróbowałem sera pleśniowego (camembert), w Polsce wtedy kompletnie nieznanego. Jako że byłem już (i paru innych) absolwentem szkoły, więc wychowawcy mogli nam naskoczyć, to po pracy zwykle legalnie szliśmy na piwo. Mieliśmy ulubioną knajpkę, którą nazwałem „U Honzy” (faktycznie nazywała się Delnicky Dům). Schodziło się tam typowe czeskie towarzystwo, wszyscy spokojnie popijali piwo. Żadnych awantur, żadnych hałasów. I piwo, porządna dwunastka. Chodziliśmy tam codziennie na piwo, a w weekendy dodatkowo na obiady, bo wtedy nasza stołówka nie pracowała. Oczywiście zamawialiśmy knedliki z gulaszem i jakąś czeską zupę, ale nazwy nie pamiętam. Oczywiście zwiedziliśmy inne knajpy, od ekskluzywnej „Vysočiny” po mordownię „U pošty”. Ale Honza był najlepszy.
Podrywaliśmy czeskie dziewczyny, oczywiście na różnice językowe. Raz nawet zaprosiły nas do kina. Film był cokolwiek erotyczny, ale – choć aluzję ponialiśmy, to jeszcze nadzór sprawował nad nimi prokurator, więc woleliśmy zachowywać się poprawnie... Potem zabraliśmy się za dorosłe, te z kolei chlały piwo, wino i wszystko inne jak smoki, uznaliśmy, że nie wyrobimy finansowo.
Próbowaliśmy też podrywać liczne tam Wietnamki i Kubanki, ale widać dostały u siebie prikaz, żadnych kontaktów z rasą białą, bo nawet pogadać nie chciały.
Też była wycieczka, do Pragi. Drugą sobie zorganizowaliśmy sami, do Brna. W Pradze były jaja. Idąc do metra z grupą zauważyłem, że ludzie ze sklepu masowo wynoszą czteropaki piwa Staropramen. Kupiłem. Byłem przekonany, że grupa poszła tą samą drogą, więc gonię. A tu nikogo! No to kupiłem bilet na metro i pojechałem na stację Mladeżnicka, gdzie stał nasz autobus. Grupa już tam czekała. Jak się okazało, nie poszli do stacji, gdzie wysiedliśmy (Můstek), lecz pojechali z innej, wcześniejszej. Za mocnej bury nie dostałem, bo już byłem absolwentem i wszyscy zapewniali, że się nie zgubię, bo mam plan Pragi i wiem, gdzie stoimy. No i byłem zaledwie parę minut po nich.
W sklepach pełno, więc trzeba było zrobić zakupy, tym bardziej, że kasę mieliśmy (zarabialiśmy wszak). Ja sobie sprawiłem porządne pióro z różnokolorowe atramenty. Efekt jest taki, że piórem pisze do dziś. Do tego sweter szetland, mnóstwo słodyczy, rum, piwo i zegarek elektroniczny od Wietnamczyków. No i sporo płyt, u nas kompletnie niedostępnych. Trochę czeskiej muzyki (ichniejszy metal Citron, i klasyka rocka: Deep Purple, Eddy Grant, Pink Floyd). No i bardzo porządną wiatrówkę.
Rozłożyłem ja na części i upchałem w plecaku. Dlatego ocalała, bo ci, co schowali w autobusie, stracili je. Udało się tylko tym, co kupili gitary. Przewieźli bez problemu. Problemy wszakże zaczęły się w Polsce. Na wiatrówkę trzeba było mieć było pozwolenie. A ja nie miałem. No to wyrobiłem. Na szczęście komendant posterunku Milicji Obywatelskiej nawet nie spojrzał, że data zakupu jest o tydzień wcześniejsza niż data pozwolenia i zarejestrował.
Niedługo się nią pobawiłem., Ustrzeliłem trznadla z zamiarem jego spreparowania. I tak się tym zastrzeleniem przejąłem, że natychmiast broń sprzedałem, a za pieniądze kupiłem aparat Zenit XP, wtedy ostatni krzyk mody. Narobiłem nim potem ładnych parę tysięcy zdjęć.
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
W moim przypadku wycieczka do Pragi :) chyba 97 rok. A taka pierwsza poważna i daleka podróż to tygodniowe wczasy na Teneryfie w tym roku.
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Moją pierwszą "zagraniczną podróż" odbyłem w wieku chyba coś ok. 5 lat. Byliśmy z rodzicami na wczasach (FWP - było coś takiego...) w Szklarskiej Porębie. Wjechaliśmy wyciągiem na Szrenicę i tam "odważyłem się" :> przejść pewnie z metr albo półtora za słup graniczny pomiędzy Polską a - wtedy jeszcze - Czechosłowacją... Pamiętam do dziś jakie to było przeżycie i jak nie dawałem spokoju rodzicom bez przerwy Ich dopytując czy to naprawdę jest ta "zagranica"... <lol>
Yaretzkowa, w podobnym do mojego wieku, "podbijała" zachodnie rubieże naszego kraju. Z rodzinnej wyprawy do Ahlbeck'u (przy okazji wczasów w Świnoujściu) najbardziej zapamiętała kolorową plastikową piłkę (w kolorowej siatce - to ważne
<lol> ), którą rodzice zakupili Jej w "zagranicznym sklepie" , za marki... <lol>
Później (w wieku ok. 9 - 10 lat) trzytygodniowy "Obóz Przyjaźni" harcersko - pionierskiej w NRD, o ile pamiętam w miejscowości Bad Saarow Pieskow. Prawdę mówiąc, poza paroma szczegółami, niewiele wspomnień...
Pierwsza "dorosła" zagraniczna wyprawa to był chyba 14-cio dniowy autostop z trzema kumplami, już w licealnych czasach (mieliśmy 16 albo 17 lat), też po Czechosłowacji. Byliśmy w Pradze, Pilznie, Chebie (granica Czechosłowacja - RFN - spaliśmy na dworcu kolejowym i pamiętam przede wszystkim jakiegoś Cygana, który proponował nam "holky" i kilkunastokrotne kontrole czeskiej służby granicznej dosłownie co pół godziny - czterech długowłosych młodzieńców z Polski w granicznym mieście z RFN'em to nic tylko pewnie planują ucieczkę na zachód przez "zieloną granicę"... <lol> ), później Brno i Bratysława. Zobaczyliśmy sporo ale w pamięci utkwiło mi przede wszystkim czeskie piwo i knedliki oraz wyjątkowa gościnność Czechów (choć "życzliwi" ostrzegali nas wcześniej, że Czesi bardzo nas nie lubią, za Zaolzie)... <tak>
Yaretzkowa, w podobnym do mojego wieku, "podbijała" zachodnie rubieże naszego kraju. Z rodzinnej wyprawy do Ahlbeck'u (przy okazji wczasów w Świnoujściu) najbardziej zapamiętała kolorową plastikową piłkę (w kolorowej siatce - to ważne

Później (w wieku ok. 9 - 10 lat) trzytygodniowy "Obóz Przyjaźni" harcersko - pionierskiej w NRD, o ile pamiętam w miejscowości Bad Saarow Pieskow. Prawdę mówiąc, poza paroma szczegółami, niewiele wspomnień...
Pierwsza "dorosła" zagraniczna wyprawa to był chyba 14-cio dniowy autostop z trzema kumplami, już w licealnych czasach (mieliśmy 16 albo 17 lat), też po Czechosłowacji. Byliśmy w Pradze, Pilznie, Chebie (granica Czechosłowacja - RFN - spaliśmy na dworcu kolejowym i pamiętam przede wszystkim jakiegoś Cygana, który proponował nam "holky" i kilkunastokrotne kontrole czeskiej służby granicznej dosłownie co pół godziny - czterech długowłosych młodzieńców z Polski w granicznym mieście z RFN'em to nic tylko pewnie planują ucieczkę na zachód przez "zieloną granicę"... <lol> ), później Brno i Bratysława. Zobaczyliśmy sporo ale w pamięci utkwiło mi przede wszystkim czeskie piwo i knedliki oraz wyjątkowa gościnność Czechów (choć "życzliwi" ostrzegali nas wcześniej, że Czesi bardzo nas nie lubią, za Zaolzie)... <tak>
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
- creamcheese
- Ekspert
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Pangea to moje miejsce rodzinne...tam mieszkali moi dziadkowie, rodzice i ja. Byliśmy razem...ale przyszedł zły czas gdy zauważyłem, że moja Ojczyzna zaczyna pękać...rodzice zostali na południu a ja podryfowałem na północ razem z Laurazją. To była moja pierwsza podróż bez rodziców...
A później to juz poszło...autostop i takie inne...
...yaretzky powinien opowiedzieć więcej o tych czasach bo jest chyba od węgla starszy, a może i od skorupy (ziemskiej)
Pozdrawiam GO w tym miejscu serdecznie <tak>
A później to juz poszło...autostop i takie inne...
...yaretzky powinien opowiedzieć więcej o tych czasach bo jest chyba od węgla starszy, a może i od skorupy (ziemskiej)
Pozdrawiam GO w tym miejscu serdecznie <tak>
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Ale, że o co "coman"creamcheese pisze:Pangea to moje miejsce rodzinne...tam mieszkali moi dziadkowie, rodzice i ja. Byliśmy razem...ale przyszedł zły czas gdy zauważyłem, że moja Ojczyzna zaczyna pękać...rodzice zostali na południu a ja podryfowałem na północ razem z Laurazją. To była moja pierwsza podróż bez rodziców...

Bo tego to nawet ja nie pamiętam... <lol>
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
- creamcheese
- Ekspert
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Chyba powinno być nie "coman" ale "Comen" <lol>yaretzky pisze: Ale, że o co "coman"? <mysli>
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Prawdę mówiąc to "kontakty" zagraniczne miało się już wcześniej jeźdżąc po Polsce. Na tych naszych campingach często spotkać można było turystów z demoludów. Trafiali się często Węgrzy, Niemcy z NRD, byli też podróżnicy z zachodu. Pamiętam jakie zainteresowanie wzbudzał we mnie w dzieciństwie widok kampera albo wypasionej zachodniej przyczepy campingowej zdecydowanie większej od tych naszych "enek". W któreś wakacje bodaj w Pcimiu pod Krakowem spotkałem chłopca z Rumunii. Mogło to się wydawać dziwne, bo Ceausescu raczej nie pozwalał swoim obywatelom szwendać się poza granicami ichniejszego rezerwatu. To chyba jednak musieli być Rumuni z wyższych sfer, co nie zmienia faktu że sami bali się rozmawiać z obcymi. Ale w każdym razie mój nowy kolega nie był jeszcze spreparowany przez system i wymyślił ciekawą zabawę - rysowaliśmy różne przedmioty i każdy z nas nazywał je w swoim języku, więc przy okazji on się uczył polskiego a ja rumuńskiego.
Nad morzem z kolei spotkałem swoją pierwszą "wakacyjną miłość" i to Niemkę z Berlina. Ja miałem lat 5, ona chyba 6. ją "Poderwałem" ją zdaje się na komiks o Mieszku i Bolesławie Chrobrym, który napisany był w 3 wersjach językowych: polskiej, niemieckiej i chyba rosyjskiej. O czym my tam potem gadaliśmy. Każde chyba po swojemu, chociaż mnie dziadek trochę uczył niemieckiego, więc może zabłysnąłem jakimś "bitte sehr" a może nawet "ich liebe dich" <skromny> <lol>
Nad morzem z kolei spotkałem swoją pierwszą "wakacyjną miłość" i to Niemkę z Berlina. Ja miałem lat 5, ona chyba 6. ją "Poderwałem" ją zdaje się na komiks o Mieszku i Bolesławie Chrobrym, który napisany był w 3 wersjach językowych: polskiej, niemieckiej i chyba rosyjskiej. O czym my tam potem gadaliśmy. Każde chyba po swojemu, chociaż mnie dziadek trochę uczył niemieckiego, więc może zabłysnąłem jakimś "bitte sehr" a może nawet "ich liebe dich" <skromny> <lol>
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Znasz bajkę o "żabce"creamcheese pisze:Chyba powinno być nie "coman" ale "Comen" <lol>

"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
- creamcheese
- Ekspert
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Teraz to każdy skorzystałby z mozliwości zaczepienia się gdzieś tam przy pomocy "dziewczyny z raichu"...a Ty byc może zaprzepaściłeś zyciową sznsę
... no chyba że była paskudna...(cenzura)

"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
Cóż zrobić takie życie. Pewnie na następnych wakacjach "zdradziła" mnie z jakimś Węgrem albo Bułgarem 

Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
- creamcheese
- Ekspert
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Re: Moja pierwsza podróż zagraniczna
W Stasi to ciężka praca była(jest)Comen pisze:Cóż zrobić takie życie. Pewnie na następnych wakacjach "zdradziła" mnie z jakimś Węgrem albo Bułgarem
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz