Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od ponad 15 lat!
Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
W tym roku trafiliśmy na prawdziwe afrykańskie lato w sercu Europy. Temperatura w rekordowe dni dochodziła do 39 stopni Celsjusza w cieniu. Woda nigdy nie smakowała tak dobrze jak na tych wakacjach.
Oczywiście z tego powodu program zwiedzania trzeba było trochę uszczuplić mierząc siły na zamiary, ale generalnie udało się odwiedzić większość zaplanowanych miejsc. Flixbusy między Krakowem a Wiedniem kursują kilka razy dziennie. Co ciekawe jadą przez Bielsko-Białą, ale tam się nie zatrzymują. Można nimi natomiast dojechać do Żyliny oraz Trenczyna na Poważu.
Naszym punktem wypadowym została Bratysława, gdzie mieliśmy wynajęty całkiem przytulny apartament w pobliżu dworca autobusowego Nivy. Był i basen, i nocna wycieczka na zamkowe wzgórze.
Poruszaliśmy się pomiędzy Dunajem a Wagiem.
Oprócz Słowacji odwiedziliśmy także dwa inne kraje naddunajskie - austriacką stolicę Wiedeń oraz przygraniczne miasto węgierskie Esztergom, w zamierzchłej przeszłości stolicę tego państwa, w czasach gdy w Peszcie i Budzie pasły się jeszcze bydlęce stada.
Na Słowacji oprócz stolicy zwiedziliśmy także jej okolice. Tuż na rogatkach graniczny zamek Devin oraz naddunajską wyspę w Cunovie.
Nieco dalej Pezinok i zamek Czerwony Kamień w Małych Karpatach, a także Trnavę zwaną "słowackim Rzymem" i jaskinię Driny - najdalej na zachód wysuniętą udostępnioną turystycznie jaskinię na Słowacji.
Wracając wpadliśmy jeszcze na 2 godziny do uzdrowiska Pieszczany.
Już na sam koniec w Żylinie tylko krótki spacer na plac pod farą.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
W Pezinoku wino spróbowane ?
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Po węgierskich tokajach i kekfrankoszach już nie było miejsca na Pezinok. Ale spróbowałem winogron z uprawy (spad ale świeżutki).
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
W Pezinoku i Trnawie tłumów zapewne nie było ?
W Cunovie jest muzeum sztuki współczesnej czy mi się coś pozajączkowało ?
W Cunovie jest muzeum sztuki współczesnej czy mi się coś pozajączkowało ?
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Bratysława
Przyjemne miasto w ludzkiej skali. Ośrodek wielkości Wrocławia czy Poznania, ale przy tym stolica państwa, co wpływa na jego rangę. Ładnie prezentuje się zarówno dniem jak i nocą Oprócz klimatycznej starówki nad którą góruje wysoki zamek ma Bratysława nowe dzielnice pełne nowoczesnych wysokościowców. W okolicach dworca autobusowego Nivy powstała cała kolonia takich drapaczy chmur: biurowce i apartamentowce a obok nich przestronne galerie handlowe. Po mieście jeżdżą autobusy, trolejbusy i tramwaje. Tabor dość nowoczesny, pod tym względem lepszy niż w Wiedniu. Ciekawą innowacją w stosunku do naszych środków transportu są duże półki na bagaże w środku pojazdów. Jest też dobry system informacji o trasie i przesiadkach wyświetlający nie tylko linie przystające na kolejnych przystankach ale także godziny ich przyjazdu. Mam tylko wrażenie z punktu widzenia naszej kwatery, że sieć trochę omijała połączenia w kierunku ścisłego centrum. Prościej było dojść na piechotę. W pierwszy dzień rekonesans po starówce i promenada po północnej stronie Dunaju do centrum handlowo-usługowego Eurovea, którego znakiem rozpoznawczym jest wielki pomnik lwa (poświęcony lotnikowi Rastislavovi Stefanikowi) oraz plac z dużą fontanną. W kolejny dzień starówka wraz ze wzgórzem zamkowym i kompleksem muzeów oraz przejście się południowym brzegiem Dunaju z widokiem na stare i nowe miasto. Po Dunaju pływają duże statki pasażerskie oraz barki. Wiele jednostek jest przycumowanych przy brzegach i pełni rolę hoteli czy restauracji. Jednak brzegi Dunaju są zadziwiająco wysokie, nie ma dostępnych plaż takich choćby jak na Renie w Bazylei. No i jakość wody oględnie nie zachęca do bliższego kontaktu. Bratysławę oglądaliśmy z kilku miejsc widokowych. Jedno płatne na Michalskiej Wieży. Ładnie prezentuje się stąd zamek jak i dachy starego miasta. Wyżej jest na wałach zamkowych - pod budynkiem słowackiego parlamentu oraz bezpośrednio na murach nad Dunajem. Byliśmy tam w dzień oraz wieczorem. Zamek jest ładnie iluminowany, wieczorem w tle blokowiska Petrżalka rzucają się w oczy czerwone światła ostrzegawcze na austriackich wiatrakach położonych tuż za granicą państwa. Na zachodzie widać też austriackie wzgórza położone nad Dunajem w okolicach zamku Devin. Pewnie widać też fragmenty ziemi węgierskiej, ale w tamtym kierunku nie ma jakichś rozpoznawalnych obiektów - po prostu bezleśna równina. Trzecim punktem widokowym było wzgórze Slavin z cmentarzem żołnierzy radzieckich. Punktem rozpoznawczym tego miejsca jest wysoki pomnik-mauzoleum. Widoki są tam jednak trochę ograniczone przez wysokie drzewa, ale dojrzeć można zarówno zamek jak i las wieżowców nad Dunajem. Na Slavin wjechać można niewielkim autobusem 147 startującym z placu Hodżowo Namesti przy pałacu prezydenckim. Z interesujących obiektów poza starówką podeszliśmy także pod siedzibę słowackiego radia i telewizji zajmującą budynek w kształcie odwróconej piramidy. Niedaleko stamtąd jest duża fontanna na placu Namestie Slobody, którą Słowacy nie wiedzieć czemu traktują jak miejskie kąpielisko. Ładnym zabytkiem jest secesyjny niebieski kościół św Elżbiety a w pobliżu niego duże kamienice porośnięte bluszczem. Na starówce przystanąć warto przy znanych pomniczkach Cumila czyli "kanałowego podglądacza" oraz Schoene Naci - eleganckiego dżentelmena uchylającego kapelusz. Na ulicy Sedlarskiej mijamy kultowe puby: irlandzkie, szkockie i słowackie. Na Primatelnym Namesti można przymierzyć się do staroświeckich bicykli. Na głównym rynku miasta oprócz ratusza obejrzeć pomnik miejskiego strażnika w budce. Malowniczym fragmentem miasta jest wąska uliczka Basztowa biegnąca od Michalskiej Bramy w stronę zamkowego wzgórza. Podobnie zakątki są też przy miejskich murach w okolicach katedry św Mikołaja. W samej katedrze odbywała się jakaś uroczystość, ale można było wejść w tylną część nawy. Z kolei wylot ulicy Panskiej na Rybne Namesti przypomina mi trochę koniec ulicy Grodzkiej w Krakowie tuż pod Wawelem. Wstąpiliśmy tam do dziecięcego muzeum Bibiana. Ekspozycja pomysłowa korzystająca jednak w dużym stopniu ze słowackiego języka, którego niuansów nie jesteśmy w stanie zgłębić. Wystawy dotyczące strachu i jak sobie z nim radzić, a także rozmaitych wrażeń wzrokowych i złudzeń optycznych. Widok starej Bratysławy z okien zaklejonych różnokolorowymi filtrami. Duże muzeum na zamku bratysławskim prezentuje różne historyczne i artystyczne wystawy. Jest tam ciekawie wyeksponowany duży ołtarz, kaplica zamkowa, zbiór porcelany, obrazy a w podziemiach wystawa poświęcona Celtom i Rzymianom. W kolekcji poświęconej historii dwójkrzyża czyli znaku państwowego Słowacji mieliśmy liczne herby tutejszych miast, stare królewskie pieczęcie jak i figurkę współczesnego słowackiego hokeisty. Ciekawa była też ekspozycja sztuki ludowego malarza Martina Jonasa z zabawnie zdeformowanymi postaciami ludzkimi jakby widzianymi w krzywym lustrze. Na zapleczu zamku jest ogród barokowy a na wałach park z licznymi rzeźbami i pomnikami. Odwiedziliśmy też muzeum transportu znajdujące się w hangarach w pobliżu stacji kolejowej. Ciekawa kolekcja starych samochodów, motocykli i wagonów kolejowych. Modele kolejek. Oprócz miejscowych skód czy cezetek są też polskie marki: strażacki żuk, czy mały fiat. Ciekawym eksponatem był też ekscentryczny motocykl Harley Davidson w słowackich barwach.
Przyjemne miasto w ludzkiej skali. Ośrodek wielkości Wrocławia czy Poznania, ale przy tym stolica państwa, co wpływa na jego rangę. Ładnie prezentuje się zarówno dniem jak i nocą Oprócz klimatycznej starówki nad którą góruje wysoki zamek ma Bratysława nowe dzielnice pełne nowoczesnych wysokościowców. W okolicach dworca autobusowego Nivy powstała cała kolonia takich drapaczy chmur: biurowce i apartamentowce a obok nich przestronne galerie handlowe. Po mieście jeżdżą autobusy, trolejbusy i tramwaje. Tabor dość nowoczesny, pod tym względem lepszy niż w Wiedniu. Ciekawą innowacją w stosunku do naszych środków transportu są duże półki na bagaże w środku pojazdów. Jest też dobry system informacji o trasie i przesiadkach wyświetlający nie tylko linie przystające na kolejnych przystankach ale także godziny ich przyjazdu. Mam tylko wrażenie z punktu widzenia naszej kwatery, że sieć trochę omijała połączenia w kierunku ścisłego centrum. Prościej było dojść na piechotę. W pierwszy dzień rekonesans po starówce i promenada po północnej stronie Dunaju do centrum handlowo-usługowego Eurovea, którego znakiem rozpoznawczym jest wielki pomnik lwa (poświęcony lotnikowi Rastislavovi Stefanikowi) oraz plac z dużą fontanną. W kolejny dzień starówka wraz ze wzgórzem zamkowym i kompleksem muzeów oraz przejście się południowym brzegiem Dunaju z widokiem na stare i nowe miasto. Po Dunaju pływają duże statki pasażerskie oraz barki. Wiele jednostek jest przycumowanych przy brzegach i pełni rolę hoteli czy restauracji. Jednak brzegi Dunaju są zadziwiająco wysokie, nie ma dostępnych plaż takich choćby jak na Renie w Bazylei. No i jakość wody oględnie nie zachęca do bliższego kontaktu. Bratysławę oglądaliśmy z kilku miejsc widokowych. Jedno płatne na Michalskiej Wieży. Ładnie prezentuje się stąd zamek jak i dachy starego miasta. Wyżej jest na wałach zamkowych - pod budynkiem słowackiego parlamentu oraz bezpośrednio na murach nad Dunajem. Byliśmy tam w dzień oraz wieczorem. Zamek jest ładnie iluminowany, wieczorem w tle blokowiska Petrżalka rzucają się w oczy czerwone światła ostrzegawcze na austriackich wiatrakach położonych tuż za granicą państwa. Na zachodzie widać też austriackie wzgórza położone nad Dunajem w okolicach zamku Devin. Pewnie widać też fragmenty ziemi węgierskiej, ale w tamtym kierunku nie ma jakichś rozpoznawalnych obiektów - po prostu bezleśna równina. Trzecim punktem widokowym było wzgórze Slavin z cmentarzem żołnierzy radzieckich. Punktem rozpoznawczym tego miejsca jest wysoki pomnik-mauzoleum. Widoki są tam jednak trochę ograniczone przez wysokie drzewa, ale dojrzeć można zarówno zamek jak i las wieżowców nad Dunajem. Na Slavin wjechać można niewielkim autobusem 147 startującym z placu Hodżowo Namesti przy pałacu prezydenckim. Z interesujących obiektów poza starówką podeszliśmy także pod siedzibę słowackiego radia i telewizji zajmującą budynek w kształcie odwróconej piramidy. Niedaleko stamtąd jest duża fontanna na placu Namestie Slobody, którą Słowacy nie wiedzieć czemu traktują jak miejskie kąpielisko. Ładnym zabytkiem jest secesyjny niebieski kościół św Elżbiety a w pobliżu niego duże kamienice porośnięte bluszczem. Na starówce przystanąć warto przy znanych pomniczkach Cumila czyli "kanałowego podglądacza" oraz Schoene Naci - eleganckiego dżentelmena uchylającego kapelusz. Na ulicy Sedlarskiej mijamy kultowe puby: irlandzkie, szkockie i słowackie. Na Primatelnym Namesti można przymierzyć się do staroświeckich bicykli. Na głównym rynku miasta oprócz ratusza obejrzeć pomnik miejskiego strażnika w budce. Malowniczym fragmentem miasta jest wąska uliczka Basztowa biegnąca od Michalskiej Bramy w stronę zamkowego wzgórza. Podobnie zakątki są też przy miejskich murach w okolicach katedry św Mikołaja. W samej katedrze odbywała się jakaś uroczystość, ale można było wejść w tylną część nawy. Z kolei wylot ulicy Panskiej na Rybne Namesti przypomina mi trochę koniec ulicy Grodzkiej w Krakowie tuż pod Wawelem. Wstąpiliśmy tam do dziecięcego muzeum Bibiana. Ekspozycja pomysłowa korzystająca jednak w dużym stopniu ze słowackiego języka, którego niuansów nie jesteśmy w stanie zgłębić. Wystawy dotyczące strachu i jak sobie z nim radzić, a także rozmaitych wrażeń wzrokowych i złudzeń optycznych. Widok starej Bratysławy z okien zaklejonych różnokolorowymi filtrami. Duże muzeum na zamku bratysławskim prezentuje różne historyczne i artystyczne wystawy. Jest tam ciekawie wyeksponowany duży ołtarz, kaplica zamkowa, zbiór porcelany, obrazy a w podziemiach wystawa poświęcona Celtom i Rzymianom. W kolekcji poświęconej historii dwójkrzyża czyli znaku państwowego Słowacji mieliśmy liczne herby tutejszych miast, stare królewskie pieczęcie jak i figurkę współczesnego słowackiego hokeisty. Ciekawa była też ekspozycja sztuki ludowego malarza Martina Jonasa z zabawnie zdeformowanymi postaciami ludzkimi jakby widzianymi w krzywym lustrze. Na zapleczu zamku jest ogród barokowy a na wałach park z licznymi rzeźbami i pomnikami. Odwiedziliśmy też muzeum transportu znajdujące się w hangarach w pobliżu stacji kolejowej. Ciekawa kolekcja starych samochodów, motocykli i wagonów kolejowych. Modele kolejek. Oprócz miejscowych skód czy cezetek są też polskie marki: strażacki żuk, czy mały fiat. Ciekawym eksponatem był też ekscentryczny motocykl Harley Davidson w słowackich barwach.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Pezinok z liczbą knajp wygląda jakby był potencjalnym zapleczem Bratysławy. Ale tłumów tam wielkich nie było - normalny ruch turystyczno-barowy. Trnava też jest raczej zwykłym miastem z dość sporą liczbą zabytków. O muzeum w Cunovie jeszcze napiszę. Skoro nawet spodobało się mojej żonie, która raczej nie przepada za sztuką współczesną to coś w nim chyba jest.gar pisze: 24 sie 2024, o 08:06 W Pezinoku i Trnawie tłumów zapewne nie było ?
W Cunovie jest muzeum sztuki współczesnej czy mi się coś pozajączkowało ?
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Nie rozważaliście rejsu do Wiednia?Comen pisze: 24 sie 2024, o 08:58 Po Dunaju pływają duże statki pasażerskie oraz barki. Wiele jednostek jest przycumowanych przy brzegach i pełni rolę hoteli czy restauracji.
Jeszcze jako pilot bywałem w Bratysławie. Dzięki za przypomnienie kilku miejsc.
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Jednak zdecydowanie tańszy i szybszy jest autobus albo pociąg. Mając jeden dzień na Wiedeń chodziło raczej o w miarę szybkie przejechanie tych kilkudziesięciu kilometrów.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Devin
Zamek leży w zasadzie w granicach administracyjnych Bratysławy na granicy z Austrią u ujścia Morawy do Dunaju. Z centrum dojechać można autobusem nr 29 (Nowy Teatr Narodowy albo Safarikovo Namestie). Miejsce to jest ważne dla słowackiej tożsamości narodowej ponieważ już w IX wieku zbudował tu siedzibę legendarny książę wielkomorawski Rastislav. Podobno przebywali tu wtedy św. Cyryl i Metody. W każdym razie w 1836 roku do ruin zamku przybyła z wycieczką grupa młodzieży słowackiej pod przewodnictwem Ludovita Stura. I był to jedna z kilku romantycznych wypraw mających na celu rozbudzenie patriotyzmu słowackiego (podobnie jak narodowa wyprawa na Krywań). Zamek został wysadzony przez wojska napoleońskie. Do dziś zachowały się efektowne ruiny na skalistym wzgórzu. Po jego wschodniej stronie ocalał fragment muru a nieco dalej po stronie południowej przyziemie prehistorycznej chrześcijańskiej kaplicy - jednej z pierwszych na tych obszarach. Z dziedzińca rozciąga się widok na wody Dunaju i pływające tędy barki. Poniżej widać charakterystyczną strzelistą wieżyczkę na skarpie zwaną Panenską Veżą związaną z tragiczną historią miłosną. Z dziedzińca schodami można wejść na najwyższy taras widokowy. Tam w górnym zamku jest też niewielka wystawa historyczna. Ciekawe, że jeden z rodów władających zamkiem miał w herbie wijącego się węża przypominającego godło Sforzów. U podnóża zamku jest też ekspozycja ukazująca starożytną osadę rzymską. Spod zamku Devin wyruszamy spacerowym szlakiem w stronę Devinskej Novej Wsi. Ścieżka prowadzi przez niskopienne lasy i murawy stokiem wzgórza Devinska Kobyla. Po drodze panoramy na zamek. Minąć trzeba kilka ogrodzeń i zamykanych furtek. To chyba jakieś rewiry dla zwierząt. W kamieniołomie na stoki robimy sobie krótki popas. Wyżej w cieniu zebrało się stadko kóz. Na koniec dochodzimy do skały Sandberg zbudowanej z bardzo kruchego piaskowca. Sama odkrywka jest ogrodzona ale przypomina faktycznie figurę wypreparowaną z piasku.
Cunovo
Leży na południe od Bratysławy przy granicy węgierskiej. Dunaj tworzy tu spore rozlewisko ze względu na spiętrzenie koryta przez dwie elektrownie wodne. Jest tu ośrodek sportowy z torem kajakarstwa górskiego. Obok jest kemping i przyjemna restauracja z możliwością skorzystania z basenu. Na wyspie pośrodku Dunaju holenderski mecenas Meulensteen ufundował ciekawe muzeum sztuki współczesnej Danubiana. Zajmuje ono długi budynek przypominający statek rzeczny. Nie ma tu może dzieł bardzo znanych - nie wiem na ile autentyczne są puszki Campbella autorstwa Andy Warhola. Jednak ciekawe jest samo miejsce prezentacji jak i otwierające się z okien budynku oraz z ogrodu panoramy. Niektóre prezentacje plastyczne są całkiem interesujące, np. armia "klonów" multiplikowana przez ustawione lustra, albo rozmaite kolorowe rzeźby. Przy wejściu fotomontaż z rozmaitymi słynnymi postaciami od Elvisa po Einsteina i Stalina. Muzeum otacza ogród rzeźb w którym znajduje się też jedno z dzieł Małgorzaty Abakanowicz. Przyjemny zacieniony chodnik nad samym brzegiem rzeki oraz kawiarenka z widokowym tarasem. Można też wejść na dach budowli, gdzie zaprezentowano kolejne rzeźby i instalacje. Odradzam jednak dotykania metalowych barierek ponieważ chyba przy upale są mocno naelektryzowane i działają jak elektryczny pastuch. Podobnie zresztą drzwi do windy z której w tych warunkach raczej nie idzie skorzystać.
Zamek leży w zasadzie w granicach administracyjnych Bratysławy na granicy z Austrią u ujścia Morawy do Dunaju. Z centrum dojechać można autobusem nr 29 (Nowy Teatr Narodowy albo Safarikovo Namestie). Miejsce to jest ważne dla słowackiej tożsamości narodowej ponieważ już w IX wieku zbudował tu siedzibę legendarny książę wielkomorawski Rastislav. Podobno przebywali tu wtedy św. Cyryl i Metody. W każdym razie w 1836 roku do ruin zamku przybyła z wycieczką grupa młodzieży słowackiej pod przewodnictwem Ludovita Stura. I był to jedna z kilku romantycznych wypraw mających na celu rozbudzenie patriotyzmu słowackiego (podobnie jak narodowa wyprawa na Krywań). Zamek został wysadzony przez wojska napoleońskie. Do dziś zachowały się efektowne ruiny na skalistym wzgórzu. Po jego wschodniej stronie ocalał fragment muru a nieco dalej po stronie południowej przyziemie prehistorycznej chrześcijańskiej kaplicy - jednej z pierwszych na tych obszarach. Z dziedzińca rozciąga się widok na wody Dunaju i pływające tędy barki. Poniżej widać charakterystyczną strzelistą wieżyczkę na skarpie zwaną Panenską Veżą związaną z tragiczną historią miłosną. Z dziedzińca schodami można wejść na najwyższy taras widokowy. Tam w górnym zamku jest też niewielka wystawa historyczna. Ciekawe, że jeden z rodów władających zamkiem miał w herbie wijącego się węża przypominającego godło Sforzów. U podnóża zamku jest też ekspozycja ukazująca starożytną osadę rzymską. Spod zamku Devin wyruszamy spacerowym szlakiem w stronę Devinskej Novej Wsi. Ścieżka prowadzi przez niskopienne lasy i murawy stokiem wzgórza Devinska Kobyla. Po drodze panoramy na zamek. Minąć trzeba kilka ogrodzeń i zamykanych furtek. To chyba jakieś rewiry dla zwierząt. W kamieniołomie na stoki robimy sobie krótki popas. Wyżej w cieniu zebrało się stadko kóz. Na koniec dochodzimy do skały Sandberg zbudowanej z bardzo kruchego piaskowca. Sama odkrywka jest ogrodzona ale przypomina faktycznie figurę wypreparowaną z piasku.
Cunovo
Leży na południe od Bratysławy przy granicy węgierskiej. Dunaj tworzy tu spore rozlewisko ze względu na spiętrzenie koryta przez dwie elektrownie wodne. Jest tu ośrodek sportowy z torem kajakarstwa górskiego. Obok jest kemping i przyjemna restauracja z możliwością skorzystania z basenu. Na wyspie pośrodku Dunaju holenderski mecenas Meulensteen ufundował ciekawe muzeum sztuki współczesnej Danubiana. Zajmuje ono długi budynek przypominający statek rzeczny. Nie ma tu może dzieł bardzo znanych - nie wiem na ile autentyczne są puszki Campbella autorstwa Andy Warhola. Jednak ciekawe jest samo miejsce prezentacji jak i otwierające się z okien budynku oraz z ogrodu panoramy. Niektóre prezentacje plastyczne są całkiem interesujące, np. armia "klonów" multiplikowana przez ustawione lustra, albo rozmaite kolorowe rzeźby. Przy wejściu fotomontaż z rozmaitymi słynnymi postaciami od Elvisa po Einsteina i Stalina. Muzeum otacza ogród rzeźb w którym znajduje się też jedno z dzieł Małgorzaty Abakanowicz. Przyjemny zacieniony chodnik nad samym brzegiem rzeki oraz kawiarenka z widokowym tarasem. Można też wejść na dach budowli, gdzie zaprezentowano kolejne rzeźby i instalacje. Odradzam jednak dotykania metalowych barierek ponieważ chyba przy upale są mocno naelektryzowane i działają jak elektryczny pastuch. Podobnie zresztą drzwi do windy z której w tych warunkach raczej nie idzie skorzystać.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Wiedeń
Jako mieszkaniec byłej Galicji mogę ogłosić, żeśmy są w "stolicy". Ale jakoś ta stolica nie zrobiła na mnie zbyt pozytywnego wrażenia. Może trzeba być w Wiedniu dłużej, aby się w nim zakochać. Już sam dworzec autobusowy na Erdbergu wciśnięty pod wiadukt drogowy i raczej ciasnawy ze stanowiskami przy ulicy. Do Krakowa czy Katowic się nie umywa. Przypomina jakąś bałkańską stanicę z podejrzanymi budami gastronomicznymi. Brudny, nierówny chodnik. Na Erdbergu widziałem w zasadzie jedyne wysokościowce Wiednia. Miasto ma raczej mało wieżowców, aczkolwiek jeśli chodzi o zasięg XIX-wiecznej zabudowy no to jest imponujący. I generalnie jest to miasto-moloch. Metro raczej podstarzałe. W większości taboru nie ma klimatyzacji, podobnie zresztą jak w tramwajach. Zresztą to metro wiedeńskie jest dziwne, bo np. zielona linia U4 biegnie wzdłuż rzeczki Wiedeń (Wien) i tylko okazyjnie pod ziemią. Z kolei linia U6 biegnie jako kolej naziemna wysokim nasypem i jest przy niej przynajmniej kilka zabytkowych starych stacji. Plusem jest na pewno to, że metrem dojechać można do samego serca miasta pod katedrę św. Stefana, która wyłania się już ze schodów biegnących na powierzchnię z podziemnej stacji. Podobnie jest w Mediolanie. Do katedry można wejść za darmo, ale tylko w tył nawy. Dalej jej nie zwiedzaliśmy - jest to kompleks dość duży, aczkolwiek chyba i tak lepiej prezentuje się z zewnątrz. Jeśli chodzi o kościoły to warto zahaczyć o pobliski Peterskirche. Rokokowy z ciekawą fasadą i równie ciekawym wnętrzem. Dostępny za darmo. Najbardziej eleganckie kamienice w Wiedniu stoją przy Graben - szerokiej ulicy odchodzącej od placu św Stefana. Jest tam też duża kolumna morowa, stały atrybut w tym regionie Europy. Graben w sensie formalnym przypomina trochę Długi Targ w Gdańsku. Bo w zasadzie Wiedeń nie ma jakiegoś głównego placu typu Rynek Główny w Krakowie, Rynek Główny w Poznaniu czy nawet Rynek Staromiejski w Pradze. Niejaki Hoher Markt pełnił chyba kiedyś taką rolę, ale dziś nie można go nazwać głównym placem, mimo ciekawego zegara wiszącego jak brama nad ujściem jednej z uliczek. Najlepsze przedstawienie figurek zegara jest o 12 ale byliśmy około 10, więc tylko obejrzeliśmy przesunięcie odpowiednich tarcz. Przez Plac Żydowski z pomnikiem holocaustu przedostaliśmy się na plac Am Hof z kościołem dworskim i remizą straży pożarnej oraz na Freyung przy którym stoi duże opactwo zwane szkockim. Warto wspomnieć o pałacu Ferstel, kiedyś siedzibie banku, a dzisiaj dość ekskluzywnym centrum handlowym z wewnętrznymi pasażami przypominającymi domy towarowe Lipska. Tu na rogu jest renomowana kawiarnia do której już ranem ustawiła się długa kolejka chętnych. Ulicą Herrengasse dotarliśmy do Hofburga. Można by tu pewnie spędzić pół dnia podziwiając salony cesarskie czy pokaz hiszpańskiej szkoły jazdy. My tylko przeszliśmy dziedzińce. Plac od strony miasta w remoncie, wewnątrz jak należało się spodziewać, turystyczne tłoki. Przez Volkspark z miniaturką greckiej świątyni zmierzamy w stronę Ringu robiąc sobie mała sesję fotograficzną przy budynku parlamentu. Potem jeszcze podchodzimy pod wielki ratusz wiedeński. Ale nie da się wejść do środka. Na placu przed ratuszem estrada i wioska foodtracków z kuchnią etniczną. Chyba tylko tu można było kupić autentyczne wiedeńskie kiełbaski. To co widziałem później w przystankowych barkach przypominało hot-dogi ze swojskich stacji benzynowych podpisane jednakże jako Wienerwurst. Jakbym wiedział to może bym i kupił wtedy, ale gorąco było to i jeść się nie chciało. Skończyliśmy, więc gastronomiczną przygodę z Wiedniem na granicie spod Schonbrunnu i poza tym zjedliśmy to co upichcone na kwaterze w cienistym lasku gdzieś w ogrodach Schonbrunn. Prawdę mówiąc letni pałac cesarski to też straszny moloch. Tłumy w hallu recepcyjnym, ciężko się dopchać nawet do niezbyt czystych ubikacji. Pochodziliśmy trochę po ogrodach. Dotarliśmy do fontanny na końcu głównej alei. Z tyłu jest ciekawy widok przez kaskadę na sam pałac. Poza wielkością Schonbrunn jakoś nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia. Zrobiliśmy jeszcze krótki przystanek w Stadtparku odwiedzając złoty pomnik Straussa. Oryginalnym miejscem okazały się "hundertwassery". Dwa a nawet trzy. Najpierw elektrownia przy stacji metra Spittelau, którą oglądnęliśmy tylko z przystanku, a potem ta właściwa kamienica przy Lowengasse. Oryginalny budynek a obok całkiem przyjemna tzw. wioska Hundertwassera, czyli kameralna galeria handlowa (aczkolwiek z cenami mało kameralnymi). W każdym razie ładnie zaaranżowane miejsce. Sklepiki z pamiątkami, sztuką i książkami, kawiarenka czy barek. Nawet przy toaletach było coś w rodzaju sadzawki czy akwarium. Plus informacje o samym niebanalnym architekcie. No i bodaj największe wrażenie w Wiedniu zrobiło na mnie coś czego w ogóle nie planowałem, ale mieliśmy jeszcze jakieś 2 godziny do autobusu i byliśmy niedaleko więc, poszliśmy na Prater. Ja myślałem że ten lunapark już nie istnieje, tymczasem działa w najlepsze. Wejść można za darmo, aczkolwiek gdybyśmy zaczęli korzystać z atrakcji to forsy można tam zostawić multum. Przypomniały się dziecięce wyjazdy do wesołego miasteczka w Chorzowie. No to tutaj coś w podobnym stylu tylko nieco efektowniejsze. Taka atrakcja w stylu retro. Pałace strachów. Strzelnice. Samochodziki. Jakieś fantazyjne tory przeszkód: wodne, lądowe i napowietrzne. Efektowne zwłaszcza te podniebne rollercoastery i karuzele, albo inne urządzenia dla masochistów rzucające ludźmi na prawo, lewo, w dół i w górę pod różnymi kątami.
Jako mieszkaniec byłej Galicji mogę ogłosić, żeśmy są w "stolicy". Ale jakoś ta stolica nie zrobiła na mnie zbyt pozytywnego wrażenia. Może trzeba być w Wiedniu dłużej, aby się w nim zakochać. Już sam dworzec autobusowy na Erdbergu wciśnięty pod wiadukt drogowy i raczej ciasnawy ze stanowiskami przy ulicy. Do Krakowa czy Katowic się nie umywa. Przypomina jakąś bałkańską stanicę z podejrzanymi budami gastronomicznymi. Brudny, nierówny chodnik. Na Erdbergu widziałem w zasadzie jedyne wysokościowce Wiednia. Miasto ma raczej mało wieżowców, aczkolwiek jeśli chodzi o zasięg XIX-wiecznej zabudowy no to jest imponujący. I generalnie jest to miasto-moloch. Metro raczej podstarzałe. W większości taboru nie ma klimatyzacji, podobnie zresztą jak w tramwajach. Zresztą to metro wiedeńskie jest dziwne, bo np. zielona linia U4 biegnie wzdłuż rzeczki Wiedeń (Wien) i tylko okazyjnie pod ziemią. Z kolei linia U6 biegnie jako kolej naziemna wysokim nasypem i jest przy niej przynajmniej kilka zabytkowych starych stacji. Plusem jest na pewno to, że metrem dojechać można do samego serca miasta pod katedrę św. Stefana, która wyłania się już ze schodów biegnących na powierzchnię z podziemnej stacji. Podobnie jest w Mediolanie. Do katedry można wejść za darmo, ale tylko w tył nawy. Dalej jej nie zwiedzaliśmy - jest to kompleks dość duży, aczkolwiek chyba i tak lepiej prezentuje się z zewnątrz. Jeśli chodzi o kościoły to warto zahaczyć o pobliski Peterskirche. Rokokowy z ciekawą fasadą i równie ciekawym wnętrzem. Dostępny za darmo. Najbardziej eleganckie kamienice w Wiedniu stoją przy Graben - szerokiej ulicy odchodzącej od placu św Stefana. Jest tam też duża kolumna morowa, stały atrybut w tym regionie Europy. Graben w sensie formalnym przypomina trochę Długi Targ w Gdańsku. Bo w zasadzie Wiedeń nie ma jakiegoś głównego placu typu Rynek Główny w Krakowie, Rynek Główny w Poznaniu czy nawet Rynek Staromiejski w Pradze. Niejaki Hoher Markt pełnił chyba kiedyś taką rolę, ale dziś nie można go nazwać głównym placem, mimo ciekawego zegara wiszącego jak brama nad ujściem jednej z uliczek. Najlepsze przedstawienie figurek zegara jest o 12 ale byliśmy około 10, więc tylko obejrzeliśmy przesunięcie odpowiednich tarcz. Przez Plac Żydowski z pomnikiem holocaustu przedostaliśmy się na plac Am Hof z kościołem dworskim i remizą straży pożarnej oraz na Freyung przy którym stoi duże opactwo zwane szkockim. Warto wspomnieć o pałacu Ferstel, kiedyś siedzibie banku, a dzisiaj dość ekskluzywnym centrum handlowym z wewnętrznymi pasażami przypominającymi domy towarowe Lipska. Tu na rogu jest renomowana kawiarnia do której już ranem ustawiła się długa kolejka chętnych. Ulicą Herrengasse dotarliśmy do Hofburga. Można by tu pewnie spędzić pół dnia podziwiając salony cesarskie czy pokaz hiszpańskiej szkoły jazdy. My tylko przeszliśmy dziedzińce. Plac od strony miasta w remoncie, wewnątrz jak należało się spodziewać, turystyczne tłoki. Przez Volkspark z miniaturką greckiej świątyni zmierzamy w stronę Ringu robiąc sobie mała sesję fotograficzną przy budynku parlamentu. Potem jeszcze podchodzimy pod wielki ratusz wiedeński. Ale nie da się wejść do środka. Na placu przed ratuszem estrada i wioska foodtracków z kuchnią etniczną. Chyba tylko tu można było kupić autentyczne wiedeńskie kiełbaski. To co widziałem później w przystankowych barkach przypominało hot-dogi ze swojskich stacji benzynowych podpisane jednakże jako Wienerwurst. Jakbym wiedział to może bym i kupił wtedy, ale gorąco było to i jeść się nie chciało. Skończyliśmy, więc gastronomiczną przygodę z Wiedniem na granicie spod Schonbrunnu i poza tym zjedliśmy to co upichcone na kwaterze w cienistym lasku gdzieś w ogrodach Schonbrunn. Prawdę mówiąc letni pałac cesarski to też straszny moloch. Tłumy w hallu recepcyjnym, ciężko się dopchać nawet do niezbyt czystych ubikacji. Pochodziliśmy trochę po ogrodach. Dotarliśmy do fontanny na końcu głównej alei. Z tyłu jest ciekawy widok przez kaskadę na sam pałac. Poza wielkością Schonbrunn jakoś nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia. Zrobiliśmy jeszcze krótki przystanek w Stadtparku odwiedzając złoty pomnik Straussa. Oryginalnym miejscem okazały się "hundertwassery". Dwa a nawet trzy. Najpierw elektrownia przy stacji metra Spittelau, którą oglądnęliśmy tylko z przystanku, a potem ta właściwa kamienica przy Lowengasse. Oryginalny budynek a obok całkiem przyjemna tzw. wioska Hundertwassera, czyli kameralna galeria handlowa (aczkolwiek z cenami mało kameralnymi). W każdym razie ładnie zaaranżowane miejsce. Sklepiki z pamiątkami, sztuką i książkami, kawiarenka czy barek. Nawet przy toaletach było coś w rodzaju sadzawki czy akwarium. Plus informacje o samym niebanalnym architekcie. No i bodaj największe wrażenie w Wiedniu zrobiło na mnie coś czego w ogóle nie planowałem, ale mieliśmy jeszcze jakieś 2 godziny do autobusu i byliśmy niedaleko więc, poszliśmy na Prater. Ja myślałem że ten lunapark już nie istnieje, tymczasem działa w najlepsze. Wejść można za darmo, aczkolwiek gdybyśmy zaczęli korzystać z atrakcji to forsy można tam zostawić multum. Przypomniały się dziecięce wyjazdy do wesołego miasteczka w Chorzowie. No to tutaj coś w podobnym stylu tylko nieco efektowniejsze. Taka atrakcja w stylu retro. Pałace strachów. Strzelnice. Samochodziki. Jakieś fantazyjne tory przeszkód: wodne, lądowe i napowietrzne. Efektowne zwłaszcza te podniebne rollercoastery i karuzele, albo inne urządzenia dla masochistów rzucające ludźmi na prawo, lewo, w dół i w górę pod różnymi kątami.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Kilka poprawek, uzupełnień.
Katedra jest pw. św. Szczepana, nie Stefana (podobnie jak wspomniany plac).
Na pierwszym zdjęciu z architekturą Hundertwassera jest spalarnia odpadów, nie elektrownia.
Ze względów czasowych - jak sądzę - zabrakło u Was odwiedzin w kilku dość istotnych "galicyjskich" miejscach w centrum, np. w Hotelu Sachera (zamówienie tortu z kawą to konieczność), czy nawet w zabytkowych kawiarniach/cukierniach Central lub Demel, w Hiszpańskiej Szkole Jazdy i Muzeum Sissi w Hofburgu, Operze, Krypcie Kapucynów...To tak na szybko.
To też moja „stolica”.
Katedra jest pw. św. Szczepana, nie Stefana (podobnie jak wspomniany plac).
Na pierwszym zdjęciu z architekturą Hundertwassera jest spalarnia odpadów, nie elektrownia.
Ze względów czasowych - jak sądzę - zabrakło u Was odwiedzin w kilku dość istotnych "galicyjskich" miejscach w centrum, np. w Hotelu Sachera (zamówienie tortu z kawą to konieczność), czy nawet w zabytkowych kawiarniach/cukierniach Central lub Demel, w Hiszpańskiej Szkole Jazdy i Muzeum Sissi w Hofburgu, Operze, Krypcie Kapucynów...To tak na szybko.
To też moja „stolica”.
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Co najwyżej brałem pod uwagę motylarnię w ogrodach Hofburga. Podeszliśmy pod kasy hiszpańskiej szkoły jazdy, ale na najbliższy seans trzeba było czekać 3 godziny. To raczej nie było sensu. Zresztą założyłem, że w Wiedniu mając tych kilka godzin nie ma sensu płacić za atrakcje, bo jest ich i tak sporo bezpłatnie.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Pamiętam swego czasu, że wykupiliśmy bilet do wycieczkowego autokaru z lektorem. Przejechał cały Wiedeń zatrzymując się przy najcenniejszych miejscach. Dłuższa przerwa była np. przy Hundertwasserhaus. Wtedy bilet kosztował kilkanaście Euro za os. Ile teraz, nie wiem.
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Jeżdżą takie autokary typu doubledecker i są też te stare samochodziki przy którym zdjęcie ma Krystian. Ale ten zaparkowany na Herrengasse nie miał żadnych informacji jak go można wynająć. Kilkanaście euro na osobę to jednak sporo. No i zdjęcia możesz zrobić tylko z oddali, a do wielu obiektów fajnie jest wejść i się dłużej poszwendać. Ja zapłaciłem 16 Euro za dwa bilety 24-godzinne na transport zbiorowy a Krystian w letnie wakacje miał przejazdy za darmo.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Nie polecam. Kilka lat temu piłem tam jedną z gorszych kaw w moim życiu.Adler pisze: 26 sie 2024, o 21:34 Ze względów czasowych - jak sądzę - zabrakło u Was odwiedzin w kilku dość istotnych "galicyjskich" miejscach w centrum, np. w Hotelu Sachera (zamówienie tortu z kawą to konieczność)
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Którą konkretnie, bo rodzajów jest z 10, albo i więcej... 
Dziwne, bo my zamawialiśmy Sachera, Strudla, kawę i szklankę wody do kawy. Apfelstrudel rzeczywiście smakuje inaczej niż u nas.
Dziwne, bo my zamawialiśmy Sachera, Strudla, kawę i szklankę wody do kawy. Apfelstrudel rzeczywiście smakuje inaczej niż u nas.
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Skoro już wspomnieliśmy o takich nietypowych środkach transportu to w Bratysławie minął nas "rower piwny". To taki jeżdżący po ulicach barek, którego napędza się kręcąc pedałami jak w rowerze. Kierowca jest firmowy - reszta to pasażerowie którzy w cenie wycieczki mają obalić pokaźną beczułkę złotego trunku.Comen pisze: 27 sie 2024, o 13:02 Jeżdżą takie autokary typu doubledecker i są też te stare samochodziki przy którym zdjęcie ma Krystian. Ale ten zaparkowany na Herrengasse nie miał żadnych informacji jak go można wynająć.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
W Berlinie też takie widziałem. W wariancie bez piwa i bez pracownika z piwem.
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Melange. Moja żona stwierdziła, że jej noga tam już nie postanieAdler pisze: 27 sie 2024, o 13:24 Którą konkretnie, bo rodzajów jest z 10, albo i więcej...
Dziwne, bo my zamawialiśmy Sachera, Strudla, kawę i szklankę wody do kawy. Apfelstrudel rzeczywiście smakuje inaczej niż u nas.
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Sturovo i Esztergom
Była Słowacja, była Austria no to teraz jeszcze pora na Węgry. Wprawdzie tym razem nie do Budapesztu, ale budapesztańskim ekspresem, który kursuje tam z Pragi przez Bratysławę. Bezprzedziałowe wagony Czeskich Drah w układzie cztery siedzenia przy stoliku. Tylko okazało się, że wprawdzie w kasie nie sprzedają miejscówek, ale można ją nabyć i przypadkiem musieliśmy się przesiadać, bo ktoś miał wykupione nasze siedziska. Z kolei powrotny pociąg miał dwa wagony bez prądu, co oznaczało w tym przypadku brak klimatyzacji w środku rozgrzanej równiny. Więc konduktorka zasugerowała żebyśmy się przesiedli w lepsze warunki. Podróż trwa ponad godzinę. Wysiadamy w Sturovie jeszcze po słowackiej stronie. Stacja jest jakieś 2 km od miasta, więc do centrum najlepiej dojechać lokalnym autobusem. Podobno są jakieś węgierskie busy do samego Esztergom, ale informacji na ich temat na miejscu nie ma. Informacji jednak udzielali nam dość łatwo miejscowi. Chyba chcieli sobie pogadać z cudzoziemcami? W jedną stronę kierowca Ukrainiec, w drugą jakiś miejscowy mieszkaniec - raczej Węgier niż Słowak. Zresztą Sturovo to formalnie Słowacja, ale zamieszkane głównie przez Węgrów. Nazwane na cześć słowackiego budziciela narodowego, u nas znane pewnie bardziej pod węgierską nazwą Parkany. Tutaj Krystian miał okazję zobaczyć pomnik naszego króla Jana Sobieskiego, którego w Wiedniu nie widział, bo trzeba by pewnie jechać na Kahlenberg. A pod Parkanami nasz władca także walczył z Turcją w krwawej, ale zwycięskiej bitwie i stoi tu jego pomnik. Sturovo ma ładny bulwar handlowy w centrum miasta, a poza tym widokową promenadę nad samym Dunajem, z której pięknie prezentuje się położona na drugim brzegu bazylika w Esztergom. Na drugą stronę Dunaju prowadzi elegancki most arcyksiężniczki Marii Walerii. Esztergom znany też pod staropolską nazwą Ostrzyhom to siedziba pierwszego węgierskiego arcybiskupstwa i domniemane miejsce chrztu niejakiego Vajka, znanego pod chrześcijańskim imieniem Stefan. Na koronie bazyliki jest pomnik ukazujący chrzest tego władcy a spod niego mamy doskonały widok na Dunaj płynący tu skrajem gór Pilis. Na wzgórze katedralne wspinamy się od północy schodami kota (Macska-lepcso). Zostawiamy poniżej biały kościół jezuicki. Na murku naprzeciw kościoła stoi zabawna figurka zwana Pumukli. To postać kobolda z niemieckiej powieści dziecięcej niejakiej Elisabeth Kaut. Na Węgrzech była popularna ze względu na film animowany w koprodukcji. Dla nas bardziej znana będzie natomiast cesarzowa Sissi, której pomnik stoi na skraju parku po drugiej stronie ulicy. Obecna imponująca bazylika w Esztergom zbudowana została w XIX wieku na miejscu zrujnowanej średniowiecznej. Do wnętrza mieliśmy dwa podejścia. Najpierw przez wielkie drzwi od strony Dunaju, którymi wchodzi się do pomieszczenia z kasami i pamiątkami. Był jednak w tym dniu chyba jakiś wiec biskupów, dość że świątynia przez godzinę była niedostępna, a klasyczny cieć muzealny dość obcesowo wypraszał z pomieszczenia sporą grupę zagranicznych turystów. Oczywiście w ząb nie rozumiał niczego w obcym języku. Można było pytać po niemiecku, angielsku, francusku o co chodzi, ale bez większej reakcji. W grupie byli Niemcy (albo Austriacy), jacyś Azjaci, Słowacy no i także Polacy (nie tylko my, ale inni też, więc nawet sobie pogadaliśmy przy okazji). No to skoro tak to poszliśmy zwiedzać sąsiedni zamek. Kaplicę, wieżę widokową i starą romańską komnatę, a także kilka innych pomieszczeń z wystawą historyczną. Do samej bazyliki można w zasadzie wejść bezpłatnie, natomiast bilety nabyć trzeba by było do dolnego kościoła, skarbca oraz na kopułę, co już sobie darowaliśmy. Wnętrze jest bardzo monumentalne, pełne patetycznych malowideł i rzeźb. Z boku jest wyłożona marmurem kaplica przeniesiona ze starej katedry a nad głowami imponująca kopuła. Najfajniejszą miejscówką w Esztergom okazało się jednak sąsiednie wzgórze św Tomasza z kaplicą i golgotą. W jej sąsiedztwie jest kamienny murek. Fajne zacienione miejsce na piknik z pięknym widokiem na wzgórze katedralne i miasto u podnóży. W mniej upalny dzień można też usiąść na ławeczkach przed samą kaplicą. Zauważam tu pewne podobieństwo topograficzne z nadreńskim Breisach, gdzie też jest wzgórze z widokiem na katedrę i płynący dalej Ren. Przy zejściu ze wzgórza spojrzeć można na duży zegar słoneczny zawieszony na fragmentach fortyfikacji. Ale chyba trochę się spóźniał. Starówka Esztergom leży dalej na zachodzie od bazyliki, jednak tylko po części pokrywa się z handlowym centrum miasta. Tak osobliwie sam rynek jest na granicy i nie ma już przy nim za wiele sklepów. Jest natomiast remontowany ratusz, kilka ładnych kamienic i kwietny klomb z pomnikiem węgierskiego poety Mihaly Babitsa. Uliczkę dalej dojść można do małej odnogi Dunaju płynącej przez centrum miasta. Bliżej mostu jest nowoczesny hotel i kompleksy basenów.
Była Słowacja, była Austria no to teraz jeszcze pora na Węgry. Wprawdzie tym razem nie do Budapesztu, ale budapesztańskim ekspresem, który kursuje tam z Pragi przez Bratysławę. Bezprzedziałowe wagony Czeskich Drah w układzie cztery siedzenia przy stoliku. Tylko okazało się, że wprawdzie w kasie nie sprzedają miejscówek, ale można ją nabyć i przypadkiem musieliśmy się przesiadać, bo ktoś miał wykupione nasze siedziska. Z kolei powrotny pociąg miał dwa wagony bez prądu, co oznaczało w tym przypadku brak klimatyzacji w środku rozgrzanej równiny. Więc konduktorka zasugerowała żebyśmy się przesiedli w lepsze warunki. Podróż trwa ponad godzinę. Wysiadamy w Sturovie jeszcze po słowackiej stronie. Stacja jest jakieś 2 km od miasta, więc do centrum najlepiej dojechać lokalnym autobusem. Podobno są jakieś węgierskie busy do samego Esztergom, ale informacji na ich temat na miejscu nie ma. Informacji jednak udzielali nam dość łatwo miejscowi. Chyba chcieli sobie pogadać z cudzoziemcami? W jedną stronę kierowca Ukrainiec, w drugą jakiś miejscowy mieszkaniec - raczej Węgier niż Słowak. Zresztą Sturovo to formalnie Słowacja, ale zamieszkane głównie przez Węgrów. Nazwane na cześć słowackiego budziciela narodowego, u nas znane pewnie bardziej pod węgierską nazwą Parkany. Tutaj Krystian miał okazję zobaczyć pomnik naszego króla Jana Sobieskiego, którego w Wiedniu nie widział, bo trzeba by pewnie jechać na Kahlenberg. A pod Parkanami nasz władca także walczył z Turcją w krwawej, ale zwycięskiej bitwie i stoi tu jego pomnik. Sturovo ma ładny bulwar handlowy w centrum miasta, a poza tym widokową promenadę nad samym Dunajem, z której pięknie prezentuje się położona na drugim brzegu bazylika w Esztergom. Na drugą stronę Dunaju prowadzi elegancki most arcyksiężniczki Marii Walerii. Esztergom znany też pod staropolską nazwą Ostrzyhom to siedziba pierwszego węgierskiego arcybiskupstwa i domniemane miejsce chrztu niejakiego Vajka, znanego pod chrześcijańskim imieniem Stefan. Na koronie bazyliki jest pomnik ukazujący chrzest tego władcy a spod niego mamy doskonały widok na Dunaj płynący tu skrajem gór Pilis. Na wzgórze katedralne wspinamy się od północy schodami kota (Macska-lepcso). Zostawiamy poniżej biały kościół jezuicki. Na murku naprzeciw kościoła stoi zabawna figurka zwana Pumukli. To postać kobolda z niemieckiej powieści dziecięcej niejakiej Elisabeth Kaut. Na Węgrzech była popularna ze względu na film animowany w koprodukcji. Dla nas bardziej znana będzie natomiast cesarzowa Sissi, której pomnik stoi na skraju parku po drugiej stronie ulicy. Obecna imponująca bazylika w Esztergom zbudowana została w XIX wieku na miejscu zrujnowanej średniowiecznej. Do wnętrza mieliśmy dwa podejścia. Najpierw przez wielkie drzwi od strony Dunaju, którymi wchodzi się do pomieszczenia z kasami i pamiątkami. Był jednak w tym dniu chyba jakiś wiec biskupów, dość że świątynia przez godzinę była niedostępna, a klasyczny cieć muzealny dość obcesowo wypraszał z pomieszczenia sporą grupę zagranicznych turystów. Oczywiście w ząb nie rozumiał niczego w obcym języku. Można było pytać po niemiecku, angielsku, francusku o co chodzi, ale bez większej reakcji. W grupie byli Niemcy (albo Austriacy), jacyś Azjaci, Słowacy no i także Polacy (nie tylko my, ale inni też, więc nawet sobie pogadaliśmy przy okazji). No to skoro tak to poszliśmy zwiedzać sąsiedni zamek. Kaplicę, wieżę widokową i starą romańską komnatę, a także kilka innych pomieszczeń z wystawą historyczną. Do samej bazyliki można w zasadzie wejść bezpłatnie, natomiast bilety nabyć trzeba by było do dolnego kościoła, skarbca oraz na kopułę, co już sobie darowaliśmy. Wnętrze jest bardzo monumentalne, pełne patetycznych malowideł i rzeźb. Z boku jest wyłożona marmurem kaplica przeniesiona ze starej katedry a nad głowami imponująca kopuła. Najfajniejszą miejscówką w Esztergom okazało się jednak sąsiednie wzgórze św Tomasza z kaplicą i golgotą. W jej sąsiedztwie jest kamienny murek. Fajne zacienione miejsce na piknik z pięknym widokiem na wzgórze katedralne i miasto u podnóży. W mniej upalny dzień można też usiąść na ławeczkach przed samą kaplicą. Zauważam tu pewne podobieństwo topograficzne z nadreńskim Breisach, gdzie też jest wzgórze z widokiem na katedrę i płynący dalej Ren. Przy zejściu ze wzgórza spojrzeć można na duży zegar słoneczny zawieszony na fragmentach fortyfikacji. Ale chyba trochę się spóźniał. Starówka Esztergom leży dalej na zachodzie od bazyliki, jednak tylko po części pokrywa się z handlowym centrum miasta. Tak osobliwie sam rynek jest na granicy i nie ma już przy nim za wiele sklepów. Jest natomiast remontowany ratusz, kilka ładnych kamienic i kwietny klomb z pomnikiem węgierskiego poety Mihaly Babitsa. Uliczkę dalej dojść można do małej odnogi Dunaju płynącej przez centrum miasta. Bliżej mostu jest nowoczesny hotel i kompleksy basenów.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Trnava
Trnava nazywana bywa słowackim Rzymem ze względu na liczbę kościołów jakie znajdują się w obrębie jej starego miasta. Oczywiście jak na standardy Rzymu czy nawet Krakowa nie jest ich znowu tak wiele, raptem 9, ale na Słowacji to pewnie i rekord. Niestety większa część kościołów była zamknięta w środku. Ze względu na dalszą jazdę do Smolenic zwiedzaliśmy Trnavę dość wcześnie, a bramy świątyń otwierają tam mniej więcej koło południa. Po zajęciu przez Turków centralnych Węgier do Trnavy przeniesiono siedzibę arcybiskupa i prymasa z Esztergom. Tradycja na tyle zobowiązywała, że ponownie Trnava stałą się siedzibą arcybiskupów już w Czechosłowacji. Z Bratysławy dojazd pociągiem osobowym z piętrowymi wagonami. Trochę się wlecze, ale można też pooglądać krajobraz winnic na stokach Małych Karpat. Prostokątna starówka zajmuje duży fragment miasta. Po jej zachodniej stronie znajdują się planty przy murach i miejskiej fosie, którą tworzy przesklepiona w innych miejscach rzeczułka Trnavka. Do centrum z plant prowadzi przejazd przy gotyckiej baszcie. Tuż za nim kościół franciszkański - jedyny który okazał się dostępny w środku. Główny rynek miasta to Trojicne Namesti z kolumną św. Trójcy oraz wieżą zegarową. Ratusz miejski jest nieco cofnięty i zajmuje pierzeję przy ulicy Hlavnej. W sąsiedztwie placu są natomiast podwórka z Domem Kultury i estradą koncertową. Nieco dalej od ulicy Stefanikovej odchodzi wąski zaułek zwany Trnita ulicka. Można nim dojść w pobliże katedry i kampusu starego uniwersytetu założonego w 1635 roku przez jezuitów. Do katedry udało się zerknąć na tyle by zobaczyć wysoki drewniany ołtarz. Przed wejściem jest też pomnik Jana Pawła II. Najładniejszy kościół trnawski to bazylika św Mikołaja z dwoma wysokimi wieżami. Niestety kościół w remoncie, stąd jego fasada częściowo była osłonięta płachtą. Z tyłu świątyni jest ganek na murach, gdzie zobaczyć można figurki dwóch węgierskich powstańców tzw. kuruców, którzy walczyli tu przeciwko Habsburgom. W kilku innych miejscach też ustawiono takie figury pokazujące różne sceny z historii miasta. Pod kościołem św Mikołaja jest przyjemny placyk ocieniony platanami. Niedaleko stąd do dwóch synagog, które pełnia obecnie funkcję restauracji oraz sali wystawowej. W południowej części trnawskiej starówki tuż przy murze w dawnym klasztorze jest muzeum regionalne, a niemal obok stadion miejscowego Spartaka. Tak się złożyło, że jeździliśmy w te wakacje trochę śladami pucharowej przygody Wisły. Najpierw do Wiednia, chociaż stadion Rapidu jest dość daleko od centrum a potem do Trnavy kilka dni po tym jak Biała Gwiazda przegrała tam mecz. Stadion całkiem nowoczesny, trochę podobny do tego w Krakowie. Przy nim sklepik klubowy i kawiarenka z dobrymi lodami. Podejrzeliśmy nawet trening zespołu. No i chyba skutecznie. Telefon do Kazia Moskala
i 2 dni później w dość dramatycznych okolicznościach to jednak Wisła poszła dalej.
Oglądaliśmy mecz na słowackiej telewizji. Były emocje, zwłaszcza w karnych.
Przez reprezentacyjny park po południowej stronie starówki wracamy w okolice dworca kolejowego i autobusowego kończąc tym samym godzinny spacer po mieście.
Trnava nazywana bywa słowackim Rzymem ze względu na liczbę kościołów jakie znajdują się w obrębie jej starego miasta. Oczywiście jak na standardy Rzymu czy nawet Krakowa nie jest ich znowu tak wiele, raptem 9, ale na Słowacji to pewnie i rekord. Niestety większa część kościołów była zamknięta w środku. Ze względu na dalszą jazdę do Smolenic zwiedzaliśmy Trnavę dość wcześnie, a bramy świątyń otwierają tam mniej więcej koło południa. Po zajęciu przez Turków centralnych Węgier do Trnavy przeniesiono siedzibę arcybiskupa i prymasa z Esztergom. Tradycja na tyle zobowiązywała, że ponownie Trnava stałą się siedzibą arcybiskupów już w Czechosłowacji. Z Bratysławy dojazd pociągiem osobowym z piętrowymi wagonami. Trochę się wlecze, ale można też pooglądać krajobraz winnic na stokach Małych Karpat. Prostokątna starówka zajmuje duży fragment miasta. Po jej zachodniej stronie znajdują się planty przy murach i miejskiej fosie, którą tworzy przesklepiona w innych miejscach rzeczułka Trnavka. Do centrum z plant prowadzi przejazd przy gotyckiej baszcie. Tuż za nim kościół franciszkański - jedyny który okazał się dostępny w środku. Główny rynek miasta to Trojicne Namesti z kolumną św. Trójcy oraz wieżą zegarową. Ratusz miejski jest nieco cofnięty i zajmuje pierzeję przy ulicy Hlavnej. W sąsiedztwie placu są natomiast podwórka z Domem Kultury i estradą koncertową. Nieco dalej od ulicy Stefanikovej odchodzi wąski zaułek zwany Trnita ulicka. Można nim dojść w pobliże katedry i kampusu starego uniwersytetu założonego w 1635 roku przez jezuitów. Do katedry udało się zerknąć na tyle by zobaczyć wysoki drewniany ołtarz. Przed wejściem jest też pomnik Jana Pawła II. Najładniejszy kościół trnawski to bazylika św Mikołaja z dwoma wysokimi wieżami. Niestety kościół w remoncie, stąd jego fasada częściowo była osłonięta płachtą. Z tyłu świątyni jest ganek na murach, gdzie zobaczyć można figurki dwóch węgierskich powstańców tzw. kuruców, którzy walczyli tu przeciwko Habsburgom. W kilku innych miejscach też ustawiono takie figury pokazujące różne sceny z historii miasta. Pod kościołem św Mikołaja jest przyjemny placyk ocieniony platanami. Niedaleko stąd do dwóch synagog, które pełnia obecnie funkcję restauracji oraz sali wystawowej. W południowej części trnawskiej starówki tuż przy murze w dawnym klasztorze jest muzeum regionalne, a niemal obok stadion miejscowego Spartaka. Tak się złożyło, że jeździliśmy w te wakacje trochę śladami pucharowej przygody Wisły. Najpierw do Wiednia, chociaż stadion Rapidu jest dość daleko od centrum a potem do Trnavy kilka dni po tym jak Biała Gwiazda przegrała tam mecz. Stadion całkiem nowoczesny, trochę podobny do tego w Krakowie. Przy nim sklepik klubowy i kawiarenka z dobrymi lodami. Podejrzeliśmy nawet trening zespołu. No i chyba skutecznie. Telefon do Kazia Moskala
Oglądaliśmy mecz na słowackiej telewizji. Były emocje, zwłaszcza w karnych.
Przez reprezentacyjny park po południowej stronie starówki wracamy w okolice dworca kolejowego i autobusowego kończąc tym samym godzinny spacer po mieście.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Pezinok
Z trzech odwiedzonych miejsc w pobliżu Małych Karpat Pezinok leżał najbliżej Bratysławy. Dojechać tam można ze stolicy zarówno pociągami jak autobusami, my akurat dojechaliśmy tam z drugiej strony po odwiedzeniu zamku Cerveny Kamen. Miasteczko składa się 2 części. Ta bliżej Bratysławy to duże osiedle mieszkaniowe z galeriami handlowymi. Tam wsiadało/wysiadało większość ludzi. Starówka Pezinoku leży bardziej na północy i jest stosunkowo kameralna. Bardziej zresztą w tym względzie podobała mi się Modra, przez którą tylko przejeżdżaliśmy. Centrum starówki jest zadrzewiony plac na którym stoi kościół farny Przemienienia Pańskiego. Otwarty tylko przedsionek z którego jest trochę ograniczony widok na główną nawę. Na skraju placu znajduje się biały budynek ratusza z łacińską sentencją na fryzie. Można przejść renesansowy dziedziniec. Za nim wyjdziemy na chyba najładniejszą ulicę miasteczka czyli Stefanikovą. Na stronie zacienionej znajdują się knajpy, na stronie słonecznej inne sklepy a także wejście do miejscowego muzeum ulokowanego w zabytkowej kamieniczce. Na końcu ulicy stoi niewielki kościółek z piwniczkami winnymi w ogrodzie. W Pezinoku jest też zamek otoczony trochę zaniedbanym parkiem, w którym jest fontanna w kształcie tłoczni winnej oraz pomnik słowackiego powstania. Winne tradycje Pezinoka poznać można spacerując około 2 km ścieżką wśród winnic położonych na zachód od miasteczka na stokach łagodnych wzgórz. Po drodze mija się niewielką kapliczkę św Rozalii oraz trochę zapuszczony stawek. Żar lejący się z nieba trochę utrudnia marsz. Przerwa w zacienionych miejscach z ławeczkami przy winnicy. Jest tu także domek winiarzy pełniący funkcję świetlicy oraz punktu informacyjnego. Drewniany żuraw podobny do tych spotykanych na węgierskiej puszcie. Tutaj jednak to tylko atrapa bo brak studni z wodą. Plantacje winogron zarówno białych jak i ciemnych odmian. Większość z nich chroniona elektrycznymi ogrodzeniami.
Cerveny Kamen
Renesansowy zamek wznosi się ponad zboczem niewielkiej doliny z wioską Pila. Pierwotnie należał do bogatych Fuggerów z Augsburga potem przejęty został przez węgierski ród Palffych. Według legendy miał powstać na przeciwległym wysokim grzbiecie Kukla, który jednak był siedzibą rozmaitych leśnych duchów i upiorów. W każdej nocy zbudowane fragmenty były w cudowny sposób przenoszone na obecne miejsce. Aż w końcu zaniechano budowy w pierwotnym miejscu i zamek postawiono tu gdzie stoi. To położenie jest trochę nieszczególne i z podejścia nie można obejrzeć dobrej panoramy obiektu. Chyba najlepiej prezentowałby się gdzieś ze stoków góry Kukla, gdyby nie były zalesione. Reprezentacyjne miejsce często służyło jako sceneria filmów kręconych przez telewizje czesko-słowackie, a także zachodnie produkcje, w tym Ostatni legion z Colinem Firthem i Benem Kingsleyem. Wnętrza zamku można zwiedzać z przewodnikiem. Jedna trasa zaczyna się na dziedzińcu i prowadzi przez komnaty na dwóch piętrach. Mamy tam kaplicę, salę rycerską oraz rozmaite komnaty pałacowe z portretami magnatów, starymi meblami i dość bogatym wyposażeniem. Ciekawa jest też sala balowa ozdobiona wnękami w postaci sztucznych jaskiń. Coś podobnego na modłę włoską widzieliśmy przy Palazzo Pitti we Florencji. Naprzeciwko tej sali ukrywa się stara apteka. Druga trasa prowadzi do podziemi, które służyły jako magazyny winiarskie a także miały pewne znaczenie obronne. Co ciekawe te duże przestrzenie znajdują się poniżej zamku rezydencjonalnego, ale niekoniecznie poniżej powierzchni ziemi, tylko na stoku od strony południowej. Bezpłatnie można też wejść do baszty w północno-zachodniej części kompleksu. Na dwóch kondygnacjach jest tam skromna wystawa - można też przejść kilkanaście metrów starymi korytarzykami. W pewnym oddaleniu od zamku założono też ogród geometryczny z rzeźbami przedstawiającymi hrabiów Palffych oraz małą fontanną. Smolenice i jaskinia Driny
Wycieczka z centrum wsi wzdłuż zielonego szlaku do jaskini Driny. Przecina on wzgórze ponad wsią. Podejście dość łagodne, chociaż w takich warunkach i tak męczące. Zejście pod jaskinię stromo w dół urwiska. Z grzbietu piękny widok na grzbiet Małych Karpat. Jaskinia Driny odkryta została stosunkowo niedawno i pierwotnie wejście do niej prowadziło przez wysoki komin wprost z wierzchowiny. Obecnie zwiedza się ją z przewodnikiem a czas przechadzki wynosi około pół godziny. Niestety zdjęcia wewnątrz tylko za sporą opłatą, więc takich nie robiłem. Dość ładne formy naciekowe, wiele z nich z czerwonym nalotem. Jest też kilka niewielkich jeziorek. Z jaskini wracamy w kierunku wsi inną drogą. W otoczeniu Małe Karpaty. Upał tego dnia zniechęca niestety do podejścia pod zamek w Smolenicach, a także na teren osady prehistorycznej Molpir. Skręcamy w boczną dolinkę Hlbocianską. Na jej początku podejść można pod ukrytą w skałach kaplicę lurdzką. Niestety wodospad który miał być jej główną atrakcją najpewniej wysechł przy takiej pogodzie. Została tylko tablica informacyjna, a żeby zobaczyć żywą wodę to trzeba pewnie to miejsce odwiedzić o innej porze roku.
Z trzech odwiedzonych miejsc w pobliżu Małych Karpat Pezinok leżał najbliżej Bratysławy. Dojechać tam można ze stolicy zarówno pociągami jak autobusami, my akurat dojechaliśmy tam z drugiej strony po odwiedzeniu zamku Cerveny Kamen. Miasteczko składa się 2 części. Ta bliżej Bratysławy to duże osiedle mieszkaniowe z galeriami handlowymi. Tam wsiadało/wysiadało większość ludzi. Starówka Pezinoku leży bardziej na północy i jest stosunkowo kameralna. Bardziej zresztą w tym względzie podobała mi się Modra, przez którą tylko przejeżdżaliśmy. Centrum starówki jest zadrzewiony plac na którym stoi kościół farny Przemienienia Pańskiego. Otwarty tylko przedsionek z którego jest trochę ograniczony widok na główną nawę. Na skraju placu znajduje się biały budynek ratusza z łacińską sentencją na fryzie. Można przejść renesansowy dziedziniec. Za nim wyjdziemy na chyba najładniejszą ulicę miasteczka czyli Stefanikovą. Na stronie zacienionej znajdują się knajpy, na stronie słonecznej inne sklepy a także wejście do miejscowego muzeum ulokowanego w zabytkowej kamieniczce. Na końcu ulicy stoi niewielki kościółek z piwniczkami winnymi w ogrodzie. W Pezinoku jest też zamek otoczony trochę zaniedbanym parkiem, w którym jest fontanna w kształcie tłoczni winnej oraz pomnik słowackiego powstania. Winne tradycje Pezinoka poznać można spacerując około 2 km ścieżką wśród winnic położonych na zachód od miasteczka na stokach łagodnych wzgórz. Po drodze mija się niewielką kapliczkę św Rozalii oraz trochę zapuszczony stawek. Żar lejący się z nieba trochę utrudnia marsz. Przerwa w zacienionych miejscach z ławeczkami przy winnicy. Jest tu także domek winiarzy pełniący funkcję świetlicy oraz punktu informacyjnego. Drewniany żuraw podobny do tych spotykanych na węgierskiej puszcie. Tutaj jednak to tylko atrapa bo brak studni z wodą. Plantacje winogron zarówno białych jak i ciemnych odmian. Większość z nich chroniona elektrycznymi ogrodzeniami.
Cerveny Kamen
Renesansowy zamek wznosi się ponad zboczem niewielkiej doliny z wioską Pila. Pierwotnie należał do bogatych Fuggerów z Augsburga potem przejęty został przez węgierski ród Palffych. Według legendy miał powstać na przeciwległym wysokim grzbiecie Kukla, który jednak był siedzibą rozmaitych leśnych duchów i upiorów. W każdej nocy zbudowane fragmenty były w cudowny sposób przenoszone na obecne miejsce. Aż w końcu zaniechano budowy w pierwotnym miejscu i zamek postawiono tu gdzie stoi. To położenie jest trochę nieszczególne i z podejścia nie można obejrzeć dobrej panoramy obiektu. Chyba najlepiej prezentowałby się gdzieś ze stoków góry Kukla, gdyby nie były zalesione. Reprezentacyjne miejsce często służyło jako sceneria filmów kręconych przez telewizje czesko-słowackie, a także zachodnie produkcje, w tym Ostatni legion z Colinem Firthem i Benem Kingsleyem. Wnętrza zamku można zwiedzać z przewodnikiem. Jedna trasa zaczyna się na dziedzińcu i prowadzi przez komnaty na dwóch piętrach. Mamy tam kaplicę, salę rycerską oraz rozmaite komnaty pałacowe z portretami magnatów, starymi meblami i dość bogatym wyposażeniem. Ciekawa jest też sala balowa ozdobiona wnękami w postaci sztucznych jaskiń. Coś podobnego na modłę włoską widzieliśmy przy Palazzo Pitti we Florencji. Naprzeciwko tej sali ukrywa się stara apteka. Druga trasa prowadzi do podziemi, które służyły jako magazyny winiarskie a także miały pewne znaczenie obronne. Co ciekawe te duże przestrzenie znajdują się poniżej zamku rezydencjonalnego, ale niekoniecznie poniżej powierzchni ziemi, tylko na stoku od strony południowej. Bezpłatnie można też wejść do baszty w północno-zachodniej części kompleksu. Na dwóch kondygnacjach jest tam skromna wystawa - można też przejść kilkanaście metrów starymi korytarzykami. W pewnym oddaleniu od zamku założono też ogród geometryczny z rzeźbami przedstawiającymi hrabiów Palffych oraz małą fontanną. Smolenice i jaskinia Driny
Wycieczka z centrum wsi wzdłuż zielonego szlaku do jaskini Driny. Przecina on wzgórze ponad wsią. Podejście dość łagodne, chociaż w takich warunkach i tak męczące. Zejście pod jaskinię stromo w dół urwiska. Z grzbietu piękny widok na grzbiet Małych Karpat. Jaskinia Driny odkryta została stosunkowo niedawno i pierwotnie wejście do niej prowadziło przez wysoki komin wprost z wierzchowiny. Obecnie zwiedza się ją z przewodnikiem a czas przechadzki wynosi około pół godziny. Niestety zdjęcia wewnątrz tylko za sporą opłatą, więc takich nie robiłem. Dość ładne formy naciekowe, wiele z nich z czerwonym nalotem. Jest też kilka niewielkich jeziorek. Z jaskini wracamy w kierunku wsi inną drogą. W otoczeniu Małe Karpaty. Upał tego dnia zniechęca niestety do podejścia pod zamek w Smolenicach, a także na teren osady prehistorycznej Molpir. Skręcamy w boczną dolinkę Hlbocianską. Na jej początku podejść można pod ukrytą w skałach kaplicę lurdzką. Niestety wodospad który miał być jej główną atrakcją najpewniej wysechł przy takiej pogodzie. Została tylko tablica informacyjna, a żeby zobaczyć żywą wodę to trzeba pewnie to miejsce odwiedzić o innej porze roku.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Piest'any
W ostatnim dniu Piest'any, czyli nobliwe uzdrowisko pochodzące jeszcze z czasów prababki Austrii. W sumie trochę rozczarowują w porównaniu do takich słynnych kurortów jak Karlovy Vary, Frantiskove Lazne czy choćby nasza Krynica albo Iwonicz-Zdrój. Stacja znajduje się dość daleko od centrum miasta. Uchowała się tutaj jedna z nielicznych na Słowacji przechowalni bagażu. Zamiar ten trzeba zgłosić w kasie. Wydawany jest bloczek z godziną odbioru. Na uzdrowisko daliśmy sobie bodaj 2 godziny. Na głównym deptaku miasta ulicy Winterowej jest mnóstwo sklepików i ogródków kawiarnianych. Architektura wokół jest mniej lub bardziej ciekawa. Trafiają się perełki takie jak stary XVII-wieczny zajazd w stylu francuskim zwany Le Griffon, jak również powojenne hotele-bloki. Przy końcu ulicy jest fontanna z mostkiem zakochanych. Nazwa ulicy pochodzi od założyciela uzdrowiska Ludovita Wintera. Kolejne emblematyczne miejsce znajduje się przy moście nad jedną z odnóg Wagu. Przerzucony przez nią, częściowo zabudowany most Kolonadovy prowadzi na wyspę uzdrowiskową. Przy wejściu na most znajduje się symbol Pieszczan czyli pomnik człowieka odrzucającego kule. Tuż poniżej stoi uzdrowiskowa kaplica. W Wagu obserwować można duże pstrągi. Wiele z nich wygrzewa się na płytkiej wodzie przy filarach mostu. Na wyspie znajduje się duży park a w jego otoczeniu kilka sanatoriów. Najstarszym jest dom uzdrowiskowy Napoleon. Przy jego ścianie znajduje się niewielkie skanalizowane źródełko z bardzo ciepłą leczniczą wodą. Niestety do orzeźwienia przy tej temperaturze średnio się nadaje. Zimą byłaby całkiem, całkiem. W parku na wyspie znajdują się niewielkie jeziorka porośnięte kwiatami lilii (tyle, że w sierpniu nie było żadnych lilii) oraz ptasi ogród zoologiczny. To dumna nazwa na parę klatek z ozdobnymi bażantami, którym jednak nawet ciężko zrobić zdjęcia ze względu na gęste kraty. W dalsze części wyspy się nie zapuszczaliśmy. Głównym deptakiem można dojść do nowych budynków hotelowo-sanatoryjnych. Wracając do głównej części miasta odwiedziliśmy jeszcze stary park zdrojowy otaczający budynek dawnego Kursalonu, czyli Domu Zdrojowego. Dzisiaj otaczają go niestety dość obskurne budki z fastfoodami, a wewnątrz podobno mieści się muzeum, chociaż na otwarte nie wyglądało. Gdzieś z boku jest natomiast wystawa gitar, przypominająca jednak na pierwszy rzut oka jakiś obwoźny cyrk z kolekcją dziwnych eksponatów.
W ostatnim dniu Piest'any, czyli nobliwe uzdrowisko pochodzące jeszcze z czasów prababki Austrii. W sumie trochę rozczarowują w porównaniu do takich słynnych kurortów jak Karlovy Vary, Frantiskove Lazne czy choćby nasza Krynica albo Iwonicz-Zdrój. Stacja znajduje się dość daleko od centrum miasta. Uchowała się tutaj jedna z nielicznych na Słowacji przechowalni bagażu. Zamiar ten trzeba zgłosić w kasie. Wydawany jest bloczek z godziną odbioru. Na uzdrowisko daliśmy sobie bodaj 2 godziny. Na głównym deptaku miasta ulicy Winterowej jest mnóstwo sklepików i ogródków kawiarnianych. Architektura wokół jest mniej lub bardziej ciekawa. Trafiają się perełki takie jak stary XVII-wieczny zajazd w stylu francuskim zwany Le Griffon, jak również powojenne hotele-bloki. Przy końcu ulicy jest fontanna z mostkiem zakochanych. Nazwa ulicy pochodzi od założyciela uzdrowiska Ludovita Wintera. Kolejne emblematyczne miejsce znajduje się przy moście nad jedną z odnóg Wagu. Przerzucony przez nią, częściowo zabudowany most Kolonadovy prowadzi na wyspę uzdrowiskową. Przy wejściu na most znajduje się symbol Pieszczan czyli pomnik człowieka odrzucającego kule. Tuż poniżej stoi uzdrowiskowa kaplica. W Wagu obserwować można duże pstrągi. Wiele z nich wygrzewa się na płytkiej wodzie przy filarach mostu. Na wyspie znajduje się duży park a w jego otoczeniu kilka sanatoriów. Najstarszym jest dom uzdrowiskowy Napoleon. Przy jego ścianie znajduje się niewielkie skanalizowane źródełko z bardzo ciepłą leczniczą wodą. Niestety do orzeźwienia przy tej temperaturze średnio się nadaje. Zimą byłaby całkiem, całkiem. W parku na wyspie znajdują się niewielkie jeziorka porośnięte kwiatami lilii (tyle, że w sierpniu nie było żadnych lilii) oraz ptasi ogród zoologiczny. To dumna nazwa na parę klatek z ozdobnymi bażantami, którym jednak nawet ciężko zrobić zdjęcia ze względu na gęste kraty. W dalsze części wyspy się nie zapuszczaliśmy. Głównym deptakiem można dojść do nowych budynków hotelowo-sanatoryjnych. Wracając do głównej części miasta odwiedziliśmy jeszcze stary park zdrojowy otaczający budynek dawnego Kursalonu, czyli Domu Zdrojowego. Dzisiaj otaczają go niestety dość obskurne budki z fastfoodami, a wewnątrz podobno mieści się muzeum, chociaż na otwarte nie wyglądało. Gdzieś z boku jest natomiast wystawa gitar, przypominająca jednak na pierwszy rzut oka jakiś obwoźny cyrk z kolekcją dziwnych eksponatów.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
Ciekawe określenie. Masz na myśli czasy zaborów ogólnie, czy konkretną postać z dynastii Habsburgów?Comen pisze: 3 wrz 2024, o 19:11 Piest'any
nobliwe uzdrowisko pochodzące jeszcze z czasów prababki Austrii.
Re: Słowacja/Austria/Węgry: Wakacje naddunajskie 9-17 sierpnia 2024
No tak chodzi o tamten okres. Nie wiem czy w przypadku Słowacji można mówić o zaborach.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
