Czechy: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Moderator: Comen
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Czechy: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Na początek ramowy plan wyjazdu i kilka powyższych i poniższych fotek
z Sezimovo Usti:
jaskinia Chynowska, zamek Kamen, Pelhrimov, Kamenice nad Lipou, zamek Cervena Lhota (1 dzień),
Milevsko, zamek Zvikov, Pisek, Temelin, Bechyne (2 dzień)
Tabor, stadlecki retezovy most, Dobronice u Bechyne (3 dzień)
Załużi i Błota Sobiesławskie, staw Rożmberk, Trzeboń (4 dzień z przejazdem na nowy nocleg)
z Ceske Vrbne
Czeskie Budziejowice, zamek Divci Kamen (1 dzień)
Hluboka nad Wełtawą, Holaszowice (2 dzień)
Czeski Krumlow, Lipno, Rożmberk nad Wełtawą (3 dzień)
Jindrzichuw Hradec, Telcz (4 dzień z przejazdem na nowy nocleg)
z Horni Leska
zamek Bitov, zamek Vranov nad Dyji, Hate - sklepy wolnocłowe (1 dzień)
Znojmo (2 dzień)
Trzebicz (3 dzień) i powrót do domu.
W drodze na miejsce dwa krótkie przystanki w Bielsku Białej i Prerovie
W drodze powrotnej jeszcze krótki przystanek w Ostrawie.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
W drodze na miejsce wstąpiliśmy do morawskiego miasteczka Prerov a w zasadzie na jego przedmieście gdzie utworzono szlak łowców mamutów. Niestety Krystian spał i wyszedłem tylko na chwilę by zrobić zdjęcie pomnika tychże łowców - monument taki raczej relikt epoki komunizmu.
Jaskinia Chynowska
To najstarsza jaskinia czeska udostępniona do ruchu turystycznego. Zwiedzano ją już od 1868 roku. Najstarsza nie znaczy najciekawsza. Generalnie to taki labirynt korytarzy o dość stromym przebiegu. Złazi się schodami w dół a potem wspina z powrotem na górę wychodząc sztolnią po przeciwległej stronie drogi. Miejscami jest ciasno i brak raczej większych komór. Dość mało nacieków kalcytowych typu stalaktyty czy stalagmity, zdarzają się natomiast dość oryginalne draperie na skałach. W dolnej części można zerknąć w głąb studni gdzie widać jeziorko. Dzieciom spodoba się na pewno naturalny utwór skalny przypominający smoka. Przy wyjściu galeria nietoperzy - wampirów.
Zamek Kamen
Zamek na niewielkim skalnym wzgórzu ponad wioską. Wewnątrz kryje dość ciekawą wystawę motocykli. W pobliskim Pacovie powstało pierwsze czeskie stowarzyszenie motocyklistów, stąd taki pomysł na wykorzystanie dużej części komnat. Najstarsze eksponaty pochodzą z początku XX wieku. Są to głównie maszyny czeskie, niemieckie i brytyjskie. Jest też upamiętnienie czeskiego globtrotera który niedawno okrążył świat na Jawie 350 z 1978 roku. Poniżej zamku jest ogród skalny ze stawkiem w którym pełno ozdobnych czerwonych karasi co nie umknęło uwadze Krystiana. Pelhrimov
W miasteczku położonym u podnóża góry Kremesnik wstąpiliśmy najpierw do Czeskiego Muzeum Rekordów i Kuriozów. Ma ono dwa oddziały. W małym domku z ogrodem nad potokiem Bila znajduje się m.in. kolekcja rozmaitych dzieł zbudowanych z zapałek. Modele statków, obrazy, nawet wielka ścienna mapa Europy. Wielki kalejdoskop, największy na świecie kłębek nici, w ogrodzie wielki lejek, czajnik, mamut z wikliny i kilka innych tego typu kuriozów. Starszy oddział zlokalizowany jest w jednej ze średniowiecznych bram miejskich zwanej Dolną albo Jihlavską. Na kilku kondygnacjach jest tam też sporo dziwacznych sprzętów w tym np. największa na świecie odznaka (znamka) turystyczna. Sam Pelhrimov ma ładny rynek z rzędem barokowych kamieniczek. W górnej części warto przyjrzeć się żółtemu narożnemu domowi Faruv przebudowanemu w początkach XX wieku według założeń kubizmu. W sąsiednim domu mieści się wystawa filmowa poświęcona znanemu reżyserowi Oldrichowi Lipsky'emu - w Polsce znanemu przede wszystkim z westernowego pastiszu Lemoniadowy Joe. W mieście do wyboru mamy też dwie wystawki lalkowo-multimedialne: Piekło i Muzeum Straszydeł. Krystian wybrał to drugie. W ciemnej piwnicy czeka na nas m.in. wiedźma, kościotrup, smok i inne czarcie nasienia. W Czechach jest sporo takich instalacji - inną odwiedziliśmy jeszcze w Taborze, a kolejna na którą nie było już w czasu znajduje się w Telczu. Pelhrimov ma też swój zamek - siedzibą możnego Pana z Rican. Przed wejściem do niego pomnik św. Wacława. Na koniec wizyty w miasteczku wstąpiliśmy jeszcze do Ogrodu Dziekańskiego z placem zabaw i drewnianym domkiem księdza Franciszka Vańka zamordowanego w obozie koncentracyjnym w Dachau. Kamenice nad Lipou
Przyjechaliśmy tu trochę przez przypadek w drodze do Czerwonej Lhoty. Krystian zasnął i postanowiliśmy podjechać pod tutejszy zamek, aby dłużej spał. Warto było. Zamek jest bardzo fotogeniczny, pięknie odrestaurowany - otaczają go ogrody i wielki staw. Na wyższym tarasie jest ogród geometryczny a poniżej jedno z najdziwniejszych drzew w Czechach. Stara kilkusetletnia lipa od której nazwę wzięła miejscowość. Główny pień spłonął w pożarze, natomiast zachowały się dolne konary i drzewo rośnie niemalże poziomo.
Cervena Lhota
Jeden z ciekawszych czeskich zamków i znany plener filmowy. Niewielka renesansowa budowla na skalnej wyspie na stawie. Trafiliśmy akurat na koncert fortepianowy w sieni. Potem można sobie było okrążyć staw podziwiając budowlę z różnych perspektyw. Na łące pasły się konie. Spóźniliśmy się już niestety na czarne lody sprzedawane w budce przy alejce prowadzącej do wejścia. W drodze na nocleg zatrzymaliśmy się jeszcze przy stawie Koberny na którym wylądowało wielkie stado dzikich gęsi. Dzień później minęliśmy Tabor i wyruszyliśmy w kierunku zachodnim.
Milevsko
Stanęliśmy pod dawnym klasztorem premonstratensów - jednym ze starszych w Czechach. Niestety wnętrze kościoła było zamknięte, ale przeszliśmy się po dziedzińcach wielkiego obiektu i na cmentarz z wielką kaplicą św. Jilji (po polsku to św. Idzi, więc wezwanie dość archaiczne). Przed wejściem do klasztoru jest stary, dość zaniedbany park z betonowymi rzeźbami. Aczkolwiek sam kościół i jego najbliższe otoczenie nie wygląda źle to jednak dalsze zabudowania klasztorne z pewnością wymagają renowacji. W samym miasteczku nie stawaliśmy. Rynek niezbyt urokliwy, aczkolwiek warto tu polecić Muzeum Maszkar Milewskich - oryginalnych karnawałowych kukieł trochę psychodelicznych. Nas czas niestety gonił.
Zamek Zvikov
Przed wybudowaniem Karlsztejnu jeden z ważniejszych zamków czeskich położony na skalnym ryglu pomiędzy rzekami Wełtawą i Otawą. Wejście przez charakterystyczną bramę przylegającą do wysokiej spiczastej wieży. Nie jest to zresztą najstarsza część budowli. Za taką uznaje się wieżę Hlizovą szczelnie obudowaną późnogotyckim pałacem królewskim. Z tarasu na wieży podziwiać można strome brzegi obydwu rzek a właściwie wielkiego jeziora zaporowego na tamie Orlik. Z podnóży zamku do Orlika kursuje statek żeglugi rzecznej. Z wnętrz zamku zachowało się niewiele. Najciekawszym miejscem jest kaplica z malowanymi średniowiecznymi portretami świętych m.in. św. Szymona z piłą. Jest to atrybut męki bowiem apostoł zginął w Persji przecięty piłą na dwoje.
Pisek
Obiad jemy w Pisku na miejskim ostrowie. Najbardziej znanym zabytkiem miasta jest kamienny most - najstarszy w Czechach, starszy nawet od praskiego Mostu Karola. Odremontowany w końcówce XX wieku w sam czas, zdołał bowiem przetrzymać wielką powódź w trakcie której woda przelewała się przez jego koronę a z toni Otawy sterczały tylko czubki świętych figur. Dziś chronią go dodatkowo izbice. Na nabrzeżu przy moście co roku tworzy się rzeźby z piasku. Pisek po czesku znaczy piasek, więc tradycja taka jest tu chyba zrozumiała. Szkoda tylko że w okolicy nie ma zwykłej piaskownicy bo Krystian widząc taką sztukę sam chciał sobie trochę "potworzyć" rozmaite babki z piasku. Stare miasto leży na prawym brzegu Otawy. Jego centrum są 3 place: Velke Namesti z ratuszem, Alsovo Namesti z kolumną morową i eleganckim gmachem dawnego hotelu pod Czarnym Orłem i najmniejsze Havlickovo Namesti z kolumną św. Floriana. Ciekawe kamieniczki znajdują się też w bocznych uliczkach np. Drlicov biegnącej do miejscowego kościoła Narodzenia Panny Marii. Przez bramę ratusza wchodzimy na dziedziniec dawnego zamku. W jego wnętrzu kryje się regionalne Muzeum Pracheńskie, ale my idziemy ciut dalej na teren dawnej fabryki słodu (sladovna), gdzie powstało centrum zabaw dziecięcych. Na parterze gigantyczne mrowisko. Dzieci mogą się tutaj wspinać po schodkach i drabinkach oraz biegać po korytarzach np. przenosząc wielkie szmaciane "mrówcze" jaja. Jest też kilka animacji i filmów o życiu mrówek. Piętro wyższe to świat piłki. Jest małe boisko z bramkami, coś w postaci piłkarskiego flippera gdzie piłkę należy umiejętnie wkopać do odpowiedniej przegrody. Mamy też skaczące kule i kilka innych zabaw z piłkami. Piętro wyżej zabawy bardziej dla dziewczynek. Wszystko to co dotyczy domu. Mini kuchenka, układanki, pokój z mebelkami. Można tutaj przeczytać dziecku książkę - niestety są tylko po czesku. Po drugiej stronie eksperymentarium z rozmaitymi kolorowymi proszkami, płynami, które można mieszać, przelewać, łączyć itp. Na samej górze piętro relaksacyjne z hamakami i miejscami do snu.
Wyjeżdżamy z Pisku kierując się skrajem tzw. Piseckich Hor - niewielkiego zalesionego pasma górskiego z widokami na południe w kierunku Szumawy. Przez Albrechtice jedziemy do Temelina.
Temelin
Już z daleka widać dymiące chłodnie kominowe miejscowej elektrowni atomowej. Efekt jest doskonały, bo można podjechać niemal pod same wielkie "beczki". W pałacyku przy wejściu jest wystawa poświęcona energetyce jądrowej, ale otwarta tylko do 16, więc już nieczynna
Za Tynem nad Wełtawą droga 122 jest remontowana musimy więc zrobić spory objazd "wokół sportowego lotniska".
Bechynie
Miasteczko nad jarem rzeki Łużnicy w scenerii przypominającej trochę środkową Francję. Wjeżdżamy z nieco innej strony niż to było planowane i od razu idziemy na wielki most zwany Duha, czyli "tęcza". Powstał w 1928 roku i przed II wojną światową był jednym z ważniejszych osiągnięć czeskiej inżynierii. Obecnie część pasa ruchu jest dzielona z jednotorową linią kolejową Tabor-Bechynie. Pociągi kursują tu nadal a nawet widzieliśmy jeden, niestety już tylko z oddali. Wtedy wjazd na most jest zamknięty dla samochodów tak jakby był to normalny przejazd kolejowy. Wjeżdżamy do miasta na długi rynek. Spacer prowadzi dalej ulicą Klaszterni do ogrodów przy klasztorze franciszkanów z widokiem na płynącą w dole rzekę Łużnicę. Schodami kierujemy się w dół do rzeki. Niewielki most Króla Jana oddziela Bechynie od Zarzecza. Ta dzielnica pozazdrościła chyba pomysłu wileńskiemu Użupio. Tam powołano wolną republikę a tutaj Stany Zjednoczone Zarzecza. Jest stosowna flaga przypominająca tą z USA, ale z pewnymi dodatkami. Jest plac o kilkunastu nazwach, jest baba zarzecka, która wg legendy uratowała tutejszych mieszkańców kiedy pan z widocznego w górze bechyńskiego zamku postanowił sprzedać towarzystwo diabłu. Baba przezornie zatrzymała koguta i kiedy doszło do transakcji ten wystraszył diabła, który uciekł i od biznesu odstąpił. Wracamy do miasta starą drogą obok niewielkiej baszty katowskiej a dalej zapleczem zamku. Na jego stokach wypatrzyliśmy jakąś zabłąkaną pasącą się kozę. No chyba, że to tenże diabeł błaka się w okolicy. Kończymy drugi dzień pobytu. CDN
Właściwe zwiedzanie Czech rozpoczęliśmy dzień później. Jaskinia Chynowska
To najstarsza jaskinia czeska udostępniona do ruchu turystycznego. Zwiedzano ją już od 1868 roku. Najstarsza nie znaczy najciekawsza. Generalnie to taki labirynt korytarzy o dość stromym przebiegu. Złazi się schodami w dół a potem wspina z powrotem na górę wychodząc sztolnią po przeciwległej stronie drogi. Miejscami jest ciasno i brak raczej większych komór. Dość mało nacieków kalcytowych typu stalaktyty czy stalagmity, zdarzają się natomiast dość oryginalne draperie na skałach. W dolnej części można zerknąć w głąb studni gdzie widać jeziorko. Dzieciom spodoba się na pewno naturalny utwór skalny przypominający smoka. Przy wyjściu galeria nietoperzy - wampirów.
Zamek Kamen
Zamek na niewielkim skalnym wzgórzu ponad wioską. Wewnątrz kryje dość ciekawą wystawę motocykli. W pobliskim Pacovie powstało pierwsze czeskie stowarzyszenie motocyklistów, stąd taki pomysł na wykorzystanie dużej części komnat. Najstarsze eksponaty pochodzą z początku XX wieku. Są to głównie maszyny czeskie, niemieckie i brytyjskie. Jest też upamiętnienie czeskiego globtrotera który niedawno okrążył świat na Jawie 350 z 1978 roku. Poniżej zamku jest ogród skalny ze stawkiem w którym pełno ozdobnych czerwonych karasi co nie umknęło uwadze Krystiana. Pelhrimov
W miasteczku położonym u podnóża góry Kremesnik wstąpiliśmy najpierw do Czeskiego Muzeum Rekordów i Kuriozów. Ma ono dwa oddziały. W małym domku z ogrodem nad potokiem Bila znajduje się m.in. kolekcja rozmaitych dzieł zbudowanych z zapałek. Modele statków, obrazy, nawet wielka ścienna mapa Europy. Wielki kalejdoskop, największy na świecie kłębek nici, w ogrodzie wielki lejek, czajnik, mamut z wikliny i kilka innych tego typu kuriozów. Starszy oddział zlokalizowany jest w jednej ze średniowiecznych bram miejskich zwanej Dolną albo Jihlavską. Na kilku kondygnacjach jest tam też sporo dziwacznych sprzętów w tym np. największa na świecie odznaka (znamka) turystyczna. Sam Pelhrimov ma ładny rynek z rzędem barokowych kamieniczek. W górnej części warto przyjrzeć się żółtemu narożnemu domowi Faruv przebudowanemu w początkach XX wieku według założeń kubizmu. W sąsiednim domu mieści się wystawa filmowa poświęcona znanemu reżyserowi Oldrichowi Lipsky'emu - w Polsce znanemu przede wszystkim z westernowego pastiszu Lemoniadowy Joe. W mieście do wyboru mamy też dwie wystawki lalkowo-multimedialne: Piekło i Muzeum Straszydeł. Krystian wybrał to drugie. W ciemnej piwnicy czeka na nas m.in. wiedźma, kościotrup, smok i inne czarcie nasienia. W Czechach jest sporo takich instalacji - inną odwiedziliśmy jeszcze w Taborze, a kolejna na którą nie było już w czasu znajduje się w Telczu. Pelhrimov ma też swój zamek - siedzibą możnego Pana z Rican. Przed wejściem do niego pomnik św. Wacława. Na koniec wizyty w miasteczku wstąpiliśmy jeszcze do Ogrodu Dziekańskiego z placem zabaw i drewnianym domkiem księdza Franciszka Vańka zamordowanego w obozie koncentracyjnym w Dachau. Kamenice nad Lipou
Przyjechaliśmy tu trochę przez przypadek w drodze do Czerwonej Lhoty. Krystian zasnął i postanowiliśmy podjechać pod tutejszy zamek, aby dłużej spał. Warto było. Zamek jest bardzo fotogeniczny, pięknie odrestaurowany - otaczają go ogrody i wielki staw. Na wyższym tarasie jest ogród geometryczny a poniżej jedno z najdziwniejszych drzew w Czechach. Stara kilkusetletnia lipa od której nazwę wzięła miejscowość. Główny pień spłonął w pożarze, natomiast zachowały się dolne konary i drzewo rośnie niemalże poziomo.
Cervena Lhota
Jeden z ciekawszych czeskich zamków i znany plener filmowy. Niewielka renesansowa budowla na skalnej wyspie na stawie. Trafiliśmy akurat na koncert fortepianowy w sieni. Potem można sobie było okrążyć staw podziwiając budowlę z różnych perspektyw. Na łące pasły się konie. Spóźniliśmy się już niestety na czarne lody sprzedawane w budce przy alejce prowadzącej do wejścia. W drodze na nocleg zatrzymaliśmy się jeszcze przy stawie Koberny na którym wylądowało wielkie stado dzikich gęsi. Dzień później minęliśmy Tabor i wyruszyliśmy w kierunku zachodnim.
Milevsko
Stanęliśmy pod dawnym klasztorem premonstratensów - jednym ze starszych w Czechach. Niestety wnętrze kościoła było zamknięte, ale przeszliśmy się po dziedzińcach wielkiego obiektu i na cmentarz z wielką kaplicą św. Jilji (po polsku to św. Idzi, więc wezwanie dość archaiczne). Przed wejściem do klasztoru jest stary, dość zaniedbany park z betonowymi rzeźbami. Aczkolwiek sam kościół i jego najbliższe otoczenie nie wygląda źle to jednak dalsze zabudowania klasztorne z pewnością wymagają renowacji. W samym miasteczku nie stawaliśmy. Rynek niezbyt urokliwy, aczkolwiek warto tu polecić Muzeum Maszkar Milewskich - oryginalnych karnawałowych kukieł trochę psychodelicznych. Nas czas niestety gonił.
Zamek Zvikov
Przed wybudowaniem Karlsztejnu jeden z ważniejszych zamków czeskich położony na skalnym ryglu pomiędzy rzekami Wełtawą i Otawą. Wejście przez charakterystyczną bramę przylegającą do wysokiej spiczastej wieży. Nie jest to zresztą najstarsza część budowli. Za taką uznaje się wieżę Hlizovą szczelnie obudowaną późnogotyckim pałacem królewskim. Z tarasu na wieży podziwiać można strome brzegi obydwu rzek a właściwie wielkiego jeziora zaporowego na tamie Orlik. Z podnóży zamku do Orlika kursuje statek żeglugi rzecznej. Z wnętrz zamku zachowało się niewiele. Najciekawszym miejscem jest kaplica z malowanymi średniowiecznymi portretami świętych m.in. św. Szymona z piłą. Jest to atrybut męki bowiem apostoł zginął w Persji przecięty piłą na dwoje.
Pisek
Obiad jemy w Pisku na miejskim ostrowie. Najbardziej znanym zabytkiem miasta jest kamienny most - najstarszy w Czechach, starszy nawet od praskiego Mostu Karola. Odremontowany w końcówce XX wieku w sam czas, zdołał bowiem przetrzymać wielką powódź w trakcie której woda przelewała się przez jego koronę a z toni Otawy sterczały tylko czubki świętych figur. Dziś chronią go dodatkowo izbice. Na nabrzeżu przy moście co roku tworzy się rzeźby z piasku. Pisek po czesku znaczy piasek, więc tradycja taka jest tu chyba zrozumiała. Szkoda tylko że w okolicy nie ma zwykłej piaskownicy bo Krystian widząc taką sztukę sam chciał sobie trochę "potworzyć" rozmaite babki z piasku. Stare miasto leży na prawym brzegu Otawy. Jego centrum są 3 place: Velke Namesti z ratuszem, Alsovo Namesti z kolumną morową i eleganckim gmachem dawnego hotelu pod Czarnym Orłem i najmniejsze Havlickovo Namesti z kolumną św. Floriana. Ciekawe kamieniczki znajdują się też w bocznych uliczkach np. Drlicov biegnącej do miejscowego kościoła Narodzenia Panny Marii. Przez bramę ratusza wchodzimy na dziedziniec dawnego zamku. W jego wnętrzu kryje się regionalne Muzeum Pracheńskie, ale my idziemy ciut dalej na teren dawnej fabryki słodu (sladovna), gdzie powstało centrum zabaw dziecięcych. Na parterze gigantyczne mrowisko. Dzieci mogą się tutaj wspinać po schodkach i drabinkach oraz biegać po korytarzach np. przenosząc wielkie szmaciane "mrówcze" jaja. Jest też kilka animacji i filmów o życiu mrówek. Piętro wyższe to świat piłki. Jest małe boisko z bramkami, coś w postaci piłkarskiego flippera gdzie piłkę należy umiejętnie wkopać do odpowiedniej przegrody. Mamy też skaczące kule i kilka innych zabaw z piłkami. Piętro wyżej zabawy bardziej dla dziewczynek. Wszystko to co dotyczy domu. Mini kuchenka, układanki, pokój z mebelkami. Można tutaj przeczytać dziecku książkę - niestety są tylko po czesku. Po drugiej stronie eksperymentarium z rozmaitymi kolorowymi proszkami, płynami, które można mieszać, przelewać, łączyć itp. Na samej górze piętro relaksacyjne z hamakami i miejscami do snu.
Wyjeżdżamy z Pisku kierując się skrajem tzw. Piseckich Hor - niewielkiego zalesionego pasma górskiego z widokami na południe w kierunku Szumawy. Przez Albrechtice jedziemy do Temelina.
Temelin
Już z daleka widać dymiące chłodnie kominowe miejscowej elektrowni atomowej. Efekt jest doskonały, bo można podjechać niemal pod same wielkie "beczki". W pałacyku przy wejściu jest wystawa poświęcona energetyce jądrowej, ale otwarta tylko do 16, więc już nieczynna
Za Tynem nad Wełtawą droga 122 jest remontowana musimy więc zrobić spory objazd "wokół sportowego lotniska".
Bechynie
Miasteczko nad jarem rzeki Łużnicy w scenerii przypominającej trochę środkową Francję. Wjeżdżamy z nieco innej strony niż to było planowane i od razu idziemy na wielki most zwany Duha, czyli "tęcza". Powstał w 1928 roku i przed II wojną światową był jednym z ważniejszych osiągnięć czeskiej inżynierii. Obecnie część pasa ruchu jest dzielona z jednotorową linią kolejową Tabor-Bechynie. Pociągi kursują tu nadal a nawet widzieliśmy jeden, niestety już tylko z oddali. Wtedy wjazd na most jest zamknięty dla samochodów tak jakby był to normalny przejazd kolejowy. Wjeżdżamy do miasta na długi rynek. Spacer prowadzi dalej ulicą Klaszterni do ogrodów przy klasztorze franciszkanów z widokiem na płynącą w dole rzekę Łużnicę. Schodami kierujemy się w dół do rzeki. Niewielki most Króla Jana oddziela Bechynie od Zarzecza. Ta dzielnica pozazdrościła chyba pomysłu wileńskiemu Użupio. Tam powołano wolną republikę a tutaj Stany Zjednoczone Zarzecza. Jest stosowna flaga przypominająca tą z USA, ale z pewnymi dodatkami. Jest plac o kilkunastu nazwach, jest baba zarzecka, która wg legendy uratowała tutejszych mieszkańców kiedy pan z widocznego w górze bechyńskiego zamku postanowił sprzedać towarzystwo diabłu. Baba przezornie zatrzymała koguta i kiedy doszło do transakcji ten wystraszył diabła, który uciekł i od biznesu odstąpił. Wracamy do miasta starą drogą obok niewielkiej baszty katowskiej a dalej zapleczem zamku. Na jego stokach wypatrzyliśmy jakąś zabłąkaną pasącą się kozę. No chyba, że to tenże diabeł błaka się w okolicy. Kończymy drugi dzień pobytu. CDN
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Administrator
- Posty: 12625
- Rejestracja: 19 wrz 2010, o 23:06
- Lokalizacja: Galicja
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Czytam i oglądam z zaciekawieniem.
Na pewno sporo Wam się tego uzbierało podczas wyjazdu.

Na pewno sporo Wam się tego uzbierało podczas wyjazdu.
-
- Ekspert
- Posty: 7465
- Rejestracja: 5 sty 2014, o 23:45
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Ciekawe miejsca. Trochę dla mnie za daleko na jednodniowe wypady. Czekam na ciąg dalszy.
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Na jednodniowe za daleko ale już na kilkudniowe (długi weekend) jak najbardziej. Mnie np. zostało całkiem sporo koron i w przyszłym roku szykuje się chyba jakaś krótsza powtórka w innym regionie Czech.
Jedziemy dalej. Dzień trzeci:
Tabor
Miasto powstało w lecie 1420 roku jako warowny obóz husytów. Do dzisiaj zachowało dość unikalny jak na Czechy układ urbanistyczny, bowiem ulice w centrum biegną dość chaotycznie tworząc nieregularny labirynt, nieprzewidywalny zwłaszcza dla wroga. Aż 14 ulic zbiega się na głównym rynku, czyli Namesti Jana Żiżki - największego husyckiego hejtmana. Jego posąg zdobi pochyłą płytę placu a wokół stoją liczne kamienice zdobione charakterystycznym dla Czech sgraffitem. W najwyższym punkcie miasta stoi Kościół Przemienienia Pańskiego na Górze Tabor od której to biblijnej góry wzięło nazwę miasto. Lingwistycznie rzecz biorąc taborem nazywa się także obóz wojskowy i nazwa ta przyszła do polszczyzny też najprawdopodobniej od tej lokalizacji. Idziemy do ratusza. Niestety aktualnie fasada jest remontowana i z rusztowań wystaje tylko czubek charakterystycznej wieży. W ratuszu mieści się muzeum husyckie w którym prześledzić można historię ruchu, znaleźć także polskie wątki a w przypadku Krystiana nacieszyć oczy ciekawymi makietami pokazującymi np. obronę miasta przez rycerzy z kielichem na piersi. Po zwiedzeniu muzeum wstępujemy do tutejszych podziemi. Trasa kluczy pod piwnicami rynku, w niektórych miejscach ustawiono rozmaite rekwizyty opisujące wykorzystanie tych lochów. Czasami jako więzienie, jako skład win, jako spiżarnie a niekiedy nawet jako miejsce noclegu biedniejszych obywateli miasta. Labirynt pod ziemią i labirynt nad ziemią. Błąkając się uliczkami Taboru przechodzimy obok klasztoru Augustianów, trafiamy też na miejskie bastiony z których obejrzeć można jar rzeki Łużnicy oraz najstarszy staw w Środkowej Europie zwany od biblijnej rzeki Jordanem. Woda była stąd transportowana do wieży wodnej i stąd rozprowadzana do kilku fontann czy basenów znajdujących się w różnych częściach miasta. Kilka z nich udało się nam odszukać - nie wszystkie są czynne. W Taborze jest kilka mniejszych muzeów i wystaw, my trafiamy do Dziecięcego Świata z Kolejką. Bardzo miła wystawa w kilku pokojach ukazująca bajkowe światy, które przemierzają małe zabawkowe kolejki. Jest kraina indian, piratów, świat śniegu i jeszcze inne baśniowe postacie. Krystianowi najbardziej podobają się żywe rybki ukrywające się pod korsarskim żaglowcem, zwłaszcza że można im trochę napowietrzyć sadzawkę kręcąc sterem okrętowym. Idziemy na zachodni kraniec miasta tam gdzie znajdował się zamek. Jego pozostałością jest wieża Kotnov z której obejrzeć można panoramę miasta. U podnóża wieży mamy zabudowania miejskiego browaru częściowo zajęte przez ekskluzywny hotel. Ostatnim punktem zwiedzania Taboru jest położony nieco na uboczu śliczny klasztor pielgrzymkowy Klokoty. Miejsce pięknie utrzymane z ogrodem różanym i drewnianą szopką w krużganku. Na miejsce prowadzi stromo pod górę stara aleja lipowa.
Dolina Łużnicy Popołudniową porą jedziemy jeszcze do dwóch mniej znanych osobliwości w dolinie Łużnicy. Wzdłuż rzeki z Taboru do Bechynie prowadzi szlak turystyczny i jest to propozycja jedno lub dwudniowej wycieczki pieszej w ciekawym leśnym zakątku. My odwiedzimy tylko 2 najciekawsze miejsca na tej trasie. Stadlecki most retezovy, czyli po naszemu łańcuchowy. Ostatni w Czechach most tego typu z XIX wieku przypominający nieco ten słynny budapeszteński, choć w całkiem innej scenerii. Pierwotnie przekraczał Wełtawę w miejscu, gdzie powstała wielka zapora Orlik. Trzeba go było przenieść w spokojniejsze miejsce. Most jest przejezdny, mimo że przejazd po skaczących deskach przydaje trochę adrenaliny. Po pierwsze trzeba się zmieścić pomiędzy słupkami zabezpieczającymi wjazd. Chwilę się zastanawialiśmy, ale widząc że trasę przejechał bez większych obrażeń spory van uskuteczniliśmy przeprawę. Tym bardziej, że dzięki temu udało się stosunkowo szybko dojechać do wioski Dobronice u Bechynie. Takie niewielkie letnisko w ciekawej scenerii nad rzeką z ruinami średniowiecznego zamku w tle. Krótki spacerek wzdłuż rzeki i po kolejnym drewnianym moście.
Z Sezimovo Usti ruszamy rankiem na południe w kierunku Czeskich Budziejowic. W okolicach Sobiesławia zbaczamy w bok do niewielkiej wioski Załużi z malowanymi na żółto domkami w stylu czeskiego baroku. To takie małe Holaszowice. Wioski w tej części zachowały naturalny charakter ze względu na swoje odosobnienie wśród lasów i bagien. Godzinna wycieczka ścieżką edukacyjną do Borkowickich Błot. Teren porośnięty lasem z torfowiskami, wrzosowiskami i bagnami. Ciekawa roślinność, np. widłaki. Kolejny region, który zwiedzimy po drodze to Stawy Trzebońskie. Zakładano je od średniowiecza wykorzystując wody górnej Łużnicy i jej dopływu Neżarki. Część koryta przekopano sztucznie tworząc długi kanał zwany Złotą Stoką. Zobaczymy go w Trzeboni. Na razie jedziemy na spacerek groblą największego tutejszego stawu Rożmberk. Podobno to największy staw rybny na świecie, bo większe sztuczne akweny pełnią inne funkcje. Pod groblą znajduje się niewielka elektrownia wodna, a jej koroną biegnie aleja spacerowa wśród starych dębów.
Trzeboń
Najpierw idziemy brzegiem rybnika Svet na przystań statku turystycznego. Wyrusza o pełnej godzinie na swoją trasę "wokół świata" (a w zasadzie Sveta, ale tak należałoby tłumaczyć czeską nazwę stawu). Ciekawe bo nikt nie pilnuje pasażerów i okazuje się, że na pokładzie nie ma komu zapłacić za rejs. Cóż płyniemy sobie w takim razie za darmo z widokami na zalesione brzegi i wysoką wieżę kościoła w Trzeboni. Na koniec statek opływa niewielką wyspę z samotnym domem. Trzeboń to miasteczko stosunkowo niewielkie. Starówka koncentruje się wokół zamku Rożmberków, Schwarzenbergów i Habsburgów. Chyba z panowania tych ostatnich pochodzi oryginalna fontanna z drapieżnym ptakiem dziobiącym głowy trzech Turków. Na zapleczu zamku jest długi rynek miasta, czyli Masarykovo Namesti z rzędem kolorowych domków, wieżą ratuszową i fontanną pełną rybek. W oficynach kryją się niespodzianki takie jak miejski teatr czy dom Stiepanka Netolickeho - czyli Muzeum Stawów Trzebońskich, gdzie zapoznać się można (co prawda dość pobieżnie) z gospodarką rybacką na tych terenach. Najciekawszym obiektem jest wodny model gospodarki stawowej gdzie można porozdzielać wodę płynącą ze studni do poszczególnych zbiorników na trasie spływu. U góry dość interesujące wystawy sztuki koncentrujące się wokół pokoików w walizce. Nieopodal rynku jest miejscowy kościół do spółki z klasztorem Augustianów. Oryginalnie dwunawowy, niestety zamknięty a szkoda bo kryje rzeźbę madonny słynnego średniowiecznego mistrza z Trzebonia. Na koniec wędrówki po mieście idziemy do miejscowego browaru Regent. Piwo świeże prosto z linii fabrycznej, ale smak taki sobie... Może kwestia gustu, ale pijałem tu lepsze. Przy browarze jest też duży wybieg dla muflonów. Wracamy na parking w nowej części miasta. Za nim rozciąga się park z kąpieliskiem i łazienkami uzdrowiskowymi.
Przez górniczy Rudolfov jedziemy do Czeskich Budziejowic a następnie na kemping nad samą Wełtawą. CDN
Jedziemy dalej. Dzień trzeci:
Tabor
Miasto powstało w lecie 1420 roku jako warowny obóz husytów. Do dzisiaj zachowało dość unikalny jak na Czechy układ urbanistyczny, bowiem ulice w centrum biegną dość chaotycznie tworząc nieregularny labirynt, nieprzewidywalny zwłaszcza dla wroga. Aż 14 ulic zbiega się na głównym rynku, czyli Namesti Jana Żiżki - największego husyckiego hejtmana. Jego posąg zdobi pochyłą płytę placu a wokół stoją liczne kamienice zdobione charakterystycznym dla Czech sgraffitem. W najwyższym punkcie miasta stoi Kościół Przemienienia Pańskiego na Górze Tabor od której to biblijnej góry wzięło nazwę miasto. Lingwistycznie rzecz biorąc taborem nazywa się także obóz wojskowy i nazwa ta przyszła do polszczyzny też najprawdopodobniej od tej lokalizacji. Idziemy do ratusza. Niestety aktualnie fasada jest remontowana i z rusztowań wystaje tylko czubek charakterystycznej wieży. W ratuszu mieści się muzeum husyckie w którym prześledzić można historię ruchu, znaleźć także polskie wątki a w przypadku Krystiana nacieszyć oczy ciekawymi makietami pokazującymi np. obronę miasta przez rycerzy z kielichem na piersi. Po zwiedzeniu muzeum wstępujemy do tutejszych podziemi. Trasa kluczy pod piwnicami rynku, w niektórych miejscach ustawiono rozmaite rekwizyty opisujące wykorzystanie tych lochów. Czasami jako więzienie, jako skład win, jako spiżarnie a niekiedy nawet jako miejsce noclegu biedniejszych obywateli miasta. Labirynt pod ziemią i labirynt nad ziemią. Błąkając się uliczkami Taboru przechodzimy obok klasztoru Augustianów, trafiamy też na miejskie bastiony z których obejrzeć można jar rzeki Łużnicy oraz najstarszy staw w Środkowej Europie zwany od biblijnej rzeki Jordanem. Woda była stąd transportowana do wieży wodnej i stąd rozprowadzana do kilku fontann czy basenów znajdujących się w różnych częściach miasta. Kilka z nich udało się nam odszukać - nie wszystkie są czynne. W Taborze jest kilka mniejszych muzeów i wystaw, my trafiamy do Dziecięcego Świata z Kolejką. Bardzo miła wystawa w kilku pokojach ukazująca bajkowe światy, które przemierzają małe zabawkowe kolejki. Jest kraina indian, piratów, świat śniegu i jeszcze inne baśniowe postacie. Krystianowi najbardziej podobają się żywe rybki ukrywające się pod korsarskim żaglowcem, zwłaszcza że można im trochę napowietrzyć sadzawkę kręcąc sterem okrętowym. Idziemy na zachodni kraniec miasta tam gdzie znajdował się zamek. Jego pozostałością jest wieża Kotnov z której obejrzeć można panoramę miasta. U podnóża wieży mamy zabudowania miejskiego browaru częściowo zajęte przez ekskluzywny hotel. Ostatnim punktem zwiedzania Taboru jest położony nieco na uboczu śliczny klasztor pielgrzymkowy Klokoty. Miejsce pięknie utrzymane z ogrodem różanym i drewnianą szopką w krużganku. Na miejsce prowadzi stromo pod górę stara aleja lipowa.
Dolina Łużnicy Popołudniową porą jedziemy jeszcze do dwóch mniej znanych osobliwości w dolinie Łużnicy. Wzdłuż rzeki z Taboru do Bechynie prowadzi szlak turystyczny i jest to propozycja jedno lub dwudniowej wycieczki pieszej w ciekawym leśnym zakątku. My odwiedzimy tylko 2 najciekawsze miejsca na tej trasie. Stadlecki most retezovy, czyli po naszemu łańcuchowy. Ostatni w Czechach most tego typu z XIX wieku przypominający nieco ten słynny budapeszteński, choć w całkiem innej scenerii. Pierwotnie przekraczał Wełtawę w miejscu, gdzie powstała wielka zapora Orlik. Trzeba go było przenieść w spokojniejsze miejsce. Most jest przejezdny, mimo że przejazd po skaczących deskach przydaje trochę adrenaliny. Po pierwsze trzeba się zmieścić pomiędzy słupkami zabezpieczającymi wjazd. Chwilę się zastanawialiśmy, ale widząc że trasę przejechał bez większych obrażeń spory van uskuteczniliśmy przeprawę. Tym bardziej, że dzięki temu udało się stosunkowo szybko dojechać do wioski Dobronice u Bechynie. Takie niewielkie letnisko w ciekawej scenerii nad rzeką z ruinami średniowiecznego zamku w tle. Krótki spacerek wzdłuż rzeki i po kolejnym drewnianym moście.
Z Sezimovo Usti ruszamy rankiem na południe w kierunku Czeskich Budziejowic. W okolicach Sobiesławia zbaczamy w bok do niewielkiej wioski Załużi z malowanymi na żółto domkami w stylu czeskiego baroku. To takie małe Holaszowice. Wioski w tej części zachowały naturalny charakter ze względu na swoje odosobnienie wśród lasów i bagien. Godzinna wycieczka ścieżką edukacyjną do Borkowickich Błot. Teren porośnięty lasem z torfowiskami, wrzosowiskami i bagnami. Ciekawa roślinność, np. widłaki. Kolejny region, który zwiedzimy po drodze to Stawy Trzebońskie. Zakładano je od średniowiecza wykorzystując wody górnej Łużnicy i jej dopływu Neżarki. Część koryta przekopano sztucznie tworząc długi kanał zwany Złotą Stoką. Zobaczymy go w Trzeboni. Na razie jedziemy na spacerek groblą największego tutejszego stawu Rożmberk. Podobno to największy staw rybny na świecie, bo większe sztuczne akweny pełnią inne funkcje. Pod groblą znajduje się niewielka elektrownia wodna, a jej koroną biegnie aleja spacerowa wśród starych dębów.
Trzeboń
Najpierw idziemy brzegiem rybnika Svet na przystań statku turystycznego. Wyrusza o pełnej godzinie na swoją trasę "wokół świata" (a w zasadzie Sveta, ale tak należałoby tłumaczyć czeską nazwę stawu). Ciekawe bo nikt nie pilnuje pasażerów i okazuje się, że na pokładzie nie ma komu zapłacić za rejs. Cóż płyniemy sobie w takim razie za darmo z widokami na zalesione brzegi i wysoką wieżę kościoła w Trzeboni. Na koniec statek opływa niewielką wyspę z samotnym domem. Trzeboń to miasteczko stosunkowo niewielkie. Starówka koncentruje się wokół zamku Rożmberków, Schwarzenbergów i Habsburgów. Chyba z panowania tych ostatnich pochodzi oryginalna fontanna z drapieżnym ptakiem dziobiącym głowy trzech Turków. Na zapleczu zamku jest długi rynek miasta, czyli Masarykovo Namesti z rzędem kolorowych domków, wieżą ratuszową i fontanną pełną rybek. W oficynach kryją się niespodzianki takie jak miejski teatr czy dom Stiepanka Netolickeho - czyli Muzeum Stawów Trzebońskich, gdzie zapoznać się można (co prawda dość pobieżnie) z gospodarką rybacką na tych terenach. Najciekawszym obiektem jest wodny model gospodarki stawowej gdzie można porozdzielać wodę płynącą ze studni do poszczególnych zbiorników na trasie spływu. U góry dość interesujące wystawy sztuki koncentrujące się wokół pokoików w walizce. Nieopodal rynku jest miejscowy kościół do spółki z klasztorem Augustianów. Oryginalnie dwunawowy, niestety zamknięty a szkoda bo kryje rzeźbę madonny słynnego średniowiecznego mistrza z Trzebonia. Na koniec wędrówki po mieście idziemy do miejscowego browaru Regent. Piwo świeże prosto z linii fabrycznej, ale smak taki sobie... Może kwestia gustu, ale pijałem tu lepsze. Przy browarze jest też duży wybieg dla muflonów. Wracamy na parking w nowej części miasta. Za nim rozciąga się park z kąpieliskiem i łazienkami uzdrowiskowymi.
Przez górniczy Rudolfov jedziemy do Czeskich Budziejowic a następnie na kemping nad samą Wełtawą. CDN
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Czeskie Budziejowice
Największe miasto czeskie które odwiedziliśmy i jedyne w którym stać trzeba było w korkach. W ogóle przejezdność czeskich miejscowości jest dla mnie zagadką zważywszy że większość z nich nie ma porządnej obwodnicy a główne drogi prowadzą często przez rynki w miastach omijając postawione na środku kościoły czy ratusze. W Budziejowicach jest trochę tras szybkiego ruchu, ale jakichś obwodnic z prawdziwego zdarzenia też brakuje. Miasto najbardziej jest znane z browaru Budvar. Jednak nie odwiedzaliśmy go (możliwa jest wycieczka z przewodnikiem po zakładzie wraz z degustacją). Samochód zaparkowaliśmy pod stadionem Dynama klubu znanego też jako FK Ceske Budejovice grającego w tutejszej ekstraklasie. Do miasta droga wiodła obok kolejnej znanej budziejowickiej fabryki produkującej kredki Koh-i-noor. Na recepcji dostaliśmy adres sklepu firmowego na starówce i Krystian wzbogacił się o zestaw kredek i kolorowanek jako pamiątkę z miasta nad Wełtawą. Starówka Budziejowicka leży wśród rozlewisk Wełtawy. Jej głównym placem jest drugi co do wielkości kwadratowy rynek w całych Czechach, czyli Namesti Przemysła Ottokara II. Prawdę mówiąc w porównaniu do krakowskiego nie robi specjalnego wrażenia, chociaż w środku jest całkiem pusty - stoi tu tylko wielka fontanna biblijnego Samsona. Z pewnością zwraca uwagę kilka kamienic wokół rynku: Puklicuv Dom z narożną wieżyczką w północno-zachodnim narożniku, Pałac Vcela w przeciwległym narożniku przy Karlovej, wielki hotel Slunce a przede wszystkim ratusz. Na jego dziedzińcu stoi pomnik Augusta Zatki jednego z założycieli tutejszego browaru. Na ścianie znajduje się natomiast tablica ku czci pierwszego prezydenta Czechosłowacji Masaryka. Z rynku idziemy ku widocznej Czarnej Wieży wstępując po drodze do katedry św Mikołaja. Na jej zapleczu znajduje się wolno stojąca kaplica a wspomniana czarna wieża to dzwonnica należąca do jej kompleksu. Właśnie wchodząc na wieżę trafiamy na czas bicia dzwonu. Hałas jest tak wielki że trzeba się wycofać i przeczekać. Z wieży jest doskonały widok na Budziejowice, górę Klet na południu. Widać także zamek Hluboka nad Vltavou i kominy elektrowni atomowej w Temelinie. Wędrujemy dalej uliczkami miasta: wąską Hradebni obok wieży Rabensztejnskiej, Pańską z ciekawymi sklepikami i artystycznymi atelier. Wiele uliczek miasta charakteryzują ciągnące się wzdłuż domów podcienia. W upalny dzień to dobra ochrona przed słońcem. Wstępujemy też na miejscowe Planty czyli Husowe Sady. Klasztor Dominikanów z Białą Wieżą jest akurat w remoncie. Obok niego jest ładna rzeźba kalwarii a na placu Piaristicke Namesti futurystyczne rzeźby jakichś golemów. Wstępujemy na obiad do Masnych Kramów. Dawne jatki miejskie zostały przerobione na wygodną restauracje z dużymi lożami po bokach o nazwach nawiązujących do historycznych kramów. Ceny umiarkowane, choć wyższe niż w Taborze. Jedzenie smaczne, obsługa miła i sprawna. Ostatnim punktem wycieczki są parki nad Wełtawą z kilkoma mostami, dziecięcym placem zabaw, planetarium i urządzeniami sportowymi. Do większego parku Stromovka nie ma już czasu wstąpić.
Divci Kamen
Popołudniową porą jedziemy pod górę Klet do wioski Trisov skąd biegnie szlak na ruiny zamku położone na skale nad Wełtawą. Mimo że opuszczony został już w XVI wieku do dzisiaj zachowały się całkiem spore jego części - zamek górny i spory fragment murów biegnący ku skale z flagą z czerwoną różą, która jest symbolem rodu Rożmberków władających tą częścią Czech. W pobliżu szlaku znajduje się także dawna osada celtycka. Schodzimy w dół obok ciemnej skały i wspinamy się na wzgórze zamkowe. W jego obrębie znajdujemy kilka niespodzianek ukrytych pod wiszącymi deskami. To element interaktywnej gry z udziałem smartfona - niestety nie posiadałem aplikacji. Widoki z zamku nie są jakoś specjalnie rozległe, zwłaszcza że cały ten teren porasta gęsty las. Powrót trochę się nam przedłużył ze względu na burzę którą przeczekać musieliśmy na zadaszonej werandce. Szlak prowadzi obok kaskady na Wełtawie a następnie przez łąki z widokiem na ruiny w dole. Hluboka nad Vltavou
Zamek z wysoką wieżą w stylu angielskim zwany jest czeskim Windsorem. Przechodzimy tylko przez dziedzińce ozdobione mnóstwem rzeźbionych w kamieniu rogatych jeleni. Widać właściciel był miłośnikiem myślistwa. Najlepszy widok na zamek jest z ogrodu różanego przy wejściu. Znajdujący się obok budynek stajni mieści obecnie zbiory południowoczeskiej galerii im. Mikołaja Alesa. Zwiedzamy jeszcze park angielski z pięknym stawkiem. Krystian próbuje swoich sił w strzelaniu z łuku i kuszy. Dostaje nawet dyplom, który upoważnia go do bezpłatnych strzałów w innych miejscach z czego skorzystamy na zamku Bitov. Z centrum miasteczka jedziemy do zamku Ohrada na drugim brzegu stawu Munickiego. Znajduje się tam ogród zoologiczny. Jest stosunkowo niewielki pod względem powierzchni, ale całkiem zgrabnie zaaranżowany na brzegu sztucznego zbiornika wodnego. Bilet wstępu obejmuje zoo oraz znajdującą się w zamku wystawę poświęconą myślistwu i rybołówstwu. Warto nadmienić, że na piętrze zamku obejmuje dawno już chyba u nas zapomniany "system kapciowy", a sroga pani muzealnik pilnuje dystrybucji sprzętu do froterowania podłóg. W ogrodzie zoologicznym jest m.in. sporo ptaków wodnych, surykatki albo podobne stworzenia kopiące norki w ziemi. Najciekawsze są zapewne tygrysy ussuryjskie na dużym wybiegu z wodnym basenem w którym niektóre z nich postanowiły się ochłodzić. Oglądamy też karmienie wydr. Holaszowice
Późnym popołudniem odwiedzamy jeszcze wioskę wpisaną na listę UNESCO ze względu na kompleks zabudowań typowych dla czeskiego baroku wiejskiego. To bardzo spokojne miejsce z ładnym widokiem m.in. na kominy Temelina. Nie ma tam niczego szczególnego poza osobliwą wystawą Stonehenge na skraju wsi. Uznałem jednak, że płacenie za możliwość obejrzenia kilku kamieni ustawionych na polu to jednak lekka przesada. Krystian pobawił się chwilę w ogródku dziecięcym, zjedliśmy zakupiony prowiant i pojechaliśmy na nocleg. CDN
Największe miasto czeskie które odwiedziliśmy i jedyne w którym stać trzeba było w korkach. W ogóle przejezdność czeskich miejscowości jest dla mnie zagadką zważywszy że większość z nich nie ma porządnej obwodnicy a główne drogi prowadzą często przez rynki w miastach omijając postawione na środku kościoły czy ratusze. W Budziejowicach jest trochę tras szybkiego ruchu, ale jakichś obwodnic z prawdziwego zdarzenia też brakuje. Miasto najbardziej jest znane z browaru Budvar. Jednak nie odwiedzaliśmy go (możliwa jest wycieczka z przewodnikiem po zakładzie wraz z degustacją). Samochód zaparkowaliśmy pod stadionem Dynama klubu znanego też jako FK Ceske Budejovice grającego w tutejszej ekstraklasie. Do miasta droga wiodła obok kolejnej znanej budziejowickiej fabryki produkującej kredki Koh-i-noor. Na recepcji dostaliśmy adres sklepu firmowego na starówce i Krystian wzbogacił się o zestaw kredek i kolorowanek jako pamiątkę z miasta nad Wełtawą. Starówka Budziejowicka leży wśród rozlewisk Wełtawy. Jej głównym placem jest drugi co do wielkości kwadratowy rynek w całych Czechach, czyli Namesti Przemysła Ottokara II. Prawdę mówiąc w porównaniu do krakowskiego nie robi specjalnego wrażenia, chociaż w środku jest całkiem pusty - stoi tu tylko wielka fontanna biblijnego Samsona. Z pewnością zwraca uwagę kilka kamienic wokół rynku: Puklicuv Dom z narożną wieżyczką w północno-zachodnim narożniku, Pałac Vcela w przeciwległym narożniku przy Karlovej, wielki hotel Slunce a przede wszystkim ratusz. Na jego dziedzińcu stoi pomnik Augusta Zatki jednego z założycieli tutejszego browaru. Na ścianie znajduje się natomiast tablica ku czci pierwszego prezydenta Czechosłowacji Masaryka. Z rynku idziemy ku widocznej Czarnej Wieży wstępując po drodze do katedry św Mikołaja. Na jej zapleczu znajduje się wolno stojąca kaplica a wspomniana czarna wieża to dzwonnica należąca do jej kompleksu. Właśnie wchodząc na wieżę trafiamy na czas bicia dzwonu. Hałas jest tak wielki że trzeba się wycofać i przeczekać. Z wieży jest doskonały widok na Budziejowice, górę Klet na południu. Widać także zamek Hluboka nad Vltavou i kominy elektrowni atomowej w Temelinie. Wędrujemy dalej uliczkami miasta: wąską Hradebni obok wieży Rabensztejnskiej, Pańską z ciekawymi sklepikami i artystycznymi atelier. Wiele uliczek miasta charakteryzują ciągnące się wzdłuż domów podcienia. W upalny dzień to dobra ochrona przed słońcem. Wstępujemy też na miejscowe Planty czyli Husowe Sady. Klasztor Dominikanów z Białą Wieżą jest akurat w remoncie. Obok niego jest ładna rzeźba kalwarii a na placu Piaristicke Namesti futurystyczne rzeźby jakichś golemów. Wstępujemy na obiad do Masnych Kramów. Dawne jatki miejskie zostały przerobione na wygodną restauracje z dużymi lożami po bokach o nazwach nawiązujących do historycznych kramów. Ceny umiarkowane, choć wyższe niż w Taborze. Jedzenie smaczne, obsługa miła i sprawna. Ostatnim punktem wycieczki są parki nad Wełtawą z kilkoma mostami, dziecięcym placem zabaw, planetarium i urządzeniami sportowymi. Do większego parku Stromovka nie ma już czasu wstąpić.
Divci Kamen
Popołudniową porą jedziemy pod górę Klet do wioski Trisov skąd biegnie szlak na ruiny zamku położone na skale nad Wełtawą. Mimo że opuszczony został już w XVI wieku do dzisiaj zachowały się całkiem spore jego części - zamek górny i spory fragment murów biegnący ku skale z flagą z czerwoną różą, która jest symbolem rodu Rożmberków władających tą częścią Czech. W pobliżu szlaku znajduje się także dawna osada celtycka. Schodzimy w dół obok ciemnej skały i wspinamy się na wzgórze zamkowe. W jego obrębie znajdujemy kilka niespodzianek ukrytych pod wiszącymi deskami. To element interaktywnej gry z udziałem smartfona - niestety nie posiadałem aplikacji. Widoki z zamku nie są jakoś specjalnie rozległe, zwłaszcza że cały ten teren porasta gęsty las. Powrót trochę się nam przedłużył ze względu na burzę którą przeczekać musieliśmy na zadaszonej werandce. Szlak prowadzi obok kaskady na Wełtawie a następnie przez łąki z widokiem na ruiny w dole. Hluboka nad Vltavou
Zamek z wysoką wieżą w stylu angielskim zwany jest czeskim Windsorem. Przechodzimy tylko przez dziedzińce ozdobione mnóstwem rzeźbionych w kamieniu rogatych jeleni. Widać właściciel był miłośnikiem myślistwa. Najlepszy widok na zamek jest z ogrodu różanego przy wejściu. Znajdujący się obok budynek stajni mieści obecnie zbiory południowoczeskiej galerii im. Mikołaja Alesa. Zwiedzamy jeszcze park angielski z pięknym stawkiem. Krystian próbuje swoich sił w strzelaniu z łuku i kuszy. Dostaje nawet dyplom, który upoważnia go do bezpłatnych strzałów w innych miejscach z czego skorzystamy na zamku Bitov. Z centrum miasteczka jedziemy do zamku Ohrada na drugim brzegu stawu Munickiego. Znajduje się tam ogród zoologiczny. Jest stosunkowo niewielki pod względem powierzchni, ale całkiem zgrabnie zaaranżowany na brzegu sztucznego zbiornika wodnego. Bilet wstępu obejmuje zoo oraz znajdującą się w zamku wystawę poświęconą myślistwu i rybołówstwu. Warto nadmienić, że na piętrze zamku obejmuje dawno już chyba u nas zapomniany "system kapciowy", a sroga pani muzealnik pilnuje dystrybucji sprzętu do froterowania podłóg. W ogrodzie zoologicznym jest m.in. sporo ptaków wodnych, surykatki albo podobne stworzenia kopiące norki w ziemi. Najciekawsze są zapewne tygrysy ussuryjskie na dużym wybiegu z wodnym basenem w którym niektóre z nich postanowiły się ochłodzić. Oglądamy też karmienie wydr. Holaszowice
Późnym popołudniem odwiedzamy jeszcze wioskę wpisaną na listę UNESCO ze względu na kompleks zabudowań typowych dla czeskiego baroku wiejskiego. To bardzo spokojne miejsce z ładnym widokiem m.in. na kominy Temelina. Nie ma tam niczego szczególnego poza osobliwą wystawą Stonehenge na skraju wsi. Uznałem jednak, że płacenie za możliwość obejrzenia kilku kamieni ustawionych na polu to jednak lekka przesada. Krystian pobawił się chwilę w ogródku dziecięcym, zjedliśmy zakupiony prowiant i pojechaliśmy na nocleg. CDN
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Czeski Krumlow
Drugie po Pradze najczęściej odwiedzane miejsce w Czechach. Tak żartem to chyba najbardziej na zachód wysunięte miasto chińskie, sądząc po liczbie skośnookich turystów. Z tym wiążą się oczywiście wszystkie bolączki turystycznej nadfrekwencji: kolejki, tłoki, tandeta, drożyzna. Ale nie było tak źle. Miasteczko jest faktycznie urokliwe, da się też znaleźć sensowną miejscówkę w restauracji poza turystycznym areałem, a taksa za parking nie okazała się być większa niż postoje pod zamkami. Najpierw idziemy na zamek. Z biletem wchodzimy tylko na wieżę. Widok na wieże kościelne, stare domy i zakole Wełtawy pełne pontonów i kajaków. W Krumlowie widać że ten sposób spędzania czasu jest w Czechach niesamowicie popularny. Rzeką spływały całe rodziny a także rozmaite ekipy przebrane za marynarzy czy piratów. Widzieliśmy ich nie tylko w samym miasteczku ale na Wełtawie powyżej Krumlowa. Nad brzegami rzeki zorganizowano duże przystanie i obozy kempingowe. W samym Krumlowie są dwie efektowne przepławki gdzie ponton zjeżdża ze sporą prędkością omijając próg w korycie rzeki. Wędrujemy dalej przez krumlowski zamek mijając dwa niewielkie dziedzińce oraz wysoki most ponad skalnym wąwozem. Kolejne widoki. Powyżej zamku jest duży ogród geometryczny z wielką kaskadą oraz obrotową sceną. Akurat odbywała się tam próba przedstawienia i nie można było podejść, ale za to z daleka widzieliśmy jak scena się obraca. Przechodzimy przez łąkę zwaną Jelenią Zahradą i pieszą kładkę na Wełtawie. Teraz pobłąkamy się trochę po tutejszych uliczkach. Trafiamy m.in. do miejskiego parku, na rynek z ratuszem oraz do położonego wysoko na skale kościoła św. Wita z interesującymi rzeźbionymi ołtarzami i dwoma prospektami organowymi. Z ogrodów muzeum regionalnego jest najlepszy widok na zamek. Wracamy na Latran, czyli dzielnicę położoną tuż pod zamkiem. Tutaj na poddaszu kościoła św Justa jest kameralne muzeum marionetek z kolekcją rozmaitych lalek. Odwiedzamy też ogrody klasztorne. Na ich zapleczu jest łąka na której odbywają się koncerty w ramach letniego festiwalu muzycznego. Spacerek zajął około 5 godzin, aczkolwiek gdyby w Krumlowie zwiedzać jeszcze rozmaite atrakcje można by tu spędzić cały dzień. Spieszymy jeszcze na południe zobaczyć czeskie góry: Szumawę a w zasadzie Las Czeski. Lipno
Czesi zbudowali ta wieżę na tyle subtelnie, że nie razi w miejscowym krajobrazie. Cena wstępu jednak powala na kolana, zważywszy że nie ma tam niczego specjalnego, może poza tym że wchodzi się na górę nie po schodach tylko przynajmniej na początku szeroką aleją spacerową. No gdybyż chociaż można było wjechać na górę autem... Rzekome odcinki adrenalinowe budzą raczej uśmiech, choć dla dzieci to pewnie jest jakaś atrakcja. Dodatkowo płatny jest zjazd toboganem, z tym że Krystian i tak był za mały aby z takiej atrakcji skorzystać i bardzo był niestety smutny z tego powodu. Ale tu brawo, względy bezpieczeństwa ważniejsze od chęci zarobku. Widok ładny, aczkolwiek Alp przy tych warunkach atmosferycznych nie dostrzegłem. Nie zauważy też najwyższych szczytów Szumawy czy Lasu Bawarskiego bo są niestety przysłonięte przez niższe góry. Opisy widoku popuszczają trochę wodze fantazji zaznaczając miejsca gdzie powinna być widoczna Praga, Ołomuniec czy Śnieżka. Przy wieży jest mały sklepik z pamiątkami oraz plac zabaw. Przedsmak tego co można odwiedzić kawałek dalej, co dumnie nazywa się Kralovstvi Lesa a jest zbiorem podobnych drabinek, zjeżdżalni, może jakichś tras linowych dostępnych w cenie nieco wyższej niż wejście na samą wieżę. Lipno to osada dość skomercjalizowana - trochę takie czeskie Zakopane tylko bez takiego oryginalnego góralskiego klimatu jak w stolicy Tatr.
Wracamy w stronę Budziejowic doliną górnej Wełtawy zahaczając po drodze o Vyssi Brod i Rożmberk. W tym drugim miasteczku stajemy na chwilę podziwiając znad czarnych odmętów Wełtawy zamek położony na ryglu skalnym ponad rzeką. Kolejny dzień to przeprowadzka na trzecie miejsce noclegowe. Zaczynamy powoli wracać do Polski, ale wcześniej spędzimy jeszcze parę dni na południowych Morawach.
Jindrichuv Hradec
Pierwszym przystankiem tego dnia jest bardzo ładne i interesujace, choć trochę niedoceniane turystycznie miasto, które stanowi bramę do najwyższych partii Wyżyny Czeskiej zwanych Czeską Kanadą. W Hradcu znajduje się trzeci co do wielkości zamek w Czechach po praskich Hradczanach i fortecy w Czeskim Krumlowie. Też ma przynajmniej trzy dziedzińce, trzy trasy zwiedzania i niewielki ogród przy bastionie nazywanym rondlem. Na jednym z dziedzińców zwraca uwagę kolorowa klatka studni. Wybieramy trasę na czarną wieżę - najstarszy element tutejszych fortyfikacji a po drodze na nią oglądamy tzw. czarną kuchnię z przyrządami do oprawiania i gotowania ryb. Z wieży doskonały widok na miasto i jego lesiste okolice. Sam zamek leży nad stawem zwany Mały Vajgar, który dalej otwiera się na większy staw Wielki Vajgar ciągnący się aż na przedmieścia Jindrichuv Hradca. Z drugiej strony wzgórza zamkowego płynie rzeka Neżarka, dopływ Łużnicy w kierunku której prowadzi z miasta brama zwana Neżarecką. Osobliwością miejscowego muzeum jest wielka drewniana szopka, oczywiście ruchoma, podświetlana i grająca. Ogląda się ją w ramach biletu w trakcie trwającego mniej więcej kwadrans spektaklu. W innych salach jest dużo eksponatów regionalnych, kaplica i wystawa poświęcona Emmie Destinnovej - słynnej czeskiej śpiewaczce pojawiającej się na banknocie 2000-koronowym. Ciekawą atrakcją jest też strzelnica w której za drobną opłatą można trafić do specjalnej tarczy w formie ilustrowanego obrazka. Taki obrazek można sobie oczywiście potem zabrać na pamiątkę. Przy miejskim kościele Wniebowzięcia NMP jest zaznaczona linia południka 15 stopni E wyznaczającego czas środkowoeuropejski. Tuż obok w dawnym klasztorze mieści się muzeum fotografii z ciekawą wystawą już na dziedzińcu i oryginalną kołyszącą się fontanną. Z innych atrakcji warto jeszcze wspomnieć o widowisku światło-dźwięk-fontanna w hallu centrum spa Florian. Odbywa się ono co godzinę i trwa około 10 minut i jest zupełnie za darmo. W drodze do auta przechodzimy przez długi rynek czyli Namesti Miru z wysoką kolumną morową, ratuszem i szeregiem ładnych kamienic w różnych kolorach lub z dekoracją typu sgraffitto. Wracamy na parking pod murami miejskimi i wyruszamy dalej przez Dacice do Telczu.
Telcz
Małe miasteczko wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO ma szczególnie urokliwy długi rynek z rzędem piętrowych kamieniczek i otoczone jest z dwóch stron dużymi stawami. Z ich brzegu też podziwiać można widoki na miasto. Na rynku trwa jarmark, turystów jest tu również całkiem sporo, choć tym razem więcej Czechów niż Azjatów z okolic Pekinu. Ale zakupy robimy u "chińczyka". W ostatnich latach biznes chiński pojawił się w Czechach podobnie jak to obserwowałem z 10 lat temu w Hiszpanii. Sklepy tego typu są czynne znacznie dłużej niż lokalne supermarkety a nawet sklepy sieciowe. Deszcz trochę pokrzyżował nam plany. Rezygnujemy z wyjścia na wieżę, obchodzimy starówkę, oglądamy zamek i wnętrze kościoła św. Jakuba. Pora jechać dalej w kierunku Znojmo, aby zdążyć na umówioną godzinę odbioru noclegu.
Drugie po Pradze najczęściej odwiedzane miejsce w Czechach. Tak żartem to chyba najbardziej na zachód wysunięte miasto chińskie, sądząc po liczbie skośnookich turystów. Z tym wiążą się oczywiście wszystkie bolączki turystycznej nadfrekwencji: kolejki, tłoki, tandeta, drożyzna. Ale nie było tak źle. Miasteczko jest faktycznie urokliwe, da się też znaleźć sensowną miejscówkę w restauracji poza turystycznym areałem, a taksa za parking nie okazała się być większa niż postoje pod zamkami. Najpierw idziemy na zamek. Z biletem wchodzimy tylko na wieżę. Widok na wieże kościelne, stare domy i zakole Wełtawy pełne pontonów i kajaków. W Krumlowie widać że ten sposób spędzania czasu jest w Czechach niesamowicie popularny. Rzeką spływały całe rodziny a także rozmaite ekipy przebrane za marynarzy czy piratów. Widzieliśmy ich nie tylko w samym miasteczku ale na Wełtawie powyżej Krumlowa. Nad brzegami rzeki zorganizowano duże przystanie i obozy kempingowe. W samym Krumlowie są dwie efektowne przepławki gdzie ponton zjeżdża ze sporą prędkością omijając próg w korycie rzeki. Wędrujemy dalej przez krumlowski zamek mijając dwa niewielkie dziedzińce oraz wysoki most ponad skalnym wąwozem. Kolejne widoki. Powyżej zamku jest duży ogród geometryczny z wielką kaskadą oraz obrotową sceną. Akurat odbywała się tam próba przedstawienia i nie można było podejść, ale za to z daleka widzieliśmy jak scena się obraca. Przechodzimy przez łąkę zwaną Jelenią Zahradą i pieszą kładkę na Wełtawie. Teraz pobłąkamy się trochę po tutejszych uliczkach. Trafiamy m.in. do miejskiego parku, na rynek z ratuszem oraz do położonego wysoko na skale kościoła św. Wita z interesującymi rzeźbionymi ołtarzami i dwoma prospektami organowymi. Z ogrodów muzeum regionalnego jest najlepszy widok na zamek. Wracamy na Latran, czyli dzielnicę położoną tuż pod zamkiem. Tutaj na poddaszu kościoła św Justa jest kameralne muzeum marionetek z kolekcją rozmaitych lalek. Odwiedzamy też ogrody klasztorne. Na ich zapleczu jest łąka na której odbywają się koncerty w ramach letniego festiwalu muzycznego. Spacerek zajął około 5 godzin, aczkolwiek gdyby w Krumlowie zwiedzać jeszcze rozmaite atrakcje można by tu spędzić cały dzień. Spieszymy jeszcze na południe zobaczyć czeskie góry: Szumawę a w zasadzie Las Czeski. Lipno
Czesi zbudowali ta wieżę na tyle subtelnie, że nie razi w miejscowym krajobrazie. Cena wstępu jednak powala na kolana, zważywszy że nie ma tam niczego specjalnego, może poza tym że wchodzi się na górę nie po schodach tylko przynajmniej na początku szeroką aleją spacerową. No gdybyż chociaż można było wjechać na górę autem... Rzekome odcinki adrenalinowe budzą raczej uśmiech, choć dla dzieci to pewnie jest jakaś atrakcja. Dodatkowo płatny jest zjazd toboganem, z tym że Krystian i tak był za mały aby z takiej atrakcji skorzystać i bardzo był niestety smutny z tego powodu. Ale tu brawo, względy bezpieczeństwa ważniejsze od chęci zarobku. Widok ładny, aczkolwiek Alp przy tych warunkach atmosferycznych nie dostrzegłem. Nie zauważy też najwyższych szczytów Szumawy czy Lasu Bawarskiego bo są niestety przysłonięte przez niższe góry. Opisy widoku popuszczają trochę wodze fantazji zaznaczając miejsca gdzie powinna być widoczna Praga, Ołomuniec czy Śnieżka. Przy wieży jest mały sklepik z pamiątkami oraz plac zabaw. Przedsmak tego co można odwiedzić kawałek dalej, co dumnie nazywa się Kralovstvi Lesa a jest zbiorem podobnych drabinek, zjeżdżalni, może jakichś tras linowych dostępnych w cenie nieco wyższej niż wejście na samą wieżę. Lipno to osada dość skomercjalizowana - trochę takie czeskie Zakopane tylko bez takiego oryginalnego góralskiego klimatu jak w stolicy Tatr.
Wracamy w stronę Budziejowic doliną górnej Wełtawy zahaczając po drodze o Vyssi Brod i Rożmberk. W tym drugim miasteczku stajemy na chwilę podziwiając znad czarnych odmętów Wełtawy zamek położony na ryglu skalnym ponad rzeką. Kolejny dzień to przeprowadzka na trzecie miejsce noclegowe. Zaczynamy powoli wracać do Polski, ale wcześniej spędzimy jeszcze parę dni na południowych Morawach.
Jindrichuv Hradec
Pierwszym przystankiem tego dnia jest bardzo ładne i interesujace, choć trochę niedoceniane turystycznie miasto, które stanowi bramę do najwyższych partii Wyżyny Czeskiej zwanych Czeską Kanadą. W Hradcu znajduje się trzeci co do wielkości zamek w Czechach po praskich Hradczanach i fortecy w Czeskim Krumlowie. Też ma przynajmniej trzy dziedzińce, trzy trasy zwiedzania i niewielki ogród przy bastionie nazywanym rondlem. Na jednym z dziedzińców zwraca uwagę kolorowa klatka studni. Wybieramy trasę na czarną wieżę - najstarszy element tutejszych fortyfikacji a po drodze na nią oglądamy tzw. czarną kuchnię z przyrządami do oprawiania i gotowania ryb. Z wieży doskonały widok na miasto i jego lesiste okolice. Sam zamek leży nad stawem zwany Mały Vajgar, który dalej otwiera się na większy staw Wielki Vajgar ciągnący się aż na przedmieścia Jindrichuv Hradca. Z drugiej strony wzgórza zamkowego płynie rzeka Neżarka, dopływ Łużnicy w kierunku której prowadzi z miasta brama zwana Neżarecką. Osobliwością miejscowego muzeum jest wielka drewniana szopka, oczywiście ruchoma, podświetlana i grająca. Ogląda się ją w ramach biletu w trakcie trwającego mniej więcej kwadrans spektaklu. W innych salach jest dużo eksponatów regionalnych, kaplica i wystawa poświęcona Emmie Destinnovej - słynnej czeskiej śpiewaczce pojawiającej się na banknocie 2000-koronowym. Ciekawą atrakcją jest też strzelnica w której za drobną opłatą można trafić do specjalnej tarczy w formie ilustrowanego obrazka. Taki obrazek można sobie oczywiście potem zabrać na pamiątkę. Przy miejskim kościele Wniebowzięcia NMP jest zaznaczona linia południka 15 stopni E wyznaczającego czas środkowoeuropejski. Tuż obok w dawnym klasztorze mieści się muzeum fotografii z ciekawą wystawą już na dziedzińcu i oryginalną kołyszącą się fontanną. Z innych atrakcji warto jeszcze wspomnieć o widowisku światło-dźwięk-fontanna w hallu centrum spa Florian. Odbywa się ono co godzinę i trwa około 10 minut i jest zupełnie za darmo. W drodze do auta przechodzimy przez długi rynek czyli Namesti Miru z wysoką kolumną morową, ratuszem i szeregiem ładnych kamienic w różnych kolorach lub z dekoracją typu sgraffitto. Wracamy na parking pod murami miejskimi i wyruszamy dalej przez Dacice do Telczu.
Telcz
Małe miasteczko wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO ma szczególnie urokliwy długi rynek z rzędem piętrowych kamieniczek i otoczone jest z dwóch stron dużymi stawami. Z ich brzegu też podziwiać można widoki na miasto. Na rynku trwa jarmark, turystów jest tu również całkiem sporo, choć tym razem więcej Czechów niż Azjatów z okolic Pekinu. Ale zakupy robimy u "chińczyka". W ostatnich latach biznes chiński pojawił się w Czechach podobnie jak to obserwowałem z 10 lat temu w Hiszpanii. Sklepy tego typu są czynne znacznie dłużej niż lokalne supermarkety a nawet sklepy sieciowe. Deszcz trochę pokrzyżował nam plany. Rezygnujemy z wyjścia na wieżę, obchodzimy starówkę, oglądamy zamek i wnętrze kościoła św. Jakuba. Pora jechać dalej w kierunku Znojmo, aby zdążyć na umówioną godzinę odbioru noclegu.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Ekspert
- Posty: 7465
- Rejestracja: 5 sty 2014, o 23:45
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
W Polsce jeszcze kilka miejsc z "systemem kapciowym" funkcjonuje (np. Pszczyna), ale fakt, że u Czechów jest to częściej spotykane.
Do Krumlova i Telczu wybieram się jak sójka ...
Do Krumlova i Telczu wybieram się jak sójka ...
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
W dniu następnym jedziemy do dwóch zamków położonych wzdłuż biegu Dyji - najpierw dalej do Bitova potem wracając do Vranova. Obie fortece mają coś wspólnego z Polską, bowiem okresowo panami na tych zamkach byli możnowładcy z rodu Zamojskich i Radziwiłłów.
Znojmo
Następny dzień turystyczny rozpoczęliśmy rekordowo późno. Krystian w nocy trochę chorował. I tak cud boski, że mu przeszło - tylko znacznie dłużej spał. Sama logistyka przejazdu przez miasto sprawia pewne trudności ze względu na dużą liczbę ulic jednokierunkowych i niejasne oznakowanie pierwszeństwa przejazdu. Samochód zostawiamy dość daleko od starówki do której trzeba podejść pod górkę. W sumie po iluś tam odwiedzonych zabytkowych miasteczkach nie zrobiła aż takiego wrażenia. Znojmo jest tym ładniejsze, im bliżej krawędzi rzeki - ale najpierw zwiedzamy dalsze części starówki. Dolny rynek z wieżą obronną zwaną Vlkova, z klasztorem kapucynów i kolumną morową.
Dalej strzelista wieża ratuszowa i rynek górny - taki trochę nijaki. Ciekawe miejsce to uliczka Kramarska z małymi sklepikami. Spacerujemy po niej czekając na wejście do podziemi. Odwiedzamy też kościół klasztorny Dominikanów z obrazem Matki Boskiej Znojemskiej i ciekawymi ołtarzami. Podziemia znojemskie to ponoć najdłuższy tego typu labirynt w Europie. Jest kilka tras tzw. adrenalinowych na które jednak nie wpuszczą małego dzieciaka. Trzeba się tam wspinać, czołgać, poruszać w ciemności itp. Na trasie turystycznej też jest trochę emocji - rozmaite kościotrupy i straszydła w ciemnych lochach, degustacja wina oraz przebrnięcie po ciemku przez niewielki labirynt korytarzy - w tym fragmencie bez pomocy przewodnika. Emblematycznym miejscem Znojma jest placyk przed kościołem św Mikołaja. Z tarasu widokowego podziwiać można zakole rzeki Dyji, zaporę, elektrownię oraz początek parku narodowego a także rotundę romańską na zamkowym dziedzińcu. Sam kościół i sąsiednia kaplica św Wacława też warte odwiedzenia.
Przy wejściu słowa modlitwy Ojcze Nasz w kilkunastu językach, wewnątrz m.in. relikwie św. Bonifacego. Najlepszy widok na kościół św Mikołaja jest z tarasów zamkowych na sąsiednim skalnym występie. Zwiedziwszy te miejsca przechodzimy skarpą rzeki Dyji obok kalwarii i winnicy. Krętymi uliczkami wracamy na Dolny Rynek. Po burzy jedziemy jeszcze na Hradiste w północnej części Znojma. Spod kaplicy św. Antoniego malowniczy widok na miasto. CDN
W Bitovie wykupujemy bilet na zwiedzanie wnętrza. Trasa prowadzi przez zamkowe komnaty o powiedzmy dość typowym jak na zamki czeskie wyposażeniu.
Z balkonu można sobie spojrzeć na wysoką wieżę zamkową i w stronę wąwozu rzecznego. Najciekawszym fragmentem trasy jest kolekcja przyrodnicza na którą oprócz dzikich zwierząt składa się też wielka kolekcja wypchanych psów różnych ras.
Zbiór wzbudził we mnie pewne kontrowersje, zwłaszcza wiewiórki grające jak kukiełki w teatrzyku. Na dole odwiedzamy jeszcze kuchnię dla psów oraz zwykłą kuchnię zamkową z kolekcją rozmaitych naczyń i przyrządów do pitraszenia.
Oprócz wnętrz na zamku Bitov obejrzeć można kaplicę, duży dziedziniec z fontanną, ogródkiem i sklepem z pamiątkami. Na zapleczu murów jest ogród z kilkoma klatkami w których znajdują się papużki faliste i pawie. Na dole ogrodu staw z kaczkami.
Opuszczając Bitov podziwiamy zwaliska kamiennego mostu ponad fosą zamkową.
Powyżej zamku przy restauracji wieża widokowa Rumburak pilnowana przez dwa wielkie ptaszyska.
Po drugiej stronie Dyji na skale ruiny zamku Cornstejn. Jedziemy do Vranova. Wzdłuż rzeki oba zamki dzieli może odcinek 10 km, ale drogami jest tam znacznie dalej, gdyż ze względu na konfigurację terenu trzeba kluczyć. Vranov leży również na skale wysoko ponad doliną Dyji. Z dziedzińca jest piękny widok na miasteczko.
Szkoda że nie widać stamtąd zapory znajdującej się powyżej miejscowości. Droga w tamtą stronę jest zamknięta i trzeba skorzystać z płatnego parkingu, ze względu na spore odległości zrezygnowaliśmy. Kto jest zainteresowany to przy zamku Vranovskim jest wystawa czeskich klejnotów koronacyjnych. Sama twierdza to mieszanina starej średniowiecznej fortecy i nowszego pałacu o formie późnobarokowej.
Do zamku efektownie "przyklejony" jest dwuwieżowy kościół.
Późne popołudnie spędzamy w Hate pod granicą austriacką. Nie napiszę nic specjalnie dobrego o tym miejscu, ale Krystianowi pewnie się podobało.
Tyle że atrakcje dostępne jedynie na żetony możliwe do zakupienia za bilon. Dwa żetony "zjadło" nam autko na torze wyścigowym, które okazało się zepsute. Kilka innych atrakcji od 6 lat, więc się nie załapał. Ogólnie na miejscu tłok, sieczka, klimat zupełnie nie czeski. Zgniły zachód do którego co raz mniej mnie ciągnie.
Ceny w sklepie spożywczym chyba lepsze były w hipermarkecie w Znojmie, aczkolwiek asortyment trochę inny z większą liczbą towarów austriackich. Znojmo
Następny dzień turystyczny rozpoczęliśmy rekordowo późno. Krystian w nocy trochę chorował. I tak cud boski, że mu przeszło - tylko znacznie dłużej spał. Sama logistyka przejazdu przez miasto sprawia pewne trudności ze względu na dużą liczbę ulic jednokierunkowych i niejasne oznakowanie pierwszeństwa przejazdu. Samochód zostawiamy dość daleko od starówki do której trzeba podejść pod górkę. W sumie po iluś tam odwiedzonych zabytkowych miasteczkach nie zrobiła aż takiego wrażenia. Znojmo jest tym ładniejsze, im bliżej krawędzi rzeki - ale najpierw zwiedzamy dalsze części starówki. Dolny rynek z wieżą obronną zwaną Vlkova, z klasztorem kapucynów i kolumną morową.
Dalej strzelista wieża ratuszowa i rynek górny - taki trochę nijaki. Ciekawe miejsce to uliczka Kramarska z małymi sklepikami. Spacerujemy po niej czekając na wejście do podziemi. Odwiedzamy też kościół klasztorny Dominikanów z obrazem Matki Boskiej Znojemskiej i ciekawymi ołtarzami. Podziemia znojemskie to ponoć najdłuższy tego typu labirynt w Europie. Jest kilka tras tzw. adrenalinowych na które jednak nie wpuszczą małego dzieciaka. Trzeba się tam wspinać, czołgać, poruszać w ciemności itp. Na trasie turystycznej też jest trochę emocji - rozmaite kościotrupy i straszydła w ciemnych lochach, degustacja wina oraz przebrnięcie po ciemku przez niewielki labirynt korytarzy - w tym fragmencie bez pomocy przewodnika. Emblematycznym miejscem Znojma jest placyk przed kościołem św Mikołaja. Z tarasu widokowego podziwiać można zakole rzeki Dyji, zaporę, elektrownię oraz początek parku narodowego a także rotundę romańską na zamkowym dziedzińcu. Sam kościół i sąsiednia kaplica św Wacława też warte odwiedzenia.
Przy wejściu słowa modlitwy Ojcze Nasz w kilkunastu językach, wewnątrz m.in. relikwie św. Bonifacego. Najlepszy widok na kościół św Mikołaja jest z tarasów zamkowych na sąsiednim skalnym występie. Zwiedziwszy te miejsca przechodzimy skarpą rzeki Dyji obok kalwarii i winnicy. Krętymi uliczkami wracamy na Dolny Rynek. Po burzy jedziemy jeszcze na Hradiste w północnej części Znojma. Spod kaplicy św. Antoniego malowniczy widok na miasto. CDN
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Czechy: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
W ostatnim dniu wracając w kierunku Polski robimy przystanek w mieście Trzebicz. Nie spodziewałem się nawet, że przez długi okres historii było to trzecie miasto Moraw po Brnie i Ołomuńcu. Dziś miasteczko średniej wielkości położone na uboczu i raczej niespecjalnie popularne wśród turystów, aczkolwiek dawna dzielnica żydowska oraz romańska bazylika św. Prokopa wpisane są na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
W drodze do Polski mijamy Brno podziwiając położony wysoko zamek Spilberk oraz nową dzielnicę biznesową na południu miasta. Późnym popołudniem robimy jeszcze krótki postój w Morawskiej Ostrawie. Spacerek po centrum miasta plus zakupy w miejscowym domu towarowym. Granica polsko-czeska jest w zasadzie niezauważalna w terenie - dziś prowadzi tędy wygodna autostrada łącząca Ostrawę z Gliwicami i aglomeracją górnośląską.
Parkujemy na bezpłatnym postoju powyżej zamku przy restauracji urządzonej na terenie dawnej gorzelni. Przez niewielki park schodzimy w dół na teren zamku założonego na miejscu dawnego klasztoru benedyktynów.
Na dziedzińcu "klockownica" w której Krystian może zbudować sobie własny zamek. Obchodzimy dookoła bazylikę oglądając romański portal i absydę z wielką rozetą.
Szkoda że wnętrze jest zamknięte - najprawdopodobniej zwiedzanie jest możliwe tylko z przewodnikiem po wykupieniu biletu. Z tarasów na tyle kościoła rozciąga się panorama Trzebicza.
Miasto dzieli na pół rzeka Jihlava. Stoimy na jej lewym brzegu a poniżej mamy dzielnicę żydowską. Na brzegu prawym znajduje się główny rynek oraz wysoka wieża widokowa.
Oglądamy jeszcze ogród ziołowy i schodzimy w dół w kierunku rzeki.
Wędrujemy promenadą wokół dzielnicy żydowskiej przechodząc przez wąskie uliczki, obok synagogi i schodami do ulicy Skalni.
Na skalistym wzgórzu powyżej miasta znajduje się duży kirkut - jeden z lepiej zachowanych w Czechach.
Przy wejściu są nowe kwatery dość podobne do chrześcijańskich cmentarzy, ale jeśli wejdziemy dalej znajdziemy się wśród klasycznych macew wypełniających gęsto stok pagórka.
Z cmentarza wędrujemy zadrzewioną aleją wzdłuż grzbietu wzgórza na miejsce gdzie stoją ruiny warownej wieży a nieco niżej znajduje się platforma widokowa tzw. Masarykova Vyhlidka.
Malowniczo wyglądają stąd kominy fabryczek w centrum miasta - dziś już najpewniej nieczynne, ale nie znikające z krajobrazu.
Po pieszej kładce przekraczamy rzekę Jihlavę i wędrujemy w kierunku długiego rynku noszącego imię Cyryla i Metodego z pomnikiem dwóch misjonarzy na środku.
Na rynku jest kilka ciekawych domów w tym narożny Malovani Dum z dekoracją sgraffitową i zgrabną boczną wieżyczką.
W drodze do Polski mijamy Brno podziwiając położony wysoko zamek Spilberk oraz nową dzielnicę biznesową na południu miasta. Późnym popołudniem robimy jeszcze krótki postój w Morawskiej Ostrawie. Spacerek po centrum miasta plus zakupy w miejscowym domu towarowym. Granica polsko-czeska jest w zasadzie niezauważalna w terenie - dziś prowadzi tędy wygodna autostrada łącząca Ostrawę z Gliwicami i aglomeracją górnośląską.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Ekspert
- Posty: 7465
- Rejestracja: 5 sty 2014, o 23:45
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Ten "chińczyk" w którym robiliście zakupy to nie był czasem "wietnamczyk". To jest nacja, która opanowała sklepy w Czechach w ostatnich latach (z językiem czeskim czasami u nich nie jest najlepiej, co czasami jest zabawne, a czasami frustrujące).
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Bóg raczy wiedzieć. Skośnooki pan na kasie przypominający trochę yodę z Gwiezdnych Wojen. Jakieś turystki z tamtej strefy się z nim dogadywały, trudno jednak mi określić czy to był dialekt sajgoński czy mandaryński.
Takie sklepy w każdym razie są "wiecznie czynne", chociaż przyznać muszę z zaskoczeniem, że duże hipermarkety otwarte były także w niedziele.

Takie sklepy w każdym razie są "wiecznie czynne", chociaż przyznać muszę z zaskoczeniem, że duże hipermarkety otwarte były także w niedziele.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- User
- Posty: 977
- Rejestracja: 13 lis 2014, o 08:20
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Comen, miałeś bardzo fajny urlop. Wiele z tych miejsc znam, ale w kilku jeszcze nie byłam, mam nadzieję kiedyś to nadrobić :-)
-
- Ekspert
- Posty: 7465
- Rejestracja: 5 sty 2014, o 23:45
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Duże markety są czynne w Czechach już od jakiegoś czasu. I tak jak u nas jest ich coraz więcej.
-
- Jr. Admin
- Posty: 8206
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Re: Relacja: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
Czechy zaskakują liczbą małych atrakcji turystycznych, przy czym w stosunku do Polski są jednak mniej skomercjalizowane. Poza Pragą brak tam bowiem regionów do których wyjeżdżają wszyscy jak leci bo modne i konieczne do zobaczenia. Nie ma wybrzeża, nie ma Tatr - są średniej wysokości góry i pagórki, rzeki, sztuczne jeziora - ale żadna z tych atrakcji nie jest aż tak spektakularna żeby generować aż tak masowy ruch turystyczny.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Ekspert
- Posty: 7465
- Rejestracja: 5 sty 2014, o 23:45
- Lokalizacja: Śląsk
Czechy: Czechy Południowe i Morawy Południowe 2 sierpnia-13 sierpnia 2019
I do tego całe mnóstwo małych miast z licznymi zabytkami, które przetrwały II wojnę światową.