Relacja: Albania (Vlora, Berat, Brataj i spółka)
: 15 lis 2016, o 09:48
Vlora
Taki albański Poznań z Pruszkowem w jednym. Najbogatsze miasto w kraju, ale że to dorobienie z całą pewnością nie było uczciwe, to wiedzą wszyscy. To także takie albański Lublin, bo tu się zaczęła albańska niepodległość. Tyle, że w przeciwieństwie do Lublina, Vlora o tym fakcie pamięta. Co do wielkości czwarte, po Tiranie, Durresie i Szkodrze miasto Albanii.
Vlora robi się jak Pekin. Stare chutongi burzy się, a na ich miejscu stają biurowce i hotele. Tu to samo. Na gruzach burzonej starej Vlory powstają coraz to nowe biurowce i hotele. Inwestorzy kasy mają jak lodu. Dorobili się na przemycie ludzi i narkotyków do Włoch, a potem na piramidach finansowych. Albańscy Plichtowie, Gawronikowie, Bagsikowie, Pershingowie, Świtalscy, Biereccy, u nas rozrzuceni pomiędzy Gdańsk, Poznań i Warszawę, są skupieni we Vlorze. Nadmorski odcinek ul. Sadika Zotaja, głównej ulicy Vlory oraz odchodząca od niej w kierunku Sarandy ul. Çamëria zabudowane i zabudowywane są dziesięciopiętrowymi luksusowymi hotelami. Z kolei takiej samej wysokości biurowce powstają w okolicy ul. Mustafy Qemali, a już powstały na środkowym odcinku wspomnianej ulicy Zotaja.
Vlora nie obfituje w zabytki. Bodaj najcenniejszym jest malutki meczet z czasów Sulejmana Wspaniałego, znany jako meczet Murada. Stoi przy końcu (licząc od morza) ul. Zotaja, obok miejsca, gdzie przechodzi ona w ul. Qemalego.
Kusum-Baba, czyli mauzoleum bektaszytów na górze nad miastem zdecydowanie przewyższa meczet znaczeniem. Jest tam grób Sejjida Ali Sultana, znanego jako Kuzum Baba (Ojciec Kuzum), duchowego przywódcy bektaszytów. Bektaszyci to tacy muzułmanie, którzy jedzą wieprzowinę, piją alkohol, nie przestrzegają ramadanu, ba, pozwalają sobie nawet na dowcipy na tematy religijne, które u wahabitów byłyby wystarczającym powodem do nałożenia fatwy (obowiązek zabicia przez każdego muzułmanina). Zresztą muzułmanie, sunnici i szyici, zgodnie uważają bektaszytów za heretyków. Najwięcej bektaszytów mieszka w Iranie i właśnie Albanii.
Wejście jest proste. Dochodząc do meczetu Murada, patrzy się w prawo i po drugiej stronie ulicy widać schody. Na górze widzimy klockowatą, ale ciekawą tekke, czyli bektaszycką świątynię, pomalowaną na żółto i zielono. Taras restauracji obok jest świetnym punktem widokowym na Vlorę. Obok jest wspomniane mauzoleum z grobem.
Do tego parę muzeów, parę starych (z przełomu XIX i XX wieku) budynków i w zasadzie tyle. Ale choć to grajdoł, to warto połazić po starej Vlorze, rozciągającej się na północ od meczetu. Wystarczy zanurzyć się w starych uliczkach i chłonąć atmosferę miejsca, czyli starej, miejskiej Albanii.
Można zobaczyć m.in. uliczny zakład obuwniczy. Wygląda jak szewc. Ale on nie naprawia butów. On szyje nowe! Paręnaście metrów dalej – sklep obuwniczy z butami, które już uszył. W wielu miejs na początkowym odcinku ul. Demokracji jrdt targ żywych zwierząt. Na chodniku leżą spętane owce i kury, które niebawem trafią pod nóż. Traumatyczne wrażenia murowane.
W parkach wszystkie ławki zajęte są przez emerytów rżnącym w karty i szachy. Cokolwiek to dziwne, zważywszy, że wciąż pokutuje u nas plotka, jakoby w Albanii nie było emerytur. Tymczasem według danych ONZ Albania pod względem uposażenia emerytów jest znaaaczenie wyżej niż Polska (o 23 pozycje na 109 przebadanych krajów)! Albania przewyższa nie tylko nas, ale także Chorwację, Grecję i Węgry.
Ale – dotyczy to tylko pracujących poza rolnictwem. Bo rolnicy, jak w Polsce przed wojną, za Bieruta, Gomułki i wczesnego Gierka, emerytur nie mają.
Obowiązkowo trzeba wypić albańską kawę. Można w kawiarni dla businessu, można w dzielnicy dla turystów, ale my preferowaliśmy miejsca, gdzie przychodzą normalni Albańczycy.
Pije się ją w małych filiżankach. Kawy jest przysłowiowy naparstek. Siekiera! Po wypiciu małego łyczka krzywimy się. Ale do kawy dostajemy też wodę. Popijając ją wodą okazuje się, że to jest dobre!
Vlora to jeden z trzech największych (obok Durrësu i Sarandy) grajdołów albańskich, więc z transportem nie ma problemu. Sposobem najtańszym bynajmniej nie jest lot na Kerkyrę, stamtąd promem do Sarandy i dalej autobusem, lecz lot na Kerkyrę, promem do Igoumenisty, stamtąd autobusem do Sarandy i dalej innym do Vlory lub via Vlora.
Taki albański Poznań z Pruszkowem w jednym. Najbogatsze miasto w kraju, ale że to dorobienie z całą pewnością nie było uczciwe, to wiedzą wszyscy. To także takie albański Lublin, bo tu się zaczęła albańska niepodległość. Tyle, że w przeciwieństwie do Lublina, Vlora o tym fakcie pamięta. Co do wielkości czwarte, po Tiranie, Durresie i Szkodrze miasto Albanii.
Vlora robi się jak Pekin. Stare chutongi burzy się, a na ich miejscu stają biurowce i hotele. Tu to samo. Na gruzach burzonej starej Vlory powstają coraz to nowe biurowce i hotele. Inwestorzy kasy mają jak lodu. Dorobili się na przemycie ludzi i narkotyków do Włoch, a potem na piramidach finansowych. Albańscy Plichtowie, Gawronikowie, Bagsikowie, Pershingowie, Świtalscy, Biereccy, u nas rozrzuceni pomiędzy Gdańsk, Poznań i Warszawę, są skupieni we Vlorze. Nadmorski odcinek ul. Sadika Zotaja, głównej ulicy Vlory oraz odchodząca od niej w kierunku Sarandy ul. Çamëria zabudowane i zabudowywane są dziesięciopiętrowymi luksusowymi hotelami. Z kolei takiej samej wysokości biurowce powstają w okolicy ul. Mustafy Qemali, a już powstały na środkowym odcinku wspomnianej ulicy Zotaja.
Vlora nie obfituje w zabytki. Bodaj najcenniejszym jest malutki meczet z czasów Sulejmana Wspaniałego, znany jako meczet Murada. Stoi przy końcu (licząc od morza) ul. Zotaja, obok miejsca, gdzie przechodzi ona w ul. Qemalego.
Kusum-Baba, czyli mauzoleum bektaszytów na górze nad miastem zdecydowanie przewyższa meczet znaczeniem. Jest tam grób Sejjida Ali Sultana, znanego jako Kuzum Baba (Ojciec Kuzum), duchowego przywódcy bektaszytów. Bektaszyci to tacy muzułmanie, którzy jedzą wieprzowinę, piją alkohol, nie przestrzegają ramadanu, ba, pozwalają sobie nawet na dowcipy na tematy religijne, które u wahabitów byłyby wystarczającym powodem do nałożenia fatwy (obowiązek zabicia przez każdego muzułmanina). Zresztą muzułmanie, sunnici i szyici, zgodnie uważają bektaszytów za heretyków. Najwięcej bektaszytów mieszka w Iranie i właśnie Albanii.
Wejście jest proste. Dochodząc do meczetu Murada, patrzy się w prawo i po drugiej stronie ulicy widać schody. Na górze widzimy klockowatą, ale ciekawą tekke, czyli bektaszycką świątynię, pomalowaną na żółto i zielono. Taras restauracji obok jest świetnym punktem widokowym na Vlorę. Obok jest wspomniane mauzoleum z grobem.
Do tego parę muzeów, parę starych (z przełomu XIX i XX wieku) budynków i w zasadzie tyle. Ale choć to grajdoł, to warto połazić po starej Vlorze, rozciągającej się na północ od meczetu. Wystarczy zanurzyć się w starych uliczkach i chłonąć atmosferę miejsca, czyli starej, miejskiej Albanii.
Można zobaczyć m.in. uliczny zakład obuwniczy. Wygląda jak szewc. Ale on nie naprawia butów. On szyje nowe! Paręnaście metrów dalej – sklep obuwniczy z butami, które już uszył. W wielu miejs na początkowym odcinku ul. Demokracji jrdt targ żywych zwierząt. Na chodniku leżą spętane owce i kury, które niebawem trafią pod nóż. Traumatyczne wrażenia murowane.
W parkach wszystkie ławki zajęte są przez emerytów rżnącym w karty i szachy. Cokolwiek to dziwne, zważywszy, że wciąż pokutuje u nas plotka, jakoby w Albanii nie było emerytur. Tymczasem według danych ONZ Albania pod względem uposażenia emerytów jest znaaaczenie wyżej niż Polska (o 23 pozycje na 109 przebadanych krajów)! Albania przewyższa nie tylko nas, ale także Chorwację, Grecję i Węgry.
Ale – dotyczy to tylko pracujących poza rolnictwem. Bo rolnicy, jak w Polsce przed wojną, za Bieruta, Gomułki i wczesnego Gierka, emerytur nie mają.
Obowiązkowo trzeba wypić albańską kawę. Można w kawiarni dla businessu, można w dzielnicy dla turystów, ale my preferowaliśmy miejsca, gdzie przychodzą normalni Albańczycy.
Pije się ją w małych filiżankach. Kawy jest przysłowiowy naparstek. Siekiera! Po wypiciu małego łyczka krzywimy się. Ale do kawy dostajemy też wodę. Popijając ją wodą okazuje się, że to jest dobre!
Vlora to jeden z trzech największych (obok Durrësu i Sarandy) grajdołów albańskich, więc z transportem nie ma problemu. Sposobem najtańszym bynajmniej nie jest lot na Kerkyrę, stamtąd promem do Sarandy i dalej autobusem, lecz lot na Kerkyrę, promem do Igoumenisty, stamtąd autobusem do Sarandy i dalej innym do Vlory lub via Vlora.