Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 15 lat!
15 rocznica powstania forum - spotkanie w Dusznikach Zdroju (19-21 września)
15 rocznica powstania forum - spotkanie w Dusznikach Zdroju (19-21 września)
Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Re: Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
Zaułki Laonu - pierwszorzędny klimat, ale i katedra prezentuje się znakomicie.
Re: Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
I jakość zdjęć całkiem ok.
Re: Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
Chantilly
Na koniec Chantilly. Podparyskie miasteczko znane z rezydencji pałacowo-zamkowej, jednej z najsławniejszych we Francji zbudowanej w latach 1528-1531. Posiadłość należała z początku do znanego konetabla (dowódcy armii francuskiej) z okresów wojen włoskich. Był przedstawicielem rodu Montmorency i nosił kobieco brzmiące imię Anne. Pomnik konny pierwszego właściciela znajduje się na głównym tarasie przed wejściem do pałacu. Jest tam też sporo innych rzeźb nawiązujących charakterem do luksusowego miejsca. Zamek już w tym czasie dorównywał królewskim rezydencjom. W XVII wieku przeszedł w ramach dziedziczenia do włości Księcia Ludwika Burbona zwanego Wielkim Kondeuszem. Był to czołowy francuski przywódca wojskowy w okresie wojny trzydziestoletniej i jedna z najważniejszych osób w państwie. Ranga rezydencji jeszcze wzrosła. Organizowano tu wielkie bale i pokazy fajerwerków. Miała też miejsce premiera jednej ze sztuk Moliera. Za tych czasów na zamku pracował słynny ochmistrz i kucharz Francois Vatel znany jako popularyzator bitej śmietany, która po francusku jest nazywana creme chantilly. Skończył niestety smutno popełniając samobójstwo w dniu wizyty króla Ludwika XIV, gdy dowiedział się, że zamówione owoce morza mogą nie dotrzeć na czas. Do dziś we francuskim używa się idiomu "umrzeć z braku sosu homarowego", co oznacza nagłe załamanie z powodu jakiejś pozornej błahostki. Dzisiejsze muzeum we wnętrzu posiadłości nosi imię wielkiego księcia: Musee Conde. Powstało jednak znacznie później w końcu XIX wieku, kiedy właścicielem majątku został Henryk Orleański książę de Aumale. Przeprowadził on gruntowną restaurację obiektu, który został mocno zniszczony w czasie burzliwych wydarzeń Rewolucji Francuskiej. Ponieważ był kolekcjonerem dzieł sztuki, więc w testamencie przepisał swoje zbiory państwu. Obecnie pałacem administruje Instytut Francuski. I trzeba przyznać, że posiadłość wygląda lepiej niż trochę zaniedbany pałac w Compiegne. Zwiedzanie biegnie w trzech kierunkach. Pierwsza ścieżka prowadzi do widzianej z dziedzińca kaplicy pałacowej, w której wyświetla się film pokazujący historię rezydencji. Podziwiać tam można kolorowy witraż, marmurowe rzeźby i wykończenia oraz kopułę z napisem Esperance (Nadzieja). Udając się w inną stronę zwiedzamy pałacowe komnaty o zróżnicowanym wystroju. Mniej tu jest sypialni a więcej pomieszczeń reprezentacyjnych. Podziw wzbudza galeria lustrzana ozdobiona obrazami rozmaitych bitew, w których w domyśle uczestniczyli władający pałacem. Dużą część rezydencji zajmuje galeria sztuki. Są to specjalnie przygotowane sale z odpowiednim oświetleniem. Znajdziemy tu m.in. dzieła znanych mistrzów renesansu: Rafaela, Guido Reni czy Fra Angelico. Jeden z portretów Simonetty Vespucci pędzla Piero de Cosimo. Kochało się w niej chyba pół Florencji w tym Sandro Botticelli inny słynny malarz quattrocenta, który sportretował ją jako Wenus i Primawerę (Wiosnę). Ale to w Uffizi. W przewadze na ekspozycji są, co zrozumiałe, dzieła francuskie, ale na najwyższym stopniu rekomendacji: choćby sławne płótna Ingresa czy Delacroix oraz scena napoleońska Zadżumieni w Jaffie. Portrety słynnych kardynałów Mazarina i Richelieu. W sporej kolekcji znalazł się także obraz polskiego malarza Stanisława Chlebowskiego przedstawiający algierskiego emira Abdelkadera. Chlebowski namalował go w Stambule, gdzie pracował jako nadworny malarz sułtana. Osobną część wystawy stanowi stara biblioteka. W gablotach wystawione są wiekowe iluminowane kodeksy. Najbardziej znanym eksponatem są Bogate godzinki księcia du Berry ozdobione malunkami przez braci Limbourg. Większość z kart obejrzeć można było na osobnej wystawie w budynku parkowym. Poszczególne strony przedstawiają kolejne miesiące roku wraz ze spisem świąt i modlitw oraz iluminacjami ukazującymi charakterystyczne prace polowe czy obrzędy przypadające na dany okres. Ta wystawa cieszyła się sporym powodzeniem wśród zwiedzających, pomimo że wstęp był dodatkowo płatny. Podobne zainteresowanie turystów było też wielkim budynkiem stajni. Obiekt ten stanowi żywe muzeum konia. Najpierw można obejrzeć kilkanaście koni różnej maści i wielkości przebywających w boksach. Potem przejść ekspozycję opisującą wszelkie tematy związane z życiem konia, sportami hippicznymi i sprzętem służącym do zaprzęgu i osiodłania. Częścią eksponatów są stare drewniane zabawki w postaci koni na biegunach albo tych zamontowanych w ulicznych karuzelach. W jednej z sal obowiązkowy obraz z wyścigów konnych namalowany przez Verneta i przypominający trochę słynne Derby w Epsom Gericaulta z paryskiego Luwru. W środku budynku stajni ukrywa się odkryta arena
Obok znajduje się też kryty maneż zwany rotundą, w którym w ramach biletu odbywa się pokaz umiejętności końskich. Komentarz po francusku - trochę przydługawy, ale koniki sprawowały się całkiem poprawnie prezentując ukłony czy taneczne kroczki. Chantilly jest jednym z ważniejszych ośrodków hippicznych Francji. Obok pałacu na wielkich błoniach znajduje się tor wyścigów konnych. Do pałacu dojść można ze stacji skrótem przez las oraz trawiaste błonia. To założenie jest olbrzymie. Obeszliśmy tylko fragment dużego parku wokół pałacu. W części jest to park angielski z rozmaitymi budowlami ozdobnymi. Bliżej pałacu park francuski z równo przystrzyżonymi klombami, trawnikami oraz basenami wodnymi. Po tych ostatnich pływały dzikie gęsi. Sam pałac otoczony jest wodną fosą w postaci ozdobnych rezerwuarów. Przy schodach fontanny i kaskady wodne.
Na koniec pora na lody sprzedawane w Chantilly z obowiązkową czapeczką z bitej śmietany. Przechodzimy jeszcze przez miasteczko skupiające się wzdłuż pojedynczej długiej ulicy przy której stoi kościół oraz na drugim końcu główny plac miejski. Ostatni dzień to już tylko przejazd na lotnisko. Dwoma pociągami i autobusem z Beauvais. Niestety wszystko co miłe szybko się kończy. Ale kto wie może za rok? Albo za kilka lat? Plany już są.
Na koniec Chantilly. Podparyskie miasteczko znane z rezydencji pałacowo-zamkowej, jednej z najsławniejszych we Francji zbudowanej w latach 1528-1531. Posiadłość należała z początku do znanego konetabla (dowódcy armii francuskiej) z okresów wojen włoskich. Był przedstawicielem rodu Montmorency i nosił kobieco brzmiące imię Anne. Pomnik konny pierwszego właściciela znajduje się na głównym tarasie przed wejściem do pałacu. Jest tam też sporo innych rzeźb nawiązujących charakterem do luksusowego miejsca. Zamek już w tym czasie dorównywał królewskim rezydencjom. W XVII wieku przeszedł w ramach dziedziczenia do włości Księcia Ludwika Burbona zwanego Wielkim Kondeuszem. Był to czołowy francuski przywódca wojskowy w okresie wojny trzydziestoletniej i jedna z najważniejszych osób w państwie. Ranga rezydencji jeszcze wzrosła. Organizowano tu wielkie bale i pokazy fajerwerków. Miała też miejsce premiera jednej ze sztuk Moliera. Za tych czasów na zamku pracował słynny ochmistrz i kucharz Francois Vatel znany jako popularyzator bitej śmietany, która po francusku jest nazywana creme chantilly. Skończył niestety smutno popełniając samobójstwo w dniu wizyty króla Ludwika XIV, gdy dowiedział się, że zamówione owoce morza mogą nie dotrzeć na czas. Do dziś we francuskim używa się idiomu "umrzeć z braku sosu homarowego", co oznacza nagłe załamanie z powodu jakiejś pozornej błahostki. Dzisiejsze muzeum we wnętrzu posiadłości nosi imię wielkiego księcia: Musee Conde. Powstało jednak znacznie później w końcu XIX wieku, kiedy właścicielem majątku został Henryk Orleański książę de Aumale. Przeprowadził on gruntowną restaurację obiektu, który został mocno zniszczony w czasie burzliwych wydarzeń Rewolucji Francuskiej. Ponieważ był kolekcjonerem dzieł sztuki, więc w testamencie przepisał swoje zbiory państwu. Obecnie pałacem administruje Instytut Francuski. I trzeba przyznać, że posiadłość wygląda lepiej niż trochę zaniedbany pałac w Compiegne. Zwiedzanie biegnie w trzech kierunkach. Pierwsza ścieżka prowadzi do widzianej z dziedzińca kaplicy pałacowej, w której wyświetla się film pokazujący historię rezydencji. Podziwiać tam można kolorowy witraż, marmurowe rzeźby i wykończenia oraz kopułę z napisem Esperance (Nadzieja). Udając się w inną stronę zwiedzamy pałacowe komnaty o zróżnicowanym wystroju. Mniej tu jest sypialni a więcej pomieszczeń reprezentacyjnych. Podziw wzbudza galeria lustrzana ozdobiona obrazami rozmaitych bitew, w których w domyśle uczestniczyli władający pałacem. Dużą część rezydencji zajmuje galeria sztuki. Są to specjalnie przygotowane sale z odpowiednim oświetleniem. Znajdziemy tu m.in. dzieła znanych mistrzów renesansu: Rafaela, Guido Reni czy Fra Angelico. Jeden z portretów Simonetty Vespucci pędzla Piero de Cosimo. Kochało się w niej chyba pół Florencji w tym Sandro Botticelli inny słynny malarz quattrocenta, który sportretował ją jako Wenus i Primawerę (Wiosnę). Ale to w Uffizi. W przewadze na ekspozycji są, co zrozumiałe, dzieła francuskie, ale na najwyższym stopniu rekomendacji: choćby sławne płótna Ingresa czy Delacroix oraz scena napoleońska Zadżumieni w Jaffie. Portrety słynnych kardynałów Mazarina i Richelieu. W sporej kolekcji znalazł się także obraz polskiego malarza Stanisława Chlebowskiego przedstawiający algierskiego emira Abdelkadera. Chlebowski namalował go w Stambule, gdzie pracował jako nadworny malarz sułtana. Osobną część wystawy stanowi stara biblioteka. W gablotach wystawione są wiekowe iluminowane kodeksy. Najbardziej znanym eksponatem są Bogate godzinki księcia du Berry ozdobione malunkami przez braci Limbourg. Większość z kart obejrzeć można było na osobnej wystawie w budynku parkowym. Poszczególne strony przedstawiają kolejne miesiące roku wraz ze spisem świąt i modlitw oraz iluminacjami ukazującymi charakterystyczne prace polowe czy obrzędy przypadające na dany okres. Ta wystawa cieszyła się sporym powodzeniem wśród zwiedzających, pomimo że wstęp był dodatkowo płatny. Podobne zainteresowanie turystów było też wielkim budynkiem stajni. Obiekt ten stanowi żywe muzeum konia. Najpierw można obejrzeć kilkanaście koni różnej maści i wielkości przebywających w boksach. Potem przejść ekspozycję opisującą wszelkie tematy związane z życiem konia, sportami hippicznymi i sprzętem służącym do zaprzęgu i osiodłania. Częścią eksponatów są stare drewniane zabawki w postaci koni na biegunach albo tych zamontowanych w ulicznych karuzelach. W jednej z sal obowiązkowy obraz z wyścigów konnych namalowany przez Verneta i przypominający trochę słynne Derby w Epsom Gericaulta z paryskiego Luwru. W środku budynku stajni ukrywa się odkryta arena
Obok znajduje się też kryty maneż zwany rotundą, w którym w ramach biletu odbywa się pokaz umiejętności końskich. Komentarz po francusku - trochę przydługawy, ale koniki sprawowały się całkiem poprawnie prezentując ukłony czy taneczne kroczki. Chantilly jest jednym z ważniejszych ośrodków hippicznych Francji. Obok pałacu na wielkich błoniach znajduje się tor wyścigów konnych. Do pałacu dojść można ze stacji skrótem przez las oraz trawiaste błonia. To założenie jest olbrzymie. Obeszliśmy tylko fragment dużego parku wokół pałacu. W części jest to park angielski z rozmaitymi budowlami ozdobnymi. Bliżej pałacu park francuski z równo przystrzyżonymi klombami, trawnikami oraz basenami wodnymi. Po tych ostatnich pływały dzikie gęsi. Sam pałac otoczony jest wodną fosą w postaci ozdobnych rezerwuarów. Przy schodach fontanny i kaskady wodne.
Na koniec pora na lody sprzedawane w Chantilly z obowiązkową czapeczką z bitej śmietany. Przechodzimy jeszcze przez miasteczko skupiające się wzdłuż pojedynczej długiej ulicy przy której stoi kościół oraz na drugim końcu główny plac miejski. Ostatni dzień to już tylko przejazd na lotnisko. Dwoma pociągami i autobusem z Beauvais. Niestety wszystko co miłe szybko się kończy. Ale kto wie może za rok? Albo za kilka lat? Plany już są.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
Bardzo ciekawy wyjazd z równie dobrze zebraną i zredagowaną relacją. 

Re: Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
Wiem, że przynudzam, ale - ze względu na obrazy i ich opis - po raz trzeci: "kapelusze z głów, panowie!".
Na marginesie, Fra Angelico był jednym z ulubionych malarzy Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Na marginesie, Fra Angelico był jednym z ulubionych malarzy Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Re: Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
Ciekawe dlaczego? Fakt faktem jest mocno popularny w różnych krajach, bo jego dzieła zostały strasznie rozproszone. Można było na nich robić niezłe biznesy. Te w Chantilly są fragmentami ołtarzy których inne części znajdują się np. we Florencji, w Filadelfii, w Cherbourgu, w Marsylii, w Londynie itd., itd. Pocięto bez żadnej litości na kawałeczki.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Francja: Hauts de France, 4-16 sierpnia 2025
Z powodu tematyki twórczości. Wraz z postępem starzenia się, Herling-Grudziński coraz bardziej interesował się wiarą, eschatologią itp.
Nawiasem, można by nazwać go literackim turystą. Nader często odwiedzał małe włoskie miejscowości, rozmawiając z ich mieszkańcami i przeglądając biblioteki, aby później opisać - w opowiadaniu lub wpisie do Dziennika Pisanego Nocą - historię związaną z tym miejscem. Tak powstało między innymi moje ulubione z opowiadań jego autorstwa, Wieża, którego akcja toczy się w Aoście, w której Herling- Grudziński spędzał urlop i przypadkowo - w szufladzie szafki nocnej w pokoju w pensjonacie - natrafił na opowiadanie o trędowatym mieszkającym ongiś w tamtej miejscowości.