
Przed wyjazdem dokładnie zaplanowaliśmy, co na wyspie chcemy zobaczyć. Miejsc tych trochę było, toteż najlepszym środkiem lokomocji uznaliśmy auto. Po przyjeździe jednak, z przyczyn losowo-(nazwijmy to) technicznych, z wypożyczenia auta zrezygnowaliśmy i do poszczególnych miejsc udawaliśmy się komunikacją zbiorową. O tej zresztą trzeba napisać szerzej, bowiem jest ona na Majorce fantastyczna. Podróżować można tam autobusami, pociągami oraz metrem. Sieć połączeń ułożona jest tak, że dojechać można chyba w każdy zakątek wyspy. Dla nas najwygodniejszy był autobus. Znalezienie właściwego połączenia jest banalne, oficjalna strona przewoźnika działa na podobnej zasadzie jak nasza jakdojade – mamy tam dokładną mapę z trasą, przystankami i rozkładem oraz możliwością zakupu biletów. Koszt ich zależy od liczby stref, które pokonuje się w ramach przejazdu (wyspa podzielona jest na bodaj 5 stref). Oprócz online, bilety można kupić u kierowcy (nie opłaca się, blisko 2x drożej, sam przewoźnik zresztą odradza tę formę z uwagi na opóźnianie podróży) oraz przystawiając zbliżeniową kartę płatniczą do terminala przy wejściu. I to jest najbardziej opłacalna i najszerzej promowana opcja, gdyż na jedną kartę można „nabić” do 5 biletów (kartę przykłada się wtedy 5x do terminala), przy czym bilet każdej kolejnej osoby kosztuje mniej od kilkunastu do kilkudziesięciu eurocentów (w zależności od strefy). Co ważne, przed wyjściem na swoim przystanku należy ponownie przystawić do terminala kartę, na którą wbiło się bilety (tyle razy, ile biletów się kupiło), aby w ten sposób zakończyć podróż – w przeciwnym razie do każdego biletu zostanie doliczonych 30 eurocentów. Gdyby zaś chcieć się przesiąść z jednej linii do drugiej, można to zrobić w ciągu 60 minut i wtedy jedzie się na tym samym bilecie (oczywiście trzeba użyć tej samej karty). Na koniec dnia z konta bankowego ściągana jest odpowiednia kwota (uwzględniająca liczbę zakupionych biletów i przejechanych stref).
Jak takie podróżowanie wygląda w praktyce? Autobusy są dość punktualne, z kilkuminutową tolerancją (dwa razy zdarzyło nam się dłuższe opóźnienie). Przed wejściem (czy to na przystanku czy na dworcu) wszyscy ustawiają się grzecznie przed drzwiami kierowcy, a wychodzący używają innych drzwi. Pojazdy, w szczególności te przemierzające dalsze strefy, bardziej przypominają niezgorsze autokary – są czyste, wygodne, każde stanowisko ma indywidualnie sterowaną klimatyzację, oświetlenie i gniazdo USB (w jednym było szybkie ładowanie oraz stoliki w oparciach). Na ekranach wyświetlają się zasady podróżowania (w tym dot. używania kart płatniczych) oraz nazwy kolejnych przystanków. W liniach dalekobieżnych kierowca otworzy luk bagażowy, gdy widzi na przystanku ludzi z pokaźnymi zakupami czy bagażami, ale wpuści tylko tylu pasażerów, ile jest miejsc – nikt nie stoi, nie ma tłoku (był przypadek, gdy 3 osoby musiały zostać na przystanku – współczułem, bo kolejny autobus w tamtej miejscowości był dopiero za 40 minut). Z kolei w naszej linii, którą podróżowaliśmy do i ze stolicy, dwa czy trzy razy było tłoczno. I jeszcze taka ciekawostka: przed rozpoczęciem kursu kierowca dmucha w alkomat…
Centralnym punktem komunikacyjnym jest dworzec w Palma de Mallorca. Jest podziemny, dość porządny, ale przeokrutnie duszny. Porządna jednak na pewno nie jest dworcowa toaleta (tak męska, jak i damska), w której po prostu cuchnęło każdego z 4 dni, w których mieliśmy konieczność jej odwiedzenia.
Majorkańskie autobusy z zewnątrz wyglądają tak:
Na koniec tego wątku ważna informacja: opisane wyżej zasady podróżowania dotyczą linii międzymiastowych, po samej stolicy wyspy kursują autobusy innego przewoźnika (w kolorze zielonym), wg innych stawek i zasad nabywania biletów.
Podsumowując: autobusami po wyspie jeździ się wygodnie i szybko, trasy często prowadzą autostradami. Dotarliśmy niemal wszędzie, gdzie zamierzaliśmy, odpuściliśmy jedynie dwa miejsca, do których podróż z naszej miejscowości trwałaby za długo. A gdzie dotarliśmy, o tym w następnych postach
