Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od ponad 14 lat!
Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Tegoroczny wakacyjny urlop – jak to już mamy w zwyczaju – ponownie spędzaliśmy w gorącym miejscu. Tym razem postanowiliśmy jednak zmienić klimat i po ubiegłych latach w klimatach cypryjsko-greckich, tym razem przyszła kolej na Hiszpanię, tak wyczekiwaną przez starszego syna. Niemniej zachęcam do zapoznania się z moimi poprzednimi fotorelacjami z: Pafos, Zakynthos oraz Rodos. A tymczasem – Majorka
Przed wyjazdem dokładnie zaplanowaliśmy, co na wyspie chcemy zobaczyć. Miejsc tych trochę było, toteż najlepszym środkiem lokomocji uznaliśmy auto. Po przyjeździe jednak, z przyczyn losowo-(nazwijmy to) technicznych, z wypożyczenia auta zrezygnowaliśmy i do poszczególnych miejsc udawaliśmy się komunikacją zbiorową. O tej zresztą trzeba napisać szerzej, bowiem jest ona na Majorce fantastyczna. Podróżować można tam autobusami, pociągami oraz metrem. Sieć połączeń ułożona jest tak, że dojechać można chyba w każdy zakątek wyspy. Dla nas najwygodniejszy był autobus. Znalezienie właściwego połączenia jest banalne, oficjalna strona przewoźnika działa na podobnej zasadzie jak nasza jakdojade – mamy tam dokładną mapę z trasą, przystankami i rozkładem oraz możliwością zakupu biletów. Koszt ich zależy od liczby stref, które pokonuje się w ramach przejazdu (wyspa podzielona jest na bodaj 5 stref). Oprócz online, bilety można kupić u kierowcy (nie opłaca się, blisko 2x drożej, sam przewoźnik zresztą odradza tę formę z uwagi na opóźnianie podróży) oraz przystawiając zbliżeniową kartę płatniczą do terminala przy wejściu. I to jest najbardziej opłacalna i najszerzej promowana opcja, gdyż na jedną kartę można „nabić” do 5 biletów (kartę przykłada się wtedy 5x do terminala), przy czym bilet każdej kolejnej osoby kosztuje mniej od kilkunastu do kilkudziesięciu eurocentów (w zależności od strefy). Co ważne, przed wyjściem na swoim przystanku należy ponownie przystawić do terminala kartę, na którą wbiło się bilety (tyle razy, ile biletów się kupiło), aby w ten sposób zakończyć podróż – w przeciwnym razie do każdego biletu zostanie doliczonych 30 eurocentów. Gdyby zaś chcieć się przesiąść z jednej linii do drugiej, można to zrobić w ciągu 60 minut i wtedy jedzie się na tym samym bilecie (oczywiście trzeba użyć tej samej karty). Na koniec dnia z konta bankowego ściągana jest odpowiednia kwota (uwzględniająca liczbę zakupionych biletów i przejechanych stref).
Jak takie podróżowanie wygląda w praktyce? Autobusy są dość punktualne, z kilkuminutową tolerancją (dwa razy zdarzyło nam się dłuższe opóźnienie). Przed wejściem (czy to na przystanku czy na dworcu) wszyscy ustawiają się grzecznie przed drzwiami kierowcy, a wychodzący używają innych drzwi. Pojazdy, w szczególności te przemierzające dalsze strefy, bardziej przypominają niezgorsze autokary – są czyste, wygodne, każde stanowisko ma indywidualnie sterowaną klimatyzację, oświetlenie i gniazdo USB (w jednym było szybkie ładowanie oraz stoliki w oparciach). Na ekranach wyświetlają się zasady podróżowania (w tym dot. używania kart płatniczych) oraz nazwy kolejnych przystanków. W liniach dalekobieżnych kierowca otworzy luk bagażowy, gdy widzi na przystanku ludzi z pokaźnymi zakupami czy bagażami, ale wpuści tylko tylu pasażerów, ile jest miejsc – nikt nie stoi, nie ma tłoku (był przypadek, gdy 3 osoby musiały zostać na przystanku – współczułem, bo kolejny autobus w tamtej miejscowości był dopiero za 40 minut). Z kolei w naszej linii, którą podróżowaliśmy do i ze stolicy, dwa czy trzy razy było tłoczno. I jeszcze taka ciekawostka: przed rozpoczęciem kursu kierowca dmucha w alkomat…
Centralnym punktem komunikacyjnym jest dworzec w Palma de Mallorca. Jest podziemny, dość porządny, ale przeokrutnie duszny. Porządna jednak na pewno nie jest dworcowa toaleta (tak męska, jak i damska), w której po prostu cuchnęło każdego z 4 dni, w których mieliśmy konieczność jej odwiedzenia.
Majorkańskie autobusy z zewnątrz wyglądają tak:
Na koniec tego wątku ważna informacja: opisane wyżej zasady podróżowania dotyczą linii międzymiastowych, po samej stolicy wyspy kursują autobusy innego przewoźnika (w kolorze zielonym), wg innych stawek i zasad nabywania biletów.
Podsumowując: autobusami po wyspie jeździ się wygodnie i szybko, trasy często prowadzą autostradami. Dotarliśmy niemal wszędzie, gdzie zamierzaliśmy, odpuściliśmy jedynie dwa miejsca, do których podróż z naszej miejscowości trwałaby za długo. A gdzie dotarliśmy, o tym w następnych postach
Przed wyjazdem dokładnie zaplanowaliśmy, co na wyspie chcemy zobaczyć. Miejsc tych trochę było, toteż najlepszym środkiem lokomocji uznaliśmy auto. Po przyjeździe jednak, z przyczyn losowo-(nazwijmy to) technicznych, z wypożyczenia auta zrezygnowaliśmy i do poszczególnych miejsc udawaliśmy się komunikacją zbiorową. O tej zresztą trzeba napisać szerzej, bowiem jest ona na Majorce fantastyczna. Podróżować można tam autobusami, pociągami oraz metrem. Sieć połączeń ułożona jest tak, że dojechać można chyba w każdy zakątek wyspy. Dla nas najwygodniejszy był autobus. Znalezienie właściwego połączenia jest banalne, oficjalna strona przewoźnika działa na podobnej zasadzie jak nasza jakdojade – mamy tam dokładną mapę z trasą, przystankami i rozkładem oraz możliwością zakupu biletów. Koszt ich zależy od liczby stref, które pokonuje się w ramach przejazdu (wyspa podzielona jest na bodaj 5 stref). Oprócz online, bilety można kupić u kierowcy (nie opłaca się, blisko 2x drożej, sam przewoźnik zresztą odradza tę formę z uwagi na opóźnianie podróży) oraz przystawiając zbliżeniową kartę płatniczą do terminala przy wejściu. I to jest najbardziej opłacalna i najszerzej promowana opcja, gdyż na jedną kartę można „nabić” do 5 biletów (kartę przykłada się wtedy 5x do terminala), przy czym bilet każdej kolejnej osoby kosztuje mniej od kilkunastu do kilkudziesięciu eurocentów (w zależności od strefy). Co ważne, przed wyjściem na swoim przystanku należy ponownie przystawić do terminala kartę, na którą wbiło się bilety (tyle razy, ile biletów się kupiło), aby w ten sposób zakończyć podróż – w przeciwnym razie do każdego biletu zostanie doliczonych 30 eurocentów. Gdyby zaś chcieć się przesiąść z jednej linii do drugiej, można to zrobić w ciągu 60 minut i wtedy jedzie się na tym samym bilecie (oczywiście trzeba użyć tej samej karty). Na koniec dnia z konta bankowego ściągana jest odpowiednia kwota (uwzględniająca liczbę zakupionych biletów i przejechanych stref).
Jak takie podróżowanie wygląda w praktyce? Autobusy są dość punktualne, z kilkuminutową tolerancją (dwa razy zdarzyło nam się dłuższe opóźnienie). Przed wejściem (czy to na przystanku czy na dworcu) wszyscy ustawiają się grzecznie przed drzwiami kierowcy, a wychodzący używają innych drzwi. Pojazdy, w szczególności te przemierzające dalsze strefy, bardziej przypominają niezgorsze autokary – są czyste, wygodne, każde stanowisko ma indywidualnie sterowaną klimatyzację, oświetlenie i gniazdo USB (w jednym było szybkie ładowanie oraz stoliki w oparciach). Na ekranach wyświetlają się zasady podróżowania (w tym dot. używania kart płatniczych) oraz nazwy kolejnych przystanków. W liniach dalekobieżnych kierowca otworzy luk bagażowy, gdy widzi na przystanku ludzi z pokaźnymi zakupami czy bagażami, ale wpuści tylko tylu pasażerów, ile jest miejsc – nikt nie stoi, nie ma tłoku (był przypadek, gdy 3 osoby musiały zostać na przystanku – współczułem, bo kolejny autobus w tamtej miejscowości był dopiero za 40 minut). Z kolei w naszej linii, którą podróżowaliśmy do i ze stolicy, dwa czy trzy razy było tłoczno. I jeszcze taka ciekawostka: przed rozpoczęciem kursu kierowca dmucha w alkomat…
Centralnym punktem komunikacyjnym jest dworzec w Palma de Mallorca. Jest podziemny, dość porządny, ale przeokrutnie duszny. Porządna jednak na pewno nie jest dworcowa toaleta (tak męska, jak i damska), w której po prostu cuchnęło każdego z 4 dni, w których mieliśmy konieczność jej odwiedzenia.
Majorkańskie autobusy z zewnątrz wyglądają tak:
Na koniec tego wątku ważna informacja: opisane wyżej zasady podróżowania dotyczą linii międzymiastowych, po samej stolicy wyspy kursują autobusy innego przewoźnika (w kolorze zielonym), wg innych stawek i zasad nabywania biletów.
Podsumowując: autobusami po wyspie jeździ się wygodnie i szybko, trasy często prowadzą autostradami. Dotarliśmy niemal wszędzie, gdzie zamierzaliśmy, odpuściliśmy jedynie dwa miejsca, do których podróż z naszej miejscowości trwałaby za długo. A gdzie dotarliśmy, o tym w następnych postach
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Dzień pierwszy: Sóller, Port de Sóller
Pierwsza nasza wycieczka obejmowała podróż z Palmy de Mallorca na północny-zachód wyspy: do Sóller jedzie się zabytkowym pociągiem (ok. 1h), a następnie do pobliskiego Port de Sóller zabytkowym tramwajem (niecały kwadrans). Oczywiście dotrzeć można tam również tradycyjnymi środkami lokomocji, ale to właśnie te powyższe stanowią główną atrakcję.
Wyjeżdżając ze stacji w Palma de Mallorca, kilka pierwszych minut przemierzamy ulicami miasta. Następnie mijamy wiejskie krajobrazy wyspy, przejeżdżamy przez wysokie nasypy oraz liczne tunele, z których najdłuższy liczy ok. 3 km długości (siedzimy wówczas niemal w całkowitej ciemności). Muszę przyznać, że podróż była bardzo przyjemna, przy czym dla uniknięcia powtórki z rozrywki, drogę powrotną zdecydowaliśmy się spędzić na platformie pomiędzy wagonami (podobnie postąpiliśmy z tramwajem).
Samo Sóller to nic specjalnego, opinie o uroku tego miejsca są zdecydowanie przesadzone. Wszystko skupia się na niewielkim rynku, na którym wyróżnia się kościół św. Bartłomieja. Poza nim blisko godzinny spacer nie ukazał nam nic wartego odnotowania.
Rozczarowani, wcześniej niż planowaliśmy, udaliśmy się na przystanek tramwajowy w celu dotarcia do Port de Sóller. Sama podróż tramwajem przyjemna, choć tu także nie obyło się bez rozczarowania spowodowanego naszą wiarą w „folderowe” opisy, iż na wyciągnięcie ręki mijać będziemy drzewa cytrusowe. Napisać, że to duża przesada, to jak nic nie napisać. Drzewek na trasie było niewiele, zaś aby je dosięgnąć trzeba by umieć z rękami robić to samo co komiksowy Plastic Man. Zresztą, jak zauważyliśmy w drodze powrotnej, znacznie bliżej do cytrusów było w jednym miejscu na trasie pociągu, ale i tak nie do dosięgnięcia.
Port de Sóller to niewielka nadmorska mieścina. Do zwiedzania nadaje się średnio, ale nie mogę jej odmówić swoistego, „leniwego” uroku (pomimo licznych turystów).
Po obiedzie organizujemy sobie spacer po okolicy, po czym wracamy tramwajem do Sóller, a następnie pociągiem do Palmy. Stamtąd już tylko autobus do Palmanovy i po całym dniu w drodze można jeszcze załapać się na drinka przy hotelowym basenie
Podsumowując: opisana wycieczka jest żelaznym elementem programów biur podróży, czasami połączonych z rejsem łodzią lub innym punktem. Nam wystarczyła sama przejażdżka zabytkowymi środkami transportu, co przyniosło najciekawsze doznania. Zaś po powyższych miejscowościach spodziewaliśmy się nieco więcej (przede wszystkim po Sóller). Niemniej, podróż pociągiem i tramwajem (zwłaszcza powrotna, na zewnątrz) zrobiła robotę.
Pierwsza nasza wycieczka obejmowała podróż z Palmy de Mallorca na północny-zachód wyspy: do Sóller jedzie się zabytkowym pociągiem (ok. 1h), a następnie do pobliskiego Port de Sóller zabytkowym tramwajem (niecały kwadrans). Oczywiście dotrzeć można tam również tradycyjnymi środkami lokomocji, ale to właśnie te powyższe stanowią główną atrakcję.
Wyjeżdżając ze stacji w Palma de Mallorca, kilka pierwszych minut przemierzamy ulicami miasta. Następnie mijamy wiejskie krajobrazy wyspy, przejeżdżamy przez wysokie nasypy oraz liczne tunele, z których najdłuższy liczy ok. 3 km długości (siedzimy wówczas niemal w całkowitej ciemności). Muszę przyznać, że podróż była bardzo przyjemna, przy czym dla uniknięcia powtórki z rozrywki, drogę powrotną zdecydowaliśmy się spędzić na platformie pomiędzy wagonami (podobnie postąpiliśmy z tramwajem).
Samo Sóller to nic specjalnego, opinie o uroku tego miejsca są zdecydowanie przesadzone. Wszystko skupia się na niewielkim rynku, na którym wyróżnia się kościół św. Bartłomieja. Poza nim blisko godzinny spacer nie ukazał nam nic wartego odnotowania.
Rozczarowani, wcześniej niż planowaliśmy, udaliśmy się na przystanek tramwajowy w celu dotarcia do Port de Sóller. Sama podróż tramwajem przyjemna, choć tu także nie obyło się bez rozczarowania spowodowanego naszą wiarą w „folderowe” opisy, iż na wyciągnięcie ręki mijać będziemy drzewa cytrusowe. Napisać, że to duża przesada, to jak nic nie napisać. Drzewek na trasie było niewiele, zaś aby je dosięgnąć trzeba by umieć z rękami robić to samo co komiksowy Plastic Man. Zresztą, jak zauważyliśmy w drodze powrotnej, znacznie bliżej do cytrusów było w jednym miejscu na trasie pociągu, ale i tak nie do dosięgnięcia.
Port de Sóller to niewielka nadmorska mieścina. Do zwiedzania nadaje się średnio, ale nie mogę jej odmówić swoistego, „leniwego” uroku (pomimo licznych turystów).
Po obiedzie organizujemy sobie spacer po okolicy, po czym wracamy tramwajem do Sóller, a następnie pociągiem do Palmy. Stamtąd już tylko autobus do Palmanovy i po całym dniu w drodze można jeszcze załapać się na drinka przy hotelowym basenie
Podsumowując: opisana wycieczka jest żelaznym elementem programów biur podróży, czasami połączonych z rejsem łodzią lub innym punktem. Nam wystarczyła sama przejażdżka zabytkowymi środkami transportu, co przyniosło najciekawsze doznania. Zaś po powyższych miejscowościach spodziewaliśmy się nieco więcej (przede wszystkim po Sóller). Niemniej, podróż pociągiem i tramwajem (zwłaszcza powrotna, na zewnątrz) zrobiła robotę.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
A metro w Palmie? To chyba nowa inwestycja. Ogólnie muszę się przyjrzeć Balearom. Dość zaskakujące że mają taką dobrą komunikację. Z reguły wyspy są pod tym względem trochę upośledzone.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Dzień drugi: Palma de Mallorca
Kolejny raz ze zwiedzaniem Majorki ograniczyliśmy do stolicy wyspy. Wjeżdżając do Palmy od południa, duże wrażenie robi port. Najpierw ogromne (naprawdę wielkie) wycieczkowce, a potem stopniowo mniejsze, ciągnące się jak okiem sięgnąć maszty jachtów. Kierując się na dworzec autobusowy, od tej strony miasta w oczy rzuca się tyleż dużo zieleni, jak i przestrzeni (zachodnia część jest pod tym względem znacznie mniej urokliwa). Sama Palma de Mallorca jest dużym miastem, w którym znajdziemy liczne zabytki, miejsca typowo rozrywkowe oraz dzielnice biedniejsze – zatem pełen przekrój.
Piesze zwiedzanie zaczynamy od zabytkowego centrum. Najpierw czeka na nas część komercyjna, gdzie widzimy takie coś: Na pewno jest banalne wytłumaczenie na to, jak on tak wisi
Potem część architektoniczna: Tu największe wrażenie robi monumentalna katedra La Seu:
I jeszcze chwila wytchnienia od słońca w królewskich ogrodach:
Na koniec, postanawiamy się „zgubić” w licznych uliczkach starówki:
A będąc już kawałek od centrum, z zewnątrz obserwujemy arenę do corridy (w tych godzinach zwiedzanie nie było możliwe, ale starszy syn i tak był w siódmym niebie):
Na pewno szkoda, że nie zwiedziliśmy zamku Bellver, ale było za gorąco i w konsekwencji za daleko, żeby do niego dotrzeć. Resztę stolicy, czy to pieszo czy przejazdami, bardzo z grubsza możemy uznać za odhaczoną.
Kolejny raz ze zwiedzaniem Majorki ograniczyliśmy do stolicy wyspy. Wjeżdżając do Palmy od południa, duże wrażenie robi port. Najpierw ogromne (naprawdę wielkie) wycieczkowce, a potem stopniowo mniejsze, ciągnące się jak okiem sięgnąć maszty jachtów. Kierując się na dworzec autobusowy, od tej strony miasta w oczy rzuca się tyleż dużo zieleni, jak i przestrzeni (zachodnia część jest pod tym względem znacznie mniej urokliwa). Sama Palma de Mallorca jest dużym miastem, w którym znajdziemy liczne zabytki, miejsca typowo rozrywkowe oraz dzielnice biedniejsze – zatem pełen przekrój.
Piesze zwiedzanie zaczynamy od zabytkowego centrum. Najpierw czeka na nas część komercyjna, gdzie widzimy takie coś: Na pewno jest banalne wytłumaczenie na to, jak on tak wisi
Potem część architektoniczna: Tu największe wrażenie robi monumentalna katedra La Seu:
I jeszcze chwila wytchnienia od słońca w królewskich ogrodach:
Na koniec, postanawiamy się „zgubić” w licznych uliczkach starówki:
A będąc już kawałek od centrum, z zewnątrz obserwujemy arenę do corridy (w tych godzinach zwiedzanie nie było możliwe, ale starszy syn i tak był w siódmym niebie):
Na pewno szkoda, że nie zwiedziliśmy zamku Bellver, ale było za gorąco i w konsekwencji za daleko, żeby do niego dotrzeć. Resztę stolicy, czy to pieszo czy przejazdami, bardzo z grubsza możemy uznać za odhaczoną.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Dzień trzeci: Alcúdia
Alcúdia to kolejna miejscowość, której będąc na Majorce szkoda nie zobaczyć. Chodzi przede wszystkim o zabytkowe, otoczone murami, klimatyczne centrum.
Po części murów można spacerować, dzięki czemu obserwuje się m.in. codzienność mieszkańców, w tym ich pracę w przydomowych ogródkach znajdujących się tuż pod naszymi stopami. Fajne doświadczenie.
Starówka nie jest duża, ale urocza, toteż mamy ochotę przejść się jej uliczkami więcej niż raz.
Nieopodal znajdują się ruiny rzymskie, które jednak bez żalu sobie darujemy, udając się na dłuższy spacer do Port d’Alcúdia, czyli typowo rekreacyjnej okolicy. Choć „u nas” w Palmanovie warunki do plażowania były świetne, tak te w Alcúdi jeszcze lepsze, na co wpływ miała bardzo rozległa zatokowa plaża, płytka na kilkadziesiąt metrów od brzegu przejrzysta woda (płaska niczym tafla jeziora) oraz pełno rybek. Gdybyśmy drugi raz mieli pojechać na Majorkę, zatrzymalibyśmy się właśnie tam.
Alcúdia to kolejna miejscowość, której będąc na Majorce szkoda nie zobaczyć. Chodzi przede wszystkim o zabytkowe, otoczone murami, klimatyczne centrum.
Po części murów można spacerować, dzięki czemu obserwuje się m.in. codzienność mieszkańców, w tym ich pracę w przydomowych ogródkach znajdujących się tuż pod naszymi stopami. Fajne doświadczenie.
Starówka nie jest duża, ale urocza, toteż mamy ochotę przejść się jej uliczkami więcej niż raz.
Nieopodal znajdują się ruiny rzymskie, które jednak bez żalu sobie darujemy, udając się na dłuższy spacer do Port d’Alcúdia, czyli typowo rekreacyjnej okolicy. Choć „u nas” w Palmanovie warunki do plażowania były świetne, tak te w Alcúdi jeszcze lepsze, na co wpływ miała bardzo rozległa zatokowa plaża, płytka na kilkadziesiąt metrów od brzegu przejrzysta woda (płaska niczym tafla jeziora) oraz pełno rybek. Gdybyśmy drugi raz mieli pojechać na Majorkę, zatrzymalibyśmy się właśnie tam.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Dzień czwarty: Valldemossa, Deià
Ostatnia zaplanowana przez nas wycieczka. Z uwagi na ograniczenia w liczbie zdjęć, podzielę na dwa posty.
Valldemossa jest miastem szczególnie istotnym dla Polaków, jako że przez kilka miesięcy mieszkał w nim Fryderyk Chopin.
Miasto jest malowniczo położone w górzystej okolicy. Ze wszystkich odwiedzonych przez nas na Majorce, to było zdecydowanie najpiękniejsze.
Zaliczając tak lubiane przez nas uliczki, skierowaliśmy się do przypałacowych (czy obecnie – przyklasztornych) ogrodów w poszukiwaniu pomnika Chopina. Ten nie okazał się wprawdzie specjalnie okazały:
Muzeum Chopina i klasztor Kartuzów odpuszczamy, woląc chłonąć wspaniały klimat ulic tej uroczej miejscowości.
Następnie udajemy się na przystanek autobusowy w drodze do pobliskiego miasteczka Deià, które zobaczyć poleciła mi znajoma.
Ostatnia zaplanowana przez nas wycieczka. Z uwagi na ograniczenia w liczbie zdjęć, podzielę na dwa posty.
Valldemossa jest miastem szczególnie istotnym dla Polaków, jako że przez kilka miesięcy mieszkał w nim Fryderyk Chopin.
Miasto jest malowniczo położone w górzystej okolicy. Ze wszystkich odwiedzonych przez nas na Majorce, to było zdecydowanie najpiękniejsze.
Zaliczając tak lubiane przez nas uliczki, skierowaliśmy się do przypałacowych (czy obecnie – przyklasztornych) ogrodów w poszukiwaniu pomnika Chopina. Ten nie okazał się wprawdzie specjalnie okazały:
Muzeum Chopina i klasztor Kartuzów odpuszczamy, woląc chłonąć wspaniały klimat ulic tej uroczej miejscowości.
Następnie udajemy się na przystanek autobusowy w drodze do pobliskiego miasteczka Deià, które zobaczyć poleciła mi znajoma.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Dzień czwarty: Valldemossa, Deià cd.
10-kilometrowa podróż jest pod względem krajobrazowym tym ciekawsza, im bardziej zbliżamy się do punktu docelowego, a to za sprawą coraz bardziej krętych i coraz wyżej położonych, wąskich dróg. A gdy autobus toczy się za trenującymi podjazd kolarzami, tym dokładniej można podziwiać górski krajobraz z domostwami położonymi na zboczach.
Deià to bardzo cicha mieścina, taka trochę Valldemossa w wersji mini, tylko ze znikomą liczbą turystów oraz bardziej stromymi uliczkami.
W najwyżej położonej części miasteczka znajduje się kościół św. Jana Chrzciciela (nic specjalnego), obok którego roztacza się taki punkt widokowy:
Ogólnie krótki spacer i wracamy. W sumie – bez większego żalu można sobie tę wizytę darować i zamiast niej więcej czasu spędzić w Valldemossie.
Na zakończenie:
Miejsca, które zobaczyć planowaliśmy, a które ostatecznie odpuściliśmy, to w szczególności Smocze Jaskinie i przylądek Formentor. Generalnie na Majorce jest co zwiedzać i dużym marnotrawstwem byłoby przyjechanie tam tylko w celach wypoczynkowych. Nas najbardziej urzekły Valldemossa oraz Alcúdia, bardzo miło wspominać będziemy podróż zabytkowym pociągiem. Jak zresztą cały urlop na Majorce.
10-kilometrowa podróż jest pod względem krajobrazowym tym ciekawsza, im bardziej zbliżamy się do punktu docelowego, a to za sprawą coraz bardziej krętych i coraz wyżej położonych, wąskich dróg. A gdy autobus toczy się za trenującymi podjazd kolarzami, tym dokładniej można podziwiać górski krajobraz z domostwami położonymi na zboczach.
Deià to bardzo cicha mieścina, taka trochę Valldemossa w wersji mini, tylko ze znikomą liczbą turystów oraz bardziej stromymi uliczkami.
W najwyżej położonej części miasteczka znajduje się kościół św. Jana Chrzciciela (nic specjalnego), obok którego roztacza się taki punkt widokowy:
Ogólnie krótki spacer i wracamy. W sumie – bez większego żalu można sobie tę wizytę darować i zamiast niej więcej czasu spędzić w Valldemossie.
Na zakończenie:
Miejsca, które zobaczyć planowaliśmy, a które ostatecznie odpuściliśmy, to w szczególności Smocze Jaskinie i przylądek Formentor. Generalnie na Majorce jest co zwiedzać i dużym marnotrawstwem byłoby przyjechanie tam tylko w celach wypoczynkowych. Nas najbardziej urzekły Valldemossa oraz Alcúdia, bardzo miło wspominać będziemy podróż zabytkowym pociągiem. Jak zresztą cały urlop na Majorce.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Sleepwalker - specjalista od wycieczek do ciepłych krajów.
Krajobraz, kamieniczki, roślinność rewelacyjne. Samochodem miejscowi podjeżdżają w każde miejsce? Tam przecież między kamieniczkami bardzo wąsko.
Krajobraz, kamieniczki, roślinność rewelacyjne. Samochodem miejscowi podjeżdżają w każde miejsce? Tam przecież między kamieniczkami bardzo wąsko.
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
W samej Palmie jak sprawdziłem jest dość drogo jeśli chodzi o noclegi. Inna sprawa, że rezerwacja na przyszły sezon letni to może być już za późno, bo na Booking jest informacja że ponad 70% miejscówek jest już zajęta. W każdym razie trochę mnie to zaskakuje że od 600 zł wzwyż. To w Kopenhadze mniej mi wyszło, a Dania jest jednak zdecydowanie droższym krajem od Hiszpanii. Konkurencja też mniejsza.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Dają radę Może niekoniecznie w każdy zaułek wjadą, ale auta się tam spotyka (za wyjątkiem starówki w Alcúdi, o ile mnie pamięć nie myli). Aczkolwiek generalnie ruch kołowy w tych miejscach jest bardzo niewielki, w porównaniu z takim starym miastem w Rodos, gdzie było pełno skuterów, tutaj pod tym względem o wiele spokojniej.
- sleepwalker
- User
- Posty: 267
- Rejestracja: 3 sty 2016, o 21:13
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Hiszpania: Majorka (sierpień/wrzesień 2024)
Tradycyjnie wyjdzie w praniu, z dużym wyprzedzeniem nie planujemy. Mam nadzieję, że zdrowie dopisze i zawodowo się nie pogorszy, więc będzie można się za czymś rozglądać. Ale to jeszcze trochę.