Małopolskie: W dolinie Popradu 21 stycznia 2024 roku
: 23 sty 2024, o 19:25
Trasa, którą przeszedłem w 3/4 po słowackiej stronie, chociaż z Polską cały czas widoczną na drugim brzegu, z widokami głównie na naszą stronę.
Żegiestów-Zdrój
Pierwsze wrażenie całkiem pozytywne. Nowy przyjemny budynek stacji kolejowej z dostępną darmową ubikacją i ciepłą poczekalnią. Na poziom peronu prowadzą schody z głównej drogi i winda (choć nie sprawdzałem czy działa). Żegiestów to podobno najmniejsze uzdrowisko w Polsce. No w planach to ono miało rozmach, ale dziś prawie wszystko jest pozamykane. Żółty budynek Warszawianki międzywojennego architekta Szyszko-Bohusza pozostał w niezłym stanie (w końcu zabytek architektury), ale wygląda na zamknięty. Dookoła natomiast stoją smutne pustostany bez drzwi i okien. Same nieudane inwestycje. W bocznej dolince jest duży Dom Zdrojowy. Chyba w trakcie renowacji. Z tyłu za nim stoi wysoki dźwig i generalnie wokół plac budowy. Ale nie dam głowy czy faktycznie w tygodniu tam pracują czy tak stoi od jakiegoś czasu. Do źródeł w głębi dolinki trudno dojść ze względu na tą budowę i bardzo śliski chodnik przypominający trochę bobslejową rynnę. Podszedłem natomiast pod neogotycką kaplicę św Kingi na górskim ryglu. Taras widokowy, dzwonnica, nieopodal wiata, tablica pamięci księdza Gurgacza. Tu i w Piwnicznej. To ofiara komunistycznych prześladowań z lat 50-tych ubiegłego wieku. Od kaplicy zejście leśnym chodnikiem obok kolejnych zrujnowanych pensjonatów. Przy drodze jedna ładna drewniana willa. Miejscami też ślisko, chociaż tu akurat odśnieżane. Poniżej uzdrowiska dochodzę wzdłuż głównej drogi do betonowej kładki przez Poprad. Pora iść na drugą stronę rzeki. Słowacki brzeg
Niedaleko za mostem mijam domek ze źródłem Sulinka zwanym też Johanus. Woda leje się z kranu całkiem sporym strumieniem. Nawet smaczna, choć czuć, że mocno zmineralizowana. Żelazista sądząc po czerwonym nalocie. Nieco dalej tuż nad brzegiem Popradu jest jeszcze druga podobna studzienka, tyle że wraz z kapliczką poświęconą w 2006 roku. Idąc na północ wzdłuż Popradu mijam niewielkie wioski: kolejno Mały Sulin, Zavodie, Medzibrodie i Kacze. W Małym Sulinie jest przystanek autobusów jadących do Starej Lubowli. W niedzielę jedyny kursuje koło 17. Inne wsie raczej są poza zasięgiem lokalnego zbiorkomu, co na Słowacji chyba jest rzadkością. Kolejne osady zajmują płaskie fragmenty teras głównie na łukach zakolowych. Ich polskie odpowiedniki leżą zazwyczaj w zupełnie innych punktach, stąd nowe mosty raczej szybko nie powstaną. Najbliżej jest chyba między Zavodiem a Zubrzykiem. Z przeciwległego brzegu dobrze widać stację kolejową po polskiej stronie oraz biały kościół czy cerkiew. W Zavodiu jest też mały cmentarzyk u podnóża stromej góry. Po drodze sporo jest też przydrożnych krzyży kamiennych, umiejscowionych głównie przy wejściach do wsi. W Medzibrodiu kiedyś istniała baza turystyczna. Budynek ten przypomina małą wiejską szkołę, ale dziś jest zamknięty na cztery spusty. Popas można sobie zrobić w małym lasku sosnowym po drugiej stronie drogi. Są tam ławeczki i miejsce na ognisko. W kilku miejscach dolina się zwęża a ze stoków wzgórz sterczą skałki. Nie jest to może przełom pieniński, ale widoki ładne. Za wsią Kacze nieoczekiwanie natykam się na schowaną w wąwozie osadę cygańską. W odróżnieniu od Cigelki było tu jednak zupełnie spokojnie. Ani żywej duszy. Dopiero potem już w Mniszku minąłem trójkę Romów - dziewczynę i dwóch małych chłopaków. Myślałem, że z Mniszka do Piwnicznej przejdę sobie starą drogą po tej samej stronie Popradu. Na pagórku w lesie przy właściwej granicy czeka mnie jednak niespodzianka. Droga jest całkowicie zabarykadowana. Na jej środku stoi namiot wojskowy. Podszedłem, bo ze znaków i napisów wynikało jedynie, że jest tu strefa osuwisk, więc samochody nie jeżdżą, ale człowiek może by i przeszedł. Niestety. Wyszedł do mnie dość niepozorny chłopaczek z karabinem i mówi, że siedzą tutaj i pilnują granicy, która jest zamknięta także dla pieszych. Chyba na stałe. Takie mają rozkazy. Ale nie ma to związku z zepsutą drogą. Cóż widać boimy się inwazji Słowaków. Wróciłem do Mniszka i przeszedłem nowym mostem do Łomnicy-Zdrój. Na moście też jest posterunek słowackich pograniczników, ale pieszych się w ogóle nie czepiają, zresztą samochody chyba też przepuszczają bez większego problemu.
Piwniczna
Do Piwnicznej idę więc główną drogą po polskiej stronie a w zasadzie biegnącą równolegle do niej ścieżką rowerową. Uzdrowisko Piwniczna jest takie nieskoncentrowane. Trochę ośrodków jest już przy wjeździe do miasta obok zielonego mostu. Więcej na Zawodziu, czyli za Popradem, ale w części południowej. Znajdująca się tam pijalnia to w zasadzie kawiarnia w stylu dworkowym. Na środku są jakieś kraniki, ale w tych warunkach większą atrakcją jest kawa i ciastka. Przed pijalnią rozciąga się mały park o tej porze roku niezbyt efektowny. Wcześniej jeszcze przy kładce nad Popradem stoi brama do parku leśnego, który zajmuje stoki góry Kicarz. Po drugiej stronie rzeki przy stacji kolejowej też jest rodzaj parku. Pełno tam kaczek i są ogródki dziecięce. Z kolei przy kościele parafialnym jest ogród z pomnikiem Jana Pawła II i dużym ołtarzem polowym na błoniu na dole. Szkoda tylko, że ogród jest zamknięty od ulicy, więc nie da się nim skrócić drogi do rynku. W środku głównego placu Piwnicznej obejrzeć można starą studnię tzw. kasztę. Kiedyś pamiętam był tam też stary wóz strażacki. Gdzieś widać znikł.
Ja szedłem na piechotę, ale poleciłbym szlak głównie na rowery. Praktycznie na całym odcinku biegnie dobra asfaltowa droga.
Nienagannie odśnieżona, choć w ciągu całej kilkugodzinnej marszruty minęły mnie dosłownie 3 samochody. Po drugiej stronie rzeki w tym czasie przejechało pewnie z tysiąc a może i więcej. No i z drogi za Popradem słychać a i oglądać też można czasami kursujące pociągi.
Trasa jest dobrze oznakowana. Drogowskazy są praktycznie w każdej mijanej wsi i na rozstajach.
Znaleźć też można turystyczne mapy a w kilku miejscach znajdują się zadaszone wiaty.
Co do kilometrażów to mam pewien problem, bo chyba przebieg szlaku do Piwnicznej uwzględniał jakąś dłuższą pętlę, skoro jeszcze z okolic Mniszka na znaku było tam ponad 16 km. Podejrzewam jednak, że z Żegiestowa-Zdroju do Piwnicznej zrobiłem te 20 km. Obejść musiałem pięć dużych zakoli rzeki.
Sam pomysł na tą wycieczkę pochodzi tak gdzieś sprzed 2-3 lat. Wtedy nie dało rady bo mieliśmy covid i na Słowację nie tylko nie dałoby się wejść, ale tamtejsi ludzie nie mogli nawet wychodzić do sklepu.
Żegiestów-Zdrój
Pierwsze wrażenie całkiem pozytywne. Nowy przyjemny budynek stacji kolejowej z dostępną darmową ubikacją i ciepłą poczekalnią. Na poziom peronu prowadzą schody z głównej drogi i winda (choć nie sprawdzałem czy działa). Żegiestów to podobno najmniejsze uzdrowisko w Polsce. No w planach to ono miało rozmach, ale dziś prawie wszystko jest pozamykane. Żółty budynek Warszawianki międzywojennego architekta Szyszko-Bohusza pozostał w niezłym stanie (w końcu zabytek architektury), ale wygląda na zamknięty. Dookoła natomiast stoją smutne pustostany bez drzwi i okien. Same nieudane inwestycje. W bocznej dolince jest duży Dom Zdrojowy. Chyba w trakcie renowacji. Z tyłu za nim stoi wysoki dźwig i generalnie wokół plac budowy. Ale nie dam głowy czy faktycznie w tygodniu tam pracują czy tak stoi od jakiegoś czasu. Do źródeł w głębi dolinki trudno dojść ze względu na tą budowę i bardzo śliski chodnik przypominający trochę bobslejową rynnę. Podszedłem natomiast pod neogotycką kaplicę św Kingi na górskim ryglu. Taras widokowy, dzwonnica, nieopodal wiata, tablica pamięci księdza Gurgacza. Tu i w Piwnicznej. To ofiara komunistycznych prześladowań z lat 50-tych ubiegłego wieku. Od kaplicy zejście leśnym chodnikiem obok kolejnych zrujnowanych pensjonatów. Przy drodze jedna ładna drewniana willa. Miejscami też ślisko, chociaż tu akurat odśnieżane. Poniżej uzdrowiska dochodzę wzdłuż głównej drogi do betonowej kładki przez Poprad. Pora iść na drugą stronę rzeki. Słowacki brzeg
Niedaleko za mostem mijam domek ze źródłem Sulinka zwanym też Johanus. Woda leje się z kranu całkiem sporym strumieniem. Nawet smaczna, choć czuć, że mocno zmineralizowana. Żelazista sądząc po czerwonym nalocie. Nieco dalej tuż nad brzegiem Popradu jest jeszcze druga podobna studzienka, tyle że wraz z kapliczką poświęconą w 2006 roku. Idąc na północ wzdłuż Popradu mijam niewielkie wioski: kolejno Mały Sulin, Zavodie, Medzibrodie i Kacze. W Małym Sulinie jest przystanek autobusów jadących do Starej Lubowli. W niedzielę jedyny kursuje koło 17. Inne wsie raczej są poza zasięgiem lokalnego zbiorkomu, co na Słowacji chyba jest rzadkością. Kolejne osady zajmują płaskie fragmenty teras głównie na łukach zakolowych. Ich polskie odpowiedniki leżą zazwyczaj w zupełnie innych punktach, stąd nowe mosty raczej szybko nie powstaną. Najbliżej jest chyba między Zavodiem a Zubrzykiem. Z przeciwległego brzegu dobrze widać stację kolejową po polskiej stronie oraz biały kościół czy cerkiew. W Zavodiu jest też mały cmentarzyk u podnóża stromej góry. Po drodze sporo jest też przydrożnych krzyży kamiennych, umiejscowionych głównie przy wejściach do wsi. W Medzibrodiu kiedyś istniała baza turystyczna. Budynek ten przypomina małą wiejską szkołę, ale dziś jest zamknięty na cztery spusty. Popas można sobie zrobić w małym lasku sosnowym po drugiej stronie drogi. Są tam ławeczki i miejsce na ognisko. W kilku miejscach dolina się zwęża a ze stoków wzgórz sterczą skałki. Nie jest to może przełom pieniński, ale widoki ładne. Za wsią Kacze nieoczekiwanie natykam się na schowaną w wąwozie osadę cygańską. W odróżnieniu od Cigelki było tu jednak zupełnie spokojnie. Ani żywej duszy. Dopiero potem już w Mniszku minąłem trójkę Romów - dziewczynę i dwóch małych chłopaków. Myślałem, że z Mniszka do Piwnicznej przejdę sobie starą drogą po tej samej stronie Popradu. Na pagórku w lesie przy właściwej granicy czeka mnie jednak niespodzianka. Droga jest całkowicie zabarykadowana. Na jej środku stoi namiot wojskowy. Podszedłem, bo ze znaków i napisów wynikało jedynie, że jest tu strefa osuwisk, więc samochody nie jeżdżą, ale człowiek może by i przeszedł. Niestety. Wyszedł do mnie dość niepozorny chłopaczek z karabinem i mówi, że siedzą tutaj i pilnują granicy, która jest zamknięta także dla pieszych. Chyba na stałe. Takie mają rozkazy. Ale nie ma to związku z zepsutą drogą. Cóż widać boimy się inwazji Słowaków. Wróciłem do Mniszka i przeszedłem nowym mostem do Łomnicy-Zdrój. Na moście też jest posterunek słowackich pograniczników, ale pieszych się w ogóle nie czepiają, zresztą samochody chyba też przepuszczają bez większego problemu.
Piwniczna
Do Piwnicznej idę więc główną drogą po polskiej stronie a w zasadzie biegnącą równolegle do niej ścieżką rowerową. Uzdrowisko Piwniczna jest takie nieskoncentrowane. Trochę ośrodków jest już przy wjeździe do miasta obok zielonego mostu. Więcej na Zawodziu, czyli za Popradem, ale w części południowej. Znajdująca się tam pijalnia to w zasadzie kawiarnia w stylu dworkowym. Na środku są jakieś kraniki, ale w tych warunkach większą atrakcją jest kawa i ciastka. Przed pijalnią rozciąga się mały park o tej porze roku niezbyt efektowny. Wcześniej jeszcze przy kładce nad Popradem stoi brama do parku leśnego, który zajmuje stoki góry Kicarz. Po drugiej stronie rzeki przy stacji kolejowej też jest rodzaj parku. Pełno tam kaczek i są ogródki dziecięce. Z kolei przy kościele parafialnym jest ogród z pomnikiem Jana Pawła II i dużym ołtarzem polowym na błoniu na dole. Szkoda tylko, że ogród jest zamknięty od ulicy, więc nie da się nim skrócić drogi do rynku. W środku głównego placu Piwnicznej obejrzeć można starą studnię tzw. kasztę. Kiedyś pamiętam był tam też stary wóz strażacki. Gdzieś widać znikł.