Małopolskie: Pogórze Wiśnickie - Z Melsztyna do Wojnicza 13 listopada 2021
: 13 lis 2021, o 23:08
Bodaj Norden informował tu kiedyś o podobnej wycieczce, ale nie mogę na tego posta trafić. Taka mniej więcej 5-godzinna trasa na Pogórzu Wiśnickim, przy jego wschodniej krawędzi z widokami na dolinę Dunajca i wyższe grzbiety Pogórza Rożnowskiego a może i Ciężkowickiego.
Ładna listopadowa sceneria. Dywany liści w niektórych miejscach skutecznie utrudniają przejście np. w ciekawym wąwozie lessowym pod Melsztynem. Trasa tam nieprzetarta i trochę karkołomna. Dopiero teraz widać jak dużo jest w drzewostanach modrzewi, które miejscami tworzą zwarte żółte grupy. Prócz tego ładne kapliczki i stare chaty pogórskie. Zabytkowa sędziwa lipa w wiosce Niwiny. Humorystycznym akcentem plakat w stylu westernowym z konterfektem obecnego premiera. W mieście takie cuda może nie dziwią, ale tu powieszony w zupełnej głuszy, na słupie w środku pola. Mniej więcej w połowie drogi popas w nieźle urządzonej przez miejscowe koło łowieckie wiacie. Rezerwat przyrodniczy na Panieńskiej Górze, chociaż o tej porze roku trudno szukać po nim storczyków. Zainteresował mnie napis przy wejściu: zabronione wchodzenie na mygły. Myślałem, że to jakieś kurhany albo bagna czy młaki. Okazuje się jednak, że chodzi o bale drzewne ułożone przy drodze w stosy po zrębie. Więc takie to trochę mało rezerwatowe obiekty. Na końcu Wojnicz trochę niestety w skrócie w zapadającym mroku. Ma ciekawy kościół z piękną sylwetką i trochę zaniedbany pałac otoczony parkiem. Rynek niestety mocno zdegradowany. O zmierzchu nie świeci się tam żadna lampa uliczna, działają aż dwa sklepy, a w otaczających plac domach pełne zaciemnienie jakby nikt tam nie mieszkał. Powiewa lekko trzecim światem, choć miejscowość z jakimś tam potencjałem. Tarnowskie Voyagery po epidemii niestety jeżdżą do Wojnicza bardzo rzadko i o złych porach, więc ich praktyczne znaczenie w celu turystycznym akurat jest niewielkie. Do Melsztyna jechałem całkiem wygodnym autokarem firmy Europol (Kraków-Gorlice). Co prawda kierowca nie ma zakodowanego przystanku Melsztyn (kurs jest przyspieszony), więc trzeba wykupić przejazd do Zakliczyna, ale dodaje ulgę 30%, więc zapewne wychodzi na równo jak nie taniej. I oczywiście wysadził mnie pod restauracją w Melsztynie. Powrót z Wojnicza przez Tarnów, możliwy jest też pewnie przez Brzesko jak zorientowałem się czekając na połączenie.
Na trasie teoretycznie dwa zamki. Ten w Melsztynie poważnie się odbudował.
Wieża donżon wygląda dość surowo, ale robi wrażenie nawet z daleka.
Widok z tarasu rozległy (zapewne) choć w listopadzie w dniu mglistym trudno się o tym jednoznacznie przekonać. Odwiedzających wcale nie tak mało - ciekawe czy docelowo będzie tam jakaś opłata.
Druga warownia o nazwie Trzewlin dość "teoretyczna". Są to dwa wzgórza w środku lasu rozcięte fosą i opatrzone tabliczką, ale zamku to się tam trzeba domyślać.
Bo nawet ruiny w Udorzu czy w dolinie Kluczwody zachowały jakieś marne resztki muru, a tutaj go zupełnie nie ma. Chyba tylko kilka kamieni przy wejściu na wzgórze z krzyżem jubileuszowym to jakieś autentyki, chociaż pomylić by je można z jakimś nowym umocnieniem ścieżki.
Jest jeszcze grodzisko w Zawadzie Lanckorońskiej koło Melsztyna, ale tam próżno szukać nawet śladów bez większego wtajemniczenia. Wg mapy to fragment wzgórza otoczony rachitycznym ogrodzeniem, ale z napisem, że teren jest prywatny i strzegą go groźne psy. Przekraczać i w safari się bawić nie będę.
Ładna listopadowa sceneria. Dywany liści w niektórych miejscach skutecznie utrudniają przejście np. w ciekawym wąwozie lessowym pod Melsztynem. Trasa tam nieprzetarta i trochę karkołomna. Dopiero teraz widać jak dużo jest w drzewostanach modrzewi, które miejscami tworzą zwarte żółte grupy. Prócz tego ładne kapliczki i stare chaty pogórskie. Zabytkowa sędziwa lipa w wiosce Niwiny. Humorystycznym akcentem plakat w stylu westernowym z konterfektem obecnego premiera. W mieście takie cuda może nie dziwią, ale tu powieszony w zupełnej głuszy, na słupie w środku pola. Mniej więcej w połowie drogi popas w nieźle urządzonej przez miejscowe koło łowieckie wiacie. Rezerwat przyrodniczy na Panieńskiej Górze, chociaż o tej porze roku trudno szukać po nim storczyków. Zainteresował mnie napis przy wejściu: zabronione wchodzenie na mygły. Myślałem, że to jakieś kurhany albo bagna czy młaki. Okazuje się jednak, że chodzi o bale drzewne ułożone przy drodze w stosy po zrębie. Więc takie to trochę mało rezerwatowe obiekty. Na końcu Wojnicz trochę niestety w skrócie w zapadającym mroku. Ma ciekawy kościół z piękną sylwetką i trochę zaniedbany pałac otoczony parkiem. Rynek niestety mocno zdegradowany. O zmierzchu nie świeci się tam żadna lampa uliczna, działają aż dwa sklepy, a w otaczających plac domach pełne zaciemnienie jakby nikt tam nie mieszkał. Powiewa lekko trzecim światem, choć miejscowość z jakimś tam potencjałem. Tarnowskie Voyagery po epidemii niestety jeżdżą do Wojnicza bardzo rzadko i o złych porach, więc ich praktyczne znaczenie w celu turystycznym akurat jest niewielkie. Do Melsztyna jechałem całkiem wygodnym autokarem firmy Europol (Kraków-Gorlice). Co prawda kierowca nie ma zakodowanego przystanku Melsztyn (kurs jest przyspieszony), więc trzeba wykupić przejazd do Zakliczyna, ale dodaje ulgę 30%, więc zapewne wychodzi na równo jak nie taniej. I oczywiście wysadził mnie pod restauracją w Melsztynie. Powrót z Wojnicza przez Tarnów, możliwy jest też pewnie przez Brzesko jak zorientowałem się czekając na połączenie.