Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 14 lat!
Lubuskie: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Województwo: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Małopolskie: Czchów (08.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Województwo: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Małopolskie: Czchów (08.07.2020)
Lubuskie: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Wycieczka o umownej nazwie "Nad dolną Wartą" rozpoczęła się w zasadzie nad Notecią w miasteczku Krzyż Wielkopolski, które poza tym, że jest węzłem kolejowym nie zasługuje raczej na większą uwagę.
Noclegi w Kostrzynie w pokoiku nad pizzerią w centrum miasta. Korzystałem z transportu publicznego, który w województwie lubuskim kursuje niestety rzadko i dość "nieprzewidywalnie". Lepiej przy tym funkcjonuje kolej niż komunikacja autobusowa (tylko państwowe PKS-y, nadspodziewanie drogie i zdecydowanie za duże w stosunku do potrzeb lokalsów, więc wożą powietrze). Jakby się komuś przydało tabliczka kursów z "dworca autobusowego" w Kostrzynie. Prawdę mówiąc w Gorzowie nie ma tego wiele więcej. Jeden kurs dziennie w danym kierunku to norma - oczywiście w dni robocze i dni nauki szkolnej. Prawie codziennie miałem jakąś "przygodę transportową". Najpierw na trasie z Santoka do Gorzowa sprzedający mi bilety konduktor nie uprzedził, że na stacji Gorzów Wlkp Wschodni powinienem się przesiąść do autobusu zastępczego. Za 5 dwunasta zorientowałem się na szczęście, że mój pociąg wraca z powrotem w kierunku Santoka i zdążyłem wysiąść zaczynając zwiedzanie Gorzowa z nieco innego miejsca. Autobus jadący rano do Słońska przejechał sobie przez dworzec w Kostrzyniu z tabliczką Kostrzyn na przodzie nawet się nie zatrzymując. Zaraz potem był kurs do Słubic i kierowca autobusu skontaktował się z tym "panem Ryśkiem", aby na mnie poczekał w Górzycy, więc go też szczęśliwie dogoniłem. Najwyraźniej to bardzo dziwne zjawisko, że ktoś rano chce jechać z Kostrzyna do Słońska i nie wie, że ten autobus w zasadzie to jedzie w odwrotnym kierunku. W ostatni dzień spóźniłem się pół godziny na ranny pociąg do Gorzowa. W gablocie wywiesili przyszły plan jazdy, mimo że sygnowany datą od 10 III 2019. Szczęściem okazało się, że skład i tak jest opóźniony o godzinę, więc w sumie to się nie spóźniłem a przyszedłem za wcześnie bo mógłbym jeszcze nawet z kwadrans pospać. Potem w czasie jazdy konduktorka hurtowo podpisywała uczniom liceum usprawiedliwienia.
Potem na chwilę zatrzymałem się w Santoku, w historycznym miejscu u ujścia Noteci do Warty.
Głównym punktem wędrówek były szlaki parku narodowego Ujście Warty, ale prócz tego zwiedziłem kilka okolicznych miast i miasteczek (Gorzów Wielkopolski, Kostrzyn nad Odrą, Witnica, Słońsk) dwukrotnie wyjeżdżając poza dolnowarciański region: raz na Pojezierze Myśliborskie do zabytkowego miasta Chojna, na koniec na Pojezierze Lubuskie w rejon Lubniewic.
Noclegi w Kostrzynie w pokoiku nad pizzerią w centrum miasta. Korzystałem z transportu publicznego, który w województwie lubuskim kursuje niestety rzadko i dość "nieprzewidywalnie". Lepiej przy tym funkcjonuje kolej niż komunikacja autobusowa (tylko państwowe PKS-y, nadspodziewanie drogie i zdecydowanie za duże w stosunku do potrzeb lokalsów, więc wożą powietrze). Jakby się komuś przydało tabliczka kursów z "dworca autobusowego" w Kostrzynie. Prawdę mówiąc w Gorzowie nie ma tego wiele więcej. Jeden kurs dziennie w danym kierunku to norma - oczywiście w dni robocze i dni nauki szkolnej. Prawie codziennie miałem jakąś "przygodę transportową". Najpierw na trasie z Santoka do Gorzowa sprzedający mi bilety konduktor nie uprzedził, że na stacji Gorzów Wlkp Wschodni powinienem się przesiąść do autobusu zastępczego. Za 5 dwunasta zorientowałem się na szczęście, że mój pociąg wraca z powrotem w kierunku Santoka i zdążyłem wysiąść zaczynając zwiedzanie Gorzowa z nieco innego miejsca. Autobus jadący rano do Słońska przejechał sobie przez dworzec w Kostrzyniu z tabliczką Kostrzyn na przodzie nawet się nie zatrzymując. Zaraz potem był kurs do Słubic i kierowca autobusu skontaktował się z tym "panem Ryśkiem", aby na mnie poczekał w Górzycy, więc go też szczęśliwie dogoniłem. Najwyraźniej to bardzo dziwne zjawisko, że ktoś rano chce jechać z Kostrzyna do Słońska i nie wie, że ten autobus w zasadzie to jedzie w odwrotnym kierunku. W ostatni dzień spóźniłem się pół godziny na ranny pociąg do Gorzowa. W gablocie wywiesili przyszły plan jazdy, mimo że sygnowany datą od 10 III 2019. Szczęściem okazało się, że skład i tak jest opóźniony o godzinę, więc w sumie to się nie spóźniłem a przyszedłem za wcześnie bo mógłbym jeszcze nawet z kwadrans pospać. Potem w czasie jazdy konduktorka hurtowo podpisywała uczniom liceum usprawiedliwienia.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Santok
Kiedyś kresowy gród na granicy Wielkopolski i Nowej Marchii o który toczyliśmy zażarte boje z Niemcami. Grodzisko znajduje się na lewym, bezludnym brzegu Warty - można się tam teoretycznie dostać promem. Dzisiejszy Santok to wieś ulicówka na prawym brzegu rzeki, na wąskim pasie pomiędzy korytem a stromą skarpą Pradoliny Toruńsko-Eberswaldzkiej. W centrum znajduje się nowo urządzony park, którego największą atrakcją jest węzeł hydrograficzny, czyli ujście Noteci do Warty. Z brzegów Noteci obejrzeć też można zgrabny most zwany od nazwiska konstruktora Mostem Swarta (Swartbrucke). Powyżej osady na krawędzi skarpy stoi dawna wieża widokowa wzniesiona w początku XX wieku przez Niemców. Nie jest to bynajmniej tzw. wieża Bismarcka, aczkolwiek budowano ją z pewnością w celu patriotyczno-propagandowym. Otacza ją głęboki rów, co mogłoby sugerować jej obronny charakter. Dziś wnętrze jest niedostępne i stanowi własność prywatną. Ale widoczek spod wieży warty jest chwili mozołu. Z tego miejsca robię sobie jeszcze 2-kilometrowy spacerek do urokliwego kościółka w sąsiedniej wiosce Gralewo. Mam szczęście, że akurat jest otwarty, więc mogę zobaczyć ołtarz i szeroki chór organowy. Z kolei muzeum grodu Santok zamknięte do 2020 roku ze względu na zmianę ekspozycji. Kształt dawnej osady słowiańskiej można obejrzeć na mapie przy muzeum oraz na dużym plakacie przy wjeździe do Santoka. Opuszczając wieś w kierunku stacji mijam kilka gniazd bocianich.
Gorzów Wielkopolski
Nie jest to bynajmniej najpiękniejsza stolica wojewódzka w Polsce. Miasto raczej mnie rozczarowało, chociaż oczywiście nie brakuje tam także ciekawych miejsc z potencjałem. Trafiło się, że centrum Gorzowa przeżywa chyba największy remont w historii. W Krakowie narzekamy na serię spiętrzonych renowacji, które wyłączyły z ruchu kilka ważnych ulic i linię tramwajową. W Gorzowie na czas remontu w ogóle zrezygnowali z tramwajów. Równocześnie rozkopano ulicę Sikorskiego, Dworcową i fragment bulwarów Chrobrego w centrum miasta. Dodatkowo remontują katedrę, która niedawno się spaliła oraz modernizują węzeł kolejowy. Pociągi odjeżdżają z jakiegoś bocznego toru, do którego z dworca PKP biegnie jedyna w swoim rodzaju slalomowa ścieżka "elfów". Równocześnie dość trudno też przekroczyć długą estakadę kolejową oddzielającą miasto od promenady nad Wartą. Ta estakada nie przypomina więc, póki co, słynnego wrocławskiego przejazdu, gdzie pod łukami znajdują się sklepy i knajpki. Promenada mimo to jest jednym z przyjemniejszych miejsc w Gorzowie z fontannami, ptasią wolierą, kilkoma pomnikami i rzeźbami i przycumowanym statkiem pasażerskim Królowa Jadwiga. Po drugiej stronie rzeki znajduje się nowy miejscowy landmark czyli tzw. Dominanta. Tylko że zdążyła się ona już chyba opatrzyć gorzowianom - w każdym razie z bliska robi znacznie słabsze wrażenie. Taka kopuła nad brudnym, zasikanym przejściem podziemnym - stanem utrzymania przypomina nieszczęsny dworzec PKS w Kielcach. Na wieżę można wejść - nie wyglądało na to, ale gdzieś z podziemi pojawił się pan z kluczem otwierając podwoje gorzowskiego "cudu". Panorama hm... powiedzmy taka sobie, zwłaszcza że widok przesłaniają wiszące "kiście" jakichś kabli elektrycznych. "Rumuńska" przygoda zdarzyła mi się z kolei w Parku Siemiradzkiego wg turystycznych aplikacji też uznawanego za jedną z większych atrakcji miasta nad Wartą. Trudno to nazwać nawet do końca parkiem - ot taki na wpół zdziczały starodrzew noszący ślady jakichś nieudanych inwestycji z różnych okresów. Środek zajmuje wielki amfiteatr do którego i tak nie idzie zajrzeć. Rzeczona przygoda zdarzyła mi się, gdy zapragnąłem już opuścić ten zapomniany przez boga fragment miasta i trafiłem przypadkowo na wielkie schody prowadzące przez stromą skarpę na punkt widokowy. Schody te są już na pół zarośnięte, beton tak gdzieś z wczesnego Gomułki powoli pęka, wokół pełno rozbitych szkieł, po zmroku doskonałe "żulia kingdom", a na dole dodatkowa niespodzianka - zamknięte. Na szczęście bramka była na tyle niska, że udało się ją jakoś sforsować od góry mimo sporego plecaka na grzbiecie.
Teraz plusy. Ładne arboretum otaczające willę Schroedera (oddział muzeum) we wschodniej części śródmieścia. Ogród w górnej części też zaniedbany, ale ma swój klimat. W sąsiedniej dolince nowoczesna filharmonia otoczona trawiastymi błoniami. Ładny park Wiosny Ludów ze stawem i kilkoma pomnikami w bliższej lub dalszej okolicy. Są postacie z gorzowskiego folkloru takie jak np. Szymon Gięty - miejscowy kloszard, który zasłynął kilkoma "akcjami" w latach PRL-u, np. przedefilował przebrany za kosmonautę przed trybuną honorową pełną genseków, cygańska poetka Papusza przed nowym budynkiem biblioteki czy żużlista miejscowej Stali Edward Jancarz. Na skwerze w centrum mamy też dość obsceniczny pomniczek zwany świńster z wyeksponowanymi genitaliami. Z kolei na rynku stoi okazała fontanna Paukscha z symbolicznymi postaciami np. piękną bamberką niosącą dwa wiadra wody (personifikacja rzeki Warty). Inny symbol miasta to kasety Stilon uwiecznione na muralu. Szlakiem z potencjałem jest także droga wzdłuż małej rzeki Kłodawki używanej kiedyś do napędzania miejscowych młynów. Na północ od rynku znajduje się tzw. Nowe Miasto z wysokim niebieskim wieżowcem mieszczącym urzędy wojewódzkie oraz dwoma placami Wojska Polskiego i Grunwaldzkim. Na tym drugim zawieszony jest przy pomniku tzw. dzwon pokoju. To miejsce rozmaitych patriotycznych uroczystości.
Kiedyś kresowy gród na granicy Wielkopolski i Nowej Marchii o który toczyliśmy zażarte boje z Niemcami. Grodzisko znajduje się na lewym, bezludnym brzegu Warty - można się tam teoretycznie dostać promem. Dzisiejszy Santok to wieś ulicówka na prawym brzegu rzeki, na wąskim pasie pomiędzy korytem a stromą skarpą Pradoliny Toruńsko-Eberswaldzkiej. W centrum znajduje się nowo urządzony park, którego największą atrakcją jest węzeł hydrograficzny, czyli ujście Noteci do Warty. Z brzegów Noteci obejrzeć też można zgrabny most zwany od nazwiska konstruktora Mostem Swarta (Swartbrucke). Powyżej osady na krawędzi skarpy stoi dawna wieża widokowa wzniesiona w początku XX wieku przez Niemców. Nie jest to bynajmniej tzw. wieża Bismarcka, aczkolwiek budowano ją z pewnością w celu patriotyczno-propagandowym. Otacza ją głęboki rów, co mogłoby sugerować jej obronny charakter. Dziś wnętrze jest niedostępne i stanowi własność prywatną. Ale widoczek spod wieży warty jest chwili mozołu. Z tego miejsca robię sobie jeszcze 2-kilometrowy spacerek do urokliwego kościółka w sąsiedniej wiosce Gralewo. Mam szczęście, że akurat jest otwarty, więc mogę zobaczyć ołtarz i szeroki chór organowy. Z kolei muzeum grodu Santok zamknięte do 2020 roku ze względu na zmianę ekspozycji. Kształt dawnej osady słowiańskiej można obejrzeć na mapie przy muzeum oraz na dużym plakacie przy wjeździe do Santoka. Opuszczając wieś w kierunku stacji mijam kilka gniazd bocianich.
Gorzów Wielkopolski
Nie jest to bynajmniej najpiękniejsza stolica wojewódzka w Polsce. Miasto raczej mnie rozczarowało, chociaż oczywiście nie brakuje tam także ciekawych miejsc z potencjałem. Trafiło się, że centrum Gorzowa przeżywa chyba największy remont w historii. W Krakowie narzekamy na serię spiętrzonych renowacji, które wyłączyły z ruchu kilka ważnych ulic i linię tramwajową. W Gorzowie na czas remontu w ogóle zrezygnowali z tramwajów. Równocześnie rozkopano ulicę Sikorskiego, Dworcową i fragment bulwarów Chrobrego w centrum miasta. Dodatkowo remontują katedrę, która niedawno się spaliła oraz modernizują węzeł kolejowy. Pociągi odjeżdżają z jakiegoś bocznego toru, do którego z dworca PKP biegnie jedyna w swoim rodzaju slalomowa ścieżka "elfów". Równocześnie dość trudno też przekroczyć długą estakadę kolejową oddzielającą miasto od promenady nad Wartą. Ta estakada nie przypomina więc, póki co, słynnego wrocławskiego przejazdu, gdzie pod łukami znajdują się sklepy i knajpki. Promenada mimo to jest jednym z przyjemniejszych miejsc w Gorzowie z fontannami, ptasią wolierą, kilkoma pomnikami i rzeźbami i przycumowanym statkiem pasażerskim Królowa Jadwiga. Po drugiej stronie rzeki znajduje się nowy miejscowy landmark czyli tzw. Dominanta. Tylko że zdążyła się ona już chyba opatrzyć gorzowianom - w każdym razie z bliska robi znacznie słabsze wrażenie. Taka kopuła nad brudnym, zasikanym przejściem podziemnym - stanem utrzymania przypomina nieszczęsny dworzec PKS w Kielcach. Na wieżę można wejść - nie wyglądało na to, ale gdzieś z podziemi pojawił się pan z kluczem otwierając podwoje gorzowskiego "cudu". Panorama hm... powiedzmy taka sobie, zwłaszcza że widok przesłaniają wiszące "kiście" jakichś kabli elektrycznych. "Rumuńska" przygoda zdarzyła mi się z kolei w Parku Siemiradzkiego wg turystycznych aplikacji też uznawanego za jedną z większych atrakcji miasta nad Wartą. Trudno to nazwać nawet do końca parkiem - ot taki na wpół zdziczały starodrzew noszący ślady jakichś nieudanych inwestycji z różnych okresów. Środek zajmuje wielki amfiteatr do którego i tak nie idzie zajrzeć. Rzeczona przygoda zdarzyła mi się, gdy zapragnąłem już opuścić ten zapomniany przez boga fragment miasta i trafiłem przypadkowo na wielkie schody prowadzące przez stromą skarpę na punkt widokowy. Schody te są już na pół zarośnięte, beton tak gdzieś z wczesnego Gomułki powoli pęka, wokół pełno rozbitych szkieł, po zmroku doskonałe "żulia kingdom", a na dole dodatkowa niespodzianka - zamknięte. Na szczęście bramka była na tyle niska, że udało się ją jakoś sforsować od góry mimo sporego plecaka na grzbiecie.
Teraz plusy. Ładne arboretum otaczające willę Schroedera (oddział muzeum) we wschodniej części śródmieścia. Ogród w górnej części też zaniedbany, ale ma swój klimat. W sąsiedniej dolince nowoczesna filharmonia otoczona trawiastymi błoniami. Ładny park Wiosny Ludów ze stawem i kilkoma pomnikami w bliższej lub dalszej okolicy. Są postacie z gorzowskiego folkloru takie jak np. Szymon Gięty - miejscowy kloszard, który zasłynął kilkoma "akcjami" w latach PRL-u, np. przedefilował przebrany za kosmonautę przed trybuną honorową pełną genseków, cygańska poetka Papusza przed nowym budynkiem biblioteki czy żużlista miejscowej Stali Edward Jancarz. Na skwerze w centrum mamy też dość obsceniczny pomniczek zwany świńster z wyeksponowanymi genitaliami. Z kolei na rynku stoi okazała fontanna Paukscha z symbolicznymi postaciami np. piękną bamberką niosącą dwa wiadra wody (personifikacja rzeki Warty). Inny symbol miasta to kasety Stilon uwiecznione na muralu. Szlakiem z potencjałem jest także droga wzdłuż małej rzeki Kłodawki używanej kiedyś do napędzania miejscowych młynów. Na północ od rynku znajduje się tzw. Nowe Miasto z wysokim niebieskim wieżowcem mieszczącym urzędy wojewódzkie oraz dwoma placami Wojska Polskiego i Grunwaldzkim. Na tym drugim zawieszony jest przy pomniku tzw. dzwon pokoju. To miejsce rozmaitych patriotycznych uroczystości.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Fajny wyjazd. Byłeś sam, czy z rodziną?
Gdzie noclegi?
Gdzie noclegi?
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Pierwszy nocleg w pociągu, potem kolejne 3 tak jak pisałem w Kostrzynie, ostatni we flixbusie. Generalnie na takich wyjazdach dużo się chodzi, mało się śpi
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Kostrzyn nad Odrą
W odróżnieniu od Gorzowa Kostrzyn sprawia miłe wrażenie. Miasto jest zadbane i pełne zieleni. W miejskim parku oraz na placu Wojska Polskiego w centrum ustawiono liczne figurki rozmaitych zwierzątek wykonane z większych lub mniejszych kamieni. W parku jest także cykl rzeźb przedstawiających dziecięcą orkiestrę. Na polu woodstockowym nie byłem - jest dość daleko od centrum no i to po prostu zwykła łąka. Jedyne ślady festiwalu to odrestaurowana wiata na przystanku autobusowym. Zabytków w tym powojennym Kostrzynie w zasadzie nie ma. Ciekawy, nowo odrestaurowany dwupoziomowy dworzec kolejowy. Na górze niezelektryfikowana linia do Gorzowa i Piły - część przedwojennego szlaku żelaznego Berlin - Królewiec. Na dole magistrala Szczecin - Rzepin. Na dworcu jest nawet hostel. Przy ulicy Piastowskiej biegnącej z dworca do centrum stoi duża ceglana chyba przedwojenna kamienica, czyli miejscowy Dom Turysty. Mimo szyldu przysiągłbym, że pensjonat jest zamknięty. Tak wyglądało, ale na bookingu można tam zarezerwować nocleg. Chyba, że otwierają go tylko w sezonie.
Stary Kostrzyn, czyli twierdza leży nad samą Odrą. Z dzisiejszego centrum idzie się tam przez dwa mosty oraz niezbyt piękną dzielnicę przygranicznych sklepów wolnocłowych. Miejsce jest klimatyczne i ma charakter dziwacznego parku. Na niektórych ulicach zachowały się stare bruki, schody do dawnych posesji, czasem jakieś okna do piwnic. Przy skrzyżowaniach drogowskazy w języku polskim i niemieckim. Do wnętrza kwartałów prowadzą jakieś dzikie ścieżki, ale nic specjalnego tam nie ma - tylko teren nierówny, pokryty gęstą roślinnością. Efekt jest całkiem ciekawy. Nie wszystko zostało jeszcze uprzątnięte i natkniemy się na znaki ostrzegające przed niebezpieczeństwem zawalenia się. Miałbym pomysł by w przyszłości stworzyć przy dawnych ulicach wielkie zielone makiety roślinne imitujące kamienice. Wystarczy zainstalować wysokie ramy dla płożących się bluszczów i innych roślin ozdobnych. Na centralnym placu (takiej trawiastej polanie) znajdują się ruiny kościoła. Samo przyziemie z drewnianym krzyżem w środku. Podobny obrys tworzy sąsiedni dawny zamek przy którym jest chyba największy betonowy placyk w twierdzy. Jeszcze jedną pozostałością dawnych lat jest odrestaurowany postument pomnika. Od strony Odry znajdują się nowo urządzone bastiony z widokową promenadą noszącą imię Kattego, nieszczęsnego kompana przyszłego cesarza Fryderyka II, który głową zapłacił za młodzieńcze wybryki następcy tronu. U podnóża bastionów przystań żeglugowa. W pobliżu mostu na Odrze w tzw. Bramie Berlińskiej punkt informacyjny, recepcja wycieczek i niewielka ekspozycja znalezisk z miasta oraz dzwonków z różnych stron świata. Witnica
Niewielkie miasteczko pomiędzy Kostrzynem a Gorzowem, które zwiedziłem w przeciągu półtorej godziny rankiem nazajutrz po przyjeździe. Jest tam wbrew pozorom całkiem sporo atrakcji. Naprzeciw wysokiego neogotyckiego kościoła znajduje się stary browar, niestety dostępny do zwiedzania jedynie w poniedziałki. Niestety ciężko w okolicy nabyć jego wyroby, a choćby w Krakowie kupiłem piwo Witnica. Jak widać system aprowizacji Lidlów, Biedronek i innych tego typu marketów nie uwzględnia zupełnie lokalnych specjałów a piwo wożą z Poznania a nawet z Żywca. Przy browarze jest tylko firmowa restauracja, ale o tej porze dnia zamknięta. Najciekawszym miejscem Witnicy jest Park Drogowskazów i Kamieni Milowych Cywilizacji. Oprócz repliki słynnego słupa drogowego z Konina zgromadzono tu wiele kamieni milowych, znaków pocztowych, tablic i drogowskazów. Są m.on. obrazy stworzone dla szosy brzeskiej - jednej z ważniejszych inwestycji drogowych w II Rzeczpospolitej. W części parku pokazano też nietypowe nazwy miejscowości w Polsce. Są też ślady dawnego przemysłu - koła młyńskie, jakieś przekładnie, rurociągi, itp. Podczas krótkiego spacerku mijam jeszcze Muzeum Oręża, niewielki dworek czyli tzw. złoty domek, ratusz przy rynku a także kilka ciekawie wykończonych domów. Nie odnalazłem miejscowej ścieżki dydaktycznej przy ulicy Energetyków. Czas mnie niestety naglił, musiałem wracać do pociągu na stację.
W odróżnieniu od Gorzowa Kostrzyn sprawia miłe wrażenie. Miasto jest zadbane i pełne zieleni. W miejskim parku oraz na placu Wojska Polskiego w centrum ustawiono liczne figurki rozmaitych zwierzątek wykonane z większych lub mniejszych kamieni. W parku jest także cykl rzeźb przedstawiających dziecięcą orkiestrę. Na polu woodstockowym nie byłem - jest dość daleko od centrum no i to po prostu zwykła łąka. Jedyne ślady festiwalu to odrestaurowana wiata na przystanku autobusowym. Zabytków w tym powojennym Kostrzynie w zasadzie nie ma. Ciekawy, nowo odrestaurowany dwupoziomowy dworzec kolejowy. Na górze niezelektryfikowana linia do Gorzowa i Piły - część przedwojennego szlaku żelaznego Berlin - Królewiec. Na dole magistrala Szczecin - Rzepin. Na dworcu jest nawet hostel. Przy ulicy Piastowskiej biegnącej z dworca do centrum stoi duża ceglana chyba przedwojenna kamienica, czyli miejscowy Dom Turysty. Mimo szyldu przysiągłbym, że pensjonat jest zamknięty. Tak wyglądało, ale na bookingu można tam zarezerwować nocleg. Chyba, że otwierają go tylko w sezonie.
Stary Kostrzyn, czyli twierdza leży nad samą Odrą. Z dzisiejszego centrum idzie się tam przez dwa mosty oraz niezbyt piękną dzielnicę przygranicznych sklepów wolnocłowych. Miejsce jest klimatyczne i ma charakter dziwacznego parku. Na niektórych ulicach zachowały się stare bruki, schody do dawnych posesji, czasem jakieś okna do piwnic. Przy skrzyżowaniach drogowskazy w języku polskim i niemieckim. Do wnętrza kwartałów prowadzą jakieś dzikie ścieżki, ale nic specjalnego tam nie ma - tylko teren nierówny, pokryty gęstą roślinnością. Efekt jest całkiem ciekawy. Nie wszystko zostało jeszcze uprzątnięte i natkniemy się na znaki ostrzegające przed niebezpieczeństwem zawalenia się. Miałbym pomysł by w przyszłości stworzyć przy dawnych ulicach wielkie zielone makiety roślinne imitujące kamienice. Wystarczy zainstalować wysokie ramy dla płożących się bluszczów i innych roślin ozdobnych. Na centralnym placu (takiej trawiastej polanie) znajdują się ruiny kościoła. Samo przyziemie z drewnianym krzyżem w środku. Podobny obrys tworzy sąsiedni dawny zamek przy którym jest chyba największy betonowy placyk w twierdzy. Jeszcze jedną pozostałością dawnych lat jest odrestaurowany postument pomnika. Od strony Odry znajdują się nowo urządzone bastiony z widokową promenadą noszącą imię Kattego, nieszczęsnego kompana przyszłego cesarza Fryderyka II, który głową zapłacił za młodzieńcze wybryki następcy tronu. U podnóża bastionów przystań żeglugowa. W pobliżu mostu na Odrze w tzw. Bramie Berlińskiej punkt informacyjny, recepcja wycieczek i niewielka ekspozycja znalezisk z miasta oraz dzwonków z różnych stron świata. Witnica
Niewielkie miasteczko pomiędzy Kostrzynem a Gorzowem, które zwiedziłem w przeciągu półtorej godziny rankiem nazajutrz po przyjeździe. Jest tam wbrew pozorom całkiem sporo atrakcji. Naprzeciw wysokiego neogotyckiego kościoła znajduje się stary browar, niestety dostępny do zwiedzania jedynie w poniedziałki. Niestety ciężko w okolicy nabyć jego wyroby, a choćby w Krakowie kupiłem piwo Witnica. Jak widać system aprowizacji Lidlów, Biedronek i innych tego typu marketów nie uwzględnia zupełnie lokalnych specjałów a piwo wożą z Poznania a nawet z Żywca. Przy browarze jest tylko firmowa restauracja, ale o tej porze dnia zamknięta. Najciekawszym miejscem Witnicy jest Park Drogowskazów i Kamieni Milowych Cywilizacji. Oprócz repliki słynnego słupa drogowego z Konina zgromadzono tu wiele kamieni milowych, znaków pocztowych, tablic i drogowskazów. Są m.on. obrazy stworzone dla szosy brzeskiej - jednej z ważniejszych inwestycji drogowych w II Rzeczpospolitej. W części parku pokazano też nietypowe nazwy miejscowości w Polsce. Są też ślady dawnego przemysłu - koła młyńskie, jakieś przekładnie, rurociągi, itp. Podczas krótkiego spacerku mijam jeszcze Muzeum Oręża, niewielki dworek czyli tzw. złoty domek, ratusz przy rynku a także kilka ciekawie wykończonych domów. Nie odnalazłem miejscowej ścieżki dydaktycznej przy ulicy Energetyków. Czas mnie niestety naglił, musiałem wracać do pociągu na stację.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Przyjemny wyjazd z tego wyszedł. Mnie też delikatnie rzecz ujmując Gorzów nie powalił na kolana.
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Ale fajny wyjazd. Ciekawa ta Witnica.
W samych Lubniewicach byłeś?
Dawno, dawno temu byłam 3 tygodnie pod namiotem nad Jeziorem Lubiąż. Bardzo ładna okolica.
Nad jeziorem jest duży park, zamek i strasznie zrujnowany pałac.
M.in. tam był kręcony film o Michalinie Wisłockiej.
W samych Lubniewicach byłeś?
Dawno, dawno temu byłam 3 tygodnie pod namiotem nad Jeziorem Lubiąż. Bardzo ładna okolica.
Nad jeziorem jest duży park, zamek i strasznie zrujnowany pałac.
M.in. tam był kręcony film o Michalinie Wisłockiej.
"...wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie, a przynajmniej to, że większość granic i lęków to tylko ułomność naszego umysłu, poza którą zaczyna się wolność..."
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
W Lubniewicach byłem w dniu ostatnim. Także w samym miasteczku. Ten zamek niestety obecnie jest niedostępny - zasieki z napisem własność prywatna, ale raczej nic tam ciekawego się nie dzieje i wygląda na opuszczony. Jeszcze o tych terenach napiszę w dalszym ciągu relacji. Jezioro Lubiąż jest przy samym miasteczku, a mnie pognało dalej nad bardziej oddalone od cywilizacji jezioro Lubniewsko nazywane też Nakońskim.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Chojna
Wycieczki w to miejsce nie planowałem wprawdzie przed wyjazdem. Ale widząc, że z Kostrzyna mam w tamtym kierunku niezłe połączenie - pociąg co 2 godziny, powrót możliwy nawet późnym wieczorem - postanowiłem wygospodarować parę godzin, aby odwiedzić to zabytkowe miasteczko w zachodniopomorskim. I Chojna mnie nie rozczarowała. Oczywiście starówka jak wszystkie centra miast na tym terenie została prawie całkowicie zniszczona w czasie ostatniej wojny, ale podobnie jak w Stargardzie w Chojnie jest przynajmniej kilka sporych osobliwości. Największą jest oczywiście olbrzymi kościół NMP, w pierwszej dziesiątce najwyższych w Polsce, ale też i kubaturowo bez wątpienia w czołówce. Wysoką spirę widać już z daleka z pociągu, pomimo tego, że tory od miasta oddziela niewielki pagórek. Jeszcze kilkanaście lat temu świątynia była ruiną. Dziś wyremontowano prawie cały dach i hełm wieży. Szkoda, że wewnątrz niestety nadal trwają prace przy więźbie dachowej, bo do środka wejść się nie dało - ale i to co na zewnątrz warte było wycieczki. Kościół zaprojektowany przez mistrza Henryka Brunsberga specjalizującego się w konstrukcjach ze specjalnie wypalanej, glazurowanej cegły, która przyjmuje nie tylko zwykły kolor, ale też zielony - co pięknie widać na laskowaniach z tyłu nawy. Galerię na wieży ozdabiają 4 wielkie posągi z każdej strony. Ciekawe są też współczesne rzeźbione drzwi w bocznej nawie - aż dziw, że zrobił je Czesiek Dźwigaj. W kościele nagrywano scenę ślubu z filmu Europa Larsa von Triera. Naprzeciwko wielkiej fary stoi gotycki ratusz - obecnie siedziba domu kultury i restauracji. Również tu widać misterne zdobienia elewacji stworzone przez pomorskiego mistrza. Ratusz jest zresztą także zaskakująco duży jak na kilkutysięczne dziś miasto. To jednak nie wszystkie zabytki i atrakcje Chojny. Wokół Starego Miasta zachował się prawie w całości obwód murów obronnych z kilkoma mniejszymi basztami oraz dwiema okazałymi bramami Świecką i Barnkowską. Szkoda że ich wyższe kondygnacje nie są udostępnione jako platformy widokowe. Byłoby z nich co podziwiać. Przechodzę kawałek za Bramę Świecką na duży cmentarz żołnierzy radzieckich aby zobaczyć znajdujące się w jego obrębie ruiny kaplicy szpitalnej św. Gertrudy. Potem wracam w północno-zachodni kąt miasta gdzie nad rzeką Rurzycą rośnie największy w Polsce platan zwany olbrzymem. Te drzewa o białej korze w Małopolsce praktycznie nie występują - na Pomorzu i Ziemi Lubuskiej jest ich sporo, m.in. w parkach Szczecina, Kostrzyna czy Gorzowa. Przy murze od strony wschodniej jest jeszcze ciekawy zespół klasztorny augustianów wraz z gotyckim kościołem św. Krzyża. Co ciekawe starówka Chojny nie pełni dziś funkcji centrum miasta, to przeniosło się bliżej stacji kolejowej na dawne przedmieście Barnkowskie. W obrębie murów jest wiele przestrzeni niezabudowanych, resztę pokrywają niewielkie parterowe domki przesiedleńców z Polski wschodniej, jest też trochę bloczków i nowych kamieniczek powstałych już po 1990 roku. Wracam na stację kolejową której dominantą jest wysoki magazyn przemysłowy czy spichlerz, na którego strychu wiją sobie gniazda ptaki.
Wycieczki w to miejsce nie planowałem wprawdzie przed wyjazdem. Ale widząc, że z Kostrzyna mam w tamtym kierunku niezłe połączenie - pociąg co 2 godziny, powrót możliwy nawet późnym wieczorem - postanowiłem wygospodarować parę godzin, aby odwiedzić to zabytkowe miasteczko w zachodniopomorskim. I Chojna mnie nie rozczarowała. Oczywiście starówka jak wszystkie centra miast na tym terenie została prawie całkowicie zniszczona w czasie ostatniej wojny, ale podobnie jak w Stargardzie w Chojnie jest przynajmniej kilka sporych osobliwości. Największą jest oczywiście olbrzymi kościół NMP, w pierwszej dziesiątce najwyższych w Polsce, ale też i kubaturowo bez wątpienia w czołówce. Wysoką spirę widać już z daleka z pociągu, pomimo tego, że tory od miasta oddziela niewielki pagórek. Jeszcze kilkanaście lat temu świątynia była ruiną. Dziś wyremontowano prawie cały dach i hełm wieży. Szkoda, że wewnątrz niestety nadal trwają prace przy więźbie dachowej, bo do środka wejść się nie dało - ale i to co na zewnątrz warte było wycieczki. Kościół zaprojektowany przez mistrza Henryka Brunsberga specjalizującego się w konstrukcjach ze specjalnie wypalanej, glazurowanej cegły, która przyjmuje nie tylko zwykły kolor, ale też zielony - co pięknie widać na laskowaniach z tyłu nawy. Galerię na wieży ozdabiają 4 wielkie posągi z każdej strony. Ciekawe są też współczesne rzeźbione drzwi w bocznej nawie - aż dziw, że zrobił je Czesiek Dźwigaj. W kościele nagrywano scenę ślubu z filmu Europa Larsa von Triera. Naprzeciwko wielkiej fary stoi gotycki ratusz - obecnie siedziba domu kultury i restauracji. Również tu widać misterne zdobienia elewacji stworzone przez pomorskiego mistrza. Ratusz jest zresztą także zaskakująco duży jak na kilkutysięczne dziś miasto. To jednak nie wszystkie zabytki i atrakcje Chojny. Wokół Starego Miasta zachował się prawie w całości obwód murów obronnych z kilkoma mniejszymi basztami oraz dwiema okazałymi bramami Świecką i Barnkowską. Szkoda że ich wyższe kondygnacje nie są udostępnione jako platformy widokowe. Byłoby z nich co podziwiać. Przechodzę kawałek za Bramę Świecką na duży cmentarz żołnierzy radzieckich aby zobaczyć znajdujące się w jego obrębie ruiny kaplicy szpitalnej św. Gertrudy. Potem wracam w północno-zachodni kąt miasta gdzie nad rzeką Rurzycą rośnie największy w Polsce platan zwany olbrzymem. Te drzewa o białej korze w Małopolsce praktycznie nie występują - na Pomorzu i Ziemi Lubuskiej jest ich sporo, m.in. w parkach Szczecina, Kostrzyna czy Gorzowa. Przy murze od strony wschodniej jest jeszcze ciekawy zespół klasztorny augustianów wraz z gotyckim kościołem św. Krzyża. Co ciekawe starówka Chojny nie pełni dziś funkcji centrum miasta, to przeniosło się bliżej stacji kolejowej na dawne przedmieście Barnkowskie. W obrębie murów jest wiele przestrzeni niezabudowanych, resztę pokrywają niewielkie parterowe domki przesiedleńców z Polski wschodniej, jest też trochę bloczków i nowych kamieniczek powstałych już po 1990 roku. Wracam na stację kolejową której dominantą jest wysoki magazyn przemysłowy czy spichlerz, na którego strychu wiją sobie gniazda ptaki.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Park Narodowy Ujście Warty
Dwie kilkugodzinne wycieczki piesze: jedna na polderze północnym, druga na południowym. Krajobrazowo ciut ciekawsza ta pierwsza część - ze względu na fragmenty zalesione i możliwość podejścia bliżej do samej Warty. Czapla wyskakująca prawie spod nóg to też moment bezcenny. Obie części dawnej delty śródlądowej przecięte są kanałami i rozlewiskami - na północy jest to tzw. Stara Warta, na południu dopływ Postomia. Wracając z Witnicy wysiadam w Dąbroszynie. Wieś rozciąga się na granicy łąk nadwarciańskich i stromej krawędzi pradoliny. U jej podnóża w starym parku znajduje się pałac zbudowany jeszcze w XVIII wieku przez pruskiego marszałka von Schoenninga. Po wojnie mieściły się tu jakieś szkoły, dzięki temu pałac dotrwał do naszych czasów w jako takim stanie, czego nie można powiedzieć o pobliskiej fabryczce, która upadła (dosłownie) wraz z likwidacją PGR-u. Przy sąsiadującym z rezydencją kościółku jest mała nekropolia rodu von Schoenning. W parku zachowało się ponadto kilka ozdobnych drzew oraz pomnik zwycięstwa (Wiktorii) ufundowany z okazji przybycia do rezydencji cesarza Fryderyka II. To w dolnym parku, a górny to już w zasadzie las z potężnymi dębami porastający skarpę wysoczyzny. Ciekawym miejscem jest tam świątynia Cecylii, której trochę się naszukałem nie mając dokładnej mapy nawet w aplikacji smartfona. Po godzinie spędzonej w dawnym pruskim majątku ruszam na nadrzeczne łąki, najpierw pasmem podmokłego lasu dochodząc do mostu i wiaty zwanej Dobroszyńską. Do tego miejsca można dojechać samochodem, bo przy moście parkuje Skoda. Dalej idę wzdłuż brzegu tzw. Starej Warty przerobionej w końcu XIX wieku na kanał melioracyjny. Dzisiejsza rzeka płynie jakiś kilometr na południe - jej koryto zobaczyć można wędrując wałem przeciwpowodziowym. Do Kostrzyna biegnie nim droga rowerowa z której korzystają stosunkowo często mieszkańcy wsi położonych dalej na wschód na polderze. Na koronie wału kolejna wiata. Z tego miejsca dojść można teoretycznie 500 m do głównego koryta Warty. Ale rozlewisko zatrzymało mnie już po jakichś 50 m. Pełno w tym miejscu ptaków, obejrzeć je można też z samego wału z pewnej odległości. Maszerując w stronę Kostrzyna mijam kilka obiektów hydrotechnicznych w tym zabytkową przepompownię - stację pomp w Warnikach. Wycieczkę na polder południowy zaczynam w Słońsku. To w zasadzie dawne zdegradowane miasteczko. Senny ryneczek leży w bok od głównej drogi. Stoi tu stary gotycki kościół z wieżą przebudowaną w XIX wieku a po drugiej stronie potoczku Łęcza ruiny komandorii Joannitów. Nie prezentują się one zbyt ciekawie i równie dobrze mogłyby to być resztki jakiegoś bloku mieszkalnego. Za strzałką ruszam drogą znaczoną gniazdami bocianimi do Przyborowa, ostatniej wioski przed granicą parku. Tam zaczyna się droga zwana "betonką" zbudowana z betonowych płyt. Wyprowadza na łąki nadwarciańskie o prowadzi równolegle do rozlanego koryta Postomii. Po drugiej stronie mostku Wysokińskiego podmokłe łąki na których pasie się stado krów. Ekologiczny nabiał, gdybyż jeszcze można go było gdzieś kupić na miejscu. Może w agro. Zaczyna się Rzeczpospolita Ptasia. Po rzece pływają łabędzie, na łąkach spacerują bociany, są też dzikie gęsi i kaczki. Innych ptaków nie kojarzę, chociaż na platformie widokowej rozrysowanych jest kilkadziesiąt występujących tu gatunków. Ścieżka dydaktyczna kończy się jakieś 2 km dalej przy następnym mostku i czatowni. W jej środku uwiły sobie gniazdo jaskółki, więc teraz co chwilę tu wpadają i zaglądają ciekawym okiem. Powrót tą samą drogą. W Słońsku trafiam jeszcze na stary cmentarz poniemiecki a w zasadzie lapidarium, czyli trochę nagrobków które ocalały z wojennej zawieruchy. W tym grób Polki/Niemki która (przed wojną? po wojnie?) jednoczyła mieszkańców Słońska/Sonnenburga.
Uzupełnieniem tych spacerów są dwa miejsca przy drodze do Kostrzyna. Przy wydmie zwanej Szczygielnik stoi wieża widokowa z panoramą południowego polderu i przyrodniczym placem zabaw - ścieżką zdrowia. Łąki przed nami to m.in. miejsca lęgowe czajek. W Chyrzynie na południowych rogatkach Kostrzyna mieści się dyrekcja parku a przy niej dwie ścieżki dydaktyczne: Mokradła i Ogród Zmysłów. Pierwsza wyprowadza nad rozlewiska Postomii u jej ujścia do Warty, a przy drodze znajduje się autentyczne żeremie bobrów. Druga zaprasza do zabawy na kilku stacjach ukazujących m.in. ślady rozmaitych zwierząt, domki dla ptaków czy rośliny wabiące motyle (to chyba w lecie). Rozwinąć tu można według nazwy różne zmysły, nie tylko wzrok - ale słuch (obiekty naśladujące głosy ptaków), dotyk (różne typy podłoża), smak (jadalne rośliny). Druga część ogrodu wygląda na raczej zaniedbaną. Zamiast miejsc edukacyjnych stoją tam rozmaite maszyny parkowe. Jest też duża wiata z grillem i pomost nad stawem.
Dwie kilkugodzinne wycieczki piesze: jedna na polderze północnym, druga na południowym. Krajobrazowo ciut ciekawsza ta pierwsza część - ze względu na fragmenty zalesione i możliwość podejścia bliżej do samej Warty. Czapla wyskakująca prawie spod nóg to też moment bezcenny. Obie części dawnej delty śródlądowej przecięte są kanałami i rozlewiskami - na północy jest to tzw. Stara Warta, na południu dopływ Postomia. Wracając z Witnicy wysiadam w Dąbroszynie. Wieś rozciąga się na granicy łąk nadwarciańskich i stromej krawędzi pradoliny. U jej podnóża w starym parku znajduje się pałac zbudowany jeszcze w XVIII wieku przez pruskiego marszałka von Schoenninga. Po wojnie mieściły się tu jakieś szkoły, dzięki temu pałac dotrwał do naszych czasów w jako takim stanie, czego nie można powiedzieć o pobliskiej fabryczce, która upadła (dosłownie) wraz z likwidacją PGR-u. Przy sąsiadującym z rezydencją kościółku jest mała nekropolia rodu von Schoenning. W parku zachowało się ponadto kilka ozdobnych drzew oraz pomnik zwycięstwa (Wiktorii) ufundowany z okazji przybycia do rezydencji cesarza Fryderyka II. To w dolnym parku, a górny to już w zasadzie las z potężnymi dębami porastający skarpę wysoczyzny. Ciekawym miejscem jest tam świątynia Cecylii, której trochę się naszukałem nie mając dokładnej mapy nawet w aplikacji smartfona. Po godzinie spędzonej w dawnym pruskim majątku ruszam na nadrzeczne łąki, najpierw pasmem podmokłego lasu dochodząc do mostu i wiaty zwanej Dobroszyńską. Do tego miejsca można dojechać samochodem, bo przy moście parkuje Skoda. Dalej idę wzdłuż brzegu tzw. Starej Warty przerobionej w końcu XIX wieku na kanał melioracyjny. Dzisiejsza rzeka płynie jakiś kilometr na południe - jej koryto zobaczyć można wędrując wałem przeciwpowodziowym. Do Kostrzyna biegnie nim droga rowerowa z której korzystają stosunkowo często mieszkańcy wsi położonych dalej na wschód na polderze. Na koronie wału kolejna wiata. Z tego miejsca dojść można teoretycznie 500 m do głównego koryta Warty. Ale rozlewisko zatrzymało mnie już po jakichś 50 m. Pełno w tym miejscu ptaków, obejrzeć je można też z samego wału z pewnej odległości. Maszerując w stronę Kostrzyna mijam kilka obiektów hydrotechnicznych w tym zabytkową przepompownię - stację pomp w Warnikach. Wycieczkę na polder południowy zaczynam w Słońsku. To w zasadzie dawne zdegradowane miasteczko. Senny ryneczek leży w bok od głównej drogi. Stoi tu stary gotycki kościół z wieżą przebudowaną w XIX wieku a po drugiej stronie potoczku Łęcza ruiny komandorii Joannitów. Nie prezentują się one zbyt ciekawie i równie dobrze mogłyby to być resztki jakiegoś bloku mieszkalnego. Za strzałką ruszam drogą znaczoną gniazdami bocianimi do Przyborowa, ostatniej wioski przed granicą parku. Tam zaczyna się droga zwana "betonką" zbudowana z betonowych płyt. Wyprowadza na łąki nadwarciańskie o prowadzi równolegle do rozlanego koryta Postomii. Po drugiej stronie mostku Wysokińskiego podmokłe łąki na których pasie się stado krów. Ekologiczny nabiał, gdybyż jeszcze można go było gdzieś kupić na miejscu. Może w agro. Zaczyna się Rzeczpospolita Ptasia. Po rzece pływają łabędzie, na łąkach spacerują bociany, są też dzikie gęsi i kaczki. Innych ptaków nie kojarzę, chociaż na platformie widokowej rozrysowanych jest kilkadziesiąt występujących tu gatunków. Ścieżka dydaktyczna kończy się jakieś 2 km dalej przy następnym mostku i czatowni. W jej środku uwiły sobie gniazdo jaskółki, więc teraz co chwilę tu wpadają i zaglądają ciekawym okiem. Powrót tą samą drogą. W Słońsku trafiam jeszcze na stary cmentarz poniemiecki a w zasadzie lapidarium, czyli trochę nagrobków które ocalały z wojennej zawieruchy. W tym grób Polki/Niemki która (przed wojną? po wojnie?) jednoczyła mieszkańców Słońska/Sonnenburga.
Uzupełnieniem tych spacerów są dwa miejsca przy drodze do Kostrzyna. Przy wydmie zwanej Szczygielnik stoi wieża widokowa z panoramą południowego polderu i przyrodniczym placem zabaw - ścieżką zdrowia. Łąki przed nami to m.in. miejsca lęgowe czajek. W Chyrzynie na południowych rogatkach Kostrzyna mieści się dyrekcja parku a przy niej dwie ścieżki dydaktyczne: Mokradła i Ogród Zmysłów. Pierwsza wyprowadza nad rozlewiska Postomii u jej ujścia do Warty, a przy drodze znajduje się autentyczne żeremie bobrów. Druga zaprasza do zabawy na kilku stacjach ukazujących m.in. ślady rozmaitych zwierząt, domki dla ptaków czy rośliny wabiące motyle (to chyba w lecie). Rozwinąć tu można według nazwy różne zmysły, nie tylko wzrok - ale słuch (obiekty naśladujące głosy ptaków), dotyk (różne typy podłoża), smak (jadalne rośliny). Druga część ogrodu wygląda na raczej zaniedbaną. Zamiast miejsc edukacyjnych stoją tam rozmaite maszyny parkowe. Jest też duża wiata z grillem i pomost nad stawem.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
W Słońsku, na nagrobku Ursuli Fechner (w wersji niemieckiej) zabrakło niestety litery "h". Powinno być: "zusammenführte".
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Może to jakiś miejscowy dialekt albo zwykły błąd ortograficzny. Nie wymagajmy od ludzi z prowincji aby posługiwali się uniwersytecką niemczyzną.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
To nie dialekt, lecz brak wiedzy w zakresie j.niemieckiego lub nieświadoma literówka. Dziwne, zawsze wydawało mi się, że to właśnie z prowincji wywodzą się najlepsi studenci. Obstawiam, że tym razem błąd leży po stronie wykonawcy nagrobka, który niekoniecznie posługuje się tym językiem.
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
No w sumie jak popatrzyłem to jest akurat współczesna tablica, odsłonięta niedawno przez władze gminy w towarzystwie miejscowego proboszcza - inna nawet wyglądem od tych starych pisanych gotykiem z autentycznych nagrobków. Czyli po prostu wykonawca albo projektant zawalił.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Lubniewice
Niewielkie miasteczko na południe od Gorzowa Wielkopolskiego wśród sosnowych lasów na Pojezierzu Lubuskim. Centrum leży na wąskim przesmyku między jeziorami Lubiąż i Krajnik. Teoretycznie jedna z najważniejszych miejscowości wczasowych w województwie - teraz przed sezonem jednak stosunkowo senna. Jakieś przygotowania do lata trwają, bo remontowane są chodniki i schody z rynku nad brzeg jeziora. Natomiast ośrodki raczej puste, główna plaża od strony miasta zamknięta, podobnie jak stojąca przy niej knajpka. Neogotycki kościół w najwyższym punkcie miasteczka też zamknięty na głucho. Zadowalam się kilkoma perspektywami. Przystanek autobusowy przy ratuszu pełni rolę miejscowej świetlicy dla starych i młodych. "Dziadki" raczej nie jeżdżą, ale wspominają dobre czasy a młodzież gra w jakieś gry na smartfonach. Rano wysiadam jednak na przystanku przed centrum miasteczka o nazwie Zamek. W zasadzie są tu dwa zamki - nowy i stary, oba zamknięte i mocno zrujnowane. Lekko zaniedbany jest także park nad jeziorem. Nosi on imię Michaliny Wisłockiej, która spędzała tu wakacje w czasach, gdy w nowym zamku był jeszcze ośrodek FWP. Szlak oznaczony serduszkami wskazuje kilka istotnych miejsc z czasów jej pobytu. Śladem filmu o autorce "Sztuki kochania" jest okorowane drzewo z wizytówkami "przyjaciół" parku. Wśród drzew odnajdziemy trochę tematycznych rzeźb, ławeczkę miłości i mostek zakochanych (dość obskurny, choć szczelnie obwieszony kłódkami). Na niewielkim rynku stoi fontanna z herbową rusałką. Przed wojną jak przystało na "stolicę miłości" była roznegliżowana, w Polsce zyskała przyodziewek. Na placu przeczytać też można jedną z lubniewickich legend o jeziorze Krajnik. Jak to miejscowy margrabia nakazał wyłowić mnóstwo ryb na wesele swojej córki, ale mądry szczupak nakazał wszystkim rybom pochować się w toni i z rybnej uczty wyszły nici. Goście margrabiego obeszli się dziczyzną, ale rybacy resztę życia spędzili w zamkowych lochach. Legenda tłumaczy nazwę jeziora pochodzącą rzekomo od kriege nichts (nic nie dostaje). Jezioro Krajnik zręcznie jednak ominąłem udając się na południe nad największy akwen w okolicy jezioro Lubniewsko. Wokół tego jeziora prowadzi niebieski szlak. Spacer trwał jakieś 4 godziny, jednak poruszałem się dość szybko. Na spokojnie wycieczka zajęłaby pewnie z 6 godzin, szybciej odbyć ją można na rowerze. Właśnie rowerzyści byli jedynymi turystami spotkanymi przeze mnie na trasie. Lubniewsko to jezioro rynnowe o urozmaiconej linii brzegowej pełnej mniejszych i większych zatoczek. Brzegi jeziora są wysokie i tylko w kilku miejscach łatwiej podejść nad samą wodę. Najładniejsze miejsce znajduje się na samym południu - jest to zadaszona altanka przy brzegu gdzie można sobie odpocząć podziwiając krajobraz. Po przeciwnej stronie jeziora jest także pomost i ławki z widokiem na tą zaciszną altankę. Okrążenie tego fragmentu zajmie może jakieś 3 kwadranse, po drodze jest stromy wąwóz wcinający się we wzgórza morenowe na zachodnim brzegu oraz leśne rozlewisko z prowizoryczną tamą - pozostałość dawnego młyna. Wracając w kierunku Lubniewic mijam jeszcze stare grodzisko (oznaczone stosowną tablicą), dziką plażę z wiatą i drewnianym pomostem (kolejne miejsce widokowe), wreszcie samotną willę w lesie strzegącą starych stawów rybnych. Tuż przed Lubniewicami stadnina koni. Emeryci z Niemiec w Volksvagenie Pasacie pytają o drogę do ośrodka Laguna jakby nie dowierzając drogowskazom. Mieści się on nad brzegiem jeziora na lewo od mojego szlaku i prowadzi tam jedynie gruntowa, choć dość szeroka leśna droga. Ładna okolica. Zostałbym tam jeszcze dłużej, niestety autobus do Gorzowa odjeżdża koło 15, więc muszę się dość szybko ewakuować.
Niewielkie miasteczko na południe od Gorzowa Wielkopolskiego wśród sosnowych lasów na Pojezierzu Lubuskim. Centrum leży na wąskim przesmyku między jeziorami Lubiąż i Krajnik. Teoretycznie jedna z najważniejszych miejscowości wczasowych w województwie - teraz przed sezonem jednak stosunkowo senna. Jakieś przygotowania do lata trwają, bo remontowane są chodniki i schody z rynku nad brzeg jeziora. Natomiast ośrodki raczej puste, główna plaża od strony miasta zamknięta, podobnie jak stojąca przy niej knajpka. Neogotycki kościół w najwyższym punkcie miasteczka też zamknięty na głucho. Zadowalam się kilkoma perspektywami. Przystanek autobusowy przy ratuszu pełni rolę miejscowej świetlicy dla starych i młodych. "Dziadki" raczej nie jeżdżą, ale wspominają dobre czasy a młodzież gra w jakieś gry na smartfonach. Rano wysiadam jednak na przystanku przed centrum miasteczka o nazwie Zamek. W zasadzie są tu dwa zamki - nowy i stary, oba zamknięte i mocno zrujnowane. Lekko zaniedbany jest także park nad jeziorem. Nosi on imię Michaliny Wisłockiej, która spędzała tu wakacje w czasach, gdy w nowym zamku był jeszcze ośrodek FWP. Szlak oznaczony serduszkami wskazuje kilka istotnych miejsc z czasów jej pobytu. Śladem filmu o autorce "Sztuki kochania" jest okorowane drzewo z wizytówkami "przyjaciół" parku. Wśród drzew odnajdziemy trochę tematycznych rzeźb, ławeczkę miłości i mostek zakochanych (dość obskurny, choć szczelnie obwieszony kłódkami). Na niewielkim rynku stoi fontanna z herbową rusałką. Przed wojną jak przystało na "stolicę miłości" była roznegliżowana, w Polsce zyskała przyodziewek. Na placu przeczytać też można jedną z lubniewickich legend o jeziorze Krajnik. Jak to miejscowy margrabia nakazał wyłowić mnóstwo ryb na wesele swojej córki, ale mądry szczupak nakazał wszystkim rybom pochować się w toni i z rybnej uczty wyszły nici. Goście margrabiego obeszli się dziczyzną, ale rybacy resztę życia spędzili w zamkowych lochach. Legenda tłumaczy nazwę jeziora pochodzącą rzekomo od kriege nichts (nic nie dostaje). Jezioro Krajnik zręcznie jednak ominąłem udając się na południe nad największy akwen w okolicy jezioro Lubniewsko. Wokół tego jeziora prowadzi niebieski szlak. Spacer trwał jakieś 4 godziny, jednak poruszałem się dość szybko. Na spokojnie wycieczka zajęłaby pewnie z 6 godzin, szybciej odbyć ją można na rowerze. Właśnie rowerzyści byli jedynymi turystami spotkanymi przeze mnie na trasie. Lubniewsko to jezioro rynnowe o urozmaiconej linii brzegowej pełnej mniejszych i większych zatoczek. Brzegi jeziora są wysokie i tylko w kilku miejscach łatwiej podejść nad samą wodę. Najładniejsze miejsce znajduje się na samym południu - jest to zadaszona altanka przy brzegu gdzie można sobie odpocząć podziwiając krajobraz. Po przeciwnej stronie jeziora jest także pomost i ławki z widokiem na tą zaciszną altankę. Okrążenie tego fragmentu zajmie może jakieś 3 kwadranse, po drodze jest stromy wąwóz wcinający się we wzgórza morenowe na zachodnim brzegu oraz leśne rozlewisko z prowizoryczną tamą - pozostałość dawnego młyna. Wracając w kierunku Lubniewic mijam jeszcze stare grodzisko (oznaczone stosowną tablicą), dziką plażę z wiatą i drewnianym pomostem (kolejne miejsce widokowe), wreszcie samotną willę w lesie strzegącą starych stawów rybnych. Tuż przed Lubniewicami stadnina koni. Emeryci z Niemiec w Volksvagenie Pasacie pytają o drogę do ośrodka Laguna jakby nie dowierzając drogowskazom. Mieści się on nad brzegiem jeziora na lewo od mojego szlaku i prowadzi tam jedynie gruntowa, choć dość szeroka leśna droga. Ładna okolica. Zostałbym tam jeszcze dłużej, niestety autobus do Gorzowa odjeżdża koło 15, więc muszę się dość szybko ewakuować.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Gdy zobaczyłem w tej super fotorelacji zdjęcie świątyni Cecylii w Dąbroszynie
http://www.turystycznie-forum.pl/downlo ... p?id=12991,
to natychmiast skojarzyłem z pewnym zabytkiem w moich stronach: pomnikiem ofiar I w.św. w Biesowicach, popatrzcie:
https://fotopolska.eu/foto/1242/1242102.jpg
http://www.turystycznie-forum.pl/downlo ... p?id=12991,
to natychmiast skojarzyłem z pewnym zabytkiem w moich stronach: pomnikiem ofiar I w.św. w Biesowicach, popatrzcie:
https://fotopolska.eu/foto/1242/1242102.jpg
Re: Relacja: Nad dolną Wartą 27-30 maja 2019
Rzeczywiście miejsca bardzo podobne. Zapewne w Niemczech była wtedy moda na takie okrągłe świątynie-rotundy.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/