Relacja: Dolina Małej Panwi (sierpień 2016)
: 10 sie 2016, o 06:31
Bezpośrednim prowodyrem wczorajszej wycieczki był znajomy, który dwie minuty po południu wysłał mi sms'a oznajmiającego, że wybiera się spontanicznie w Góry Sowie szlakiem "Riese"! Wywołało to u mnie przysłowiowy "skok gula" <uoee> Bynajmniej nie dlatego, że chciałbym ponownie zobaczyć Góry Sowie. Lubię oczywiście to pasmo i sam kilkukrotnie już w nie wracałem - zarówno na ich szczyty, jak też w ich podziemia. To spontaniczność jego wyjazdu sprawiła, że z sentymentem wspomniałem czasy, kiedy to, nie mając jeszcze tylu zobowiązań na głowie, sam wybierałem się na różne wyprawy w najbardziej spontaniczny sposób z możliwych - obudzony chęcią przygody najzwyczajniej w świecie pakowałem plecak i trzymając śniadanie w ręku wychodziłem na drogę łapać stopa do celu.
Kiedy już gul przestał mi drgać, uświadomiłem sobie, że przecież mam wolne popołudnie więc również mogę wybrać się na krótką, spontaniczną wyprawę <tak> Całkiem niedawno spodobało mi się wędrowanie korytami rzek, czego przejawem była relacjonowana wyprawa w Dolinę Dramy. Złapawszy rzecznego bakcyla obrałem sobie na wczorajszą wyprawę znacznie ambitniejszy cel - Małą Panew. Jest to rzeka o długości 132 km, stanowiąca prawy dopływ Odry, płynąca przez woj. śląskie i opolskie.
Jest to bardzo łakomy kąsek dla amatorów rzecznych eskapad! Wystarczy zerknąć na poniższą mapkę...
Ta niebieska wstążeczka wijąca się wściekle meandrami, to właśnie Mała Panew na odcinku, który obrałem sobie za cel na wczorajsze popołudnie, a takich odcinków ma znacznie więcej <lol>
Na wycieczkę nie wybrałem się sam. Była ze mną moja dzielna córeczka, która ochoczo bierze udział we wszelkich dłuższych i krótszych, górskich i nizinnych eskapadach. Noszę ją zawsze przed sobą w nosidełku a ona śpiewa mi swoje nieartykułowane piosenki, zachwycona krajobrazem zmieniającym się przed jej dziesięciomiesięcznymi oczkami. Tym razem również widziałem błysk w jej oczkach, kiedy zobaczyła, że wyciągam z szafy jej nosidełko <tak> Spakowałem plecak, do którego dla siebie włożyłem jedynie aparat fotograficzny a dla niej wszystkie niezbędne sprzęty od obiadku i herbatki, przez pieluchę i matę do przewijania po zabawki mające umilić jej drogę w samochodzie. Wsadziłem ją do fotelika i wyruszyliśmy w drogę...
...Niestety zaraz po przekroczeniu znaku drogowego z nazwą miejscowości Krupski Młyn, którą to obrałem za początek trasy, z nieba spadł deszcz. Przepraszam... ulewa! Do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu! Szkwał zapowiadano na 19:00, tymczasem dopiero zbliżała się 16:00! Stanąłem na chwilę na parkingu i czekałem, nijak jednak nie chciało przestać padać. Z czasem intensywność opadu wręcz wzrastała. Nawet gdyby nagle deszcz minął, nie mógłbym już wybrać się z córką na śliskie, zabłocone ścieżki, gdyż ryzyko upadku byłoby zbyt duże....
Wszystko wskazywało na to, że muszę odłożyć w czasie bliższe zaznajomienie się z Małą Panwią, więc odpaliłem samochód i ruszyłem w drogę powrotną. Po chwili zauważyłem, że córka zasnęła w swym foteliku przez jednostajny głos silnika i krople deszczu roztrzaskujące się na szybach i dachu auta. Nie mogłem sobie odmówić, by skorzystać z tej okazji i podjechać tym samym w kilka miejsc, gdzie Mała Panew przecina okoliczne drogi, by z mostków rzucić chociaż na nią okiem. Tym sposobem udało mi się zrobić kilkanaście zdjęć, które posłużą mi tutaj, jako zwiastun tego, co w przyszłości przyjdzie mi zwiedzić w pełni - nie z mostów lecz z nabrzeży, z dala od dróg czy duktów leśnych.
Na początek pokażę Wam bardzo ciekawy most w Krupskim Młynie. Jest to jeden z nielicznych stalowych, wiszących mostów w Polsce. Wybudowano go w 1930 r., obecnie jest już zabytkiem, jednak nadal służy mieszkańcom. Ma on długość 25 m i łączy oba brzegi Małej Panwi niedaleko centrum powyższej miejscowości.
To natomiast Mała Panew widziana z tego mostu. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to niemal centrum miejscowości



Spod wiszącego mostu udałem się jeszcze w kilka miejsc, gdzie mogłem przyjrzeć się rzece z mostów. W niektórych z nich udało mi się na szybko zejść na nabrzeża. Sprawy nie ułatwiała mi ulewa - w jednej ręce trzymałem aparat fotograficzny a w drugiej parasol tak, by aparat nie zamókł (o siebie tutaj nie dbałem) :>













Na poniższym zdjęciu widać nawet sieczące strugi deszczu.

Tu z kolei widać dobrze krople deszczu udzerzające w powierzchnię rzeki.

Warunki nie były łatwe ale zasadnicze zadanie wycieczki udało się zaliczyć - zapoznałem się z Małą Panwią
Cytując klasyka mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że "ja tu jeszcze wrócę" <lol> Nie wiem czy będzie to za tydzień, czy za miesiąc, jednak możecie być pewni, że z czasem powrzucam tu więcej zdjęć, jeszcze lepiej obrazujących piękno tej rzeki.
Kiedy już gul przestał mi drgać, uświadomiłem sobie, że przecież mam wolne popołudnie więc również mogę wybrać się na krótką, spontaniczną wyprawę <tak> Całkiem niedawno spodobało mi się wędrowanie korytami rzek, czego przejawem była relacjonowana wyprawa w Dolinę Dramy. Złapawszy rzecznego bakcyla obrałem sobie na wczorajszą wyprawę znacznie ambitniejszy cel - Małą Panew. Jest to rzeka o długości 132 km, stanowiąca prawy dopływ Odry, płynąca przez woj. śląskie i opolskie.
Jest to bardzo łakomy kąsek dla amatorów rzecznych eskapad! Wystarczy zerknąć na poniższą mapkę...
Ta niebieska wstążeczka wijąca się wściekle meandrami, to właśnie Mała Panew na odcinku, który obrałem sobie za cel na wczorajsze popołudnie, a takich odcinków ma znacznie więcej <lol>

Na wycieczkę nie wybrałem się sam. Była ze mną moja dzielna córeczka, która ochoczo bierze udział we wszelkich dłuższych i krótszych, górskich i nizinnych eskapadach. Noszę ją zawsze przed sobą w nosidełku a ona śpiewa mi swoje nieartykułowane piosenki, zachwycona krajobrazem zmieniającym się przed jej dziesięciomiesięcznymi oczkami. Tym razem również widziałem błysk w jej oczkach, kiedy zobaczyła, że wyciągam z szafy jej nosidełko <tak> Spakowałem plecak, do którego dla siebie włożyłem jedynie aparat fotograficzny a dla niej wszystkie niezbędne sprzęty od obiadku i herbatki, przez pieluchę i matę do przewijania po zabawki mające umilić jej drogę w samochodzie. Wsadziłem ją do fotelika i wyruszyliśmy w drogę...
...Niestety zaraz po przekroczeniu znaku drogowego z nazwą miejscowości Krupski Młyn, którą to obrałem za początek trasy, z nieba spadł deszcz. Przepraszam... ulewa! Do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu! Szkwał zapowiadano na 19:00, tymczasem dopiero zbliżała się 16:00! Stanąłem na chwilę na parkingu i czekałem, nijak jednak nie chciało przestać padać. Z czasem intensywność opadu wręcz wzrastała. Nawet gdyby nagle deszcz minął, nie mógłbym już wybrać się z córką na śliskie, zabłocone ścieżki, gdyż ryzyko upadku byłoby zbyt duże....
Wszystko wskazywało na to, że muszę odłożyć w czasie bliższe zaznajomienie się z Małą Panwią, więc odpaliłem samochód i ruszyłem w drogę powrotną. Po chwili zauważyłem, że córka zasnęła w swym foteliku przez jednostajny głos silnika i krople deszczu roztrzaskujące się na szybach i dachu auta. Nie mogłem sobie odmówić, by skorzystać z tej okazji i podjechać tym samym w kilka miejsc, gdzie Mała Panew przecina okoliczne drogi, by z mostków rzucić chociaż na nią okiem. Tym sposobem udało mi się zrobić kilkanaście zdjęć, które posłużą mi tutaj, jako zwiastun tego, co w przyszłości przyjdzie mi zwiedzić w pełni - nie z mostów lecz z nabrzeży, z dala od dróg czy duktów leśnych.
Na początek pokażę Wam bardzo ciekawy most w Krupskim Młynie. Jest to jeden z nielicznych stalowych, wiszących mostów w Polsce. Wybudowano go w 1930 r., obecnie jest już zabytkiem, jednak nadal służy mieszkańcom. Ma on długość 25 m i łączy oba brzegi Małej Panwi niedaleko centrum powyższej miejscowości.







To natomiast Mała Panew widziana z tego mostu. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to niemal centrum miejscowości




Spod wiszącego mostu udałem się jeszcze w kilka miejsc, gdzie mogłem przyjrzeć się rzece z mostów. W niektórych z nich udało mi się na szybko zejść na nabrzeża. Sprawy nie ułatwiała mi ulewa - w jednej ręce trzymałem aparat fotograficzny a w drugiej parasol tak, by aparat nie zamókł (o siebie tutaj nie dbałem) :>













Na poniższym zdjęciu widać nawet sieczące strugi deszczu.

Tu z kolei widać dobrze krople deszczu udzerzające w powierzchnię rzeki.

Warunki nie były łatwe ale zasadnicze zadanie wycieczki udało się zaliczyć - zapoznałem się z Małą Panwią
