Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 15 lat!
Dolnośląskie: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Województwo: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Małopolskie: Czchów (08.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Województwo: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Małopolskie: Czchów (08.07.2020)
Dolnośląskie: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Kraków - Wrocław - Jawor - Złotoryja (Wilcza Góra) - Proboszczów (Ostrzyca) - Organy Wielisławskie - Świerzawa - Złotoryja - Chojnów - Bolesławiec - Wrocław - Kraków
Noclegi w Złotoryi w miejscowym schronisku.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Zapowiada się ciekawie.
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Jawor
Była kiedyś taka wyliczanka: "Jawor, Jawor, jaworowi ludzie, co wy tu robicie? Budujemy mosty dla pana starosty." Nie wiem czy miała jakiś związek akurat z tą miejscowością, ale bardzo możliwe, bo znajdowała się w PRL-owskim elementarzu i być może była jakimś elementem propagandy sukcesu na Ziemiach Odzyskanych. Miasteczko nieco ucierpiało podczas ostatniej wojny, ale odbudowano je ze smakiem, więc w obrębie dawnych murów miejskich raczej nie uświadczymy pospolitych bloków tak choćby jak w Oleśnicy. Z kolei zamek jaworski prezentuje się zdecydowanie gorzej jak zamek oleśnicki. Zdecydowanie jednak ruderowato, pomimo że jest całkiem niemały i z piastowskim rodowodem. Obudowano go jakimiś prowizorycznymi magazynami, warsztatami i fabryczkami, na dole jest targ miejski i zatoczka gdzie przystają busy. Jeszcze niedawno na zamku mieściło się więzienie, co przypomina postać w pasiaku stojąca w oknie nad wejściem na dziedziniec. Na placu wewnątrz jest też nieco zatarta płyta przypominająca o miejscu kaźni z czasów II wojny światowej - pracowników przymusowych z Francji i Norwegii. W bramie wisiały jakieś suszone wikliny czy tataraki, których przeznaczenia nie jestem w stanie odgadnąć. Ale w okolicy kręciły się nawet turystki z Azji - znaczy Jawor bez wątpienia jest miastem turystycznym zapewne zresztą dzięki jednemu obiektowi wpisanemu na listę UNESCO, który zostawiam sobie na deser. Na razie podążam w kierunku rynku, gdzie stoi strzelisty widoczny z daleka ratusz. Najstarsza jest w nim wieża, resztę budowli trzeba było wznieść od nowa po pożarze w XIX wieku. Przy ratuszu stoi kilka domów tworzących wyspę w środku placu. W miastach śląskich taka zabudowa jest typowa, w Małopolsce się jej raczej nie spotyka. Pochyły rynek otaczają kolorowe kamieniczki podcieniowe. Te po dolnej stronie są na oko autentyczne, te u góry to raczej efekt powojennej odbudowy, ale dokonanej jednak z pewnym wyczuciem dawnego stylu. Na południe od rynku w dawnym klasztorze mieści się jaworskie muzeum, którego nie odwiedzałem. Zainteresował mnie jednak na moment stary kamienny krzyż pokutny przy wejściu. Sporo takich kamiennych pamiątek spotkać można na szlakach Dolnego Śląska, zwłaszcza przy kościołach. Już niedaleko stamtąd nad dachami miasta wyłoniła się jeszcze jedna zabytkowa budowla zwana potocznie "grubym łysym olbrzymem". To baszta dawnej Bramy Strzegomskiej z ciekawym kamiennym hełmem przypominającym trochę tonsurę jakiegoś mnicha. Przy baszcie jest malowniczy zakręt drogi zwany popularnie "złotym rogiem", chyba jednak nie na cześć starego stambulskiego portu. Obchodzę jeszcze ceglaną wieżę wodną zbudowaną w 1882 roku (jak informuje napis na wejściu) w najwyższym punkcie miasta co zapewniło bezproblemowy dostęp do wody pitnej. Wodociąg istniał już zresztą w Jaworze w średniowieczu, potem jednak ulegał zniszczeniu w czasie wojen jakie dotykały księstwa śląskie. Miasto leży nad rzeczką o trochę buńczucznej nazwie Nysa Szalona. Przeszedłem się na końcu kawałek wzdłuż tej niewielkiej rzeki - na "szaloną" nie wygląda, raczej spokojnie sobie cieknie w dość głębokim korycie, ale kto wie jak zachowuje się w czasie powodzi. Prze reprezentacyjną ulicę Legnicką gdzie mieści się siedziba miejscowego PTTK (w domu z ładnym kamiennym portalem) podążam w kierunku farnego kościoła św. Marcina. Znajdują się przy nim 2 figury: kolumna maryjna po południowej stronie i pomnik św Judy Tadeusza przed zachodnim portalem. W ogóle kościół ma przepiękną starą kamieniarkę: zarówno dwa główne wejścia jak i liczne epitafia i tablice pamiątkowe. W środku niestety zamknięte, można tylko zajrzeć z przedsionka. Ale to nie parafialny kościół św. Marcina przyciąga turystów do Jawora. Jest nim położony nieco poza starówką "w odległości strzału armatniego" na skraju parku ewangelicki Kościół Pokoju. Zbudowany w ciągu roku z materiałów nietrwałych: drewna, gliny, itp. przypomina trochę teatr elżbietański, trochę jakiś spichlerz. Ale wnętrze z czterema piętrami lóż robi wrażenie. Balkony zdobione są motywami herbowymi oraz malowanymi scenami biblijnymi. Sufit też pięknie pokryty dekoracją roślinną w zielonkawo-niebieskim odcieniu. Kamienny ołtarz trochę jakby nie pasuje do tego miejsca i przypomina dziwaczną dekorację ze sztuki teatralnej. Po wejściu można siąść i wysłuchać opowieści o historii i architekturze kościoła. Niestety jest dość długa a potem powtarzana w kilku obcych językach. Jak wszedłem to trafiłem gdzieś na połowę prezentacji polskiej, chodząc po zakamarkach świątyni udało mi się jeszcze wysłuchać wersji niemieckiej, angielskiej a gdy opuszczałem zabytek zaczynał się komentarz po francusku. Szkoda, że nie można wchodzić na boczne empory - widok z samej góry byłby zapewne równie ciekawy. Przy kościele kilka autokarów - wewnątrz dość sporo turystów. To tyle jeśli chodzi o Jawor - może jeszcze sam dojazd busem z Wrocławia, na trasie funkcjonuje dwóch prywatnych przewoźników. Startują z placyku przy ulicy Joannitów, czyli nie ze stanowisk na tymczasowym dworcu. Stamtąd też coś kursuje, ale rzadziej i o mniej dogodnych porach. Cena przejazdu dość spora 15,50 zł, zważywszy odległość (jakieś 65 km) no i porównując do ceny Polskiego Busa na trasie Kraków-Wrocław (10 zł). W ogóle wydaje mi się, że busy na Dolnym Śląsku są trochę droższe niż w Małopolsce. Wygórowana wydała mi się zwłaszcza cena przejazdu PKS-em z Lubina na trasie Złotoryja-Chojnów. Te 18 km za 8,80 zł to jednak dość sporo.
Była kiedyś taka wyliczanka: "Jawor, Jawor, jaworowi ludzie, co wy tu robicie? Budujemy mosty dla pana starosty." Nie wiem czy miała jakiś związek akurat z tą miejscowością, ale bardzo możliwe, bo znajdowała się w PRL-owskim elementarzu i być może była jakimś elementem propagandy sukcesu na Ziemiach Odzyskanych. Miasteczko nieco ucierpiało podczas ostatniej wojny, ale odbudowano je ze smakiem, więc w obrębie dawnych murów miejskich raczej nie uświadczymy pospolitych bloków tak choćby jak w Oleśnicy. Z kolei zamek jaworski prezentuje się zdecydowanie gorzej jak zamek oleśnicki. Zdecydowanie jednak ruderowato, pomimo że jest całkiem niemały i z piastowskim rodowodem. Obudowano go jakimiś prowizorycznymi magazynami, warsztatami i fabryczkami, na dole jest targ miejski i zatoczka gdzie przystają busy. Jeszcze niedawno na zamku mieściło się więzienie, co przypomina postać w pasiaku stojąca w oknie nad wejściem na dziedziniec. Na placu wewnątrz jest też nieco zatarta płyta przypominająca o miejscu kaźni z czasów II wojny światowej - pracowników przymusowych z Francji i Norwegii. W bramie wisiały jakieś suszone wikliny czy tataraki, których przeznaczenia nie jestem w stanie odgadnąć. Ale w okolicy kręciły się nawet turystki z Azji - znaczy Jawor bez wątpienia jest miastem turystycznym zapewne zresztą dzięki jednemu obiektowi wpisanemu na listę UNESCO, który zostawiam sobie na deser. Na razie podążam w kierunku rynku, gdzie stoi strzelisty widoczny z daleka ratusz. Najstarsza jest w nim wieża, resztę budowli trzeba było wznieść od nowa po pożarze w XIX wieku. Przy ratuszu stoi kilka domów tworzących wyspę w środku placu. W miastach śląskich taka zabudowa jest typowa, w Małopolsce się jej raczej nie spotyka. Pochyły rynek otaczają kolorowe kamieniczki podcieniowe. Te po dolnej stronie są na oko autentyczne, te u góry to raczej efekt powojennej odbudowy, ale dokonanej jednak z pewnym wyczuciem dawnego stylu. Na południe od rynku w dawnym klasztorze mieści się jaworskie muzeum, którego nie odwiedzałem. Zainteresował mnie jednak na moment stary kamienny krzyż pokutny przy wejściu. Sporo takich kamiennych pamiątek spotkać można na szlakach Dolnego Śląska, zwłaszcza przy kościołach. Już niedaleko stamtąd nad dachami miasta wyłoniła się jeszcze jedna zabytkowa budowla zwana potocznie "grubym łysym olbrzymem". To baszta dawnej Bramy Strzegomskiej z ciekawym kamiennym hełmem przypominającym trochę tonsurę jakiegoś mnicha. Przy baszcie jest malowniczy zakręt drogi zwany popularnie "złotym rogiem", chyba jednak nie na cześć starego stambulskiego portu. Obchodzę jeszcze ceglaną wieżę wodną zbudowaną w 1882 roku (jak informuje napis na wejściu) w najwyższym punkcie miasta co zapewniło bezproblemowy dostęp do wody pitnej. Wodociąg istniał już zresztą w Jaworze w średniowieczu, potem jednak ulegał zniszczeniu w czasie wojen jakie dotykały księstwa śląskie. Miasto leży nad rzeczką o trochę buńczucznej nazwie Nysa Szalona. Przeszedłem się na końcu kawałek wzdłuż tej niewielkiej rzeki - na "szaloną" nie wygląda, raczej spokojnie sobie cieknie w dość głębokim korycie, ale kto wie jak zachowuje się w czasie powodzi. Prze reprezentacyjną ulicę Legnicką gdzie mieści się siedziba miejscowego PTTK (w domu z ładnym kamiennym portalem) podążam w kierunku farnego kościoła św. Marcina. Znajdują się przy nim 2 figury: kolumna maryjna po południowej stronie i pomnik św Judy Tadeusza przed zachodnim portalem. W ogóle kościół ma przepiękną starą kamieniarkę: zarówno dwa główne wejścia jak i liczne epitafia i tablice pamiątkowe. W środku niestety zamknięte, można tylko zajrzeć z przedsionka. Ale to nie parafialny kościół św. Marcina przyciąga turystów do Jawora. Jest nim położony nieco poza starówką "w odległości strzału armatniego" na skraju parku ewangelicki Kościół Pokoju. Zbudowany w ciągu roku z materiałów nietrwałych: drewna, gliny, itp. przypomina trochę teatr elżbietański, trochę jakiś spichlerz. Ale wnętrze z czterema piętrami lóż robi wrażenie. Balkony zdobione są motywami herbowymi oraz malowanymi scenami biblijnymi. Sufit też pięknie pokryty dekoracją roślinną w zielonkawo-niebieskim odcieniu. Kamienny ołtarz trochę jakby nie pasuje do tego miejsca i przypomina dziwaczną dekorację ze sztuki teatralnej. Po wejściu można siąść i wysłuchać opowieści o historii i architekturze kościoła. Niestety jest dość długa a potem powtarzana w kilku obcych językach. Jak wszedłem to trafiłem gdzieś na połowę prezentacji polskiej, chodząc po zakamarkach świątyni udało mi się jeszcze wysłuchać wersji niemieckiej, angielskiej a gdy opuszczałem zabytek zaczynał się komentarz po francusku. Szkoda, że nie można wchodzić na boczne empory - widok z samej góry byłby zapewne równie ciekawy. Przy kościele kilka autokarów - wewnątrz dość sporo turystów. To tyle jeśli chodzi o Jawor - może jeszcze sam dojazd busem z Wrocławia, na trasie funkcjonuje dwóch prywatnych przewoźników. Startują z placyku przy ulicy Joannitów, czyli nie ze stanowisk na tymczasowym dworcu. Stamtąd też coś kursuje, ale rzadziej i o mniej dogodnych porach. Cena przejazdu dość spora 15,50 zł, zważywszy odległość (jakieś 65 km) no i porównując do ceny Polskiego Busa na trasie Kraków-Wrocław (10 zł). W ogóle wydaje mi się, że busy na Dolnym Śląsku są trochę droższe niż w Małopolsce. Wygórowana wydała mi się zwłaszcza cena przejazdu PKS-em z Lubina na trasie Złotoryja-Chojnów. Te 18 km za 8,80 zł to jednak dość sporo.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- User
- Posty: 481
- Rejestracja: 10 kwie 2016, o 23:34
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Czekam na Wilczą Górę, Ostrzycę i Organy Wielisławskie <tak>
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Złotoryja
Na razie jeszcze sama Złotoryja. Miasteczko na stoku wzgórza z długim pochyłym rynkiem z kolorowymi kamieniczkami. Rzędy takich wielobarwnych starych domków znajdują się też w kilku innych miejscach miasteczka. Wysiada się z busa na placu przy pomniku Reymonta oraz przy miejscowym Domu Kultury. Obok jest charakterystyczna Baszta Kowalska pozostałość miejskich obwarowań, które ciągną się zresztą do dziś na wielu odcinkach wokół starówki. Przy wieży jest też charakterystyczny przeszklony okrąglak - zajmowany przez biuro deweloperskie. Na taras baszty można wejść - klucz znajduje się w informacji turystycznej przy Rynku, ja jednak skorzystałem z wyższego punktu widokowego na wieży miejscowego kościoła Narodzenia NMP. Droga na górę biegnie krętymi wąskimi schodami na których raczej trudno się wyminąć, z tym że po drodze jest kilka bocznych pomieszczeń a nawet korytarzy kryjących jeszcze kilka atrakcji. Pierwszą jest loch joannitów w którym leżą szkielety a smutna czarna dama spogląda na nie jakby z przygnębieniem. Obok jest też druga komora w której kiedyś żywcem zamurowano siedmiu mieszczan, dzisiaj możemy usłyszeć ich jęki a nawet jak wytężymy wzrok ujrzeć ich blado-niebieskie twarze. Wieża kościoła w Złotoryi to prawdziwa instytucja. Podobno gdy husyci oblegli miasto mieszkańcy ukryli się w tej wieży. Wojska oblężnicze spodziewały się że zamorzą głodem obrońców. Jakie było ich zaskoczenie kiedy z nieba zaczął się na nich sypać grad ciepłych bułeczek - wewnątrz była studnia z wodą i piec chlebowy. Czym prędzej odstąpili od okrążenia. Studnię i piec chlebowy chyba zlikwidowano, jednak obejrzeć możemy jeszcze osobliwą bibliotekę z książkami na łańcuchach (w księdze pamiątkowej zostawiłem swój podpis z adnotacją o forum - jak ktoś będzie w Złotoryi niech go odszuka), pomieszczenie z narzędziami budowlanymi, mechanizm zegarowy i budkę strażników już na samej górze przy wejściu na galerię widokową. Widok jest przepiękny. Miasteczko z czerwonymi dachami u stóp a na horyzoncie Ostrzyca, Góry Kaczawskie a nawet Karkonosze. Jedynym mankamentem jest to, że taras jest całkowicie okratowany, więc jeśli posiadacie aparat z dużym obiektywem to ciężko jest zrobić zdjęcie nie ujmując kraty (w kilku miejscach są tylko szersze "okienka"). Z wieży doskonale widać Wilczą Górę - na tyle mi się spodobała, że postanowiłem jeszcze popołudniu podejść pod jej szczyt. Póki co jeszcze chwilę pokręciłem się po rynku i bocznych uliczkach miasteczka. Niewielki klasztor we wschodniej części starówki według tradycji ufundowała św. Jadwiga Śląska, stąd też startuje ścieżka medytacyjna do ruin zamku w Rokitnicy. Ma 7 przystanków w postaci kamieni z wyrytymi hasłami: wiara, nadzieja, miłość, umiar, roztropność, sprawiedliwość i odwaga. Same turystyczne cnoty
Od zachodu słychać złotoryjski hejnał. Wydaje się, że czasem rozbrzmiewa z wieży kościelnej a czasem z dzisiejszego ratusza, który położony jest trochę na uboczu przy skrzyżowaniu ulicy Chopina z alejką zwaną Miłą.
W tej części miasta warto jeszcze wstąpić do muzeum złota zajmującego niewielki domek przy murach miejskich. Na wejście do środka brakło czasu. Muzeum jest zamykane dość wcześnie, podobnie zresztą jak kopalnia Aurelia położona dość daleko od centrum pod Górą Mikołajską.
Złotoryja to miasto którego bogactwo wywodzi się z występującego tu szlachetnego kruszcu. Dziś wprawdzie złota jest już niewiele, ale i tak co roku w maju organizowane są zawody w wypłukiwaniu cennych bryłek z przepływającej przez miasto rzeki Kaczawy. Impreza odbywa się nad niewielkim zalewem na zachód od centrum.
Biegnie tamtędy szlak zielony pod Wilczą Górę.
Na razie jeszcze sama Złotoryja. Miasteczko na stoku wzgórza z długim pochyłym rynkiem z kolorowymi kamieniczkami. Rzędy takich wielobarwnych starych domków znajdują się też w kilku innych miejscach miasteczka. Wysiada się z busa na placu przy pomniku Reymonta oraz przy miejscowym Domu Kultury. Obok jest charakterystyczna Baszta Kowalska pozostałość miejskich obwarowań, które ciągną się zresztą do dziś na wielu odcinkach wokół starówki. Przy wieży jest też charakterystyczny przeszklony okrąglak - zajmowany przez biuro deweloperskie. Na taras baszty można wejść - klucz znajduje się w informacji turystycznej przy Rynku, ja jednak skorzystałem z wyższego punktu widokowego na wieży miejscowego kościoła Narodzenia NMP. Droga na górę biegnie krętymi wąskimi schodami na których raczej trudno się wyminąć, z tym że po drodze jest kilka bocznych pomieszczeń a nawet korytarzy kryjących jeszcze kilka atrakcji. Pierwszą jest loch joannitów w którym leżą szkielety a smutna czarna dama spogląda na nie jakby z przygnębieniem. Obok jest też druga komora w której kiedyś żywcem zamurowano siedmiu mieszczan, dzisiaj możemy usłyszeć ich jęki a nawet jak wytężymy wzrok ujrzeć ich blado-niebieskie twarze. Wieża kościoła w Złotoryi to prawdziwa instytucja. Podobno gdy husyci oblegli miasto mieszkańcy ukryli się w tej wieży. Wojska oblężnicze spodziewały się że zamorzą głodem obrońców. Jakie było ich zaskoczenie kiedy z nieba zaczął się na nich sypać grad ciepłych bułeczek - wewnątrz była studnia z wodą i piec chlebowy. Czym prędzej odstąpili od okrążenia. Studnię i piec chlebowy chyba zlikwidowano, jednak obejrzeć możemy jeszcze osobliwą bibliotekę z książkami na łańcuchach (w księdze pamiątkowej zostawiłem swój podpis z adnotacją o forum - jak ktoś będzie w Złotoryi niech go odszuka), pomieszczenie z narzędziami budowlanymi, mechanizm zegarowy i budkę strażników już na samej górze przy wejściu na galerię widokową. Widok jest przepiękny. Miasteczko z czerwonymi dachami u stóp a na horyzoncie Ostrzyca, Góry Kaczawskie a nawet Karkonosze. Jedynym mankamentem jest to, że taras jest całkowicie okratowany, więc jeśli posiadacie aparat z dużym obiektywem to ciężko jest zrobić zdjęcie nie ujmując kraty (w kilku miejscach są tylko szersze "okienka"). Z wieży doskonale widać Wilczą Górę - na tyle mi się spodobała, że postanowiłem jeszcze popołudniu podejść pod jej szczyt. Póki co jeszcze chwilę pokręciłem się po rynku i bocznych uliczkach miasteczka. Niewielki klasztor we wschodniej części starówki według tradycji ufundowała św. Jadwiga Śląska, stąd też startuje ścieżka medytacyjna do ruin zamku w Rokitnicy. Ma 7 przystanków w postaci kamieni z wyrytymi hasłami: wiara, nadzieja, miłość, umiar, roztropność, sprawiedliwość i odwaga. Same turystyczne cnoty

Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Wilcza Góra
Od zalewu na skraju miasta podążam dalej szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Kaczawy. Na tym odcinku płynie ona spokojnie zupełnie nie jak podgórska rzeka. To wynik podpiętrzenia tamą wspomnianego zalewu. Ścieżce przez las i łąki towarzyszy też stara linia kolejowa wykorzystywana teraz tylko przez pociągi towarowe. W pobliżu stacji w Jerzmanicach szlak skręca tunelem pod torami kolejowymi a potem znaki się gubią. Przy zagrodzie ze szczekającym psem trzeba było wybrać najprawdopodobniej dolną odnogę - ja poszedłem pod górę a potem już mi się nie chciało zawracać i jeszcze raz słuchać ujadania za wątpliwym ogrodzeniem. W efekcie wyszedłem na widokowe płaskowzgórze ponad Złotoryją. Po lewej ręce mam charakterystyczny wierzchołek Wilczej Góry podcięty kamieniołomami bazaltu, bardziej po prawej Pogórze Kaczawskie z Ostrzycą a w głębi Góry Kaczawskie a może nawet Rudawy Janowickie i Karkonosze. Polną drogą i serpentyną schodzę do asfaltówki. Po drodze powinienem przeciąć szlak żółty, ale też go tu nie ma. Na dole natomiast spotykam znaki zielone. Ominąłem Krucze Skały, ale raczej nie są specjalnie efektowne, ponieważ dzień później jechałem tamtędy busem i jakichś urwisk wystających z leśnego stoku widać nie było. Zresztą ten szlak zielony wyznakowany jest dość dziwnie, prowadzi bądź ścieżkami, które nie istnieją, bądź znakowany jest tylko tam gdzie orientacja jest stosunkowo łatwa. W następnym lesie znów jest problem z odnalezieniem właściwego kierunku. Osiągam wybitną drogę gruntową i po chwili znajduję znaki, ale mam wrażenie, że biegną w złą stronę. Sprowadzają bądź na ślepą drogę kończącą się zbieraniną gałęzi na granicy zaoranego pola, bądź na dno głębokiego wąwozu. Zakładam że należy iść w odwrotnym kierunku tą wybitną drogą. I faktycznie za jakiś moment pojawiają się tablice informacyjne o rezerwacie Wilcza Góra, jakiś hieroglif chiński oznaczający trasę rowerową i mocno zatarty biało-zielono-biały pasek. Ścieżka wznosi się dość stromo, ale po jakimś czasie łagodnieje i tylko trawersuje zbocze Wilczej Góry. Trzeba więc odbić wyżej już na dziko. Znajduję wąską ścieżynkę i nią wdrapuje się na płaski teren z widokiem na skalisty szczyt zwany Wilczą Górą albo jeszcze dosadniej Wilkołakiem. Miejsce w którym stoję było pewnie kiedyś kamieniołomem, ale dość dawno przestano tutaj cokolwiek eksploatować a na płaskim terenie rośnie dzisiaj kilka drzew owocowych, całkiem słodkie jabłuszka. Obejrzeć można słupy skały bazaltowej ułożone tutaj skośnie do linii spadku. Teren wzgórza z pozostałych stron jest ogrodzony drutem kolczastym. Kamieniołom nadal jest czynny - słychać było pracującą maszynę, pewnie jakiś taśmociąg. W lesie poniżej leży też wiele odłamków skalnych - od czasu do czasu coś tam więc wylatuje w powietrze. Schodząc już poniżej natknąłem się na wyraźny rów i wał kamienny. Tu chyba nie było umocnień wojskowych jak na Ostrzycy a konstrukcja ta zapobiega zapewne staczaniu się kamieni niżej na pola uprawne. W jednym miejscu można było jeszcze podejść pod niszę wyrobiska i zza krat zobaczyć gładko podcięte skały od strony eksploatowanej. Sąsiedztwo kopalni kamienia raczej nie wychodzi na zdrowie rezerwatowi przyrody. Wierzchołek wzgórza stał się właściwie izolowaną wyspą, ale uparte wydobywanie skały zagraża stabilności i tego małego okrawka. Już lepiej byłoby zostawić to miejsce w spokoju a nawet jakoś zagospodarować z pożytkiem dla miasta. W okolicy jest wiele innych łomów a dzień później wracając ze Świerzawy minąłem olbrzymią kopalnię na zboczach góry Łysanka. Zwałowiska bazaltowego żwiru ciągną się tam na długim odcinku wzdłuż drogi dojazdowej. Kamień to cenny, ale jednak nie złoto by tak kopać bez zastanowienia. Podobno ze złoża pod Wilczą Górą budowano fragmenty stropu metra warszawskiego a także nawierzchnię Trasy Łazienkowskiej i Trasy W-Z. Z pól poniżej góry Wilkołak podziwiam widoki na Złotoryję z kościołem NMP a z tyłu charakterystyczny "ząbek" Wilczej Góry.
Od zalewu na skraju miasta podążam dalej szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Kaczawy. Na tym odcinku płynie ona spokojnie zupełnie nie jak podgórska rzeka. To wynik podpiętrzenia tamą wspomnianego zalewu. Ścieżce przez las i łąki towarzyszy też stara linia kolejowa wykorzystywana teraz tylko przez pociągi towarowe. W pobliżu stacji w Jerzmanicach szlak skręca tunelem pod torami kolejowymi a potem znaki się gubią. Przy zagrodzie ze szczekającym psem trzeba było wybrać najprawdopodobniej dolną odnogę - ja poszedłem pod górę a potem już mi się nie chciało zawracać i jeszcze raz słuchać ujadania za wątpliwym ogrodzeniem. W efekcie wyszedłem na widokowe płaskowzgórze ponad Złotoryją. Po lewej ręce mam charakterystyczny wierzchołek Wilczej Góry podcięty kamieniołomami bazaltu, bardziej po prawej Pogórze Kaczawskie z Ostrzycą a w głębi Góry Kaczawskie a może nawet Rudawy Janowickie i Karkonosze. Polną drogą i serpentyną schodzę do asfaltówki. Po drodze powinienem przeciąć szlak żółty, ale też go tu nie ma. Na dole natomiast spotykam znaki zielone. Ominąłem Krucze Skały, ale raczej nie są specjalnie efektowne, ponieważ dzień później jechałem tamtędy busem i jakichś urwisk wystających z leśnego stoku widać nie było. Zresztą ten szlak zielony wyznakowany jest dość dziwnie, prowadzi bądź ścieżkami, które nie istnieją, bądź znakowany jest tylko tam gdzie orientacja jest stosunkowo łatwa. W następnym lesie znów jest problem z odnalezieniem właściwego kierunku. Osiągam wybitną drogę gruntową i po chwili znajduję znaki, ale mam wrażenie, że biegną w złą stronę. Sprowadzają bądź na ślepą drogę kończącą się zbieraniną gałęzi na granicy zaoranego pola, bądź na dno głębokiego wąwozu. Zakładam że należy iść w odwrotnym kierunku tą wybitną drogą. I faktycznie za jakiś moment pojawiają się tablice informacyjne o rezerwacie Wilcza Góra, jakiś hieroglif chiński oznaczający trasę rowerową i mocno zatarty biało-zielono-biały pasek. Ścieżka wznosi się dość stromo, ale po jakimś czasie łagodnieje i tylko trawersuje zbocze Wilczej Góry. Trzeba więc odbić wyżej już na dziko. Znajduję wąską ścieżynkę i nią wdrapuje się na płaski teren z widokiem na skalisty szczyt zwany Wilczą Górą albo jeszcze dosadniej Wilkołakiem. Miejsce w którym stoję było pewnie kiedyś kamieniołomem, ale dość dawno przestano tutaj cokolwiek eksploatować a na płaskim terenie rośnie dzisiaj kilka drzew owocowych, całkiem słodkie jabłuszka. Obejrzeć można słupy skały bazaltowej ułożone tutaj skośnie do linii spadku. Teren wzgórza z pozostałych stron jest ogrodzony drutem kolczastym. Kamieniołom nadal jest czynny - słychać było pracującą maszynę, pewnie jakiś taśmociąg. W lesie poniżej leży też wiele odłamków skalnych - od czasu do czasu coś tam więc wylatuje w powietrze. Schodząc już poniżej natknąłem się na wyraźny rów i wał kamienny. Tu chyba nie było umocnień wojskowych jak na Ostrzycy a konstrukcja ta zapobiega zapewne staczaniu się kamieni niżej na pola uprawne. W jednym miejscu można było jeszcze podejść pod niszę wyrobiska i zza krat zobaczyć gładko podcięte skały od strony eksploatowanej. Sąsiedztwo kopalni kamienia raczej nie wychodzi na zdrowie rezerwatowi przyrody. Wierzchołek wzgórza stał się właściwie izolowaną wyspą, ale uparte wydobywanie skały zagraża stabilności i tego małego okrawka. Już lepiej byłoby zostawić to miejsce w spokoju a nawet jakoś zagospodarować z pożytkiem dla miasta. W okolicy jest wiele innych łomów a dzień później wracając ze Świerzawy minąłem olbrzymią kopalnię na zboczach góry Łysanka. Zwałowiska bazaltowego żwiru ciągną się tam na długim odcinku wzdłuż drogi dojazdowej. Kamień to cenny, ale jednak nie złoto by tak kopać bez zastanowienia. Podobno ze złoża pod Wilczą Górą budowano fragmenty stropu metra warszawskiego a także nawierzchnię Trasy Łazienkowskiej i Trasy W-Z. Z pól poniżej góry Wilkołak podziwiam widoki na Złotoryję z kościołem NMP a z tyłu charakterystyczny "ząbek" Wilczej Góry.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Ostrzyca i Organy Wielisławskie
Szlak żółty z Proboszczowa na Ostrzycę odbija zaraz za kościołem a potem prowadzi piękną lipową aleją aż pod samo wzgórze. Po drodze jest ciekawy poniemiecki pomnik i boisko piłkarskie z widokiem na dolnośląską "Fudżi-jamę". Pomimo że to trasa dość istotna dla tego regionu nazwana nawet w całości "szlakiem wygasłych wulkanów" to jednak pojawiają się na niej pewne trudności orientacyjne. W jednym miejscu na rozwidleniu powyżej miejsca piknikowego brakuje znaku sugerującego właściwy kierunek a posiadana przeze mnie mapa też tutaj trochę zawiodła. Korzystałem z egzemplarza firmy "Sygnatura" Góry i Pogórze Kaczawskie i Izerskie 1:50000 należącej do "rodziny sudeckiej" i oznaczonej jako "ojciec". Wg stopki wydana najwcześniej w 2013 roku, aktualizowana do 2015 roku. Jeżeli od tego czasu nie nastąpiła zmiana przebiegu szlaku (a nie sądzę bo jednak znaki wyglądają na dość stare) to jest tam błąd w zaznaczeniu jego przebiegu pod samą Ostrzycą. Dzięki temu nie musiałem wracać dokładnie tą samą drogą.
Góra o charakterystycznym regularnym kształcie mierzy 501 m npm (według innych źródeł 499 m npm) i stanowi pozostałość dawnego trzeciorzędowego stratowulkanu. Konkretnie jest to tylko komin wulkaniczny, czyli kanał którym płynna lawa wydostawała się z głębi ziemi w kierunku ujścia czyli krateru. Wypełnia go skała wylewna zwana bazanitem - przypominająca wyglądem bardziej znany bazalt i potocznie tak też nazywana. W czasie zlodowacenia plejstoceńskiego wierzchołek Ostrzycy wystawał ponad powierzchnię lądolodu jako tzw. nunatak. Z tego okresu pochodzą znajdujące się na stokach rozległe pola kamienne czyli tzw. gołoborza porośnięte dzisiaj widnym lasem. Na szczyt prowadzą kamienne schody zbudowane jeszcze za Niemców, dziś w kilku miejscach uszkodzone. Podejście jest dość strome, ale oczywiście krótkie. Jakiś kwadrans później jestem już na niewielkim wierzchołku. Platforemka widokowa przytulona do skalnych turniczek. Widok w kierunku wschodnim obejmuje Złotoryję z Wilczą Górą, Chełmy i Góry Kaczawskie. Można też z grubsza obejrzeć dalszą moją trasę kluczącą pomiędzy izolowanymi wzniesieniami Pogórza Kaczawskiego. Aby spojrzeć na południe trzeba wspiąć się na skałkę z drugiej strony. Tam odsłania się panorama zachodniej części Gór Kaczawskich a za nimi bądź to Góry Izerskie bądź Karkonosze. Z Ostrzycą wiąże się wiele legend. Takie spektakularne wzgórze już w czasach wczesnej Słowiańszczyzny było miejscem kultu, choć nie zachowały się tego materialne świadectwa jak na Ślęży. Mówi się też, że diabeł chwycił do wora wszystkich śląskich heretyków zamierzając ich zabrać do piekła, ale przelatując nad Ostrzycą zawadził o szczyt, worek się rozdarł i kacerze wypadli osiedlając się licznie w tych okolicach. Chwila odpoczynku. Pamiątkowe zdjęcie.
Posiedziało by się tu jeszcze chwilę, ale dalsza trasa czeka a poza tym słońce zaczyna niemiłosiernie prażyć, co potęgują jeszcze nagrzewające się szybciej nagie skały. Proboszczów - typowa wieś łańcuchówka z krętą drogą prowadzącą wzdłuż rzeki Skora (przepływającej przez Chojnów). Prawdopodobnie w miejscowym kościele zostało wygłoszone pierwsze na Śląsku kazanie protestanckie. Kościół na wzgórzu z kamiennymi rzeźbami i dawnymi niemieckimi nagrobkami oraz ładną kaplicą cmentarną z herbem hrabiów von Redern. Rezydowali oni w miejscowym pałacu z którego ostał się tylko zdziczały park. Za mostem stary budynek z niemieckim napisem Apothek. Wsie dolnośląskie mają swój specyficzny urok. Zadziwiające, ze prawie nie ma tam nowych domów. W Małopolsce czy na Podkarpaciu stawia się je co chwila. A tam dominuje zabudowa poniemiecka. Albo jest tak wytrzymała, komfortowa i nie do zdarcia, że nie opłaca się wznosić czegoś nowego... albo... no właśnie. Wsie się wyludniają i nadal z tyłu głowy jest obawa, że ziemia darowana po wojnie nie została przejęta raz na zawsze. Bo okolica jest malownicza i powinna zachecać do budowy przez ludzi bogatszych tzw. drugich domów. Z drugiej strony dzięki temu zachowały swoją autentyczność. Szkoda tylko że dawne dwory i pałace praktycznie się rozpadają. W Dolnym Sokołowcu przez który przechodzę są ruiny takiej budowli szczelnie ukryte za kamiennym murem w zdziczałym parku.
Po wydostaniu się na wyższą terasę ponad wsią szlak prowadzi prostą drogą polną prawie bez cienia. Za to z tyłu nadal oglądać można wizerunki Ostrzycy. Widać ją jeszcze znad Sokołowca z przełęczy prowadzącej w dolinę Kaczawy pod wzgórze Wielisławka. Zresztą to kolejne widokowe miejsce. Na południu pięknie widać stąd Góry Kaczawskie. Najbardziej na lewo charakterystyczna podcięta ze wszystkich stron kamieniołomami góra Połom nad Wojcieszowem. Drogą którą idę co chwilę coś przemyka. Zastanawiam się czy to jaszczurki czy jakieś owady. Sprawa wyjaśnia się za jakiś moment. Jedna z myszy chyba nie zdążyła uciec. Przycupnęła w trawie i udaje nieżywą. Tym sposobem zarobiła darmową fotkę. Docieram do szosy asfaltowej łączącej Złotoryję ze Świerzawą. U podnóża zalesionej góry jest stary młyn, obecnie restauracja i hotel. Można się zregenerować, coś wypić lub coś zjeść. Specjalnością są potrawy z gęsi. Stwierdziłem jednak, że pójdę dalej - bardziej nastawiłem się na bistro w Złotoryi. Chwilę więc tylko siadam na ławeczce w cieniu Wielisławki. Widok na koryto młynówki i sztuczny staw. Jazy, jest nawet mała fabryczka. Ścieżka prowadzi podnóżem góry aż do olbrzymiego kamieniołomu z odsłonięciem czerwonych słupów skalnych przypominających kościelne organy. Jest tutaj deszczochron i miejsce piknikowe. Wielisławka to dla odmiany wulkaniczne wzgórze permskie zbudowane z porfiru zwanego też ryolitem. Nie był to raczej klasyczny wulkan, prędzej kopuła lawowa albo jednorazowy wypływ magmy w postaci intruzji. Kiedyś na szczycie wzgórza znajdował się zameczek potem przekształcony w karczmę i schronisko. Po chwili odpoczynku ruszam dalej w kierunku Świerzawy mijając jeszcze stary wiadukt kolejowy we wsi Sędziszowa.
Szlak żółty z Proboszczowa na Ostrzycę odbija zaraz za kościołem a potem prowadzi piękną lipową aleją aż pod samo wzgórze. Po drodze jest ciekawy poniemiecki pomnik i boisko piłkarskie z widokiem na dolnośląską "Fudżi-jamę". Pomimo że to trasa dość istotna dla tego regionu nazwana nawet w całości "szlakiem wygasłych wulkanów" to jednak pojawiają się na niej pewne trudności orientacyjne. W jednym miejscu na rozwidleniu powyżej miejsca piknikowego brakuje znaku sugerującego właściwy kierunek a posiadana przeze mnie mapa też tutaj trochę zawiodła. Korzystałem z egzemplarza firmy "Sygnatura" Góry i Pogórze Kaczawskie i Izerskie 1:50000 należącej do "rodziny sudeckiej" i oznaczonej jako "ojciec". Wg stopki wydana najwcześniej w 2013 roku, aktualizowana do 2015 roku. Jeżeli od tego czasu nie nastąpiła zmiana przebiegu szlaku (a nie sądzę bo jednak znaki wyglądają na dość stare) to jest tam błąd w zaznaczeniu jego przebiegu pod samą Ostrzycą. Dzięki temu nie musiałem wracać dokładnie tą samą drogą.
Góra o charakterystycznym regularnym kształcie mierzy 501 m npm (według innych źródeł 499 m npm) i stanowi pozostałość dawnego trzeciorzędowego stratowulkanu. Konkretnie jest to tylko komin wulkaniczny, czyli kanał którym płynna lawa wydostawała się z głębi ziemi w kierunku ujścia czyli krateru. Wypełnia go skała wylewna zwana bazanitem - przypominająca wyglądem bardziej znany bazalt i potocznie tak też nazywana. W czasie zlodowacenia plejstoceńskiego wierzchołek Ostrzycy wystawał ponad powierzchnię lądolodu jako tzw. nunatak. Z tego okresu pochodzą znajdujące się na stokach rozległe pola kamienne czyli tzw. gołoborza porośnięte dzisiaj widnym lasem. Na szczyt prowadzą kamienne schody zbudowane jeszcze za Niemców, dziś w kilku miejscach uszkodzone. Podejście jest dość strome, ale oczywiście krótkie. Jakiś kwadrans później jestem już na niewielkim wierzchołku. Platforemka widokowa przytulona do skalnych turniczek. Widok w kierunku wschodnim obejmuje Złotoryję z Wilczą Górą, Chełmy i Góry Kaczawskie. Można też z grubsza obejrzeć dalszą moją trasę kluczącą pomiędzy izolowanymi wzniesieniami Pogórza Kaczawskiego. Aby spojrzeć na południe trzeba wspiąć się na skałkę z drugiej strony. Tam odsłania się panorama zachodniej części Gór Kaczawskich a za nimi bądź to Góry Izerskie bądź Karkonosze. Z Ostrzycą wiąże się wiele legend. Takie spektakularne wzgórze już w czasach wczesnej Słowiańszczyzny było miejscem kultu, choć nie zachowały się tego materialne świadectwa jak na Ślęży. Mówi się też, że diabeł chwycił do wora wszystkich śląskich heretyków zamierzając ich zabrać do piekła, ale przelatując nad Ostrzycą zawadził o szczyt, worek się rozdarł i kacerze wypadli osiedlając się licznie w tych okolicach. Chwila odpoczynku. Pamiątkowe zdjęcie.
Posiedziało by się tu jeszcze chwilę, ale dalsza trasa czeka a poza tym słońce zaczyna niemiłosiernie prażyć, co potęgują jeszcze nagrzewające się szybciej nagie skały. Proboszczów - typowa wieś łańcuchówka z krętą drogą prowadzącą wzdłuż rzeki Skora (przepływającej przez Chojnów). Prawdopodobnie w miejscowym kościele zostało wygłoszone pierwsze na Śląsku kazanie protestanckie. Kościół na wzgórzu z kamiennymi rzeźbami i dawnymi niemieckimi nagrobkami oraz ładną kaplicą cmentarną z herbem hrabiów von Redern. Rezydowali oni w miejscowym pałacu z którego ostał się tylko zdziczały park. Za mostem stary budynek z niemieckim napisem Apothek. Wsie dolnośląskie mają swój specyficzny urok. Zadziwiające, ze prawie nie ma tam nowych domów. W Małopolsce czy na Podkarpaciu stawia się je co chwila. A tam dominuje zabudowa poniemiecka. Albo jest tak wytrzymała, komfortowa i nie do zdarcia, że nie opłaca się wznosić czegoś nowego... albo... no właśnie. Wsie się wyludniają i nadal z tyłu głowy jest obawa, że ziemia darowana po wojnie nie została przejęta raz na zawsze. Bo okolica jest malownicza i powinna zachecać do budowy przez ludzi bogatszych tzw. drugich domów. Z drugiej strony dzięki temu zachowały swoją autentyczność. Szkoda tylko że dawne dwory i pałace praktycznie się rozpadają. W Dolnym Sokołowcu przez który przechodzę są ruiny takiej budowli szczelnie ukryte za kamiennym murem w zdziczałym parku.
Po wydostaniu się na wyższą terasę ponad wsią szlak prowadzi prostą drogą polną prawie bez cienia. Za to z tyłu nadal oglądać można wizerunki Ostrzycy. Widać ją jeszcze znad Sokołowca z przełęczy prowadzącej w dolinę Kaczawy pod wzgórze Wielisławka. Zresztą to kolejne widokowe miejsce. Na południu pięknie widać stąd Góry Kaczawskie. Najbardziej na lewo charakterystyczna podcięta ze wszystkich stron kamieniołomami góra Połom nad Wojcieszowem. Drogą którą idę co chwilę coś przemyka. Zastanawiam się czy to jaszczurki czy jakieś owady. Sprawa wyjaśnia się za jakiś moment. Jedna z myszy chyba nie zdążyła uciec. Przycupnęła w trawie i udaje nieżywą. Tym sposobem zarobiła darmową fotkę. Docieram do szosy asfaltowej łączącej Złotoryję ze Świerzawą. U podnóża zalesionej góry jest stary młyn, obecnie restauracja i hotel. Można się zregenerować, coś wypić lub coś zjeść. Specjalnością są potrawy z gęsi. Stwierdziłem jednak, że pójdę dalej - bardziej nastawiłem się na bistro w Złotoryi. Chwilę więc tylko siadam na ławeczce w cieniu Wielisławki. Widok na koryto młynówki i sztuczny staw. Jazy, jest nawet mała fabryczka. Ścieżka prowadzi podnóżem góry aż do olbrzymiego kamieniołomu z odsłonięciem czerwonych słupów skalnych przypominających kościelne organy. Jest tutaj deszczochron i miejsce piknikowe. Wielisławka to dla odmiany wulkaniczne wzgórze permskie zbudowane z porfiru zwanego też ryolitem. Nie był to raczej klasyczny wulkan, prędzej kopuła lawowa albo jednorazowy wypływ magmy w postaci intruzji. Kiedyś na szczycie wzgórza znajdował się zameczek potem przekształcony w karczmę i schronisko. Po chwili odpoczynku ruszam dalej w kierunku Świerzawy mijając jeszcze stary wiadukt kolejowy we wsi Sędziszowa.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Oglądając to zdjęcie ma się wrażenie, że za chwilę pojawi się duch mieszkańca XIX-wiecznego, niemieckiego Probsthain.Comen pisze:5 Gołoborze.jpg

Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Tak akurat światło padało. Przez kilka dni mieliśmy bardzo ostre słońce. Ale faktycznie to miejsce ma swój mroczny klimat i pewnie można by tam nakręcić jakiś horror rodzimej produkcji, zwłaszcza jak się doda opuszczone pałace i ogrody w okolicznych wsiach. Na szlaku pusto. Nie tylko brak było ducha, ale także i "żywego" ducha :>
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Świerzawa
Na koniec dnia wizyta w miasteczku o trochę jakby alpejskim kolorycie. I takim swojskim małomiasteczkowym. Miniaturowe sklepiki spożywcze stanowiące lokalne centrum spotkań i pogaduszek. Na przystanku miejscowy pijaczek ćwiczy jodłowanie, wykrzykując co chwila "wino, wino, wino, wino, biorę wino". Lody włoskie w podejrzanie wysokiej cenie: 6 zł - duża porcja (We Wrocławiu kupiłem podobne za pół tej stawki). Świerzawa ciągnie się wzdłuż głównej drogi na przestrzeni kilku kilometrów. W latach 1973-1984 miała status osiedla, czegoś pośredniego między wsią a miastem. Dawna niemiecka nazwa miejscowości oznaczała "piękną łąkę nad kocim potokiem". Funkcjonowała też polska nazwa Szunów. Centrum stanowi wydłużony rynek pomiędzy dwoma równoległymi ulicami. Kolorowe kamieniczki, ratusz i dwa stare kościoły. Wewnątrz niestety zamknięte - można spojrzeć na nawy z przedsionka. Trzeci kościół nieco przed rynkiem w stronę dawnej stacji kolejowej. Ten najciekawszy. Późnoromański otoczony kamiennym murem cmentarnym z bramą. W środku rzeźby i stare freski, niestety słabo widoczne bo w świątyni dość ciemno. Jest też drewniany ganek w nawie. Akurat trafiłem na jakieś roboty remontowe w prezbiterium i na dachu. Wnętrze otwarła mi osoba pracująca przy konserwacji zabytku. Podziękowania dla gara za telefon z namiarami na osobę opiekującą się kościółkiem. Akurat się nie przydał, ale mógł się przydać bo kościół normalnie jest zamknięty.
Na koniec dnia wizyta w miasteczku o trochę jakby alpejskim kolorycie. I takim swojskim małomiasteczkowym. Miniaturowe sklepiki spożywcze stanowiące lokalne centrum spotkań i pogaduszek. Na przystanku miejscowy pijaczek ćwiczy jodłowanie, wykrzykując co chwila "wino, wino, wino, wino, biorę wino". Lody włoskie w podejrzanie wysokiej cenie: 6 zł - duża porcja (We Wrocławiu kupiłem podobne za pół tej stawki). Świerzawa ciągnie się wzdłuż głównej drogi na przestrzeni kilku kilometrów. W latach 1973-1984 miała status osiedla, czegoś pośredniego między wsią a miastem. Dawna niemiecka nazwa miejscowości oznaczała "piękną łąkę nad kocim potokiem". Funkcjonowała też polska nazwa Szunów. Centrum stanowi wydłużony rynek pomiędzy dwoma równoległymi ulicami. Kolorowe kamieniczki, ratusz i dwa stare kościoły. Wewnątrz niestety zamknięte - można spojrzeć na nawy z przedsionka. Trzeci kościół nieco przed rynkiem w stronę dawnej stacji kolejowej. Ten najciekawszy. Późnoromański otoczony kamiennym murem cmentarnym z bramą. W środku rzeźby i stare freski, niestety słabo widoczne bo w świątyni dość ciemno. Jest też drewniany ganek w nawie. Akurat trafiłem na jakieś roboty remontowe w prezbiterium i na dachu. Wnętrze otwarła mi osoba pracująca przy konserwacji zabytku. Podziękowania dla gara za telefon z namiarami na osobę opiekującą się kościółkiem. Akurat się nie przydał, ale mógł się przydać bo kościół normalnie jest zamknięty.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Chojnów
Zwiedzany przejazdem w godzinę pomiędzy busem a pociągiem w kierunku Bolesławca. Miasteczko ma coś wspólnego z kapitanem Klossem? Nie, chyba nie. A jednak pierwszy plac na który trafię po wyjściu spod dworca w lokalnej tradycji nazywany bywa placem Pigalle. Póki co jest to jednak tradycja ustna. Nie ma żadnej tabliczki na tym podłużnym skwerku sankcjonującej ten stan rzeczy. Dlaczego Pigalle to sam nie wiem? Jakieś kasztany tu pewnie rosną a co do innych kwestii będąc na miejscu o wczesnej porze (około 8 rano) trudno się było natknąć na tego typu "kwestie". Raczej tylko na zacnych obywateli Chojnowa wyprowadzających swoje pieski, tu i ówdzie może bardziej podpitych amatorów "la patique", ale ogólnie trzymających jeszcze poziom (przepraszam pion). Przecznicę dalej jest kolejny plac, nieco bardziej zadbany, który nazywany bywa placem Wogezów. Kolejna paryska reminiscencja wyrażająca chyba tęsknotę Chojnowa do wielkiego świata. I tu kończy się wielki Paryż a zaczynają śląskie zabytki. Widać stąd wysoką górę cegieł, czyli kościół farny św. Piotra i Pawła. Trafiłem dobrze bo kościół akurat był otwarty. Tych kilka minut w sam raz by wejść do środka i ogarnąć wzrokiem dość mroczne gotyckie wnętrze. Ciekawostką są obrazy drogi krzyżowej z portretami Gagarina, papieża Jana XXIII, Gandhiego i Martina Luthera Kinga w tle. Najładniejszy jest chyba jednak zewnętrzny krużganek ze starym epitafium oraz medalionami zdobiącymi kolebkowe sklepienie. Za świątynią jest klomb kwiatowy i zabytkowa plebania niestety w dość kiepskiej "formie". Od kościoła zaczyna się długi rynek Chojnowa. Coś co obserwowałem już w Złotoryi czy Świerzawie, plac nazywany z włoska korso. Tylko fragment pierzei zachował autentyczną zabudowę. Najpiękniejszy jest położony po przeciwległej stronie Dom Schrama z rzeźbionym renesansowym portalem i ramą okienną. Dalej przejść można w stronę placu gdzie mieści się współczesny urząd miejski oraz wiekowy zamek gruntownie odnowiony, obecnie muzeum. Na wejście do środka oczywiście za wcześnie. Obejrzeć mogę tylko eksponaty znajdujące się na zewnątrz, dziwaczną armatę, starą choć całkiem zwykłą studnię i dwa głazy tzw. bomby wulkaniczne (czyżby z dawnej Ostrzycy?) Jest tu też mały fragment miejskiego muru. Dróżka prowadzi do drugiego w mieście neogotyckiego kościoła. Udaję się w tamtym kierunku a następnie skręcam jeszcze w boczną uliczkę prowadzącą do jedynej zachowanej miejskiej baszty strzeżonej dawniej przez tkaczy. I to w zasadzie tyle jeśli chodzi o Chojnów. Ładny dworzec PKP jest dzisiaj częściowo wykorzystany na cele mieszkaniowe natomiast brak kasy biletowej i jakichkolwiek urządzeń obsługi pasażerów poza rozkładem, przejściem podziemnym i peronami.
Zwiedzany przejazdem w godzinę pomiędzy busem a pociągiem w kierunku Bolesławca. Miasteczko ma coś wspólnego z kapitanem Klossem? Nie, chyba nie. A jednak pierwszy plac na który trafię po wyjściu spod dworca w lokalnej tradycji nazywany bywa placem Pigalle. Póki co jest to jednak tradycja ustna. Nie ma żadnej tabliczki na tym podłużnym skwerku sankcjonującej ten stan rzeczy. Dlaczego Pigalle to sam nie wiem? Jakieś kasztany tu pewnie rosną a co do innych kwestii będąc na miejscu o wczesnej porze (około 8 rano) trudno się było natknąć na tego typu "kwestie". Raczej tylko na zacnych obywateli Chojnowa wyprowadzających swoje pieski, tu i ówdzie może bardziej podpitych amatorów "la patique", ale ogólnie trzymających jeszcze poziom (przepraszam pion). Przecznicę dalej jest kolejny plac, nieco bardziej zadbany, który nazywany bywa placem Wogezów. Kolejna paryska reminiscencja wyrażająca chyba tęsknotę Chojnowa do wielkiego świata. I tu kończy się wielki Paryż a zaczynają śląskie zabytki. Widać stąd wysoką górę cegieł, czyli kościół farny św. Piotra i Pawła. Trafiłem dobrze bo kościół akurat był otwarty. Tych kilka minut w sam raz by wejść do środka i ogarnąć wzrokiem dość mroczne gotyckie wnętrze. Ciekawostką są obrazy drogi krzyżowej z portretami Gagarina, papieża Jana XXIII, Gandhiego i Martina Luthera Kinga w tle. Najładniejszy jest chyba jednak zewnętrzny krużganek ze starym epitafium oraz medalionami zdobiącymi kolebkowe sklepienie. Za świątynią jest klomb kwiatowy i zabytkowa plebania niestety w dość kiepskiej "formie". Od kościoła zaczyna się długi rynek Chojnowa. Coś co obserwowałem już w Złotoryi czy Świerzawie, plac nazywany z włoska korso. Tylko fragment pierzei zachował autentyczną zabudowę. Najpiękniejszy jest położony po przeciwległej stronie Dom Schrama z rzeźbionym renesansowym portalem i ramą okienną. Dalej przejść można w stronę placu gdzie mieści się współczesny urząd miejski oraz wiekowy zamek gruntownie odnowiony, obecnie muzeum. Na wejście do środka oczywiście za wcześnie. Obejrzeć mogę tylko eksponaty znajdujące się na zewnątrz, dziwaczną armatę, starą choć całkiem zwykłą studnię i dwa głazy tzw. bomby wulkaniczne (czyżby z dawnej Ostrzycy?) Jest tu też mały fragment miejskiego muru. Dróżka prowadzi do drugiego w mieście neogotyckiego kościoła. Udaję się w tamtym kierunku a następnie skręcam jeszcze w boczną uliczkę prowadzącą do jedynej zachowanej miejskiej baszty strzeżonej dawniej przez tkaczy. I to w zasadzie tyle jeśli chodzi o Chojnów. Ładny dworzec PKP jest dzisiaj częściowo wykorzystany na cele mieszkaniowe natomiast brak kasy biletowej i jakichkolwiek urządzeń obsługi pasażerów poza rozkładem, przejściem podziemnym i peronami.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Dworzec PKP daleko czy blisko od centrum miasta ?
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Jakieś 5-10 minut piechotą.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Ciekawe to Pogórze... Wpisuję na swoją listę miejsc do odwiedzenia w przyszłości.
"...wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie, a przynajmniej to, że większość granic i lęków to tylko ułomność naszego umysłu, poza którą zaczyna się wolność..."
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Bolesławiec
Ostatni punkt podróży to Bolesławiec - miasteczko którym kiedyś zachwycała się moja babcia. No i faktycznie rynek jeden z najbardziej kolorowych w Polsce. Na początek jednak idę na dość długi spacer w innym kierunku. Nad Bobrem znajduje się słynny most czy jak kto woli wiadukt (biegnie także ponad drogą). Mierzy prawie pół kilometra i niektórym przypomina akwedukt. Zbudowany w 1846 za czasów króla Prus Fryderyka Wilhelma szczęśliwie nie został poważnie zniszczony w czasie ostatniej wojny. Wysadzono tylko jedno przęsło nad samą wodą, więc zaraz po 1945 pociąg stawał gdzieś w tej okolicy i pasażerów przeprawiano przez rzekę ładując do innych wagonów na drugim brzegu. Dziś jest już oczywiście cały, chociaż ruch kolejowy na nim dość mizerny (marnej lokomotywy doczekałem się tak po pół godzinie). Dołem biegnie ścieżka do joggingu, którą dostać się można na jaz nad Bobrem i posiedzieć chwilę na ławeczce. Kilka osób spaceruje tutaj z psami, inni tak jak ja przyszli podziwiać dzieło inżynierskie. Wracam w stronę miasta przechodząc przez stary park i pałacyk twórcy wiaduktu - architekta Fryderyka Gansela. Na rondzie ustawiono popularne buncloki. Z takich produktów ceramicznych słynie od dawna miasto nad Bobrem. Jest tutaj nawet muzeum glinianych wyrobów, corocznie odbywa się też festiwal lepienia "garnków". Stara tradycja powstała dzięki znajdującym się w okolicy złożom specyficznej brązowej glinki. Nazwa bunclok pochodzi bezpośrednio od dawnego niemieckiego Bunzlau, jakim to mianem określano Bolesławiec.
Przez zachodnie przedmieście docieram w okolice dawnego miejskiego muru. Zachowały się pewne fragmenty dawnych obwarowań, część obwodu zamieniono na bolesławieckie Planty przy których znajdują się tutejsze reklamowane w kilku miejscach termy. Z dawnego zamku zachowała się kamienna baszta, resztę zabudowań przekształcono w kościół ewangelicki z wysoką wieżą. Przed wejściem jest ładna rzeźba z białego marmuru przedstawiająca Chrystusa z dziećmi. Inny posążek Matki Boskiej stoi w niewielkim ogródku na bastionie. Wzdłuż obwodu miejskich murów dochodzę do miejskiego parku ze stawem i fontanną przedstawiającą ptaka brodzącego. W dawnym odeonie, czyli budynku mieszczącym salę balową i koncertową jest dziś sklep papierniczy. Na skraju parku stoi też trochę zapomniany obelisk ku czci rosyjskiego generała Kutuzowa jednego z pogromców Napoleona. Kutuzow zmarł w Bolesławcu i Prusacy wystawili mu ten reprezentacyjny pomnik, który z początku stał na rynku, dopiero po II wojnie światowej został przeniesiony w mniej eksponowane miejsce. Aby dojść do głównego miejskiego placu trzeba z parku pójść nieco pod górę. Najpierw docieram jednak do nowszego forum z emblematycznym biurowcem, kinem, galerią handlową i pomarańczowym okrąglakiem mieszczącym biura starostwa. Miejsce jednak zdecydowanie rozczarowuje w porównaniu z dawnym rynkiem znajdującym się 2 przecznice dalej. Rząd kolorowych kamieniczek z przejazdem w środkowej z nich tzw. bramą piastowską. Na środku ratusz z wysoką wieżą, herbem i płaskorzeźbą przedstawiającą pojmanie francuskiego generała przez tutejsze mieszczki. Obok sporo ławeczek i niewielka fontanna. Nad rynkiem góruje wysoki gotycki kościół Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja. Niestety zamknięty w środku, a już sama grupa rzeźbiarska przy wejściu jakby zapraszała do środka. Idąc w kierunku dworca zahaczam jeszcze o ładny miejscowy teatr i neogotycki budynek sądu na skraju Plant. Pociąg już stoi na stacji, szybko kupuję bilet i wsiadam. Mam jeszcze pół dnia na poszwendanie się po Wrocławiu.
Ostatni punkt podróży to Bolesławiec - miasteczko którym kiedyś zachwycała się moja babcia. No i faktycznie rynek jeden z najbardziej kolorowych w Polsce. Na początek jednak idę na dość długi spacer w innym kierunku. Nad Bobrem znajduje się słynny most czy jak kto woli wiadukt (biegnie także ponad drogą). Mierzy prawie pół kilometra i niektórym przypomina akwedukt. Zbudowany w 1846 za czasów króla Prus Fryderyka Wilhelma szczęśliwie nie został poważnie zniszczony w czasie ostatniej wojny. Wysadzono tylko jedno przęsło nad samą wodą, więc zaraz po 1945 pociąg stawał gdzieś w tej okolicy i pasażerów przeprawiano przez rzekę ładując do innych wagonów na drugim brzegu. Dziś jest już oczywiście cały, chociaż ruch kolejowy na nim dość mizerny (marnej lokomotywy doczekałem się tak po pół godzinie). Dołem biegnie ścieżka do joggingu, którą dostać się można na jaz nad Bobrem i posiedzieć chwilę na ławeczce. Kilka osób spaceruje tutaj z psami, inni tak jak ja przyszli podziwiać dzieło inżynierskie. Wracam w stronę miasta przechodząc przez stary park i pałacyk twórcy wiaduktu - architekta Fryderyka Gansela. Na rondzie ustawiono popularne buncloki. Z takich produktów ceramicznych słynie od dawna miasto nad Bobrem. Jest tutaj nawet muzeum glinianych wyrobów, corocznie odbywa się też festiwal lepienia "garnków". Stara tradycja powstała dzięki znajdującym się w okolicy złożom specyficznej brązowej glinki. Nazwa bunclok pochodzi bezpośrednio od dawnego niemieckiego Bunzlau, jakim to mianem określano Bolesławiec.
Przez zachodnie przedmieście docieram w okolice dawnego miejskiego muru. Zachowały się pewne fragmenty dawnych obwarowań, część obwodu zamieniono na bolesławieckie Planty przy których znajdują się tutejsze reklamowane w kilku miejscach termy. Z dawnego zamku zachowała się kamienna baszta, resztę zabudowań przekształcono w kościół ewangelicki z wysoką wieżą. Przed wejściem jest ładna rzeźba z białego marmuru przedstawiająca Chrystusa z dziećmi. Inny posążek Matki Boskiej stoi w niewielkim ogródku na bastionie. Wzdłuż obwodu miejskich murów dochodzę do miejskiego parku ze stawem i fontanną przedstawiającą ptaka brodzącego. W dawnym odeonie, czyli budynku mieszczącym salę balową i koncertową jest dziś sklep papierniczy. Na skraju parku stoi też trochę zapomniany obelisk ku czci rosyjskiego generała Kutuzowa jednego z pogromców Napoleona. Kutuzow zmarł w Bolesławcu i Prusacy wystawili mu ten reprezentacyjny pomnik, który z początku stał na rynku, dopiero po II wojnie światowej został przeniesiony w mniej eksponowane miejsce. Aby dojść do głównego miejskiego placu trzeba z parku pójść nieco pod górę. Najpierw docieram jednak do nowszego forum z emblematycznym biurowcem, kinem, galerią handlową i pomarańczowym okrąglakiem mieszczącym biura starostwa. Miejsce jednak zdecydowanie rozczarowuje w porównaniu z dawnym rynkiem znajdującym się 2 przecznice dalej. Rząd kolorowych kamieniczek z przejazdem w środkowej z nich tzw. bramą piastowską. Na środku ratusz z wysoką wieżą, herbem i płaskorzeźbą przedstawiającą pojmanie francuskiego generała przez tutejsze mieszczki. Obok sporo ławeczek i niewielka fontanna. Nad rynkiem góruje wysoki gotycki kościół Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja. Niestety zamknięty w środku, a już sama grupa rzeźbiarska przy wejściu jakby zapraszała do środka. Idąc w kierunku dworca zahaczam jeszcze o ładny miejscowy teatr i neogotycki budynek sądu na skraju Plant. Pociąg już stoi na stacji, szybko kupuję bilet i wsiadam. Mam jeszcze pół dnia na poszwendanie się po Wrocławiu.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Jakoś nie mogę do Bolesławca zawitać (zawsze coś staje na drodze). Zdjęcia przekonują że warto się tam pojawić.
Re: Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
W ostatnich 4 latach już po raz trzeci zawitałem do Bolesławca. Pierwsze wrażenie było znakomite i każda kolejna wizyta w tym mieście potwierdza, że jest to jedno z najciekawszych a jednocześnie najbardziej niedocenianych miast Dolnego Śląska. Knajp w ścisłym centrum sporo (niestety tylko do godziny 22 a czasami jest ochota posiedzieć zdecydowanie dłużej i zazwyczaj otwierane również dość późno).
Z minusów: bazylika otwarta do zwiedzania w godzinach nieturystycznych (spałem w centrum miasta więc udało się ją zwiedzić - warto,bo jest ciekawie i bogato wyposażona - głównie barok), co właściwie niezgodne jest z zasadami nadawania takiego tytułu, który zakłada iż świątynia uhonorowana takowym zaszczytem ma być otwarta od rana do wieczora.
Z minusów: bazylika otwarta do zwiedzania w godzinach nieturystycznych (spałem w centrum miasta więc udało się ją zwiedzić - warto,bo jest ciekawie i bogato wyposażona - głównie barok), co właściwie niezgodne jest z zasadami nadawania takiego tytułu, który zakłada iż świątynia uhonorowana takowym zaszczytem ma być otwarta od rana do wieczora.
Re: Relacja: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Poza tym że jest to bardzo ładne miasto to chyba nie pojawiło się tam nic nowego i spektakularnego (chyba że się mylę). Pytanie na ile jest to dobry punkt wypadowy. W okolicy kojarzę na pewno jeden ciekawy pałac w Kliczkowie. No i jest linia kolejowa z Wrocławia do Drezna.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Re: Dolnośląskie: Pogórze Kaczawskie z przyległościami 7-9 września 2016
Z nowych rzeczy bardzo ciekawie zrobiona wystawa czasowa o czasach napoleońskich z elementami multimedialnymi. Lepsza w moim odczuciu niż wystawy stałe.
Jako punkt wypadowy w okolice całkiem niezła - szczególnie dla osób podróżujących komunikacją publiczną. Jest linia kolejowa i trochę tras autobusów. Do Lwówka Śląskiego 20 km. Z odwiedzonych wiosek dookoła w niewielkiej odległości od Bolesławca warto wymienić Warte Bolesławiecką (niewielkie ruiny zamku i dwór), Żeliszow (kościół poewangelicki w trakcie prac remontowych) i Stare Jaroszowice (dostępne ruiny dużego kościoła ewangelickiego i cmentarz).
Jako punkt wypadowy w okolice całkiem niezła - szczególnie dla osób podróżujących komunikacją publiczną. Jest linia kolejowa i trochę tras autobusów. Do Lwówka Śląskiego 20 km. Z odwiedzonych wiosek dookoła w niewielkiej odległości od Bolesławca warto wymienić Warte Bolesławiecką (niewielkie ruiny zamku i dwór), Żeliszow (kościół poewangelicki w trakcie prac remontowych) i Stare Jaroszowice (dostępne ruiny dużego kościoła ewangelickiego i cmentarz).