Wysokie Taury+ (30-8 września)
: 26 wrz 2021, o 23:09
Fotorelacja będzie miała (niestety) formę najpierw tekst, potem fotki. Mam problem z laptopem i czasami podczas edycji mnie wylogowuje, a zawartość przepada.
Wyjazd zaczął się niefortunnie, na zakopiance zrobiłem szoł typu "światło dymy"; jakby mało było ulewy zapaliło mnie się sprzęgło (nie wnikając w szczegóły ktoś kiedyś coś spi******ł). Po seri rozmów z laweciarzem udało się nie wrócić do Hrubieszowa, tylko pomknąć dalej wysłużonym Passatem.
Mieszkaliśmy w miejscowości (wiosce) St. Jakob in Defereggen. Miejscówka fajna, kościół, sklep, przystanek, informacja turystyczna. Pierwszy dzień, to tylko spacer.
Dzień 2. Trzeba było odespać, więc pobudka o 8. Spacerkiem dojście do wyciągu i w planach był szlak na Deganhorn. Okazało się, że na szlak potrzeba 7h (w sumie oczywiście). Plan został zmieniony na dojście do przełęczy (ze względu na gwałtowny opad śniegu i tak trzeba by wrócić), powrót do wyciągu i podejście na Kleiner Leppleskofel (20 min spacerkim). Przyjemny taras widokowy na szczycie.
Dzień 3. W stronę Glocknera. Pobudka rano + 1,5 godzinny dojazd na parking przy Lucknerhaus. (droga płatna 5-8 euro). Po wyjściu z autobusu wita nas Großglockner. (efekt jak na włosienicy- wszyscy stają i fotografują). My idziemy wygodną w stronę Lucknerhütte. Przyjemne małe schronisko; za schroniskiem droga przechodzi w klasyczny szlak. Cały czas widzimy Króla Austrii. Pogwizdują świstaki, widać strumienie, wodospadziki, a szlak pnie się w górę. Dochodzimy do granicy śniegu i robi się bardziej ślisko. Dochodzimy do naszego celu: Stüdlhütte. Pięknie położone schronisko. Wokoło dużo śniegu (odśnieżali dopiero taras). Super miejsce. Powrót zaplanowaliśmy inną drogą. Schodziliśmy w stronę Spöttling-Taurer. Czekało nas bardzo długie, ale piękne zejście. (za kanionem zrobiło się nudno i monotonnie).
Dzień 4. Tre Cimes. Nie będę się rozpisywał. To trzeba zobaczyć. Jak dla mnie waro dać te 30 euro z wjazd i nawet tłumy nie przeszkadzają.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Toblach. Piękny kościół, tańsze zakupy i zajechaliśmy zobaczyć zamek Heinfels (nie zwiedzaliśmy)
Dzień 5. Dzień luźniejszy- spanie do 7mej. Pojechaliśmy do Stroden i poszliśmy zobaczyć Wodospady Umbaltal. Ładne, ale mało fotogeniczne. Od parkingu szybszym spacerem 30 min. (można podjechać bryczką- ciągną 3 konie). Potem idziemy już szlakiem i co jakiś czas mamy platformy widokowe i podziwiamy wodospad (częściej jest pod nami niż na przeciw). W drodze powrotnej zahaczyliśmy o ruiny Rabenstein w Virgen. 45 min o przystanku. Ruiny trochę zarośnięte, okupowane przez krowy (które są wszędzie swoją drogą), ale z ładnym widokiem.
Dzień 6. Wycieczka w grupę Großvenediger`a. Tu dałem logistycznej dupy i nie doczytałem. Zamiast maszerować prawie 3h do Johannishütte, należy złapać 4x4 taxi i tam wjechać (20 euro góra+ dół). i pójść do Defreggerhaus. My niestety człapaliśmy ja te osły, ale sprężyliśmy się i doszliśmy na grań, żeby zobaczyć nasz cel.
Dzień 7. Dolomity Linzkie. Plan był na dużą pętlę, ale okazało się, że to szlak zbyt długi. Pojechaliśmy pod Dolomitenhütte (8 euro wjazd + parking). I poszliśmy w stronę Karlsbader Hütte. Piękny szlak, można iść drogą lub szlakiem (wybraliśmy szlak, a powrót drogę). Bardzo fajne miejce. Poszliśmy jeszcze szlakiem do przełęczy. Fajne widokowo miejsce gdzie spotykają ludzie z 2go wariantu (czyli z Parkplatz "Klammbrückl" Lienz przez Kerschbaumeralm Schutzhaus- wydaje się, że mój wariant trochę ładniajszy i mniejsze przewyższenie).
Dzień 8. Italia. Podjechaliśmy na przełęcz Passo Stalle. W dole widać jezioro i stadion biatlonowy w Anterselvie. My jednak nie zjeżdżamy (bo nie mamy czym) i idziemy na Rote Wand (szczyt w całości po stronie włoskiej). Wybieramy wariant okrężny i idziemy bez szlaku, a raczej bez ścieżki. Idzie się dowolnie od kamienia z maźniętym szlakiem do następnego. Dopiero w masywie widać ścieżkę. Podejście klasyczne jest łatwiejsze (tamtędy schodzimy). Szczyt z pięknym widokiem. Dość popularny (bo nietrudny technicznie).
Dzień 9. Ostatki. Chcieliśmy wrócić wcześniej, więc podjechaliśmy pod znany parking pod Gloknerem i poszliśmy na schroniko Glorer i na punkt widokowy nieopodal. Przyjemny spacer do schroniska bez dojazdu (produkty dostarcza się wyciągarką)
Wyjazd zaczął się niefortunnie, na zakopiance zrobiłem szoł typu "światło dymy"; jakby mało było ulewy zapaliło mnie się sprzęgło (nie wnikając w szczegóły ktoś kiedyś coś spi******ł). Po seri rozmów z laweciarzem udało się nie wrócić do Hrubieszowa, tylko pomknąć dalej wysłużonym Passatem.
Mieszkaliśmy w miejscowości (wiosce) St. Jakob in Defereggen. Miejscówka fajna, kościół, sklep, przystanek, informacja turystyczna. Pierwszy dzień, to tylko spacer.
Dzień 2. Trzeba było odespać, więc pobudka o 8. Spacerkiem dojście do wyciągu i w planach był szlak na Deganhorn. Okazało się, że na szlak potrzeba 7h (w sumie oczywiście). Plan został zmieniony na dojście do przełęczy (ze względu na gwałtowny opad śniegu i tak trzeba by wrócić), powrót do wyciągu i podejście na Kleiner Leppleskofel (20 min spacerkim). Przyjemny taras widokowy na szczycie.
Dzień 3. W stronę Glocknera. Pobudka rano + 1,5 godzinny dojazd na parking przy Lucknerhaus. (droga płatna 5-8 euro). Po wyjściu z autobusu wita nas Großglockner. (efekt jak na włosienicy- wszyscy stają i fotografują). My idziemy wygodną w stronę Lucknerhütte. Przyjemne małe schronisko; za schroniskiem droga przechodzi w klasyczny szlak. Cały czas widzimy Króla Austrii. Pogwizdują świstaki, widać strumienie, wodospadziki, a szlak pnie się w górę. Dochodzimy do granicy śniegu i robi się bardziej ślisko. Dochodzimy do naszego celu: Stüdlhütte. Pięknie położone schronisko. Wokoło dużo śniegu (odśnieżali dopiero taras). Super miejsce. Powrót zaplanowaliśmy inną drogą. Schodziliśmy w stronę Spöttling-Taurer. Czekało nas bardzo długie, ale piękne zejście. (za kanionem zrobiło się nudno i monotonnie).
Dzień 4. Tre Cimes. Nie będę się rozpisywał. To trzeba zobaczyć. Jak dla mnie waro dać te 30 euro z wjazd i nawet tłumy nie przeszkadzają.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Toblach. Piękny kościół, tańsze zakupy i zajechaliśmy zobaczyć zamek Heinfels (nie zwiedzaliśmy)
Dzień 5. Dzień luźniejszy- spanie do 7mej. Pojechaliśmy do Stroden i poszliśmy zobaczyć Wodospady Umbaltal. Ładne, ale mało fotogeniczne. Od parkingu szybszym spacerem 30 min. (można podjechać bryczką- ciągną 3 konie). Potem idziemy już szlakiem i co jakiś czas mamy platformy widokowe i podziwiamy wodospad (częściej jest pod nami niż na przeciw). W drodze powrotnej zahaczyliśmy o ruiny Rabenstein w Virgen. 45 min o przystanku. Ruiny trochę zarośnięte, okupowane przez krowy (które są wszędzie swoją drogą), ale z ładnym widokiem.
Dzień 6. Wycieczka w grupę Großvenediger`a. Tu dałem logistycznej dupy i nie doczytałem. Zamiast maszerować prawie 3h do Johannishütte, należy złapać 4x4 taxi i tam wjechać (20 euro góra+ dół). i pójść do Defreggerhaus. My niestety człapaliśmy ja te osły, ale sprężyliśmy się i doszliśmy na grań, żeby zobaczyć nasz cel.
Dzień 7. Dolomity Linzkie. Plan był na dużą pętlę, ale okazało się, że to szlak zbyt długi. Pojechaliśmy pod Dolomitenhütte (8 euro wjazd + parking). I poszliśmy w stronę Karlsbader Hütte. Piękny szlak, można iść drogą lub szlakiem (wybraliśmy szlak, a powrót drogę). Bardzo fajne miejce. Poszliśmy jeszcze szlakiem do przełęczy. Fajne widokowo miejsce gdzie spotykają ludzie z 2go wariantu (czyli z Parkplatz "Klammbrückl" Lienz przez Kerschbaumeralm Schutzhaus- wydaje się, że mój wariant trochę ładniajszy i mniejsze przewyższenie).
Dzień 8. Italia. Podjechaliśmy na przełęcz Passo Stalle. W dole widać jezioro i stadion biatlonowy w Anterselvie. My jednak nie zjeżdżamy (bo nie mamy czym) i idziemy na Rote Wand (szczyt w całości po stronie włoskiej). Wybieramy wariant okrężny i idziemy bez szlaku, a raczej bez ścieżki. Idzie się dowolnie od kamienia z maźniętym szlakiem do następnego. Dopiero w masywie widać ścieżkę. Podejście klasyczne jest łatwiejsze (tamtędy schodzimy). Szczyt z pięknym widokiem. Dość popularny (bo nietrudny technicznie).
Dzień 9. Ostatki. Chcieliśmy wrócić wcześniej, więc podjechaliśmy pod znany parking pod Gloknerem i poszliśmy na schroniko Glorer i na punkt widokowy nieopodal. Przyjemny spacer do schroniska bez dojazdu (produkty dostarcza się wyciągarką)