Relacja: Skrzyczne (1257 m n.p.m. - Beskid Śląski) - 09.11.2014
: 15 lis 2014, o 08:44
Ponieważ dzień wcześniej (na Czuplu 8 listopada...) pogoda nas nie rozpieszczała (mgła, deszcz, temperatura...) w niedzielę 9 listopada postanowiła (ona - natura...) chyba nam to wynagrodzić... <tak> Od rana ciepło i słonecznie - nic tylko przespacerować się na "z góry (a raczej "z dołu"... <lol> ) upatrzone pozycje", czyli na szczyt Skrzycznego... Zachęcał nas zresztą do tego już dzień wcześniej taki widoczek z tarasu naszej miejscówki w Szczyrku...

Ruszyliśmy ok. 9 rano zielonym szlakiem, w składzie YY + YA + m_271, z samego centrum Szczyrku (z parkingu przed UM...) ulicą Leśną przez Osiedle Zapalenica...
Droga prowadziła łagodnie pod górę, początkowo wzdłuż zabudowań Szczyrku a później już przez las...

Było coraz cieplej, coraz ciekawej a i widoczki coraz przedniejsze...



Od czasu do czasu można było "wspomagać się" dopingiem o który ktoś na szlaku zadbał... Nie ma to jak "dobre słowo"... <lol>

Z tej formy "wspomagania" jak widać "korzystała" nie tylko Yaretzkowa i marta_271... <lol>
Tym sposobem dotarliśmy do Becyrku (-a... <mysli> )...


Stąd już tylko "rzut beretem" na szczyt Skrzycznego a widoki coraz "zacniejsze"...



Nie można było nie "sfocić się" na takim tle...
Leśna ścieżka wiła się coraz wyżej i wyżej czasami pośród drzew a czasami przecinając trasy narciarskie i wyciągu na Skrzyczne...











I wreszcie, po 2 godzinach wędrówki, w "całym majestacie" ukazał się nam szczyt Skrzycznego z całą jego (wątpliwej piękności...) infrastrukturą... Chociaż "majestat" na pierwszym planie też "niczego sobie"... <lol>



Najpierw popodziwialiśmy widoczki ze szczytu a przy tej pogodzie było co podziwiać... <tak>


Widać było nawet Diablaka...
Po "uczcie dla oczu" nadszedł wreszcie czas by i "ciało poucztowało"... <lol>
Zajrzeliśmy więc do schroniska...

...by spróbować m.in. pierogów "górskich z bryndzą okraszonych oscypkiem"... Pychota...

Pojadłszy i popiwszy zaczęliśmy zbierać się do powrotu... A że wizyta na Skrzycznem bez przywitania się z jego "maskotką" ponoć nie jest zaliczana, więc nie mogło zabraknąć i tego elementu... <lol>

Do Szczyrku schodziliśmy tym razem żółtym szlakiem (oczywiście że niebieskim - Wiolcia dzięki za uwagę...), często skracając jego przebieg nartostradami...


Miejscami było dość stromo i ślisko (trawa i luźne kamyki - żwir)...

... i wszystkie "dzieciaki" nam się kolejno poprzewracały... <lol> <lol> Tylko my "dinozaury" statecznie i pewnie posuwaliśmy się w dół... <lol>
Ale humory dopisywały do końca...

<tak> <tak>
Ruszyliśmy ok. 9 rano zielonym szlakiem, w składzie YY + YA + m_271, z samego centrum Szczyrku (z parkingu przed UM...) ulicą Leśną przez Osiedle Zapalenica...
Droga prowadziła łagodnie pod górę, początkowo wzdłuż zabudowań Szczyrku a później już przez las...
Od czasu do czasu można było "wspomagać się" dopingiem o który ktoś na szlaku zadbał... Nie ma to jak "dobre słowo"... <lol>
Z tej formy "wspomagania" jak widać "korzystała" nie tylko Yaretzkowa i marta_271... <lol>
Tym sposobem dotarliśmy do Becyrku (-a... <mysli> )...
Stąd już tylko "rzut beretem" na szczyt Skrzycznego a widoki coraz "zacniejsze"...
Nie można było nie "sfocić się" na takim tle...
Leśna ścieżka wiła się coraz wyżej i wyżej czasami pośród drzew a czasami przecinając trasy narciarskie i wyciągu na Skrzyczne...
I wreszcie, po 2 godzinach wędrówki, w "całym majestacie" ukazał się nam szczyt Skrzycznego z całą jego (wątpliwej piękności...) infrastrukturą... Chociaż "majestat" na pierwszym planie też "niczego sobie"... <lol>
Najpierw popodziwialiśmy widoczki ze szczytu a przy tej pogodzie było co podziwiać... <tak>
Po "uczcie dla oczu" nadszedł wreszcie czas by i "ciało poucztowało"... <lol>
Zajrzeliśmy więc do schroniska...
...by spróbować m.in. pierogów "górskich z bryndzą okraszonych oscypkiem"... Pychota...
Pojadłszy i popiwszy zaczęliśmy zbierać się do powrotu... A że wizyta na Skrzycznem bez przywitania się z jego "maskotką" ponoć nie jest zaliczana, więc nie mogło zabraknąć i tego elementu... <lol>
Do Szczyrku schodziliśmy tym razem żółtym szlakiem (oczywiście że niebieskim - Wiolcia dzięki za uwagę...), często skracając jego przebieg nartostradami...
Miejscami było dość stromo i ślisko (trawa i luźne kamyki - żwir)...
... i wszystkie "dzieciaki" nam się kolejno poprzewracały... <lol> <lol> Tylko my "dinozaury" statecznie i pewnie posuwaliśmy się w dół... <lol>
Ale humory dopisywały do końca...
<tak> <tak>