Dobra pogoda pozwala mi na chwilę podelektowania się widokami. A są one rozległe.
Po zejściu kieruje swoje kroki już na dobre tory, czyli w stronę Andrzejówki. Po zakwaterowaniu niewiele myśląc zabieram kubek i wchodzę na Waligórę


Dzień 1.
Wędrówkę zaczynam z Andrzejówki w stronę granic państwa. Pogoda za oknem nieciekawa, ale po ciuchu liczę na to, że nie będzie padać. Od schroniska idę szlakiem czarnym i niebieskim, który na Rozdrożu pod Waligórą żegnam i idę dalej.
Ścieżka dość przyjemna, w przeciwieństwie do pogody, która zaczyna się pogarszać. <deszcz> Dochodzę do wiaty na skrzyżowaniu szlaków, gdzie zza wysokich traw widoczne są słupki graniczne. Tak zaczyna się wędrówka granicą w stronę Mieroszowa.
Ścieżyna widoczna, choć mało kto tędy chodzi. Miejscami bardzo źle się idzie pod górę, bo nie dość, że mży to jeszcze ścieżka jest rozjechana przez tych co zwożą drzewo. Powoli wspinam się na Kopicę. Byle do przodu. W oddali widać już Mieroszów i jakieś zabudowania po czeskiej stronie.
Po jakimś czasie dochodzę do nowej, pięknej, europejskiej drogi asfaltowej. Tablice podają informację na temat Mieroszowa i okolic. A nowej wiacie można usiąść i coś zjeść.
Przechodzę przez przysiółek Mieroszowa. I dalej „błękitna” droga prowadzi mnie przez okoliczne pola. Dochodzę do głównej drogi. Obok stoją opustoszałe budynki – wymarłe Sudety.
Granica jest bardzo zielona i mam lekki przedsmak survivalu :D I niestety moje buty już dają znać, że chętnie odpoczęłyby już troszkę ;/
Mijam jak dla mnie niesamowity las, który wyprowadza mnie na „mini” przejście graniczne. Buty mam totalnie mokre, chlupie i chlupie. Cóż cel nie został osiągnięty. I teraz zaczyna się żmuda wędrówka asfaltem w stronę Sokołowska.
Na horyzoncie pojawia się jakiś samochód, więc wyciągam łapkę i… ku mojemu zaskoczeniu zatrzymuje się. 500m od granicy łapię stopa


Wysiadam na skrzyżowaniu i zmierzam w stronę Sokołowska. Tylko jedna myśl w głowie „kawa, kawa, pyszna kawa w Sokołowsku”. Nawet przez myśl mi nie przebiegło, że może nie być tej uroczej kawiarenki. Jest!! Zamawiam pyszną kawę na rozgrzanie i ciacho <mniam>
O, chwilo trwaj!
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Pora ruszyć dalej. Tym razem spokojną drogą w stronę Andrzejówki. Aż dziwne, że mija mnie wędrowiec zapakowany w duży plecak. „Dzień dobry „ – „dzień dobry” i każdy idzie w swoją stronę.
Powoli wracam do schroniska. Buty mokre, ale serce szczęśliwe.

Jakiś ruch przy schronisku. Chyba jakaś grupa przyjechała odpocząć w góry. W całym tym zamieszaniu, ktoś mnie zaczepia. O! to Creamcheese.
Może będę miała towarzysza wędrówek.