Ciągnęło mnie do Chyrowej, bo to takie moje klimatyczne miejsce, gdzie niebo jest niesamowicie gwiaździste i telefonia komórkowa nie dociera!!
Wcześniej zadzwoniłem do schroniska prywatnego "Pod Chyrową" i zamówiłem sobie nocleg.
Dojechałem w późnych wieczornych godzinach piątkowych i okazało się, że jestem jedynym gościem w schronisku.
Planowałem wyjście na szlak jutro wcześnie rano, więc zapłacić chciałem za nocleg...ale drobnych miałem za mało.
Usłyszałem w odpowiedzi: "Jak pan wróci a nikogo nie byłoby w schronisku to drzwi będą otwarte i proszę zostawic pieniądze w bucie"...gdzie jest jeszcze takie miejsce żeby drzwi były otwarte??!!
Przepakowany wyruszyłem rano na GSB z którym miałem porachunki...i tak dreptałem w stronę Kątów.
Pierwszych turystów spotkałem pod Grzywacką Górą. Pozdrowiliśmy się na wzajem i prawie jednocześnie powiedzieliśmy..."oczom nie wierzę!!"...była to pierwsza dwójka jaką spotkałem na szlaku. Do końca dnia minąłem jeszcze 3 osoby.
Szukałem noclegu...zadzwoniłem do Ośrodka szkoleniowego Diecezji Rzeszowskiej w Kotaniu...opiekun już czekał na mnie przed ośrodkiem. Podjechaliśmy jeszcze do sklepu w Krempnej a później posłuchałem jego opowieści o okolicach, o niezrozumiałej polityce dyrekcji parku...oczywiście jego samochód stał przed ośrodkiem niezamknięty...piękny świat!!
W niedzielę przez Ostrzysz szedłem do Bartnego...gdyby nie myśliwi, to nie spotkałbym nikogo na szlaku...spotkałem jedynie...rydze, ale, że było to w Parku Narodowym, choć kusiły...z żalem je minąłem. A na szlaku było tak:
W bacówce w Bartnem...jak zwykle grupa zajęła całe schronisko, a gospodarz(?) na pytanie o glebę skrzywił się i podpowiedział, że niżej we wsi jest agroturystyka...a piwa nie ma bo grupa (Oazowa) wypiła (sic!!) całe wczoraj...i 2 km niżej mam sklep otwarty w niedzielę. Nie rozumiem ich filozofii.
Przenocowałem w agroturystyce, uprzednio zaopatrzywszy się w niezbedniki w sklepie koło cerkwi.
Rano 11 listopada wyruszyłem w drogę powrotną do auta.
Plan był prosty...przejść szlakiem żółtym do Folusza, a stamtąd dotrzeć do Chyrowej.
Byłem mile zaskoczony oznakowaniem szlaków...bo rozumiem, że GSB jest odświeżony...ale i szlaki łącznikowe były czytelne i bezproblemowe. Dochodząc do Folusza wybrałem wariant ciekawszy... nie drogą, żółtym, a czarnym koło Diabelskiego Kamienia...i tu dostałem od losu bonusa...
...nie dopatrzyłem na mapie, że trzeba będzie przechodzić przez bród...a że było po deszczu nocnym, więc bród był nie do przejścia!! Jako że miałem w perspektywie marsz ok 24 km z Folusza do Chyrowej wolałem nie zamoczyć się zbytnio, wiec znalazłem zwalone nad strumieniem, oślizgłe drzewo, po krórym przesuwałem się na drugi brzeg
...spodnie moje na dupie wyglądały po tej operacji tak!!
Z Foluszqa wyszedłem na główną drogę do Żmigrodu i Dukli i mimo święta i minimalnego ruchu...udało mi się dwoma okazjami dojechać...prawie pod samo schronisko w Chyrowej.
Na zakończenie...moje ulubione Bieszczady stają sie coraz bardziej ludne i skomercjalizowane...polecam wszystkim urokliwy Beskid Niski.
Pozdrawiam