31 lipca opuszczamy gościnną Bułgarię i jedziemy do Grecji. Około południa przyjeżdżamy do Prionii i z wysokości 1100 m npm startujemy w górę.
Żeby nie było niedomówień – idziemy trasą nr 4
mijając drzewa pamiętające Zeusa
Upał daje się nam we znaki. Po ok. 2,5 godz. przychodzimy do schroniska Spilios Agapitos (2100 m npm) i robimy prawie godzinny postój. Za schroniskiem schodzimy z trasy nr E4 i idziemy do leżącego na wysokości 2760 m npm schroniska Giosos Apostolidis, w którym mamy zarezerwowany nocleg.
Pogoda zaczyna się pogarszać, robi się mgliście, mamy jednak nadzieję, że nie będzie padać. Na miejscu jesteśmy po godz. 17. Jako że jestem dość ortodoksyjna, jeśli chodzi o pogodę, to co widzę za oknem nie podoba mi się w ogóle, moje morale spada niemal do zera, dlatego nie mam zamiaru błąkać się jak dziecko w tej mgle celem zaliczenia nic nie znaczących górek, które są dookoła schroniska. Ale inni i owszem, biegają to tu, to tam; podziwiam i nie zazdroszczę.
Tuż przed zachodem słońca jednak trochę się przejaśniło, wyszłam więc zrobić parę fotek.
Umówiliśmy się, że rano wychodzimy o godz.7.
Poranek przywitał nas mgłą, ale z minuty na minutę robiło się coraz ładniej.
Ze schroniska wychodzimy o 7.15, po 35 minutach docieramy do podnóża stromego żlebu, którym wspinamy się prosto na szczyt. Żleb jest bardzo kruchy, trzeba uważać, żeby nikomu nie strącić kamieni na głowę.
Stajemy na szczycie i jak to śpiewa Lady Pank „przepięknie jest…”
Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć i wpisaniu się do Księgi wejść idziemy dalej.
Zejście w kierunku kolejnego wierzchołka (Skala, 2866 m npm) nie należy do najprzyjemniejszych. Mamy szczęście, że skały są w miarę suche. Ze Skali idziemy na Skolie (2912 m npm), ale ta droga jest bardzo łagodna i krótka.
Następnie trawersując Skalę schodzimy w dół drogą nr E4 do schroniska S.Agapitos.
Na ścieżce trochę powyżej schroniska miałam dość zaskakującą przygodę, ponieważ zostałam strącona z tej ścieżki przez ...muła. Cóż, nie było na niej miejsca dla mnie i dla niego. Miałam szczęście, że to było w lesie, a nie na otwartej przestrzeni, bo inaczej znalazłabym się w Prionii szybciej, niż planowałam, niekoniecznie w jednym kawałku, a tak pokoziołkowałam i zatrzymałam się na drzewie.
Do Prionii, gdzie czeka na nas autokar przyszliśmy ok. godz.13.
I tak zakończyliśmy górską część naszej wyprawy, teraz przed nami słodkie nieróbstwo, czyli prawie 3 dni nad Morzem Egejskim, a właściwie nad Zatoką Termajską.
Nasz hotel znajdował się 4,5 km za Paralią w miejscowości Korinos, tuż przy plaży.
Było pływanie, plażowanie, wschody słońca. Ostatecznie należało się nam po tylu dniach spędzonych w górach

https://photos.app.goo.gl/CnvtvQh8L3YJpZVg7