
Początkowo szlak prowadzi dość ostro pod górę...
"Niebieski" jest dobrze i czytelnie oznakowany...
Po dość stromym i "zadyszanym" podejściu idziemy już szeroką leśną drogą...
W jednym miejscu trzeba jednak trochę uważać by nie przegapić szlaku... Zagadaliśmy się trochę z Yaretzkową (myśleliśmy, że taka "autostrada" będzie już aż do skrzyżowania z żółtym szlakiem...) i nie zauważyliśmy, że nagle niebieski zbacza w wąską ścieżkę po lewej stronie... Na nasze szczęście nad wszystkim czuwała marta271 (która nota bene jest od jakiegoś czasu stałym uczestnikiem naszego "sudetowania" <tak> ) i w porę "sprowadziła nas na "właściwą" drogę... <tak>
Ścieżka to wchodziła w las to znowu wracała na szeroką drogę którą szliśmy do tej pory...
Wg mapy, tą drogą powinniśmy "zameldować" się na szczycie po ok. 1 godz. 20 minutach. Nam zajęło to ok. 1 godz. 50 minut...

Na szczęście pogoda dopisywała, więc nic nie było w stanie popsuć nam przyjemności z wędrówki...
Ostatnie 10 minut przed szczytem pokonujemy żółtym szlakiem...
I... "wreszcie" <lol> jest... Kłodzka Góra"...
Ponieważ w odległości kilkunastu metrów od drzewa z tą tabliczką 9wyraźnie widoczna ścieżka) dostrzegliśmy jeszcze PTTK'owskie oznaczenie szczytu, więc jeszcze jedna fota właśnie w tym miejscu...
Powrót tą samą drogą to już kilkadziesiąt minut. Nawet błoto na szlaku zdążyło już miejscami przeschnąć... Sama droga nie jest jakoś rewelacyjnie ciekawa... Prawie cały cas prowadzi lasem, bez żadnych widoków - krajobrazów... "Urozmaiceniem" są jedynie dość monotonne podejścia pod górkę i zejścia w dół..., podejścia i zejścia... i tak chyba ze 4 czy 5 razy... Ale "do przeżycia"... Gdyby tylko nie to błocko... <nie> Więcej czasu niż zejście z góry zajęło nam oczyszczenie się z błota po dotarciu do parkingu... <lol> A czas naglił, bo przed nami "majaczyła' już w oddali zaplanowana jeszcze na ten sam dzień Orlica... <tak> <tak>