– Mamy najazd Hunów – mówi doświadczony ratownik WOPR z Pomorza. Takiej degrengolady nad Bałtykiem jak dziś nie pamięta.
Joanna, właścicielka pensjonatu na Mierzei Wiślanej wspomina czasy, gdy we wczesnej fazie PRL nad morze przybywali robotnicy. Wykręcali nogi od łóżek, kurki z umywalek, nawet górnopłuki, żeliwne. – Ci, którzy w tym roku do nas zawitali są dużo bardziej niegrzeczni. Też kradną. Koniec lipca, a ja nie mam połowy łyżeczek, ręczników, nawet zabawek dla dzieci, prawie wszystkie zniknęły. Tapicerkę musi w łóżkach wymieniać. – Zarzygana. Najgorsze? Nie trzeźwieją wcale, dzieci żal, samopas od rana do nocy.
– Największy tegoroczny szok? Matka, jak gdyby nigdy nic myjąca w morzu ubrudzone fekaliami dziecko – opowiada psycholog rozwojowa Dorota Zawadzka, znana jako Superniania. W ramach akcji edukacyjnej od początku wakacji przemierza Wybrzeże. Widzi efekt 500+. – Ten nawał rodzin z dziećmi bije po oczach – tłumaczy. – Z jednej strony fantastycznie, bo wiele maluchów pierwszy raz w życiu zobaczyło morze.
Niektóre nawet nie wiedzą jakie. Mówię Bałtyk, a one oczy szeroko otwarte. Pytam, co to wydmy? Słyszę: wydmy to miejsce, gdzie robi się kupę.
Nie dzieci jednak, a ich rodzice bulwersują Zawadzką. Bo piją i są agresywni.
Totalna znieczulica
– Już czasem na plażę przychodzą półprzytomni. Piwo, jedno, drugie, a potem afera, gdzie podział się synek? – potwierdza Roman Chmielowski z pomorskiego WOPR. Zadziwia go beztroska tegorocznych plażowiczów. – Ludzie nawet nie rozróżniają flag. Więcej, wstydzą się wołać o pomoc, gdy toną. Do tego totalna znieczulica. Kiedyś, gdy dziecko tonęło wszyscy biegli na ratunek. Teraz tylko stoją i się patrzą.
Na Pomorzu pod koniec lipca zanotowano więcej utonięć niż przez cały poprzedni sezon.
Policja też nie wie, w co ręce włożyć. – Kolizja za kolizją. Jeździć nie potrafią, widać, że pierwszy raz wybrali się w taką podróż – domyśla się podinspektor Krzysztof Kiwak z Powiatowej Komendy Policji w Nowym Dworze Gdańskim. Najgorzej jak się upiją. Jak ta młoda kobieta, która po pijaku zrównała w lipcu nadmorski bar z ziemią. 20 klientów knajpki cudem uszło z życiem.
Z szacunków wynika, że nad Bałtykiem padnie rekord, Wybrzeże, odwiedzi od 500 tysięcy nawet do miliona Polaków więcej niż w poprzednim roku. A ubiegłego lata już było naprawdę tłoczno – 7 milionów turystów. Powody urodzaju?
Jako, że gazeta nie zacytowała całej wypowiedzi wspomnianej pani, uzupełnię:Państwo Kiepscy z rodzinami
– W wielu Polakach narasta lęk przed podróżami w miejsca, zagrożone zamachami, takie jak Turcja, Tunezja, Egipt. Wybierają polskie Wybrzeże, bo mają poczucie, że tu im nic nie grozi – tłumaczy dr Rafał Jaros, psycholog społeczny z Instytutu Nauk Społeczno-Ekonomicznych. Przybywa też tych, których wreszcie stać na wakacje. Wielu nigdy wcześniej nie było nad morzem. Ci nowi, jak zauważa dr Jaros, nie znają reguł, nie wiedzą, jak się zachować. Wiedzą jednak, że nikt ich tu nie zna. Anonimowość dodaje im odwagi.
W połowie lipca internet zawrzał po wpisie Agaty Młynarskiej, która
na swoim Facebooku napisała: „We Władysławowie jest totalny armagedon zjechali wszyscy państwo Kiepscy z rodzinami i przyjaciółmi. (…)
Dziennikarkę za ten wpis prawie zlinczowano. – Przeczytałam, że wyśmiewam się z Kiepskich, czyli z ludzi, których zniszczyła III RP. A moją intencją nie było wyśmiewanie nikogo i sprawienie komuś przykrości. To była tylko obserwacja. Ponieważ w istocie generalizacja była niefortunna, więc tych, którzy mogli się poczuć urażeni przeprosiłam – mówi nam Młynarska. Tłumaczy powód wpisu: wybrała się z mężem na wycieczkę rowerową z Jastarni do Władysławowa. Padał deszcz, uciekli do pierwszej z brzegu knajpki. – A tam krzyki, przekleństwa, pijany pan wyzywa głośno od najgorszych swoją żonę.
I wtedy do Młynarskiej podeszły dwie emerytowane nauczycielki z Kalisza. Miały łzy w oczach. – Kochają Władysławowo. Ale to inne, którego już nie ma. Teraz są przerażone, zewsząd głośna muzyka, uszy puchną, od disco polo i tych wszystkich „wypierdalaj”, na plaży puszki i szkło, ranią sobie stopy od roztłuczonych butelek po piwie. Młynarska była poruszona. – Takich ludzi, jak te kobiety nikt nikt nie zauważa, stanowią skromną, nie przebijającą się mniejszość, z którą nie specjalnie ktoś się liczy. Liczą się ci, którzy chcą poczuć się nad Bałtykiem jak bohaterowie „Warsaw Shore” albo „Pamiętników z wakacji”.
"We Władysławowie jest totalny armagedon - zjechali wszyscy państwo Kiepscy z rodzinami i przyjaciółmi, jedzenie jest drogie i przeważnie niedobre - ryby smażone na oleju niepierwszej świeżości, królują gofry i fryty. Wszędzie gra muzyka, w każdej knajpie faceci w gastronomicznej ciąży opędzają się od swoich dzieci i umęczonych żon.Wiadomo, dobry browar to podstawa!"