Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 14 lat!
Choroba morska
Choroba morska
Miałem. Jako dziecko płynąłem z Jastarni do Gdyni. Najpierw wodolotem więc było miło i przyjemnie, chociaż okienka takie małe jak w samolocie. W drugą stronę statkiem białej floty. Na przystani było jeszcze OK mimo że kołysało. Jak wypłynął w morze zerwał się wiatr. Trudno to było nazwać sztormem, ot taki silniejszy wiatr, pewnie między 5 a 6, no jednak przechorowałem i chyba ciężko by mi było zostać marynarzem.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Re: Choroba morska
Kilka lat temu zostałem zaproszony na połów dorsza.
Wypłynęliśmy z Władysławowa, kutrem w morze. Znawcy tematu mówili: zjedz normalne śniadanie!...zjadłem.
Od brzegu byliśmy kilkanaście ładnych mil, dopływaliśmy do łowiska. Na oko 10 chłopa + załoga. "Przewodnik" mojej 4 osobowej drużyny wyciągnął pół litra i nalał. Wypiliśmy po setce. Wzięliśmy wędki w dłonie. Zaczęło bujać tak, że momentami miałem wodę przed twarzą...Łowisko było słabe. Przepływamy dalej. Na pokładzie pojawia się kolejne pół "basa". Zauważyłem, że inni uczestnicy połowów konsumują, podobnie jak my, c2h5OH o stężeniu 40% w formie czystej. Poza jednym młodzianem, który był prawdopodobnie nieletni. W tzw. międzyczasie, kapitan poczęstował nas śniadaniem.
Finał:
Przez cały dzień pływania i huśtania nikt nie cierpiał na chorobę morską, poza młodzianem niepijącym, który rzygał jak kot.
Metoda uniknięcia choroby morskiej opisana powyżej, choć mało wychowawcza dla młodzieży, jest podobno z powodzeniem praktykowana przez pływających po morzach i oceanach.
Pozdrawiam
Wypłynęliśmy z Władysławowa, kutrem w morze. Znawcy tematu mówili: zjedz normalne śniadanie!...zjadłem.
Od brzegu byliśmy kilkanaście ładnych mil, dopływaliśmy do łowiska. Na oko 10 chłopa + załoga. "Przewodnik" mojej 4 osobowej drużyny wyciągnął pół litra i nalał. Wypiliśmy po setce. Wzięliśmy wędki w dłonie. Zaczęło bujać tak, że momentami miałem wodę przed twarzą...Łowisko było słabe. Przepływamy dalej. Na pokładzie pojawia się kolejne pół "basa". Zauważyłem, że inni uczestnicy połowów konsumują, podobnie jak my, c2h5OH o stężeniu 40% w formie czystej. Poza jednym młodzianem, który był prawdopodobnie nieletni. W tzw. międzyczasie, kapitan poczęstował nas śniadaniem.
Finał:
Przez cały dzień pływania i huśtania nikt nie cierpiał na chorobę morską, poza młodzianem niepijącym, który rzygał jak kot.
Metoda uniknięcia choroby morskiej opisana powyżej, choć mało wychowawcza dla młodzieży, jest podobno z powodzeniem praktykowana przez pływających po morzach i oceanach.
Pozdrawiam
Re: Choroba morska
A ja myślałam że marynarze piją Rum <lol> <lol>