Włochy: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Kraj: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Austria: Salzburg (15.07.2020)
-
- Ekspert
- Posty: 7729
- Rejestracja: 5 sty 2014, o 23:45
- Lokalizacja: Śląsk
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Włochy to taki kraj, że nie ma opcji poznać go dokładnie - zawsze zabraknie czasu.
Jak Krystian sobie radził ze zwiedzaniem - program mieliście wszak bardzo bogaty.
Jak Krystian sobie radził ze zwiedzaniem - program mieliście wszak bardzo bogaty.
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Jakoś sobie poradził. Czasami trzeba było pertraktować
Jak już nie dawał rady zawsze można go było wziąć na ręce. Ciekawe, że siłę zawsze odzyskiwał przy placach zabaw
. Nie ma ich we Włoszech za wiele, przynajmniej w centrach miast. A te które są zazwyczaj skromniejsze niż te w Polsce. Starsze, niewiele urządzeń do zabawy. No ale to my zbieramy wszystkie fundusze unijne, które idą m.in. na tego typu niewielkie inwestycje.


Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Prato
Po Pistoi pojechaliśmy do Prato. W sobotę popołudniu była wyjątkowa okazja, bo w mieście odbywała się coroczna procesja do katedralnej relikwii - przepaski Matki Boskiej zwanej cintola. Prato to drugie co do wielkości miasto w Toskanii leżące pomiędzy Pistoią a Florencją, w zasadzie dalekie przedmieście tej drugiej. Aby zwiedzić stare miasto wygodniej jest wysiąść nie na głównej stacji ale mniejszym przystanku Prato Porta al Serraglio. Stamtąd prosta ulica Via Magnolfi prowadzi wprost na plac katedralny. Na nim ustawiono już trybuny dla widzów miejskiej uroczystości, która miała się odbyć późnym wieczorem. Póki co można było wejść na trybuny, rozejrzeć się i poobserwować służby miejskie sprawnie ustawiające płotki i barierki. W samej katedrze z charakterystycznym zewnętrznym balkonem dziełem Donatella odbywały się religijne nabożeństwa związane z adoracją wspomnianej cintoli. Wystawiona była w kaplicy przy wejściu - biskup intonował modlitwę i pieśń do Ducha Świętego. Veni Creator Spiritus to po łacinie, ona była po włosku, ale brzmiała podobnie. Po zwiedzeniu katedry przedostaliśmy się na mniejszy Piazza del Commune z ładną fontanną, kolumnadą oraz imponującą wieżą Pałacu Pretorów siedzibą muzeum historycznego miasta. W Prato jest też zamek należący kiedyś do cesarza. Stoi przy dużym placu Santa Maria delle Carceri nazwanym tak od stojącego obok kościoła. Akurat był tam ślub i głowę dam że słyszałem wśród gości język polski. Na dziedzińcu zamku znajduje się estrada muzyczna czy teatralna a po murach można sobie okrążyć fortecę podziwiając widoki na miasto. Jeszcze niedawno w Prato funkcjonowały liczne fabryki tekstylne, pozostałością po nich jest kilka ceglanych kominów. Na wschód od zamku rozciąga się stara dzielnica przemysłowa z domami tkaczy. Gdzieś tam mieści się też muzeum przemysłu tekstylnego do którego w sumie nie poszliśmy bo Krystian był już zmęczony i trzeba było się posilić. Pobłąkaliśmy się jeszcze po tutejszej starówce odwiedzając niewielki ogród przy Palazzo Buonamico oraz wielki plac Mercatale w pobliżu rzeki Bisenzio. Potem udaliśmy się w miejsce koncentracji barwnego historycznego pochodu zwanego corteggio. Uczestniczyły w nim przedstawicielstwa rozmaitych miast toskańskich w swoich tradycyjnych ubiorach wraz ze sztandarami zwanymi gonfalone. Bez trudu np. rozpoznaliśmy krzyż maltański z herbu Pizy. Niektóre z tych sztandarów uczestnicy pochodu podrzucali wysoko do góry i wyłapywali. Drudzy rozwijali je na podobieństwo wachlarza oraz tworzyli rozmaite figury. Punktem kulminacyjnym pochodu był przemarsz zamaskowanych postaci. Te czarne miały na plecach dziwaczne dzwonki czyniące spory harmider, ci biali chwytali na lasso osoby z tłumu - jakby domniemanych złoczyńców, bo potem ktoś krzyczał "qui sono buoni" (ci są dobrzy). Korowód zamykali muzycy i aktorzy. Krystian dostał nawet pocałunek od takiej pani na wysokich szczudłach. Do końca imprezy nie dotrwaliśmy ze względu na późną porę - korowód przechodził ulicami miasta na plac pod katedrą a finałem imprezy był pokaz sztucznych ogni.
Po Pistoi pojechaliśmy do Prato. W sobotę popołudniu była wyjątkowa okazja, bo w mieście odbywała się coroczna procesja do katedralnej relikwii - przepaski Matki Boskiej zwanej cintola. Prato to drugie co do wielkości miasto w Toskanii leżące pomiędzy Pistoią a Florencją, w zasadzie dalekie przedmieście tej drugiej. Aby zwiedzić stare miasto wygodniej jest wysiąść nie na głównej stacji ale mniejszym przystanku Prato Porta al Serraglio. Stamtąd prosta ulica Via Magnolfi prowadzi wprost na plac katedralny. Na nim ustawiono już trybuny dla widzów miejskiej uroczystości, która miała się odbyć późnym wieczorem. Póki co można było wejść na trybuny, rozejrzeć się i poobserwować służby miejskie sprawnie ustawiające płotki i barierki. W samej katedrze z charakterystycznym zewnętrznym balkonem dziełem Donatella odbywały się religijne nabożeństwa związane z adoracją wspomnianej cintoli. Wystawiona była w kaplicy przy wejściu - biskup intonował modlitwę i pieśń do Ducha Świętego. Veni Creator Spiritus to po łacinie, ona była po włosku, ale brzmiała podobnie. Po zwiedzeniu katedry przedostaliśmy się na mniejszy Piazza del Commune z ładną fontanną, kolumnadą oraz imponującą wieżą Pałacu Pretorów siedzibą muzeum historycznego miasta. W Prato jest też zamek należący kiedyś do cesarza. Stoi przy dużym placu Santa Maria delle Carceri nazwanym tak od stojącego obok kościoła. Akurat był tam ślub i głowę dam że słyszałem wśród gości język polski. Na dziedzińcu zamku znajduje się estrada muzyczna czy teatralna a po murach można sobie okrążyć fortecę podziwiając widoki na miasto. Jeszcze niedawno w Prato funkcjonowały liczne fabryki tekstylne, pozostałością po nich jest kilka ceglanych kominów. Na wschód od zamku rozciąga się stara dzielnica przemysłowa z domami tkaczy. Gdzieś tam mieści się też muzeum przemysłu tekstylnego do którego w sumie nie poszliśmy bo Krystian był już zmęczony i trzeba było się posilić. Pobłąkaliśmy się jeszcze po tutejszej starówce odwiedzając niewielki ogród przy Palazzo Buonamico oraz wielki plac Mercatale w pobliżu rzeki Bisenzio. Potem udaliśmy się w miejsce koncentracji barwnego historycznego pochodu zwanego corteggio. Uczestniczyły w nim przedstawicielstwa rozmaitych miast toskańskich w swoich tradycyjnych ubiorach wraz ze sztandarami zwanymi gonfalone. Bez trudu np. rozpoznaliśmy krzyż maltański z herbu Pizy. Niektóre z tych sztandarów uczestnicy pochodu podrzucali wysoko do góry i wyłapywali. Drudzy rozwijali je na podobieństwo wachlarza oraz tworzyli rozmaite figury. Punktem kulminacyjnym pochodu był przemarsz zamaskowanych postaci. Te czarne miały na plecach dziwaczne dzwonki czyniące spory harmider, ci biali chwytali na lasso osoby z tłumu - jakby domniemanych złoczyńców, bo potem ktoś krzyczał "qui sono buoni" (ci są dobrzy). Korowód zamykali muzycy i aktorzy. Krystian dostał nawet pocałunek od takiej pani na wysokich szczudłach. Do końca imprezy nie dotrwaliśmy ze względu na późną porę - korowód przechodził ulicami miasta na plac pod katedrą a finałem imprezy był pokaz sztucznych ogni.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Ogród w Pratolino
Pratolino leży jakieś 10 km na północ od Florencji na lesistych wzgórzach otaczających stolicę Toskanii. Jest to końcowy przystanek autobusu miejskiego nr 25 startującego z Piazza San Marco. Ogród w Pratolino stanowi jeden z kilku czy nawet kilkunastu założeń stworzonych przez Medyceuszy jako podmiejskie wille. Pomimo tego że autentyczna willa się nie zachowała ogród jest wpisany na listę UNESCO wraz z 11 innymi tego typu założeniami w samej Florencji (Palazzo Pitti i Ogrody Boboli) oraz w jej okolicach. Ogród jest otwierany dla publiczności bezpłatnie w weekendy, natomiast w tygodniu można go zwiedzić jedynie z przewodnikiem za opłatą, aczkolwiek można wtedy zajrzeć do wnętrza większości budynków. Główną atrakcją ogrodu w Pratolino jest olbrzymi posąg Giganta z Apeninów dzieło Giambologni. To rzeźbiarz żyjący na przełomie XVI i XVII wieku, ale posąg swoim nastrojem, wrażeniem niedokończenia przypomina raczej XIX-wieczne pomysły romantyków. W stawie przy Gigancie wypatrzyć można całkiem spore ryby - chyba karpie, jest też kilka czerwonych, ozdobnych. A na jego plecach kolejna niespodzianka - rzeźba smoka. Z oryginalnej willi Medyceuszy zachowała się jedynie balustrada tarasu z widokiem w kierunku Florencji. Nieopodal zruinowana pergola na stoku. Natomiast dzisiejsza zabudowa w parku to tzw. Willa Demidoff ufundowana przez rosyjskiego przemysłowca w XIX wieku. W jej okolicach stoją ciekawe rzeźby plenerowe. W dolnej części założenia obejrzeć można jeszcze kaplicę, oranżerię, ogród cytrynowy (tzw. limonaię) oraz sekretny zakątek z kamienną rzeźbą pośród bagnistego basenu. Przypomina trochę tajemnicze antyczne ruiny gdzieś w środku dżungli. Kambodża albo Meksyk? W centrum parku znajduje się także bufet przy którym w tym dniu odbywał się kiermasz czy wystawa mięsożernych roślinek.
Pratolino leży jakieś 10 km na północ od Florencji na lesistych wzgórzach otaczających stolicę Toskanii. Jest to końcowy przystanek autobusu miejskiego nr 25 startującego z Piazza San Marco. Ogród w Pratolino stanowi jeden z kilku czy nawet kilkunastu założeń stworzonych przez Medyceuszy jako podmiejskie wille. Pomimo tego że autentyczna willa się nie zachowała ogród jest wpisany na listę UNESCO wraz z 11 innymi tego typu założeniami w samej Florencji (Palazzo Pitti i Ogrody Boboli) oraz w jej okolicach. Ogród jest otwierany dla publiczności bezpłatnie w weekendy, natomiast w tygodniu można go zwiedzić jedynie z przewodnikiem za opłatą, aczkolwiek można wtedy zajrzeć do wnętrza większości budynków. Główną atrakcją ogrodu w Pratolino jest olbrzymi posąg Giganta z Apeninów dzieło Giambologni. To rzeźbiarz żyjący na przełomie XVI i XVII wieku, ale posąg swoim nastrojem, wrażeniem niedokończenia przypomina raczej XIX-wieczne pomysły romantyków. W stawie przy Gigancie wypatrzyć można całkiem spore ryby - chyba karpie, jest też kilka czerwonych, ozdobnych. A na jego plecach kolejna niespodzianka - rzeźba smoka. Z oryginalnej willi Medyceuszy zachowała się jedynie balustrada tarasu z widokiem w kierunku Florencji. Nieopodal zruinowana pergola na stoku. Natomiast dzisiejsza zabudowa w parku to tzw. Willa Demidoff ufundowana przez rosyjskiego przemysłowca w XIX wieku. W jej okolicach stoją ciekawe rzeźby plenerowe. W dolnej części założenia obejrzeć można jeszcze kaplicę, oranżerię, ogród cytrynowy (tzw. limonaię) oraz sekretny zakątek z kamienną rzeźbą pośród bagnistego basenu. Przypomina trochę tajemnicze antyczne ruiny gdzieś w środku dżungli. Kambodża albo Meksyk? W centrum parku znajduje się także bufet przy którym w tym dniu odbywał się kiermasz czy wystawa mięsożernych roślinek.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Fiesole
Miasteczko na wysokim wzgórzu z którego roztaczają się widoki na Florencję. Dziś wydaje się dość ciche i niepozorne, ale swoją rangę w przeszłości widać miało skoro ufundowano tu katedrę i biskupstwo niezależne od pobliskiej Florencji. Na główny plac Mino da Fiesole kursuje autobus miejski nr 7 do którego wsiadamy także w okolicy Piazza San Marco. Pierwsze kroki kierujemy do muzeum i rezerwatu archeologicznego. Pod nami amfiteatr rzymski, termy oraz starsze budowle z czasów etruskich. Na starożytnych kamieniach "opalają się" zielone jaszczurki. Jedna pozuje do zdjęcia. Inne nie mają już okazji, bo Krystian skutecznie je płoszy. Okrążamy ruiny. W budynku muzeum liczne zbiory rzeźb i przedmiotów użytkowych z odwiedzanego miejsca. Resztki dawnego muru z czasów etruskich, stare groby i obudowane źródełko z nieco żelazistą wodą. A na rogu rynku perfumeria z reklamowanym zapachem Acqua da Fiesole. Fakt, że zapach na firmowym papierku trzyma się jeszcze do tej pory, ale jednak 60 EURO to dość spory wydatek. Idziemy teraz na punkt widokowy na krawędzi wzgórza. Schody prowadza wyżej do niewielkiego klasztoru franciszkańskiego z uroczym wirydarzem. Niestety kościół i krużganek zamknięty. Można natomiast posiedzieć na ławeczce i pokontemplować widok Florencji oraz łagodnych wzgórz opadających ku miastu. Z tej odległości doskonale widać katedrę oraz stadion Fiorentiny - Artemio Franchi. W tej uroczej scenerii nasz trzy i pół-latek przysypia. Mamy wiec sporo czasu aby nacieszyć się widokami i przyjemnym włoskim popołudniem. Obok nas siedzi pewna pani z Australii, z którą zamieniamy kilka słów. Ludzie jak widać przybywają w to miejsce nawet z drugiego końca świata.
Miasteczko na wysokim wzgórzu z którego roztaczają się widoki na Florencję. Dziś wydaje się dość ciche i niepozorne, ale swoją rangę w przeszłości widać miało skoro ufundowano tu katedrę i biskupstwo niezależne od pobliskiej Florencji. Na główny plac Mino da Fiesole kursuje autobus miejski nr 7 do którego wsiadamy także w okolicy Piazza San Marco. Pierwsze kroki kierujemy do muzeum i rezerwatu archeologicznego. Pod nami amfiteatr rzymski, termy oraz starsze budowle z czasów etruskich. Na starożytnych kamieniach "opalają się" zielone jaszczurki. Jedna pozuje do zdjęcia. Inne nie mają już okazji, bo Krystian skutecznie je płoszy. Okrążamy ruiny. W budynku muzeum liczne zbiory rzeźb i przedmiotów użytkowych z odwiedzanego miejsca. Resztki dawnego muru z czasów etruskich, stare groby i obudowane źródełko z nieco żelazistą wodą. A na rogu rynku perfumeria z reklamowanym zapachem Acqua da Fiesole. Fakt, że zapach na firmowym papierku trzyma się jeszcze do tej pory, ale jednak 60 EURO to dość spory wydatek. Idziemy teraz na punkt widokowy na krawędzi wzgórza. Schody prowadza wyżej do niewielkiego klasztoru franciszkańskiego z uroczym wirydarzem. Niestety kościół i krużganek zamknięty. Można natomiast posiedzieć na ławeczce i pokontemplować widok Florencji oraz łagodnych wzgórz opadających ku miastu. Z tej odległości doskonale widać katedrę oraz stadion Fiorentiny - Artemio Franchi. W tej uroczej scenerii nasz trzy i pół-latek przysypia. Mamy wiec sporo czasu aby nacieszyć się widokami i przyjemnym włoskim popołudniem. Obok nas siedzi pewna pani z Australii, z którą zamieniamy kilka słów. Ludzie jak widać przybywają w to miejsce nawet z drugiego końca świata.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Florencja
Miasto niesamowicie zatłoczone i to nie tylko przez turystów, ale także własnych mieszkańców zważywszy korki na ulicach i tłumy w szybkim tramwaju, który kursował z częstotliwością co około 5 minut. Pokój mieliśmy jakieś 15 minut spacerkiem od dworca kolejowego Santa Maria Novella, jakieś pół godziny od katedry. Teoretycznie można tam było podjechać przystanek rzeczonym tramwajem, ale po pierwsze był dość niefortunnie usytuowany (i tak za daleko), po drugie tłumy i niepotrzebny koszt biletów. Pewnym mankamentem po drodze było ruchliwe i nieregularne skrzyżowanie z dodatkowo remontowanym przejściem dla pieszych, co sprawiało że trzeba było w tym miejscu nadkładać drogi i czekać na kolejnych światłach. Mieszkanie na parterze w kamienicy, dość ciemne i przy ruchliwej ulicy. Apartament-twierdza z ciężkimi drzwiami wyjściowymi, ale klucz mieliśmy do własnej dyspozycji. W sumie punkt wypadowy nienajgorszy, warunki bytowe znośne: lodówka, czajnik bezprzewodowy i telewizor w pokoju. Szerokie łóżko. Ściany popielate, wystrój dość pompatyczny. Wrażenia estetyczne to raczej na mieście. Florencję można by oczywiście zwiedzać dobry miesiąc i, i tak nie wszystko zobaczyć. My przeznaczyliśmy na nią 2 pełne dni oraz 2 połówki. Główna cześć starówki leży na prawym brzegu Arno, ale po jej drugiej stronie znajduje się mniejsza lecz równie nobliwa dzielnica Soprarno. Tam też rozciągają się panoramiczne wzgórza zajęte przez rozmaite ogrody miejskie. Podziwianie panoram zostawiliśmy na dwa ostatnie dni. Pierwsza trasa w niedzielne popołudnie to natomiast taki florencki niezbędnik: Piazza Duomo z katedrą, baptysterium i kampanilą (od zewnątrz), Piazza Repubblica ze staroświecką karuzelą, Piazza Signoria z ratuszem czyli Palazzo Vecchio oraz loggią pełną rzeźb. Na tym placu mamy konny pomnik Kosmy Medyceusza, fontannę Neptuna oraz kopię Dawida Michała Anioła. Dalszy szlak to dziedziniec pałacu Uffizi z galerią malarzy, poetów, rzeźbiarzy i innych sławnych florentczyków a potem brzegi Arno z najsłynniejszym zabudowanym mostem na świecie czyli Ponte Vecchio.
Wracaliśmy przez Ponte Trinita nie tak sławny jak jego sąsiad, ale o tej zachodniej porze atrakcyjny zwłaszcza dla licznych randkowiczów z pięknym widokiem na miasto i złocący się w słońcu Ponte Vecchio. W sumie w ciągu tych kilku dni przeszliśmy jeszcze przez Ponte Vespucci i Ponte Grazie a przejechaliśmy przez Ponte San Niccolo i Ponte Vittoria. Pierwsze muzeum do którego weszliśmy zaraz po powrocie z Pratolino to klasztor San Marco. Krystian spał sobie w najlepsze, więc zwiedzaliśmy klasztor niejako na raty dyżurując na zmianę przy małym w krużganku. W wirydarzu zresztą też było ciekawie nie tylko ze względu na freski dookoła, ale kolibra, który latał sobie po ogródku. W samym klasztorze znajduje się jeden bardzo znany obraz Fra Angelica Zwiastowanie, ale też jego freski w kolejnych celach mnisich są równie piękne i utrzymane w podobnej atmosferze takiej trochę ponadziemskiej delikatności. Ciekawym miejscem w San Marco jest także biblioteka klasztorna z próbkami barwników i starymi księgami zawierającymi głównie teksty i nuty kościelnych pieśni czy psalmów. W drugim dniu zwiedzania odwiedziliśmy Orsanmichele - dziwaczny kościół w dawnym magazynie sukna, a na piętrze galerię średniowiecznej rzeźby sakralnej. Na najwyższej kondygnacji widoki na katedrę i wysmukłą wieżę ratuszową. W pobliżu Orsanmichele jest stary plac targowy z niewielkim pomniczkiem dzika. Jeśli uda nam się monetę zrzucić z jego pyska tak aby wpadła do położonej niżej studzienki to znaczy, że będziemy mieć szczęście w życiu. Jeśli chodzi o radę to polskie groszówki bez większego problemu wpadają pod kratkę ściekową. W dalszym ciągu dnia poszliśmy pod dom Dantego oraz kościół gdzie pochowano jego ukochaną Beatrycze (niestety jest zamknięty), potem jeszcze podeszliśmy na otoczony podcieniami plac Zwiastowania (Santissima Annunziata) z najstarszym budynkiem renesansowym na świecie - przytułkiem Ospedale degli Innocenti. Jeśli chodzi o miejsca płatne to pieniądze zostawiliśmy:
- we wspomnianym klasztorze San Marco
- w klasztorze Santa Maria Novella z kilkoma krużgankami i licznymi freskami Giotta, Ghirlandaia i innych włoskich twórców oraz rozpoznawalnym obrazem Św. Trójcy Massaccia.
- w kościele i klasztorze Santa Croce, gdzie pochowani są sławni florentczycy, m.in. Galileusz, Michał Anioł czy Machiavelli a także młodsi o kilkaset lat Enrico Fermi czy Gioacchino Rossini. Nawet Dante ma tu swój nagrobek, wprawdzie tylko symboliczny (i wielki pomnik przed wejściem). Oprócz tego jest tu całkiem spory zbiór dzieł sztuki: freski Giotta, rzeźby w kaplicy Pazzich, sławne malowane krucyfiksy, a nawet intrygujący wizerunek krzyża jako drzewa życia. - na karuzeli - w Ogrodach Boboli (bilet łączony z Ogrodami Bardini) Te ostatnie to jedne z ciekawszych miejsc z których rozpościerają się panoramy Florencji. Zwłaszcza ogród Bardini z tarasowymi klombami i ciekawie zakomponowanymi rzeźbami. Ogrody Boboli należą natomiast do głównej rezydencji Medyceuszy czyli Palazzo Pitti. Jest tu wiele urokliwych zakątków, zielony belweder na wzgórzu, ogród cytrynowy, wielki staw z wyspą, mniejszy staw z posągiem na środku, amfilada schodów i dwie sztuczne groty. Na samym szczycie wzgórza muzeum porcelany z portretem Napoleona i taras z widokiem na zamek w ogrodowo-winnicowym otoczeniu Florencji. Najsłynniejsza panorama miasta rozciąga się z wielkiego Placu Michelangelo z kolejną kopia Dawida. Nieco odleglejsza jest natomiast spod biało-zielonego kościółka San Miniato al Monte w którego wnętrzu odkryliśmy drabinę biegnącą aż do nieba. Nieco bliższa z kolei z rosarium poniżej Piazza Michelangelo. Oczywiście zwiedzając Florencję nie można zapomnieć o rozmaitych sklepach. Najsłynniejsze salony jubilerskie mieszczą się na Ponte Vecchio, ekskluzywne salony mody na Via Tornabuoni, torebki i torebeczki raczej ze skaju niż ze skóry prawie na każdym rogu na stoiskach ulicznych. Ale znaleźć można tu też frapujące sklepiki z przeróżnymi artykułami, galerie dla ciała i duszy jak choćby ten niewielki sklepik jubilerski na Soprarno - wyglądający niczym pracownia alchemika (artykuły bez podanych cen , zapewne jedynie do negocjacji). Florencja jak wiele innych miast na świecie to miejsce do pobłąkania się także poza utartymi szlakami, tym bardziej że wiele tu drobnych ulicznych dzieł sztuki - jakichś starych obrazów na skrzyżowaniach dróg czy w oficynach, rozmaitych rzeźb przyczepionych do kamienic. Uliczki, uliczki, uliczki. Place i placyki.
Miasto niesamowicie zatłoczone i to nie tylko przez turystów, ale także własnych mieszkańców zważywszy korki na ulicach i tłumy w szybkim tramwaju, który kursował z częstotliwością co około 5 minut. Pokój mieliśmy jakieś 15 minut spacerkiem od dworca kolejowego Santa Maria Novella, jakieś pół godziny od katedry. Teoretycznie można tam było podjechać przystanek rzeczonym tramwajem, ale po pierwsze był dość niefortunnie usytuowany (i tak za daleko), po drugie tłumy i niepotrzebny koszt biletów. Pewnym mankamentem po drodze było ruchliwe i nieregularne skrzyżowanie z dodatkowo remontowanym przejściem dla pieszych, co sprawiało że trzeba było w tym miejscu nadkładać drogi i czekać na kolejnych światłach. Mieszkanie na parterze w kamienicy, dość ciemne i przy ruchliwej ulicy. Apartament-twierdza z ciężkimi drzwiami wyjściowymi, ale klucz mieliśmy do własnej dyspozycji. W sumie punkt wypadowy nienajgorszy, warunki bytowe znośne: lodówka, czajnik bezprzewodowy i telewizor w pokoju. Szerokie łóżko. Ściany popielate, wystrój dość pompatyczny. Wrażenia estetyczne to raczej na mieście. Florencję można by oczywiście zwiedzać dobry miesiąc i, i tak nie wszystko zobaczyć. My przeznaczyliśmy na nią 2 pełne dni oraz 2 połówki. Główna cześć starówki leży na prawym brzegu Arno, ale po jej drugiej stronie znajduje się mniejsza lecz równie nobliwa dzielnica Soprarno. Tam też rozciągają się panoramiczne wzgórza zajęte przez rozmaite ogrody miejskie. Podziwianie panoram zostawiliśmy na dwa ostatnie dni. Pierwsza trasa w niedzielne popołudnie to natomiast taki florencki niezbędnik: Piazza Duomo z katedrą, baptysterium i kampanilą (od zewnątrz), Piazza Repubblica ze staroświecką karuzelą, Piazza Signoria z ratuszem czyli Palazzo Vecchio oraz loggią pełną rzeźb. Na tym placu mamy konny pomnik Kosmy Medyceusza, fontannę Neptuna oraz kopię Dawida Michała Anioła. Dalszy szlak to dziedziniec pałacu Uffizi z galerią malarzy, poetów, rzeźbiarzy i innych sławnych florentczyków a potem brzegi Arno z najsłynniejszym zabudowanym mostem na świecie czyli Ponte Vecchio.
Wracaliśmy przez Ponte Trinita nie tak sławny jak jego sąsiad, ale o tej zachodniej porze atrakcyjny zwłaszcza dla licznych randkowiczów z pięknym widokiem na miasto i złocący się w słońcu Ponte Vecchio. W sumie w ciągu tych kilku dni przeszliśmy jeszcze przez Ponte Vespucci i Ponte Grazie a przejechaliśmy przez Ponte San Niccolo i Ponte Vittoria. Pierwsze muzeum do którego weszliśmy zaraz po powrocie z Pratolino to klasztor San Marco. Krystian spał sobie w najlepsze, więc zwiedzaliśmy klasztor niejako na raty dyżurując na zmianę przy małym w krużganku. W wirydarzu zresztą też było ciekawie nie tylko ze względu na freski dookoła, ale kolibra, który latał sobie po ogródku. W samym klasztorze znajduje się jeden bardzo znany obraz Fra Angelica Zwiastowanie, ale też jego freski w kolejnych celach mnisich są równie piękne i utrzymane w podobnej atmosferze takiej trochę ponadziemskiej delikatności. Ciekawym miejscem w San Marco jest także biblioteka klasztorna z próbkami barwników i starymi księgami zawierającymi głównie teksty i nuty kościelnych pieśni czy psalmów. W drugim dniu zwiedzania odwiedziliśmy Orsanmichele - dziwaczny kościół w dawnym magazynie sukna, a na piętrze galerię średniowiecznej rzeźby sakralnej. Na najwyższej kondygnacji widoki na katedrę i wysmukłą wieżę ratuszową. W pobliżu Orsanmichele jest stary plac targowy z niewielkim pomniczkiem dzika. Jeśli uda nam się monetę zrzucić z jego pyska tak aby wpadła do położonej niżej studzienki to znaczy, że będziemy mieć szczęście w życiu. Jeśli chodzi o radę to polskie groszówki bez większego problemu wpadają pod kratkę ściekową. W dalszym ciągu dnia poszliśmy pod dom Dantego oraz kościół gdzie pochowano jego ukochaną Beatrycze (niestety jest zamknięty), potem jeszcze podeszliśmy na otoczony podcieniami plac Zwiastowania (Santissima Annunziata) z najstarszym budynkiem renesansowym na świecie - przytułkiem Ospedale degli Innocenti. Jeśli chodzi o miejsca płatne to pieniądze zostawiliśmy:
- we wspomnianym klasztorze San Marco
- w klasztorze Santa Maria Novella z kilkoma krużgankami i licznymi freskami Giotta, Ghirlandaia i innych włoskich twórców oraz rozpoznawalnym obrazem Św. Trójcy Massaccia.
- w kościele i klasztorze Santa Croce, gdzie pochowani są sławni florentczycy, m.in. Galileusz, Michał Anioł czy Machiavelli a także młodsi o kilkaset lat Enrico Fermi czy Gioacchino Rossini. Nawet Dante ma tu swój nagrobek, wprawdzie tylko symboliczny (i wielki pomnik przed wejściem). Oprócz tego jest tu całkiem spory zbiór dzieł sztuki: freski Giotta, rzeźby w kaplicy Pazzich, sławne malowane krucyfiksy, a nawet intrygujący wizerunek krzyża jako drzewa życia. - na karuzeli - w Ogrodach Boboli (bilet łączony z Ogrodami Bardini) Te ostatnie to jedne z ciekawszych miejsc z których rozpościerają się panoramy Florencji. Zwłaszcza ogród Bardini z tarasowymi klombami i ciekawie zakomponowanymi rzeźbami. Ogrody Boboli należą natomiast do głównej rezydencji Medyceuszy czyli Palazzo Pitti. Jest tu wiele urokliwych zakątków, zielony belweder na wzgórzu, ogród cytrynowy, wielki staw z wyspą, mniejszy staw z posągiem na środku, amfilada schodów i dwie sztuczne groty. Na samym szczycie wzgórza muzeum porcelany z portretem Napoleona i taras z widokiem na zamek w ogrodowo-winnicowym otoczeniu Florencji. Najsłynniejsza panorama miasta rozciąga się z wielkiego Placu Michelangelo z kolejną kopia Dawida. Nieco odleglejsza jest natomiast spod biało-zielonego kościółka San Miniato al Monte w którego wnętrzu odkryliśmy drabinę biegnącą aż do nieba. Nieco bliższa z kolei z rosarium poniżej Piazza Michelangelo. Oczywiście zwiedzając Florencję nie można zapomnieć o rozmaitych sklepach. Najsłynniejsze salony jubilerskie mieszczą się na Ponte Vecchio, ekskluzywne salony mody na Via Tornabuoni, torebki i torebeczki raczej ze skaju niż ze skóry prawie na każdym rogu na stoiskach ulicznych. Ale znaleźć można tu też frapujące sklepiki z przeróżnymi artykułami, galerie dla ciała i duszy jak choćby ten niewielki sklepik jubilerski na Soprarno - wyglądający niczym pracownia alchemika (artykuły bez podanych cen , zapewne jedynie do negocjacji). Florencja jak wiele innych miast na świecie to miejsce do pobłąkania się także poza utartymi szlakami, tym bardziej że wiele tu drobnych ulicznych dzieł sztuki - jakichś starych obrazów na skrzyżowaniach dróg czy w oficynach, rozmaitych rzeźb przyczepionych do kamienic. Uliczki, uliczki, uliczki. Place i placyki.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Na deser Siena...
Miasto na wzgórzu, chyba najładniejsze z tych które zwiedziliśmy w Toskanii. Nie ma tam wprawdzie dużej rzeki, ale jest osobliwość w postaci antycznej cysterny, czyli murowanego zbiornika na wodę zwanego Fontebranda. Z Florencji autobusy do Sieny jeżdżą mniej więcej co pół godziny - przeważająca część dociera tam autostradą, niektóre natomiast boczną drogą przez Poggibonsi i Colle di Val d'Elsa. Pierwsze kroki z dworca autobusowego w Sienie kierujemy do widocznego z daleka dużego kościoła San Domenico mieszczącego relikwie św. Katarzyny Sieneńskiej. Ta XIII-wieczna zakonnica i mistyczka uznana została przez Jana Pawła II patronką Włoch i doktorem Kościoła. Nieopodal bazyliki San Domenico jest jej dom rodzinny - obecnie muzeum. Św. Katarzyna jest oczywiście obecna w przestrzeni miasta (widzieliśmy np. sklepik w którym sprzedawano bułeczki jej poświęcone), ale w porównaniu np. do Avili i św. Teresy jest tu znacznie mniej miejsca na dewocjonalia z nią związane. Na stoiskach przy katedrze np. nie ma w ogóle śladu pamiątek z jej obecnością. Katedra to bez wątpienia jeden z najważniejszych punktów zwiedzania Sieny. Faktycznie jeden z najpiękniejszych kościołów świata z dziełami sztuki rozpościerającymi się od posadzki po sklepienie. Jej panoramę podziwiamy z punktu widokowego przy San Domenico a następnie schodami ruchomymi i wąskimi uliczkami wspinamy się na szczyt wzgórza katedralnego. Bilet zwiedzania obejmuje 7 różnych miejsc: wnętrze katedry, librerię Piccolominich, kryptę, baptysterium, muzeum katedralne wraz z Facciatone oraz multimedialną prezentację zwaną Sotto il Duomo. Za dopłatą można jeszcze odbyć wędrówkę poddaszem katedry z widokiem na całą ozdobną posadzkę nawy. W planach było, aby dzisiejszy wielki kościół stanowił tylko nawę poprzeczną jeszcze większej świątyni. Niestety epidemia dżumy, która zdziesiątkowała Sienę spowodowała, że budowa tego kolosa została zarzucona zwyczajnie z braku funduszy. Pozostałością jest fragment muru przyszłej nawy z galerią widokową zwaną Facciatone. Dochodzi się do niej zwiedzając muzeum katedralne, w którym zgromadzono rozmaite artefakty z dawnego wyposażenia świątyni: rzeźby, malowidła, kartony projektu posadzki, itp. Najbardziej znanym eksponatem jest oczywiście słynna Maesta Duccia di Buoninsegna - wielki obraz ołtarzowy podzielony na kilka osobnych paneli: Madonna ze Świętymi, sceny z życia Chrystusa i Matki Boskiej. Niektóre fragmenty są w posiadaniu innych światowych muzeów, np. w Budapeszcie, Madrycie, Londynie czy Waszyngtonie. Równie efektowna jest biblioteka Piccolominich - niewielkie pomieszczenie przylegające do nawy kościoła. Freski firmowane przez Pinturicchia a stworzone z pomocą młodego Rafaela zapełniają sufit i ściany i przedstawiają najważniejsze momenty z życia papieża Piusa II, czyli Sylwiusza Eneasza Piccolominiego. Są tak barwne i świeże, że wydaje się jakby namalowano je przed chwilą a nie kilkaset lat temu. Znacznie mniej blasku mają freski w krypcie i baptysterium, ale też są oczywiście godne obejrzenia i mają wielką wartość historyczną. Spod katedry ruszamy na szlak biegnący labiryntami uliczek starej Sieny. Można się tam bez większego problemu pogubić - w pewnym momencie docieramy do zaułka bez wyjścia kończącego się drzwiami do kamieniczki. Trzeba się trochę cofnąć. Ale atmosferę tego miasta odkrywa się właśnie najlepiej przy takim pozornie bezcelowym błąkaniu się. Na jednym z podwórek stos krzeseł pozostawionych na stołach. W Sienie aktualna jest tradycja konfraterni - niewielkich dzielnic czy kwartałów miasta rywalizujących ze sobą podczas słynnego wyścigu konnego czyli palio. Każda z konfraterni ma swoje barwy, sztandary, symboliczny znak - najczęściej zwierzę. Tradycję ta widać także na kolorowych lampach ulicznych. Centrum miasta jest oryginalny pochyły rynek w kształcie muszli czy amfiteatru. Na Campo można się najzwyczajniej w świecie położyć i kontemplować smukłą sylwetę ratusza, czyli Palazzo Pubblico oraz fruwające wokół niej ptaki. Fontannę czyli Fonte di Gaia odgrodzono od publiczności płotkiem za to opanowały ją gołębie, którym służy jako wodopój. Na wieżę ratusza czyli Mangię nie pójdziemy, bo tych 570 krętych schodów to zbyt trudne wyzwanie dla małego Krystiana. Widok na okolice Sieny obejrzymy z pobliskiego Piazza Mercato. Na horyzoncie wygasły wulkan Monte Amiata wysokości mniej więcej Babiej Góry. Stamtąd idziemy jeszcze pod Bazylikę dei Servi. Z jej schodów świetny widok na centrum Sieny z ratuszem i katedrą. A wewnątrz obraz ołtarzowy niejakiego Coppo di Marcovaldo florenckiego artysty, który zmuszony go był namalować sieneńczykom, aby wykupić się z niewoli. W dalszej trasie mijamy m.in. uniwersytet, kolegiatę czyli kościół akademicki, klasztor św. Franciszka i Pałac Salimbeni - siedzibę najstarszego banku na świecie Monte dei Paschi di Siena. Stąd już niedaleko z powrotem na dworzec. Bilety do Florencji kupuje się w przejściu podziemnym. Autobus wyjeżdża z miasta wzdłuż długo jeszcze ciągnącego się muru obronnego otaczającego stare dzielnice Sieny.
Miasto na wzgórzu, chyba najładniejsze z tych które zwiedziliśmy w Toskanii. Nie ma tam wprawdzie dużej rzeki, ale jest osobliwość w postaci antycznej cysterny, czyli murowanego zbiornika na wodę zwanego Fontebranda. Z Florencji autobusy do Sieny jeżdżą mniej więcej co pół godziny - przeważająca część dociera tam autostradą, niektóre natomiast boczną drogą przez Poggibonsi i Colle di Val d'Elsa. Pierwsze kroki z dworca autobusowego w Sienie kierujemy do widocznego z daleka dużego kościoła San Domenico mieszczącego relikwie św. Katarzyny Sieneńskiej. Ta XIII-wieczna zakonnica i mistyczka uznana została przez Jana Pawła II patronką Włoch i doktorem Kościoła. Nieopodal bazyliki San Domenico jest jej dom rodzinny - obecnie muzeum. Św. Katarzyna jest oczywiście obecna w przestrzeni miasta (widzieliśmy np. sklepik w którym sprzedawano bułeczki jej poświęcone), ale w porównaniu np. do Avili i św. Teresy jest tu znacznie mniej miejsca na dewocjonalia z nią związane. Na stoiskach przy katedrze np. nie ma w ogóle śladu pamiątek z jej obecnością. Katedra to bez wątpienia jeden z najważniejszych punktów zwiedzania Sieny. Faktycznie jeden z najpiękniejszych kościołów świata z dziełami sztuki rozpościerającymi się od posadzki po sklepienie. Jej panoramę podziwiamy z punktu widokowego przy San Domenico a następnie schodami ruchomymi i wąskimi uliczkami wspinamy się na szczyt wzgórza katedralnego. Bilet zwiedzania obejmuje 7 różnych miejsc: wnętrze katedry, librerię Piccolominich, kryptę, baptysterium, muzeum katedralne wraz z Facciatone oraz multimedialną prezentację zwaną Sotto il Duomo. Za dopłatą można jeszcze odbyć wędrówkę poddaszem katedry z widokiem na całą ozdobną posadzkę nawy. W planach było, aby dzisiejszy wielki kościół stanowił tylko nawę poprzeczną jeszcze większej świątyni. Niestety epidemia dżumy, która zdziesiątkowała Sienę spowodowała, że budowa tego kolosa została zarzucona zwyczajnie z braku funduszy. Pozostałością jest fragment muru przyszłej nawy z galerią widokową zwaną Facciatone. Dochodzi się do niej zwiedzając muzeum katedralne, w którym zgromadzono rozmaite artefakty z dawnego wyposażenia świątyni: rzeźby, malowidła, kartony projektu posadzki, itp. Najbardziej znanym eksponatem jest oczywiście słynna Maesta Duccia di Buoninsegna - wielki obraz ołtarzowy podzielony na kilka osobnych paneli: Madonna ze Świętymi, sceny z życia Chrystusa i Matki Boskiej. Niektóre fragmenty są w posiadaniu innych światowych muzeów, np. w Budapeszcie, Madrycie, Londynie czy Waszyngtonie. Równie efektowna jest biblioteka Piccolominich - niewielkie pomieszczenie przylegające do nawy kościoła. Freski firmowane przez Pinturicchia a stworzone z pomocą młodego Rafaela zapełniają sufit i ściany i przedstawiają najważniejsze momenty z życia papieża Piusa II, czyli Sylwiusza Eneasza Piccolominiego. Są tak barwne i świeże, że wydaje się jakby namalowano je przed chwilą a nie kilkaset lat temu. Znacznie mniej blasku mają freski w krypcie i baptysterium, ale też są oczywiście godne obejrzenia i mają wielką wartość historyczną. Spod katedry ruszamy na szlak biegnący labiryntami uliczek starej Sieny. Można się tam bez większego problemu pogubić - w pewnym momencie docieramy do zaułka bez wyjścia kończącego się drzwiami do kamieniczki. Trzeba się trochę cofnąć. Ale atmosferę tego miasta odkrywa się właśnie najlepiej przy takim pozornie bezcelowym błąkaniu się. Na jednym z podwórek stos krzeseł pozostawionych na stołach. W Sienie aktualna jest tradycja konfraterni - niewielkich dzielnic czy kwartałów miasta rywalizujących ze sobą podczas słynnego wyścigu konnego czyli palio. Każda z konfraterni ma swoje barwy, sztandary, symboliczny znak - najczęściej zwierzę. Tradycję ta widać także na kolorowych lampach ulicznych. Centrum miasta jest oryginalny pochyły rynek w kształcie muszli czy amfiteatru. Na Campo można się najzwyczajniej w świecie położyć i kontemplować smukłą sylwetę ratusza, czyli Palazzo Pubblico oraz fruwające wokół niej ptaki. Fontannę czyli Fonte di Gaia odgrodzono od publiczności płotkiem za to opanowały ją gołębie, którym służy jako wodopój. Na wieżę ratusza czyli Mangię nie pójdziemy, bo tych 570 krętych schodów to zbyt trudne wyzwanie dla małego Krystiana. Widok na okolice Sieny obejrzymy z pobliskiego Piazza Mercato. Na horyzoncie wygasły wulkan Monte Amiata wysokości mniej więcej Babiej Góry. Stamtąd idziemy jeszcze pod Bazylikę dei Servi. Z jej schodów świetny widok na centrum Sieny z ratuszem i katedrą. A wewnątrz obraz ołtarzowy niejakiego Coppo di Marcovaldo florenckiego artysty, który zmuszony go był namalować sieneńczykom, aby wykupić się z niewoli. W dalszej trasie mijamy m.in. uniwersytet, kolegiatę czyli kościół akademicki, klasztor św. Franciszka i Pałac Salimbeni - siedzibę najstarszego banku na świecie Monte dei Paschi di Siena. Stąd już niedaleko z powrotem na dworzec. Bilety do Florencji kupuje się w przejściu podziemnym. Autobus wyjeżdża z miasta wzdłuż długo jeszcze ciągnącego się muru obronnego otaczającego stare dzielnice Sieny.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Administrator
- Posty: 12934
- Rejestracja: 19 wrz 2010, o 23:06
- Lokalizacja: Galicja
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Rzeczywiście spośród opisywanych przez Ciebie miast i miasteczek Siena prezentuje się najładniej.
Zdjęcie z gołębiem pijącym wodę - rewelacyjne

Masz może inne zdjęcia Fontebranda, np. od frontu, z daleka?
Ciekawe, czy w nocy to miejsce jest oświetlone w środku. Efekt byłby piorunujący.
Zdjęcie z gołębiem pijącym wodę - rewelacyjne


Masz może inne zdjęcia Fontebranda, np. od frontu, z daleka?
Ciekawe, czy w nocy to miejsce jest oświetlone w środku. Efekt byłby piorunujący.

-
- Ekspert
- Posty: 7729
- Rejestracja: 5 sty 2014, o 23:45
- Lokalizacja: Śląsk
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Potwierdzam, że Siena jest świetna i ma coś w sobie. Też na Mangię nie dotarłem - zostawiam to sobie na kolejny raz (podobną wieże w Boloni zdobyłem i widoki z niej były rewelacyjne).
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Tak to wygląda z zewnątrz. Na oko na koronie muru stoją dwa reflektory, a wewnątrz też były jakieś kable, więc pewnie miejsce jest iluminowane. Niestety nie dane tam mi było spędzić nocy czy nawet wieczora, aby się przekonać.
Na Mangi wprawdzie nie byliśmy, ale weszliśmy przecież na Facciatone. Trochę fotek z góry na Sienę zrobiłem.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Ekspert
- Posty: 1169
- Rejestracja: 8 paź 2010, o 23:41
- Lokalizacja: Wojnicz
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
nie skusił Cię najwyższy szczyt Toskanii Monte Cimone? Bardzo łatwy dwutysięcznik...
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Dla 3 i półlatka trochę jednak za wysoko. Powiem jednak Włochy przy tym klimacie to nie jest dobry kraj na górskie wycieczki. Chyba że na szlaku co kilometr będą budki z lodami i mineralną.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
-
- Ekspert
- Posty: 1169
- Rejestracja: 8 paź 2010, o 23:41
- Lokalizacja: Wojnicz
-
- Jr. Admin
- Posty: 8418
- Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
- Lokalizacja: Kraków
Relacja: 13 dni we Włoszech - Toskania plus Mediolan i Cinque Terre
Nie mieliśmy samochodu.
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/