Jedziemy do Macedonii w siedmioosobowym składzie, dwoma autami. Moja ekipa (Maciek, Jasiu, Rafał i ja) wyjeżdża z Bielska o godz. 9, druga (Sylwia, Kajtek i Mateusz) jedzie z Krakowa. Chłopaki mieli w środę rano egzaminy na uczelni. Spotykamy się ok. 18 przed granicą z Serbią; mamy paszport Mateusza, więc musimy na nich czekać.
Plan na ten dzień jest taki, że dojeżdżamy do Skopje, gdzie mamy zarezerwowany nocleg, w czwartek przed południem zwiedzamy miasto i jedziemy dalej.
Zaraz za granicą tankujemy serbski gaz i od tego momentu coś się dzieje z autem. Póki co jedziemy, ale Maciek (nasz kierowca) stwierdza, że jednak coś nie halo... Przekraczamy granicę z Macedonią i auto odmawia posłuszeństwa. Okazuje się, że to jednak nie jest wina gazu, tylko przepaliły się jakieś kabelki. Naprawiają to chałupniczą metodą za pomocą taśmy, którą zawsze mam nawiniętą na kijek - Polak potrafi...
![:] :]](./images/smilies/kwadr.gif)
Do hostelu przyjeżdżamy o drugiej w nocy. Już po drodze uprzedzaliśmy, że będzie taka sytuacja, więc Goran (właściciel) podał nam kod do wejścia, a w holu czekała na nas rozpiska, jakie mamy pokoje.
Nasz hostel był w centrum, kilka minut od parlamentu, wyskoczyłam więc na chwilę na foto.
2 dzień - 31.05.
Maciek wyruszył na miasto w poszukiwaniu kabli i świec, a my na zwiedzanie.
Cóż można powiedzieć o stolicy Macedonii? Chyba to, że Skopje pomnikami stoi. Podczas naszego spaceru naliczyłam ich chyba 40, a zwiedziliśmy niewielki obszar.
Oprócz tych wszystkich rzeźb i fontann zobaczyliśmy m.in. parlament w świetle dnia, twierdzę Skopsko Kale, cerkiew, meczet i średniowieczny kamienny most.
https://lh3.googleusercontent.com/ozH2n ... -h943-k-no
Maciek doprowadził auto do stanu używalności, więc mogliśmy jechać dalej.
Kolejny przystanek zrobiliśmy kilkanaście km za Skopje, w Kanionie Matka (nie wiem, co oznacza ten wyraz, na pewno nie to co u nas, bo po macedońsku matka to majka).
Kanion Matka to rwąca rzeka Treska, na której zbudowano tamę (w 1938 r.), w wyniku czego powstało Jezioro Matka. A to wszystko w otoczeniu ładnych, acz niewysokich górek.
Zarówno wejście do kanionu, jak i parking są bezpłatne, ścieżka turystyczna prowadzi prawym brzegiem rzeki. Po jeziorze można popływać kajakami, z czego oczywiście skorzystaliśmy.
Ok. godz. 18 opuszczamy to piękne miejsce i jedziemy do Strezimir. Jest to przysiółek w strefie przygranicznej, praktycznie w lesie, 16 km za Trnicą, ostatnią miejscowością po drodze. Droga przez las była tragiczna, przez 4 km z początku był asfalt, potem już tylko koleiny, kamienie i inne pułapki. Po 6 km dojechaliśmy do pierwszego posterunku policji i tam okazało się, że mamy kapcia, a do celu jeszcze kolejne 6 km... Ekipa z drugiego auta zabrała część naszych bagaży i Rafała, potem Kajtek przyjechał po nas. Ostatni odcinek drogi, ok. 100 m musieliśmy już przejść pieszo, nie dało się tam wjechać osobówką.
Namioty rozłożyliśmy pod oknami drugiego posterunku. Uprzejmy pan policjant pozwolił nam skorzystać z toalety.
3 dzień - 01.06.
Pobudka o 4, śniadanie i o 5 wychodzimy w góry.
Nasz cel - Korab, 2764 m npm, najwyższy szczyt Macedonii i Albanii.
Droga jest dobrze oznakowana, więc nie mamy problemów, przynajmniej na początku... Po niespełna godzinie dochodzimy do najbardziej niebezpiecznego miejsca na szlaku, ale o tym później...
Mniej więcej od połowy drogi zalegały płaty śniegu, im wyżej, tym było go więcej, tak więc w końcu zgubił się nam szlak. Rafał z Jasiem, którzy nadawali tempo, zasugerowali się chyba jakimś kopczykiem i poszli w złą stronę. Do pewnego momentu miałam ich w zasięgu wzroku, a potem mi się stracili, tak jak i znaczki szlakowe. Też widziałam ten kopczyk, ale jakoś nie wydawało mi się, że to jest dobra droga, dlatego zdecydowałam się czekać na pozostałych.
Nie mieliśmy papierowej mapy, Kajtek miał w telefonie jakąś aplikację, na podstawie której określiliśmy właściwy kierunek. Liczyliśmy na to, że chłopaki w końcu połapią się, że źle idą i zawrócą. Tak też się stało, ale czekaliśmy na nich prawie godzinę. Przed nami była jeszcze długa, ale niezbyt uciążliwa droga, zwłaszcza, że dookoła mieliśmy bardzo ładne plenery.
Na szczycie stajemy ok. 10.45, (szybkobiegacze trochę wcześniej). Korab jest najwyższym szczytem masywu o tej samej nazwie, a jednocześnie całych Gór Dynarskich, które widać dookoła. Jest to mój jedenasty szczyt Korony Europy.
Robimy tu dłuższy postój, żeby nacieszyć oczy widokami. W dół schodzimy tą samą drogą. Po 2,5 godz. przychodzimy do miejsca, o którym pisałam wcześniej, że takie niebezpieczne. Dlaczego? Bo można tam natknąć się na agresywne psy pasterskie. Rano spały, więc przeszliśmy bez przeszkód. Podczas zejścia nie mieliśmy tyle szczęścia, gdyby nie interwencja pasterza, nie wiem, jak by się to skończyło...
Wracamy do bazy, zwijamy namioty, Kajtek z Maćkiem, Sylwią i wszystkimi bagażami zjeżdżają do pierwszego posterunku, my schodzimy pieszo. Maciek musi zmienić koło. Okazało się potem, że Kajtek też po drodze najechał na ostry kamień i poszła mu opona. Po prostu super...

Ale kiedy my do nich dochodzimy, auta są już sprawne, tak więc możemy kontynuować naszą wycieczkę.
https://lh3.googleusercontent.com/U5qJK ... -h943-k-no
Teraz jedziemy do Ohridu, czeka nas ponad 100 km jazdy. Mamy tam rezerwację. Na miejscu jesteśmy o 22; niektórzy padli ze zmęczenia, a niektórzy (w tym ja) poszli nad jezioro i na pizzę.
4 dzień - 02.06.
Śpimy do oporu, robimy jakieś śniadanie i idziemy "na miasto". Tzn. najpierw wynajmujemy łódkę - z kapitanem oczywiście - i płyniemy w godzinny rejs po jeziorze. A po zejściu na ląd idziemy zwiedzić starą część miasta.
Ohrid to duży ośrodek wypoczynkowy otoczony górami o wys. ponad 2000 m npm, położony nad pięknym jeziorem, przez które przebiega granica z Albanią.
W 1980 r. Ohrid został wpisany na listę UNESCO.
cerkiew Św. Zofii
cerkiew Św. Pantelejmona
ruiny twierdzy cara Samuela
antyczny teatr
Na Stare Miasto wracamy jeszcze wieczorem, przechodząc przez dzielnicę arabską
cerkiew Św. Jana Teologa
5 dzień - 03.06.
Wyjeżdżamy o 6 rano. Najbardziej obawiamy się długiego postoju na granicy serbsko-węgierskiej, ale całe szczęście przejeżdżamy bez problemu.
Na Węgrzech dwa razy trafia się nam oberwanie chmury; ulewa jest tak wielka, że wszystkie auta na autostradzie przez dłuższy czas jadą na awaryjnych.
Do Bielska przyjeżdżamy o pierwszej w nocy, zmęczeni, ale bardzo zadowoleni z naszej bałkańskiej eskapady

Skopje
https://photos.app.goo.gl/VSWlZBjxo4ZBk2dl1
Korab
https://photos.app.goo.gl/q1TPOp4mU4mRilNr2
Ohrid
https://photos.app.goo.gl/gOijdYwihVjpLyBd2