Tak to się zaczęło… Nie od razu wiedzieliśmy, że Fiedel Castro nie żyje. Z tym wszystkim wiąże się dość zabawna historia. Nocą dotarliśmy do miejscowości Ciego de Avilla, gdzie postanowiliśmy nocować pod namiotem. Rano wstaliśmy, jak gdyby nic i ruszyliśmy do Maron. Tam znaleźliśmy zakwaterowanie i poszliśmy pospacerować po mieście. Chcieliśmy sobie też kupić butelkę rumu. Kuba poszedł do sklepu i opowiada :” Jak zwykle wszedłem do sklepu, wziąłem z półki ketchup i butelkę rumu. W tym momencie podchodzi do mnie młody kubańczyk i mówi, że ma informację od Pani kasjerski, że nie może sprzedać tej butelki rumu, bo Fiedel Castro nie żyje. W sumie nie znam hiszpańskiego, to nie będę się kłócił – odłożyłem rum i kupiłem tylko ketchup. Wiele rzeczy było niezrozumiałych na Kubie, więc po prostu wyszedłem i powiedziałem Ulkowi, że nie kupiłem rumu, bo powiedzieli, że Fiedel Castro nie żyje. Ulek wybuch śmiechem i stwierdziliśmy, że pójdziemy do innego sklepu. Przeszliśmy przez ulicę i poszedłem do drugiego sklepu. Biorę znów butelkę rumu, kładę na ladę i … kupuję

. Wychodzę, więc ze sklepu i mówię do Ulka – A tu Fiedel Castro jeszcze żyje”.
Jakoś zapomnieliśmy potem o tej całej sytuacji. Dopiero wieczorem kiedy siedzieliśmy w casie i opowiadaliśmy o tej całej historii, właściciel w końcu mówi do nas – „Ale Fiedel Castro naprawdę nie żyje”. W tym momencie trochę nam uśmiech zszedł z ust, po czym włączył nam telewizor, gdzie nadawali informację tylko o tym wydarzeniu.
Dopiero dwa dni później na ulicach zaczęły się pojawiać flagi, portrety już nie tylko Che, ale również Fiedela. Wprowadzono prohibicję na 9 dni – czyli zero muzyki, zero zabaw, zero alkoholu. Kuba nagle ucichła, ale w sumie poza tymi zakazami, jakoś nie było widać smutku czy przejęcia na twarzach Kubańczyków.
Oprócz jednak samych mieszkańców, na Kubie było też spoko turystów. Co niektórzy trafili na te 9 dni żałoby (A to ich cały pobyt). Jak to ktoś powiedział, tańczyć nie muszę, ale piwa do obiadu to bym się napił. Z łatwością, można było kupić alkohol w kurortach turystycznych typu Vardero. Do Varadero kawał drogi, to człowiek musiał sobie jakoś radzić. Szukaliśmy po prostu w bocznych uliczkach jakiś barów i tam, gdy nikogo nie było pytaliśmy o alkohol. I przeważnie udawało nam się kupić coś „na lewo”, po tajniacku

.
Przez parę dni podróżowaliśmy na Kubie, gdy dowiedzieliśmy się, że gdy planujemy być Santa Clara, w tym samym czasie będzie tam pochód z urną Fiedela Castro. Pochód odbył się rano ok 7:00. Wzdłuż głównych ulic miasta, ustawiali się Kubańczycy, by oddać ostatni hołd swojemu przywódcy. Były delegacje ze szkół, ludzie, którzy szli do pracy… Wydawało się, że wszyscy mieszkańcy są tam, w jednym miejscu. Trochę zapewne z ciekawości, trochę z obowiązku a trochę z potrzeby serca – każdy tam był. My również tam dotarliśmy i udało nam się nakręcić jakiś filmik oraz porobić trochę zdjęć. Kiedy przejeżdżała trumna, była osoba, która inicjowała okrzyki a reszta za nim powtarzała. Wołano „Fiedel Siempre”, Raul Siempre itd.
Ok 8:00 już było właściwie po wszystkim. Miejscowość zaczęła wracać do życia codziennego. Dzieci wróciły do szkoły, dorośli poszli do pracy. Na głównym rynku, nagle rozbrzmiała muzyka (w takim symbolicznym znaczeniu, że pożegnano już Fiedela). Pojawili się też panowie w mundurach, ludzie ze zdjęciami Fiedela, z napisami. Widzieliśmy też łzy, pytanie tylko czy prawdziwe…
A oto kilka zdjęć z tego wydarzenia...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.