Synagoga.jpg
Ale znacznie ciekawsze są inne pozostałości dawnej społeczności mojżeszowej. Ze starego cmentarza pozostał tylko pojedynczy pomnik na zaniedbanym skwerze.
Pomnik na starym cmentarzu.jpg
Za to kawałek dalej znajduje się nowszy kirkut i to jest bardzo ciekawe miejsce z dużą liczbą macew w sosnowym lasku na czymś w rodzaju wydmy.
Macewy wśród sosen.jpg
Są tu jedne z nielicznych macew żeliwnych przymocowanych do kamiennego ogrodzenia.
Macewa żeliwna.jpg
Jedna opowiada historię małego chłopca ucznia, który zmarł pewnie na jakąś chorobę. Tablice zazwyczaj opisane są w jidisz, choć znalazło się kilka pomników nagrobnych z napisami w języku łacińskim.
Nagrobek Ginsbergów.jpg
Są też znaki przynależności, np. lew Judy.
Lew Judy.jpg
Większość pochówków pochodzi z końcówki XIX wieku. Miejsce z klimatem, całkowicie dostępne, co nie jest regułą jeśli chodzi o stare cmentarze żydowskie w Polsce.
Cmentarz na wydmie.jpg
Cmentarz nie jest specjalnie uporządkowany, większość grobów jest zarośnięta.
Macewy w kwiatach.jpg
W głębi są fundamenty kaplicy grobowej.
Ruiny kaplicy.jpg
Sądząc po kamieniach na niektórych nagrobkach miejsce jest odwiedzane przez potomków tych którzy są tu pochowani. Po przeciwległej stronie miasta jest chyba jeszcze jeden cmentarz żydowski, jeśli wierzyć drogowskazowi. Tam jednak nie dotarłem, trochę ze względu na pogodę, o czym później. Przy rynku w Żarkach jest kościół katolicki.
Rynek w Żarkach.jpg
W przedsionku niewielka kaplica z obrazem św. Hipolita i dzwonem.
Św Hipolit i dzwon.jpg
Z niej wgląd na wyższe piętro wieży. Trochę ciekawej małomiasteczkowej zabudowy przy uliczkach.
Uliczka w Żarkach.jpg
Jest też oryginalne miasto stodół w obrębie placu targowego. Stosunkowo dobrze utrzymane w porównaniu do innych tego typu zespołów np. w Mstowie czy w Siewierzu.
Miasteczko stodół.jpg
Niedaleko stąd do starego młyna który zaaranżowano na Muzeum Rzemiosł. Do środka nie wchodziłem. Zwiedza się podobno z przewodnikiem i jest to dość ciekawa przygoda. Warto tu kiedyś wrócić z synem.
Muzeum Rzemiosł.jpg
Ławeczki przy muzeum opanowane przez mrówki, ciężko tam było posiedzieć choćby chwilkę bez obawy, że oblezą. Idę dalej do Leśniowa, który jest dzielnicą Żarek. Jest tu dość duże sanktuarium poświęcone rodzinom.
Widok na klasztor Paulinów.jpg
Przy wejściu na teren parku kaplica ze źródełkiem.
Kaplica nad źródłem.jpg
We wnętrzu parku dróżki z licznymi figurami.
Drózki w sanktuarium.jpg
Tzw. Arka Noego czyli minizoo akurat było zamknięte. Rzut oka na ładne wnętrze świątyni klasztornej.
Wnętrze świątyni.jpg
Za szlakiem żółtym i czarnym idę w kierunku Przewodziszowic mijając po drodze ramę z okazami amonitów.
Amonity.jpg
Widać pierwsze ostańce na wzgórzu. Dalej trasa wg szlaku niebieskiego o nazwie Warowni Jurajskich. To drugi co do ważności szlak na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej łączący miejsca gdzie stały małe zameczki i strażnice obronne na skałach. Jedna z nich znajduje się na wysokim ostańcu w Przewodziszowicach. Pozostał tylko fragment muru.
Strażnica w Przewodziszowicach.jpg
Bez liny to miejsce jest niedostępne. Obchodzę grzędę skalną.
Grzęda skalna w Przewodziszowicach.jpg
Jedna ze szczelin pomiędzy skałami tworzy ciekawą i niemałą jaskinię. W szczelinie tkwi kilka zablokowanych głazów.
Jaskinia w Przewodziszowicach.jpg
Na skałkach grupa wspinających się. W okolicy jest jeszcze kilka innych ostańców, które łączy lokalny szlak brązowy.
Ostaniec pod brzozą.jpg
Dalej Szlak Warowni Jurajskich zbacza z asfaltowego chodnika i kluczy leśnymi ścieżkami. Po drodze mijam dwójkę osób, które szukają czarnej kotki, która gdzieś zgubiła im się w lesie. Ciekawe czy zguba się znalazła. Las spory a kot jak się przestraszył mógł uciec na drzewo. Ja niestety nie natknąłem się na żaden jego ślad. Docieram do Łutowca. Przy skałach jest też tutaj sporo wspinaczy. Po prawej turnia z resztkami strażnicy na oko jednak niewidocznymi z poziomu drogi.
Łutowiec skała ze strażnicą.jpg
Po lewej druga wysoka skalica przypominająca trochę sylwetką wielbłąda, choć nazywa się knur.
Skała Knur.jpg
Za wsią Łutowiec droga biegnie mało wyraźną ścieżką w stronę wysokiego wzgórza zwanego Wielką Górą. Po drodze jest tablica GOPR-u ostrzegająca przed niebezpiecznymi jaskiniami o rozwinięciu pionowym.
GOPR ostrzega.jpg
Przy szlaku jest jaskinia zwana Szczeliną Piętrową. Wejście do niej zabezpieczono metalowym płotkiem. Otwór to pionowa studnia, choć w głębi są też poziome korytarze.
Szczelina Piętrowa.jpg
Szlak na Wielką Górę prowadzi stromo na krawędź skalnego miasta. To trochę mylny odcinek ze starym oznakowaniem.
Skalne miasto.jpg
Na grzbiecie góry skrzyżowanie z czerwonym szlakiem Orlich Gniazd, którym schodzę w dół w stronę Mirowa.
Wielka Góra spod zamku w Mirowie.jpg
Zamek ładnie prezentuje się zwłaszcza z uliczki w środku wsi.
Zamek z Mirowa.jpg
Miałem nie wchodzić, ale skusiłem się. To współczesna rekonstrukcja, nie mająca wiele wspólnego z dawnymi ruinami. O ile pamiętam były znacznie niższe.
Zamek w Mirowie.jpg
Aktualnie za obejrzenie tego "gargamela" z bliska trzeba zapłacić 10 zł. Trochę więcej razem z zamkiem w odległych o 2 km Bobolicach. Podobno chodzi o utrzymanie czystości na "Błoniu", czy tym grzbiecie skalnym stanowiącym dawną rafę łączącym oba zamki.
Grzbiet rafowy.jpg
Śmieci trochę jednak leży u podnóża zamku mirowskiego, ale pod tym względem jest raczej czysto. Natomiast szkoda, że nie ma żadnych tablic informacyjnych mówiących o zamku oraz jego otoczeniu. O ile pamiętam wcześniej były! Przydałoby się też z tych funduszy lepiej wyremontować dróżki w tym obszarze. Są zupełnie dzikie i niezbyt bezpieczne, a jednak pobierane kwoty są wyższe niż w parkach narodowych o znacznie większej powierzchni.
Panorama Zamku Mirów.jpg
Generalnie więc tak jak np. w Kazimierzu Dolnym są to opłaty bez usługi. Prace w Mirowie trwają i pewnie za jakiś czas będzie można oglądać zamek także w środku. Ciekawe jak zmieni się wtedy cennik. Podchodzę jakiś kilometr w stronę Bobolic.
Na zamek w Bobolicach.jpg
Potem wracam do centrum wsi. Stoi tu całkiem ładny pałacyk.
Pałacyk w Mirowie.jpg
W planie był powrót czarnym szlakiem wzdłuż tzw. Mirowskiego Gościńca. Jednak już zbierały się chmury. Postanowiłem zaczekać jakieś 3 kwadranse na busa do Myszkowa. Na piechotę chyba jednak nie zdążyłbym przed burzą. Szła tak nietypowo od wschodu. Przyszła jakieś 15 minut przed przyjazdem busa. Dość gwałtowna. Niby stałem na przystaneczku z pleksi zadaszeniem a i tak trochę mnie zmoczyło bo jednak mocno zacinało. Pogoda załamała się zresztą wszędzie bo padało później i w Myszkowie i w Katowicach i w Krakowie.