Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 14 lat!
Relacja: Majowe Sudety
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Relacja: Majowe Sudety
Moją tegoroczną przygodę z Sudetami zaczynam od wejścia na Górę Krzyżową w Strzegomiu. Góra ta należy do Korony Polskich Sudetów. Miła pani wskazuje mi drogę obok bloków. Trasa nie jest wymagająca. Najpierw leśną ścieżką, a potem schodami już na sam szczyt.
Dobra pogoda pozwala mi na chwilę podelektowania się widokami. A są one rozległe.
Po zejściu kieruje swoje kroki już na dobre tory, czyli w stronę Andrzejówki. Po zakwaterowaniu niewiele myśląc zabieram kubek i wchodzę na Waligórę żółtym szlakiem. Po zrobieniu fotki schodzę żółtym do skrzyżowania szlaków i z powrotem do schroniska. Pora zacząć urlop na całego
Dzień 1.
Wędrówkę zaczynam z Andrzejówki w stronę granic państwa. Pogoda za oknem nieciekawa, ale po ciuchu liczę na to, że nie będzie padać. Od schroniska idę szlakiem czarnym i niebieskim, który na Rozdrożu pod Waligórą żegnam i idę dalej.
Ścieżka dość przyjemna, w przeciwieństwie do pogody, która zaczyna się pogarszać. <deszcz> Dochodzę do wiaty na skrzyżowaniu szlaków, gdzie zza wysokich traw widoczne są słupki graniczne. Tak zaczyna się wędrówka granicą w stronę Mieroszowa.
Ścieżyna widoczna, choć mało kto tędy chodzi. Miejscami bardzo źle się idzie pod górę, bo nie dość, że mży to jeszcze ścieżka jest rozjechana przez tych co zwożą drzewo. Powoli wspinam się na Kopicę. Byle do przodu. W oddali widać już Mieroszów i jakieś zabudowania po czeskiej stronie.
Po jakimś czasie dochodzę do nowej, pięknej, europejskiej drogi asfaltowej. Tablice podają informację na temat Mieroszowa i okolic. A nowej wiacie można usiąść i coś zjeść.
Przechodzę przez przysiółek Mieroszowa. I dalej „błękitna” droga prowadzi mnie przez okoliczne pola. Dochodzę do głównej drogi. Obok stoją opustoszałe budynki – wymarłe Sudety.
Granica jest bardzo zielona i mam lekki przedsmak survivalu :D I niestety moje buty już dają znać, że chętnie odpoczęłyby już troszkę ;/
Mijam jak dla mnie niesamowity las, który wyprowadza mnie na „mini” przejście graniczne. Buty mam totalnie mokre, chlupie i chlupie. Cóż cel nie został osiągnięty. I teraz zaczyna się żmuda wędrówka asfaltem w stronę Sokołowska.
Na horyzoncie pojawia się jakiś samochód, więc wyciągam łapkę i… ku mojemu zaskoczeniu zatrzymuje się. 500m od granicy łapię stopa ! Próbuje się jakoś dogadać z Czechem. Opowiada mi trochę o Broumovskich Stenach i pyta czy byłam w Adrspachu. I co najważniejsze w ogóle mu nie przeszkadza, że mam mokrą pelerynę.
Wysiadam na skrzyżowaniu i zmierzam w stronę Sokołowska. Tylko jedna myśl w głowie „kawa, kawa, pyszna kawa w Sokołowsku”. Nawet przez myśl mi nie przebiegło, że może nie być tej uroczej kawiarenki. Jest!! Zamawiam pyszną kawę na rozgrzanie i ciacho <mniam>
O, chwilo trwaj!
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Pora ruszyć dalej. Tym razem spokojną drogą w stronę Andrzejówki. Aż dziwne, że mija mnie wędrowiec zapakowany w duży plecak. „Dzień dobry „ – „dzień dobry” i każdy idzie w swoją stronę.
Powoli wracam do schroniska. Buty mokre, ale serce szczęśliwe.
Jakiś ruch przy schronisku. Chyba jakaś grupa przyjechała odpocząć w góry. W całym tym zamieszaniu, ktoś mnie zaczepia. O! to Creamcheese.
Może będę miała towarzysza wędrówek.
Dobra pogoda pozwala mi na chwilę podelektowania się widokami. A są one rozległe.
Po zejściu kieruje swoje kroki już na dobre tory, czyli w stronę Andrzejówki. Po zakwaterowaniu niewiele myśląc zabieram kubek i wchodzę na Waligórę żółtym szlakiem. Po zrobieniu fotki schodzę żółtym do skrzyżowania szlaków i z powrotem do schroniska. Pora zacząć urlop na całego
Dzień 1.
Wędrówkę zaczynam z Andrzejówki w stronę granic państwa. Pogoda za oknem nieciekawa, ale po ciuchu liczę na to, że nie będzie padać. Od schroniska idę szlakiem czarnym i niebieskim, który na Rozdrożu pod Waligórą żegnam i idę dalej.
Ścieżka dość przyjemna, w przeciwieństwie do pogody, która zaczyna się pogarszać. <deszcz> Dochodzę do wiaty na skrzyżowaniu szlaków, gdzie zza wysokich traw widoczne są słupki graniczne. Tak zaczyna się wędrówka granicą w stronę Mieroszowa.
Ścieżyna widoczna, choć mało kto tędy chodzi. Miejscami bardzo źle się idzie pod górę, bo nie dość, że mży to jeszcze ścieżka jest rozjechana przez tych co zwożą drzewo. Powoli wspinam się na Kopicę. Byle do przodu. W oddali widać już Mieroszów i jakieś zabudowania po czeskiej stronie.
Po jakimś czasie dochodzę do nowej, pięknej, europejskiej drogi asfaltowej. Tablice podają informację na temat Mieroszowa i okolic. A nowej wiacie można usiąść i coś zjeść.
Przechodzę przez przysiółek Mieroszowa. I dalej „błękitna” droga prowadzi mnie przez okoliczne pola. Dochodzę do głównej drogi. Obok stoją opustoszałe budynki – wymarłe Sudety.
Granica jest bardzo zielona i mam lekki przedsmak survivalu :D I niestety moje buty już dają znać, że chętnie odpoczęłyby już troszkę ;/
Mijam jak dla mnie niesamowity las, który wyprowadza mnie na „mini” przejście graniczne. Buty mam totalnie mokre, chlupie i chlupie. Cóż cel nie został osiągnięty. I teraz zaczyna się żmuda wędrówka asfaltem w stronę Sokołowska.
Na horyzoncie pojawia się jakiś samochód, więc wyciągam łapkę i… ku mojemu zaskoczeniu zatrzymuje się. 500m od granicy łapię stopa ! Próbuje się jakoś dogadać z Czechem. Opowiada mi trochę o Broumovskich Stenach i pyta czy byłam w Adrspachu. I co najważniejsze w ogóle mu nie przeszkadza, że mam mokrą pelerynę.
Wysiadam na skrzyżowaniu i zmierzam w stronę Sokołowska. Tylko jedna myśl w głowie „kawa, kawa, pyszna kawa w Sokołowsku”. Nawet przez myśl mi nie przebiegło, że może nie być tej uroczej kawiarenki. Jest!! Zamawiam pyszną kawę na rozgrzanie i ciacho <mniam>
O, chwilo trwaj!
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Pora ruszyć dalej. Tym razem spokojną drogą w stronę Andrzejówki. Aż dziwne, że mija mnie wędrowiec zapakowany w duży plecak. „Dzień dobry „ – „dzień dobry” i każdy idzie w swoją stronę.
Powoli wracam do schroniska. Buty mokre, ale serce szczęśliwe.
Jakiś ruch przy schronisku. Chyba jakaś grupa przyjechała odpocząć w góry. W całym tym zamieszaniu, ktoś mnie zaczepia. O! to Creamcheese.
Może będę miała towarzysza wędrówek.
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: Majowe Sudety
Z powodów rodzinnych moje plany urlopowe musiały ulec zmianie. Dotknęło to nie tylko mnie.
Yoana and Przemek chodzili sami po Beskidzie Niskim choć mieliśmy się spotkać w Bartnem.
Dla odmiany Remi wybierała się w Sudety sama i na tyle późno, że nasze spotkanie i wspólne wędrowanie mogło mieć miejsce ale nie musiało. Ja prawdopodobnie o tej porze (o której pisze Remi) byłbym już gdzieś daleko na czerwonym GSS...a tu klops...spotykamy się już na początku. Jej mina nie wróży niczego dobrego. Nie dziwię się...kłopoty już na samym początku - nie dość, że deszcz to jeszcze old creamcheese. Obiecuję pójść w drugą stronę...ale chyba dziewczyna była już zdesperowana, bo przyznała, że też idzie w drugą stronę...
...oddaję jej głos...
Yoana and Przemek chodzili sami po Beskidzie Niskim choć mieliśmy się spotkać w Bartnem.
Dla odmiany Remi wybierała się w Sudety sama i na tyle późno, że nasze spotkanie i wspólne wędrowanie mogło mieć miejsce ale nie musiało. Ja prawdopodobnie o tej porze (o której pisze Remi) byłbym już gdzieś daleko na czerwonym GSS...a tu klops...spotykamy się już na początku. Jej mina nie wróży niczego dobrego. Nie dziwię się...kłopoty już na samym początku - nie dość, że deszcz to jeszcze old creamcheese. Obiecuję pójść w drugą stronę...ale chyba dziewczyna była już zdesperowana, bo przyznała, że też idzie w drugą stronę...
...oddaję jej głos...
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: Majowe Sudety
Czemu się Jej nie dziwię... <mysli>creamcheese pisze:Jej mina nie wróży niczego dobrego. Nie dziwię się...kłopoty już na samym początku - nie dość, że deszcz to jeszcze old creamcheese.
To nie była desperacja to była grzeczność, inaczej zwana też dobrym wychowaniem... <lol> <cwaniak>creamcheese pisze:chyba dziewczyna była już zdesperowana, bo przyznała, że też idzie w drugą stronę...
Remi, czekamy na ciąg dalszy... <tak>
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
Relacja: Majowe Sudety
Ciąg dalszy pisze się.....
please wait
please wait
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: Majowe Sudety
W dawnych dobrych czasach, który TY, yaretzky doskonale pamiętasz, zaopatrzeni w siateczkę piwa (na wagę złota) pukamy do drzwi Jurka. A on na to:
- W nocy była burza, złamała drzewo, które upadło mi na szklarnię; pies mi pogryzł dziecko, ząb mnie boli...a teraz jeszcze wy przyszliście <lol>
- W nocy była burza, złamała drzewo, które upadło mi na szklarnię; pies mi pogryzł dziecko, ząb mnie boli...a teraz jeszcze wy przyszliście <lol>
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: Majowe Sudety
Najfajniejsze są te spotkania gdzieś w głuszy. Trochę to przypomina sceny z Karola Maya. Jedzie sobie taki Old Shatterhand przez bezkresną prerię a tu nagle z przeciwka z krzaków wychodzi jego wierny kompan Winnetou. Normalka <lol>
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Majowe Sudety
Dzień 2.
W miarę wczesnym rankiem razem z Creamcheese’em wyruszamy. Kierujemy się w stronę granicy polsko-czeskiej. Dochodzimy czarnym szlakiem do zielonego granicznego, którym dojdziemy aż do Tłumaczowa.
Mgła i chmury nad naszymi głowami się kłębią, ale nie pada. Peleryny w pogotowiu czekają.
I mam nadzieję, że słoneczko wyjdzie i mgły opadną. Szlak w miarę przyjemny jest. Gdy minęliśmy czeskie oznaczenia granicy, zaczyna się ostre nachylenie i mgła.
Jakbyśmy wchodzili w inny świat. Po chwili okazało się, że wchodzimy na Ruprechticky Spicak. Na jego szczycie okazała wieża widokowa. Tylko widoków brak, by pójść podziwiać. Schodzimy i dalej granicą. Zieloną granicą. Słoneczko nieśmiało, ale wychodzi zza chmur.
Co jakiś czas pojawia się szlak rowerowy. Cisza, spokój i dla rowerzystów raj Krok za krokiem i nagle okazuje się, że nie idziemy granicą, tylko szlakiem rowerowym. I decyzja – wracamy czy nie ?
Creamcheese wraca, ja idę dalej i umawiamy się, że spotykamy się na przełęczy pod Czarnochem.
Idąc, zauważam granicę, tzn. tablice z napisem „ POZOR”. Pomyślałam, że może zobaczę Creamcheese’a, ale później stwierdziłam, że jak będę stała i czekała to może trwać i trwać. A mieliśmy się spotkać na przełęczy. Idę. Kiedy dochodzę do przełęczy, zauważam wiatę i idę poczekać. Patrzę w bok i idzie Creamcheese. Chwila odpoczynku w czeskiej wiacie
Po posileniu się, ruszamy dalej. Słońce już się nie chowa. Soczysta zieleń otacza nas z każdej strony. Po jakimś czasie dochodzimy do kamienia z 1732r.
Idziemy dalej. Szlak coraz bardziej jest pozarastany. Dodatkowo jeszcze wszędzie wycinka drzew. I nagle szlak się gubi…. ;/
Jednak Creamcheese jest obyty w terenie i za pomocą kompasu odnajduje granicę. Powoli zbliżamy się do Tłumaczowa i po chwilach „grozy” szlak wyprowadza nas na takie widoki…
Pięknie jest.
Schodzimy do wioski i szukamy domu sołtysa, gdzie mamy spędzić najbliższe chwile.
Załatwiamy formalności z „sołtysową” i idziemy w stronę Gardzienia, który należy do Korony Sudetów Polskich.
Dobry to był dzień. Najważniejsze, że nie padało i buty trochę podeschły. ;0)
W miarę wczesnym rankiem razem z Creamcheese’em wyruszamy. Kierujemy się w stronę granicy polsko-czeskiej. Dochodzimy czarnym szlakiem do zielonego granicznego, którym dojdziemy aż do Tłumaczowa.
Mgła i chmury nad naszymi głowami się kłębią, ale nie pada. Peleryny w pogotowiu czekają.
I mam nadzieję, że słoneczko wyjdzie i mgły opadną. Szlak w miarę przyjemny jest. Gdy minęliśmy czeskie oznaczenia granicy, zaczyna się ostre nachylenie i mgła.
Jakbyśmy wchodzili w inny świat. Po chwili okazało się, że wchodzimy na Ruprechticky Spicak. Na jego szczycie okazała wieża widokowa. Tylko widoków brak, by pójść podziwiać. Schodzimy i dalej granicą. Zieloną granicą. Słoneczko nieśmiało, ale wychodzi zza chmur.
Co jakiś czas pojawia się szlak rowerowy. Cisza, spokój i dla rowerzystów raj Krok za krokiem i nagle okazuje się, że nie idziemy granicą, tylko szlakiem rowerowym. I decyzja – wracamy czy nie ?
Creamcheese wraca, ja idę dalej i umawiamy się, że spotykamy się na przełęczy pod Czarnochem.
Idąc, zauważam granicę, tzn. tablice z napisem „ POZOR”. Pomyślałam, że może zobaczę Creamcheese’a, ale później stwierdziłam, że jak będę stała i czekała to może trwać i trwać. A mieliśmy się spotkać na przełęczy. Idę. Kiedy dochodzę do przełęczy, zauważam wiatę i idę poczekać. Patrzę w bok i idzie Creamcheese. Chwila odpoczynku w czeskiej wiacie
Po posileniu się, ruszamy dalej. Słońce już się nie chowa. Soczysta zieleń otacza nas z każdej strony. Po jakimś czasie dochodzimy do kamienia z 1732r.
Idziemy dalej. Szlak coraz bardziej jest pozarastany. Dodatkowo jeszcze wszędzie wycinka drzew. I nagle szlak się gubi…. ;/
Jednak Creamcheese jest obyty w terenie i za pomocą kompasu odnajduje granicę. Powoli zbliżamy się do Tłumaczowa i po chwilach „grozy” szlak wyprowadza nas na takie widoki…
Pięknie jest.
Schodzimy do wioski i szukamy domu sołtysa, gdzie mamy spędzić najbliższe chwile.
Załatwiamy formalności z „sołtysową” i idziemy w stronę Gardzienia, który należy do Korony Sudetów Polskich.
Dobry to był dzień. Najważniejsze, że nie padało i buty trochę podeschły. ;0)
Relacja: Majowe Sudety
Oj, nieprzyjemne są takie momenty. <stres>Remi pisze:I nagle szlak się gubi…. ;/
Jednak Creamcheese jest obyty w terenie i za pomocą kompasu odnajduje granicę. Powoli zbliżamy się do Tłumaczowa i po chwilach „grozy” szlak wyprowadza nas na takie widoki…
Mianuję Creamcheese'a "Forumowym Przodownikiem". <okok>
Remi,
fajna relacja.
Relacja: Majowe Sudety
Dziekuję, ciąg dalszy nastapi.
Relacja: Majowe Sudety
I co ? Może jeszcze każesz nam czekać do jutra ? :|Remi pisze:ciąg dalszy nastapi.
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
Relacja: Majowe Sudety
yaretzky pisze:I co ? Może jeszcze każesz nam czekać do jutra ? :|Remi pisze:ciąg dalszy nastapi.
No raczej. <lol> <lol> jakieś napięcie musi być
Relacja: Majowe Sudety
Jak tak to w porządku. Chociaż ta nieprzespana noc, w oczekiwaniu pełnym napięcia... <mysli>Remi pisze: jakieś napięcie musi być
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
Relacja: Majowe Sudety
Na dobry sen polecam melise <lol> <lol>
Nooo ewentualnie kieliszek czegos mocniejszego
Nooo ewentualnie kieliszek czegos mocniejszego
Relacja: Majowe Sudety
Dzień 3.
No niestety pogoda za oknem nas nie rozpieszcza. Jednak musimy iść dalej przed siebie
Po analizie mapy zapadają kluczowe decyzje, gdzie i jak iść, by dojść do celu.
Zjadamy śniadanie (wiadomo, że to podstawa ) i wychodzimy, żegnając się z lokalną władzą. Dostajemy od sołtysa płytę „Widoki bez granic”, na której pokazane są atrakcje turystyczne po polskiej i czeskiej stronie. Mili gospodarze wręczają nam również plik ulotek z ich agroturystyką, żebyśmy w swoich stronach poroznosili.
I już mieliśmy iść, kiedy pani sołtysowa prawie że, namusza swego męża, żeby nas podwiózł do Nowej Rudy. I tak dzięki uprzejmości dobrych ludzi trafiamy do Nowej Rudy. Tylko niestety zaczyna padać. Ja zakładam kurtkę, Creamcheese pelerynę i idziemy. Próbuje co jakiś czas łapać stopa, żeby tyle nie iść km asfaltem (bo wątpliwa to przyjemność). Pierwszy samochód podwozi nas kawałek do jakiegoś skrzyżowania. Przechodzimy pod torami i idziemy dalej. Kolejny samochód, który udaje mi się zatrzymać już dużo dalej nas podwozi. Naprawdę można spotkać dobrych ludzi, którzy wezmą przemoczonych piechurów. I nie patrzą na to, że fotele są ze skórą obite
No niestety moje buty znów dają o sobie znać.. ;/ i deszcz też. Powoli dochodzimy do miejscowości o wdzięcznej nazwie – Świerki. Creamcheesa kusi, by iść na Włodzicką (korona Sudetów Polskich). Ja stwiedzam, że jak chce to ja na przystanku poczekam. Koniec końców siedzi razem ze mną. Czekamy na pociąg, którym podjeżdżamy do Głuszycy. Deszczowe rozmowy Polaków trwają..
(jakby się ktoś wybierał ) <lol>
Podjeżdżamy wagonikiem Kolei Dolnośląskich. Mam nadzieję, że Creamcheese choć trochę jest zadowolony z przejeżdżki.
Wysiadamy w Głuszycy i żółtym szlakiem będziemy wracać do Andrzejówki. Przechodzimy przez Grzmiącą. Cisza i spokój. W małym sklepiku robimy małe zakupy. I idziemy.
Wspinamy się powoli na Jeleniec Mały. Pojawiają się formy skalne, ale szlak w miarę przyjemny. Jednak samo podejście pod ruiny zamku Rogowiec daje w d…
Widoki przednie, ale wiejący mocno wiatr, sprawia że schodzimy na dół. W skalnej bramie siadamy i zjadamy drugie śniadanie. Już w sumie niedaleko do Andrzejówki.
Pora na zasłużony odpoczynek i coś ciepłego na rozgrzanie Poźniej analiza mapy i plany na następny dzień.
No niestety pogoda za oknem nas nie rozpieszcza. Jednak musimy iść dalej przed siebie
Po analizie mapy zapadają kluczowe decyzje, gdzie i jak iść, by dojść do celu.
Zjadamy śniadanie (wiadomo, że to podstawa ) i wychodzimy, żegnając się z lokalną władzą. Dostajemy od sołtysa płytę „Widoki bez granic”, na której pokazane są atrakcje turystyczne po polskiej i czeskiej stronie. Mili gospodarze wręczają nam również plik ulotek z ich agroturystyką, żebyśmy w swoich stronach poroznosili.
I już mieliśmy iść, kiedy pani sołtysowa prawie że, namusza swego męża, żeby nas podwiózł do Nowej Rudy. I tak dzięki uprzejmości dobrych ludzi trafiamy do Nowej Rudy. Tylko niestety zaczyna padać. Ja zakładam kurtkę, Creamcheese pelerynę i idziemy. Próbuje co jakiś czas łapać stopa, żeby tyle nie iść km asfaltem (bo wątpliwa to przyjemność). Pierwszy samochód podwozi nas kawałek do jakiegoś skrzyżowania. Przechodzimy pod torami i idziemy dalej. Kolejny samochód, który udaje mi się zatrzymać już dużo dalej nas podwozi. Naprawdę można spotkać dobrych ludzi, którzy wezmą przemoczonych piechurów. I nie patrzą na to, że fotele są ze skórą obite
No niestety moje buty znów dają o sobie znać.. ;/ i deszcz też. Powoli dochodzimy do miejscowości o wdzięcznej nazwie – Świerki. Creamcheesa kusi, by iść na Włodzicką (korona Sudetów Polskich). Ja stwiedzam, że jak chce to ja na przystanku poczekam. Koniec końców siedzi razem ze mną. Czekamy na pociąg, którym podjeżdżamy do Głuszycy. Deszczowe rozmowy Polaków trwają..
(jakby się ktoś wybierał ) <lol>
Podjeżdżamy wagonikiem Kolei Dolnośląskich. Mam nadzieję, że Creamcheese choć trochę jest zadowolony z przejeżdżki.
Wysiadamy w Głuszycy i żółtym szlakiem będziemy wracać do Andrzejówki. Przechodzimy przez Grzmiącą. Cisza i spokój. W małym sklepiku robimy małe zakupy. I idziemy.
Wspinamy się powoli na Jeleniec Mały. Pojawiają się formy skalne, ale szlak w miarę przyjemny. Jednak samo podejście pod ruiny zamku Rogowiec daje w d…
Widoki przednie, ale wiejący mocno wiatr, sprawia że schodzimy na dół. W skalnej bramie siadamy i zjadamy drugie śniadanie. Już w sumie niedaleko do Andrzejówki.
Pora na zasłużony odpoczynek i coś ciepłego na rozgrzanie Poźniej analiza mapy i plany na następny dzień.
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: Majowe Sudety
Ciekawa relacja...czuję jakbym tam był...a czasami nawet jakbym tam nie był
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: Majowe Sudety
To, bez żadnych wątpliwości ! <tak> <brawo>creamcheese pisze:Ciekawa relacja...
Ja też tak czasami mam nad ranem następnego dnia ale jeszcze często dodatkowo boli mnie głowa i mam taką dziwną "suchość w ustach"... <mysli> <lol>creamcheese pisze:czuję jakbym tam był...a czasami nawet jakbym tam nie był
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
Relacja: Majowe Sudety
Dzień 4.
Żegnamy się z Andrzejówką i Górami Suchymi. Przejeżdżamy do Srebrnej Góry.
Creamcheese przy okazji wchodzi na Włodzicką i na Borową. Obie należą do Korony Sudetów Polskich. A ja jak ten wierny przyjaciel – siedzę i czekam w aucie. Słoneczko wychodzi, więc jest jeszcze szansa, że dziś po odpoczynku moje buty wschną.
Dojeżdżamy do Srebrnej Góry. Powoli się kwaterujemy się. Pora jeszcze wczesna, więc namawiam Creamcheese’a, żebyśmy poszli zwiedzić Twierdzę Srebrnogórską. No i mam nadzieję, że będzie zadowolony.
Stwierdziłam, że jak już jesteśmy tak blisko, to może warto. Mnie się podobało.
Kilka fotek z fortu.
Pogoda nam sprzyja. To za pewne sprawka pani Yaretzky’ej. Popołudniu a może raczej późnym wieczorem odbyło się spotkanie „na szczycie” :D <lol><lol> Państwo Yaretzky zaszczycili nas swoją obecnością.
I na tym zakończę dzisiejszy dzień. <lol> <lol>
Żegnamy się z Andrzejówką i Górami Suchymi. Przejeżdżamy do Srebrnej Góry.
Creamcheese przy okazji wchodzi na Włodzicką i na Borową. Obie należą do Korony Sudetów Polskich. A ja jak ten wierny przyjaciel – siedzę i czekam w aucie. Słoneczko wychodzi, więc jest jeszcze szansa, że dziś po odpoczynku moje buty wschną.
Dojeżdżamy do Srebrnej Góry. Powoli się kwaterujemy się. Pora jeszcze wczesna, więc namawiam Creamcheese’a, żebyśmy poszli zwiedzić Twierdzę Srebrnogórską. No i mam nadzieję, że będzie zadowolony.
Stwierdziłam, że jak już jesteśmy tak blisko, to może warto. Mnie się podobało.
Kilka fotek z fortu.
Pogoda nam sprzyja. To za pewne sprawka pani Yaretzky’ej. Popołudniu a może raczej późnym wieczorem odbyło się spotkanie „na szczycie” :D <lol><lol> Państwo Yaretzky zaszczycili nas swoją obecnością.
I na tym zakończę dzisiejszy dzień. <lol> <lol>
Relacja: Majowe Sudety
Wspominałem już, że nie wolno z Nią igrać... <lol>Remi pisze:Pogoda nam sprzyja. To za pewne sprawka pani Yaretzky’ej.
Forty super (widzieliśmy je już kiedyś "w realu" - nie mylić z "Tesco" <lol> ), ale teraz bardziej nurtuje nas to:
Czy ten szczyt też jest w jakiejś "Koronie" <lol> <lol>Remi pisze:spotkanie „na szczycie” :D
Nie dziwi nic - musimy kontrolować swój teren <lol>Remi pisze:Państwo Yaretzky zaszczycili nas swoją obecnością.
A tak poważnie - to my czuliśmy się zaszczyceni, że znaleźliście dla nas chwilę czasu w napiętym grafiku wyprawy ! <tak>
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
Relacja: Majowe Sudety
"Czy ten szczyt też jest w jakiejś "Koronie" "
Mojej osobistej Koronie <lol> <lol>
W sumie nasza kwatera była prawie na szczycie :D :D
"A tak poważnie - to my czuliśmy się zaszczyceni, że znaleźliście dla nas chwilę czasu w napiętym grafiku wyprawy ! "
No jak jest okazja to trzeba ją wykorzystać :D
Mojej osobistej Koronie <lol> <lol>
W sumie nasza kwatera była prawie na szczycie :D :D
"A tak poważnie - to my czuliśmy się zaszczyceni, że znaleźliście dla nas chwilę czasu w napiętym grafiku wyprawy ! "
No jak jest okazja to trzeba ją wykorzystać :D
Relacja: Majowe Sudety
A tu jeszcze filmik z Twierdzy. Trochę kiepska jakoś, ale cos zawsze jest
https://picasaweb.google.com/1027255926 ... 2848025442" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/1027255926 ... 2848025442" onclick="window.open(this.href);return false;
Relacja: Majowe Sudety
Do trzech razy sztuka
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/
Relacja: Majowe Sudety
Dzień 5.
Niedzielny poranek zwiastuje dobry dzień. Słońce nieśmiało wychodzi Plan na dziś jest prosty. Dojść czerwonym szlakiem do Zygmuntówki. Wszędzie ta zieleń. Ech…. Pięknie. Powoli zdążamy do przełęczy Woliborskiej. W oddali widać szachownicę pól.
Podejściu do przełęczy chwila na odpoczynek. Spotykamy pierwszych turystów, w tym pana, który mijał mnie w drodze do Andrzejówki. Okazuje się, że to misjonarz z Syberii.
Po jakimś czasie dochodzimy do Kalnicy. Na jej szczycie znajduje się wieża widokowa.
I mimo, że mam lekki lęk wysokości. Zostawiam plecak na dole i wdrapuje się na metalową wieżę. Chwilę po mnie dołącza na szczyt wieży Creamcheese. Chwila na podziwianie widoków i schodzimy, bo kolejne osoby chcą wejść.
Dziś niedziela i chyba to pierwszy dzień kiedy spotykamy tylu ludzi na szlaku. A poza tym mamy niedaleko do jednej z atrakcji regionu, czyli Wielkiej Sowy i wieży widokowej. Tutaj też daje się zauważyć wykwity skalne.
Dochodząc do Zygmuntówki, łapie nas lekki deszcz i można by rzec, że dzień bez deszczu to dzień stracony. :D
Już wspominaliśmy na forum o tym schronisku. Nowi właściciele starają się jak mogą, by przyciągnąć znów turystów. Dostajemy pokój. W schronisku jest ciepło. Są nowe okna, nowe łóżka i nowe okna, czyli chyba jedne z pierwszych, ważniejszych rzeczy przy remoncie schroniska.
Szybko się przepakowujemy i idziemy na Wielką Sowę. Pogoda już trochę lepsza. Najważniejsze dla nas, a przynajmniej dla mnie i moich butów, że nie pada.
Czerwony szlak spokojnie pnie się do góry. Nie ma jakiś ostrych podejść i znów można podziwiać skalne wytwory.
) Słońce wychodzi i możemy nacieszyć się dobrą pogodą.
Po jakimś czasie dochodzimy na Wielką Sowę. Tu chyba trwał „piknik” od samego rana. Już z odległości ok.100m czuć w nozdrzach zapach grillowanej kiełbaski, tudzież innego mięska. Ludzie porozkładani przy stolikach, pełna sielanka. Na szczęście jedna mała wiatka jest wolna, więc ją zajmujemy. Lekki posiłek. Foto z kubeczkiem. Chwila relaksu i możemy iść z powrotem do Zygmuntówki. Powracamy szlakiem niebieskim.
Pogoda w miarę się uspokoiła. W schronisku cisza i spokój, nie to co na „Sowie”. Pora odpocząć.
Niedzielny poranek zwiastuje dobry dzień. Słońce nieśmiało wychodzi Plan na dziś jest prosty. Dojść czerwonym szlakiem do Zygmuntówki. Wszędzie ta zieleń. Ech…. Pięknie. Powoli zdążamy do przełęczy Woliborskiej. W oddali widać szachownicę pól.
Podejściu do przełęczy chwila na odpoczynek. Spotykamy pierwszych turystów, w tym pana, który mijał mnie w drodze do Andrzejówki. Okazuje się, że to misjonarz z Syberii.
Po jakimś czasie dochodzimy do Kalnicy. Na jej szczycie znajduje się wieża widokowa.
I mimo, że mam lekki lęk wysokości. Zostawiam plecak na dole i wdrapuje się na metalową wieżę. Chwilę po mnie dołącza na szczyt wieży Creamcheese. Chwila na podziwianie widoków i schodzimy, bo kolejne osoby chcą wejść.
Dziś niedziela i chyba to pierwszy dzień kiedy spotykamy tylu ludzi na szlaku. A poza tym mamy niedaleko do jednej z atrakcji regionu, czyli Wielkiej Sowy i wieży widokowej. Tutaj też daje się zauważyć wykwity skalne.
Dochodząc do Zygmuntówki, łapie nas lekki deszcz i można by rzec, że dzień bez deszczu to dzień stracony. :D
Już wspominaliśmy na forum o tym schronisku. Nowi właściciele starają się jak mogą, by przyciągnąć znów turystów. Dostajemy pokój. W schronisku jest ciepło. Są nowe okna, nowe łóżka i nowe okna, czyli chyba jedne z pierwszych, ważniejszych rzeczy przy remoncie schroniska.
Szybko się przepakowujemy i idziemy na Wielką Sowę. Pogoda już trochę lepsza. Najważniejsze dla nas, a przynajmniej dla mnie i moich butów, że nie pada.
Czerwony szlak spokojnie pnie się do góry. Nie ma jakiś ostrych podejść i znów można podziwiać skalne wytwory.
) Słońce wychodzi i możemy nacieszyć się dobrą pogodą.
Po jakimś czasie dochodzimy na Wielką Sowę. Tu chyba trwał „piknik” od samego rana. Już z odległości ok.100m czuć w nozdrzach zapach grillowanej kiełbaski, tudzież innego mięska. Ludzie porozkładani przy stolikach, pełna sielanka. Na szczęście jedna mała wiatka jest wolna, więc ją zajmujemy. Lekki posiłek. Foto z kubeczkiem. Chwila relaksu i możemy iść z powrotem do Zygmuntówki. Powracamy szlakiem niebieskim.
Pogoda w miarę się uspokoiła. W schronisku cisza i spokój, nie to co na „Sowie”. Pora odpocząć.
Relacja: Majowe Sudety
Ciekawie i przystępnie... <tak> Można tak posiedzieć i posłuchać (w tym przypadku poczytać...) jak "opowiadasz" o swoich "spacerach" po Sudetach... <okok>
Jak by te wszystkie Twoje "opowieści" zebrać byłby fajny rodzaj "przewodnika" po najciekawszych miejscach Sudetów.
Hej AudioTrip, trzeba było Remi wyposażyć w dyktafon i mielibyście gotowca z wycieczek po Sudetach... <tak> <lol>
Jak by te wszystkie Twoje "opowieści" zebrać byłby fajny rodzaj "przewodnika" po najciekawszych miejscach Sudetów.
Hej AudioTrip, trzeba było Remi wyposażyć w dyktafon i mielibyście gotowca z wycieczek po Sudetach... <tak> <lol>
"Nie pytaj, jak to daleko? Zapytaj, co ciekawego możesz zobaczyć po drodze..."
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/grazynajarek" onclick="window.open(this.href);return false;
- creamcheese
- User
- Posty: 1404
- Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
- Lokalizacja: Lublin
Relacja: Majowe Sudety
Co się dziwić W końcu Królowa Sudetów
(wiem coś o tym ja szaraczek <uoee> )
(wiem coś o tym ja szaraczek <uoee> )
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz
Konfucjusz
Relacja: Majowe Sudety
<skromny> <skromny> <skromny> nie przesadzasz Creamcheese??
jeszcze AudioTrip mnie zatrudni i co bedzie <lol>
jeszcze AudioTrip mnie zatrudni i co bedzie <lol>