Oj trasa, dała mi trochę w tyłek zwłaszcza z plecakiem. Jednak zbieram się w sobie i kroczę dzielnie za mym towarzyszem, który prowadzi pod górę.
Po jakimś czasie dochodzimy do Wielkiego Rogacza i idziemy dalej czerwonym szlakiem na Radziejową. Znów nikogo nie ma na szlaku. Lubię te momenty w górach, kiedy nie ma tłumów. Można się totalnie zresetować i zalogować do innej rzeczywistości.
Coraz więcej drzew zmienia swe ubarwienie na kolory żółte, czerwone, brązowe. Jesień potrafi być ładna. Pogoda jednak niezbyt optymistyczna, bo cały czas chmury nad naszymi głowami. Nawet zaczynam żartować, że dzień bez deszczu to dzień stracony. I jak nam trochę nie popada to aż dziwnie będzie :mrgreen: :D
Po jakimś czasie dochodzimy do Radziejowej. Od razu pamiątkowe zdjęcia z kubkiem i banerem. Oczywiście mój partner wędrówki namawia mnie na wejście na wieżę widokową. Wchodzę, pomimo że nie ma widoków na Tatry i inne szczyty. Znów pamiątkowe zdjęcie i schodzimy na mały odpoczynek. Słyszymy z dołu wołanie „dzień dobry”. Jakaś grupka osób też przyszła na Radziejową. I też Panowie namawiają Panie na wejście na wieżę (nie wiem, że niby MY bardziej się boimy i lękamy??!! )

Panie, ku uciesze mojego towarzysza(tak myślę przynajmniej), zmieniają podkoszulki, niektóre wcale nie odchodzą gdzieś daleko :D .
Chwilę odpoczywamy, przysłuchujemy się śmiechom rozbawionej i widać zgranej grupki. Czekamy aż odchodzą. Pora i na nas. Ruszamy, bo mgła robi się coraz większa.
Postanawiamy iść do schroniska na Przehybie i tam trochę odpocząć i coś zjeść.
Mgła nie ustępuje, ale mamy świadomość, że zbliżamy się do celu. Dochodzimy do schroniska, gdzie wita nas zaspany psiak. Wchodzimy do środka – pustki. Zajmujemy miejsce przy stoliku i posilamy się.
Po chwili przychodzi trójka wędrowców i też zasiada na mały odpoczynek. My kończymy posiłek i żegnamy się ruszając w swoją stronę. Mgła nie daje w dalszym ciągu za wygraną i ciągle jest z nami. Idziemy do skrzyżowania szlaków i schodzimy szlakiem, który na mojej mapie jest a na mapie mojego towarzysza nie. Dodatkowo na mojej jest oznaczony jako niebieski szlak Papieski a w rzeczywistości szlak dla narciarzy i są oznaczenia szlaku papieskiego. Idziemy, gdzieś w końcu dojdziemy

Pogoda robi się gorsza, bo mgły jakby mniej, ale zaczyna padać deszcz. Cóż, pelerynki ubieramy i idziemy – zielone ludki :D
Tak myślę, że gdyby nie ten deszcz i chmury to mielibyśmy piękne widoki. Ech…
Schodzimy do Szlachtowej i chyba stanowimy nie lada ciekawostkę we wsi :D Kto o zdrowych zmysłach w taką pogodę łazi po górach :D W sumie nie mieliśmy wyjścia, bo dwa razy ta samą drogą staramy się nie chodzić :D . Dochodzimy do głównej ulicy i „pech” chciał :D że podjeżdża bus, którym udajemy się do Szczawnicy. Kiedy dojeżdżamy, idziemy do samochodu, szybko się przebieramy i jedziemy…. Kierunek – Bukowiec – Bieszczady!!! Yeeaaah!!!!
