Wczoraj zaraz po pracy wzięłam się za pakowanie plecaka, by dziś wczesnym rankiem udać się w góry. Tam, gdzie jeszcze nie byłam.

Cichaczem rano (by nie zbudzić domowników) wyszłam z plecakiem na plecach, z aparatem w dłoni, z nadzieją i radością w sercu, na busa do Krakowa. Po 1,5h jazdy i lekturze nagrody z „N.P.M.”


Jazda trochę się dłuży. Kończę czytać książkę. Trochę drzemie. Sama jazdy też trochę męczy. Za Nowym Sączem wypatruje tablic z nazwami miejscowości. Wyjeżdżając z Krakowa dzwonię na kwaterę, by potwierdzić swój przyjazd. I tu niespodzianka niemiła. Okazuje się, że Słowacy przedłużają swój pobyt do niedzieli i pani nie ma dla mnie pokoju. Trochę się wkurzam, ale cóż.. jakoś dam radę.
Z pomocą przychodzi mój towarzysz górskiej wędrówki, z którym mam się zobaczyć.
W końcu dojeżdżam. Krynica-Zdrój. Miły kierowca woła, że to tu mam wysiąść. I nawet pokazuje, gdzie idzie szlak, na który mam się udać.
Idę, więc uliczką do góry, zielonym szlakiem.
Mijam domek, w którym miałam mieć nocleg. I idę dalej. Ulica się kończy i szlak wkracza w las. Chwilę stoję, wyciągam kije i już mam iść, kiedy słyszę:
- Nie boi się pani sama iść?
- A czego mam się bać? – opowiadam.
- No właśnie, niech oni się boją.
- No ba!!!
Tak dokładnie nie wiem o co panu chodziło, mówiąc „oni”. Idę. Tu w górach jeszcze zima na całego.
Mój przyjaciel wyszedł przede mnie też na szlak. Spotykamy się chwilę po tym jak weszłam do lasu( jednak on miał z górki i mógł szybciej iść

Przyjaciel stwierdził, że mnie „przeszmugluje” na swoją kwaterę <lol> <lol>
Przechodzimy przez przełęcz Krzyżową, która będzie nam towarzyszyła cały weekend.
Zima jeszcze trzyma mocno. Za przełęczą, już od strony Jaworzyny widać jeżdżących na nartach i deskach.
Chwila na rozpakowanie i wracamy do Krynicy. Znów przez przełęcz. Tylko tym razem idziemy żółtym szlakiem w stronę szczytu na Krzyżowej górze.
Kilka zdjęć i idziemy dalej w dół (chyba jako jedyni) <lol>
Cisnę do przodu, bo rano zjadłam tylko małe śniadanko i krakowskiego obwarzanka w autobusie i już mi burczy w brzuchu. Może nie wyglądam, ale czasem lubię zjeść <lol>
To nie tylko chęć zobaczenia Krynicy, ale też i głód napędza mnie do marszu <lol>
To mój pierwszy raz (w sensie pobyt ) w Krynicy. Nie byłam tu jeszcze, więc rozglądam się na wszystkie strony. Mój miły kompan już tu był i twierdzi, że pamięta dobrą knajpkę z dobrym jedzeniem (!). Przechodzimy koło pomnika Nikifora i jego psa i w końcu.. głód zaspokojony.
Brzuszek pełny aż żal wracać… Ech…
Posiedziałoby się jeszcze przy piwku, ale już 18.00 i postanawiamy powoli wracać. Oczywiście przez przełęcz.
Tym razem wybieramy na powrót szlak niebieski. Ciężko z pełnym brzuszkiem szybko iść, ale w sumie gdzie nam się spieszy.

Jest ładny wieczór, od Krynicy, a raczej od świateł z miasteczka bije blask. Przed przełęczą przyjaciel prosi o wyłączenie czołówki. Z lekką obawą, ale wyłączam. Światła z miasta dają rade, pomagają w przemierzeniu trasy.
A taki widok mieliśmy na Jaworzynę
Dobry to był dzień

23.02.2013r. sobota
Dziś ambitnie chcemy się przejść kawałek po Beskidzie Sądeckim

Od rana tłumy narciarzy polskich i słowackich i tylko pojedynczy turyści udający się na Jaworzynę.
Szybko uciekamy od narciarzy i udajemy się w stronę schroniska. Widoki jak z bajki. Może tak wyglądała kraina Królowej Śniegu.
Cieplutko ubrana, przy okazji testuje nowe bucisze

Siedzimy w schronisku. Moja pora na spóźnioną poranną kawę (bo już chyba 12.00). W sumie to nie wiem, która godzina. Tu – w górach – czas inaczej płynie. Inaczej = lepiej. Zwłaszcza z dobrymi ludźmi. Siedzimy, gadamy… dobrze jest. (!)
Ech, pora iść dalej… to widoki z drogi powrotnej, od schroniska na szlak czerwony.
Idziemy po wyjeżdżonych śladach, mijamy grupkę turystów… jednak po jakimś czasie nie widzimy znaków na drzewach. Wracamy, więc do ostatniego widzianego oznaczenia i znajdujemy szlak.
Po chwili jednak okazuje się, że nie oznaczona droga również łączyła się ze szlakiem. Jednak przezorny uważa… w górach nigdy nic nie wiadomo.
Idziemy. Nagle jakiś warkot. Oglądamy się za siebie a tam „kulig”. Nazwałabym go „mechanicznym” <lol> bo konie były, ale mechaniczne. Ciągnik gąsienicowy ciągnący dojrzałych mężczyzn na sankach. <lol> (nasunęła mi się myśl : mężczyźni – wieczni chłopcy?? )
Mijamy pojedynczych turystów, dzięki którym nie gubimy niebieskich znaków na rozstajów dróg. Kierujemy się na Przysłop cały czas niebieskim szlakiem, które mają nas doprowadzić pod wyciągi narciarskie. Słońce przebija się przez chmury. Dobrze jest. Nie sypie.
Kiedy podchodzimy pod wyciągi narciarskie Słotwiny, zauważam namioty i budki z jedzeniem i piciem. Namawiam towarzysza wędrówki na mały odpoczynek. Dla mnie – przy grzanym winie, dla niego – przy zimnym piwie. Chwila odpoczynku, rozmów.
Wracamy na szlak, który teraz idzie ze szlakiem żółtym. Oba doprowadzą nas do znajomej przełęczy.

Tak myślę sobie, że fajnie byłoby pobiegać jeszcze na biegówkach, ale tu nie mam okazji do tego.

Z przełęczy Krzyżowej znów schodzimy na obiadokolację do Krynicy. Schodząc zauważamy taką perełkę.
Znajdujemy przytulny, ciepły lokalik. Zamawiamy pyszne danie z dzika

Wymyśliłam sobie, żebyśmy wracali czerwonym szlakiem. Kiedy wychodzimy z lokalu jest już chyba dobrze po 19.00. Mijamy okazały budynek GOPR.
Próbuje zrobić zdjęcie, ale ciągle coś mi się rozmazuje i zdjęcia wychodzą poruszone. Hmmm…. To chyba nie przez łyk Guinessa… Podchodzimy wytrwale GSB w stronę lasu. Kiedy idziemy, chce w pewnym momencie już być na kwaterze. Las ciemny i raz coś przebiega nam drogę. Mój kompan dopiero w niedziele przyznaje się, że też to widział. Dobrze, że nie jestem sama.
Znów przemykam się na kwaterze jakby nigdy nic.

Cóż, pora się spakować na jutrzejszy powrót.
24.02.2013r. niedziela
Rano znów małe kombinacje z opuszczeniem kwatery z plecakami. Oczywiście wychodzę z małym plecaczkiem, jakbym szła na wycieczkę. A przyjaciel z moim dużym. Znów zielonym szlakiem przez Przełęcz Krzyżową. Ostatnie spojrzenie na Jaworzynę Krynicką. Jeszcze mały spacer po Krynicy. Znajduje miejsce ze „skarbami”.