Niech się Wam nie wydaje, że po wyjeździe z Zawoi skończyła się nasza przygoda z Pasmem Jałowca i Beskidem Żywieckim... <nono>
...zatem ciąg dalszy, a właściwie zakończenie...a może i pointa, morał (ale morał to sobie sami wyciągnijcie)
W niedzielę, 17.08, późnym wieczorem dzwoni do mnie
Remi...pyta, czy przypadkiem w Głuchaczkach nie spakowałem do swojego plecaka jej czołówki...Petzl...kosztował ponad stefkę...szkoda by było.
W bazie, po zmroku czołówki były używane, w namiocie i na zewnątrz...pewnie położyła gdzieś na pryczy, pod ręką a rano zapomniała. Napisz – mówię – maila do opiekuna bazy (w Katowicach bodajże)...może ma kontakt z bazowym, może ktoś znalazł, albo znajdzie (i głupi odda...

).
Napisała, jeszcze chyba w niedzielę...koło środy (20.08) dostała zwrotnego maila, że właśnie opiekun przekazał informację do bazowych w Głuchaczkach...trochę późno, myślę, ludków się już wielu przewaliło przez pryczę a do tego
Remi spała przy wejściu wiec łatwo zauważyć zgubę.
Wczoraj dostaję awizo z Inpost, że mam odebrać przesyłkę...idę..., odbieram ofrankowaną za 5,10 zł kopertę, otwieram ...a to w czwartek (21.08), bazowy Arek wysłał na mój adres (chyba dlatego, że moje dane miał spisane na kwicie zapłaty) czołówkę
Remi.
Choćby dlatego baza w Głuchaczkach (może intuicyjnie do tej pory) cieszy się moją sympatią, zaufaniem...będę tam wracał.
Remi pewnie też.
Pozdrawiam