Forum "Turystycznie" - najciekawsze forum turystyczne w sieci! Już od prawie 14 lat!

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Byłeś/Byłaś w górach? Pochwal się relacją, zdjęciami, filmem z Twojej wycieczki górskiej, trekkingu.
Regulamin forum
Prosimy o zachowanie następującego schematu w tytule relacji:
Pasmo górskie: dokładny cel wycieczki (data wycieczki)
Przykład:
Beskid Niski: Nieznajowa (15.07.2020)
Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 29 cze 2014, o 12:26

Wypad w Bieszczady odbył się zgodnie z zapowiedziami, choć w zmienionym nieco składzie.
Mimo, że był on w planie wyjazdów formowych jakoś nie za wielu chętnych z forum się na niego pisało <zalamka> . Rzekłbym nawet, że nikt. Z tegoż powodu grupa miała być trzy osobowa. Moje dzieciowino z koleżanką i ja.
Córa – Ania - nie jest przekonana do gór, woli pobiegać w półmaratonach niż wspinać się na „kupę kamieni”. Ale coś drgnęło w temacie po jej służbowym, tygodniowym, zimowym pobycie w Zakopanem. Jesienią ubiegłego roku dała się wyciągnąć na tydzień w Tatry (z koleżanką)…a ta wiosna była zarezerwowana na Bieszczady, a właściwie na rekonesans trasy Biegu Rzeźnika. Oczywiście z koleżanką (pasjonatką gór). Więc wyjazd w trzy osoby…coś jeszcze próbuje wykombinować Remi w pracy (…dzięki niej wypad byłby choć trochę formowy)…ale jeszcze nic nie wiadomo.
Rezerwuję wcześniej miejsca w schronisku w Komańczy, w bacówce pod Honem i w hoteliku Białym…Smerek jako miejsce noclegu zostawiam na żywioł.
Przed samym wyjazdem okazuje się, ze koleżanka córy nie może jechać (sprawy służbowe), Remi może będzie ale od soboty wieczór, więc zostajemy we dwójką…i na 2 godziny przed wyjazdem udaje mi się namówić Janusza…kolegę, dreptacza po Bieszczadach <hura> .
Wyjazd w piątek 13 czerwca o 15 z Lublina…w Komańczy meldujemy się około 20. Schronisko ma nowych gospodarzy, trochę jest przebudowane, wydaje się być bardziej zadbanym niż kilka lat temu. Tak trzymać <okok> .
Wieczór przeznaczamy na …przepakowanie się. Ania pakowała się minimalistycznie – kilka par skarpet i bielizny ma jej wystarczyć, Janusz wręcz przeciwnie…jest spakowany na wyprawę oblężniczą. Jednemu trzeba dołożyć, drugiemu ująć. Po godzinie jesteśmy przygotowani do jutrzejszego wymarszu na półciężko.
Wieczorem jeszcze chwil kilka na stołówce, gdzie poznajemy dwójkę ze Śląska idącą GSB z Krynicy, od tygodnia, na dziada. Mają za sobą prawie 150 km i dziś…pierwszy nocleg w budynku. Najbardziej ich cieszy prysznic :) .

Dzień pierwszy – 14.06.14
Wyruszamy skoro świt ...o 7,30 <lol> ...ze schroniska…Anka, Janusz i ja…przekraczamy w Komańczy Osławicę (wg niektórych źródeł granica pomiędzy Beskidem Niskim a Bieszczadami)…i zaczyna padać. Zakładamy kurtki i peleryny i…moja nonszalancja i wymądrzanie doprowadzają do zgubienia szlaku już na asfalcie…po kilku krokach wstecz wchodzimy na szlak, w las…pada coraz rzęsiściej…robi się ślisko…na jednym z zejść Janusz przewraca się tak nieszczęśliwie, że…jak się okazało po powrocie do Lublina…ma pęknięta prawe przedramię…w Prełukach leje już porządnie…Osława (według innych źródeł granica pomiędzy Beskidem Niskim a Bieszczadami)…i teraz już na pewno jesteśmy w Bieszczadach!!... <hura>
W Duszatyniu siadamy pod daszkiem przy barze „Dusza Jeziorek”…zjadamy po kanapce i przeczekujemy deszcz. Przestaje padać…ruszamy w stronę Jeziorek Duszatyńskich.

Obrazek
Jeziorka Duszatyńskie

Obrazek
2/3 teamu w okolicy jeziorek

Tam krótki biwak…krótki bo słyszymy za plecami pochrząkiwanie dzicze…więc szybko przebieramy się w suche ciuchy, plecaki na grzbiet i na Chryszczatą.
Na Chryszczatej spotykamy pierwszego człowieka na szlaku i…nową (jeszcze w trakcie budowy) wiatę

Obrazek
wiata na Chryszczatej (w budowie)

…drugą podobną stawiają na przełęczy Żebrak.
Obrazek
...i na przełęczy Żebrak

Pierwszego dnia idziemy w zasadzie razem…Ania przyzwyczaja się do gór i lasu i jeszcze nie ma za bardzo ochoty oddzielać się od wyraźnie słabszego peletonu… <lol>
…cóż pisać…las, las…czasem jakiś widoczek pomiędzy drzewami, jeszcze tylko dwójka turystów na szlaku, trochę moich opowieści o Bieszczadach lat osiemdziesiątych, gdy zaczynałem je poznawać, trochę opowieści zasłyszanych, trochę własnych przeżyć…i tak po 12 godzinach docieramy do bacówki „Pod Honem”…gdzie czeka na nas już Remi…ale powitania nie były zbyt huczne, bo nasza trójka miała w nogach już kilka kilometrów więc do łózia i spać.

Krótkie résumé dnia pierwszego:
Odległość : 29,1 km wg kalkulatora szlaków, 31,5 wg wikipedii
Suma podejść : 1220 m
Suma zejść : 1060 m
Nasz czas 12,00, dla porównania czas wg drogowskazów 8,10, wg znakarzy 9,20…wg Trantera osiągnęliśmy wynik: „turysta z wynikiem testu 30 min” (12,12)…i tak nie najgorzej przy deszczu, dnia pierwszego i na półciężko… zobaczymy jak będzie jutro

A jutrzejszy dzień, żeby był to wyjazd formowy, opisze Remi…i okrasi zdjęciami, bo ja przez 5 dni wędrówki zrobiłem…14 foto
"Człowiek potyka się nie o góry, a o kretowiska"
Konfucjusz

Awatar użytkownika
Adler
Administrator
Posty: 13463
Rejestracja: 19 wrz 2010, o 23:06
Lokalizacja: Galicja

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: Adler » 29 cze 2014, o 12:42

creamcheese pisze:Mimo, że był on w planie wyjazdów forumowych jakoś nie za wielu chętnych z forum się na niego pisało <zalamka> . Rzekłbym nawet, że nikt.
Również mnie zastanawia taka postawa.
Zapewne podobnie będzie we wrześniu podczas zlotu (jeśli w ogóle będzie).
Powoli powracamy u nas do klasyka, czyli znanej już wszystkim "e-turystyki".
Smutne. :(

Relacja zapowiada się nieźle. ;)

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 29 cze 2014, o 16:09

Widzę, że ten Wasz pierwszy dzień wystarczyłby innym na cały tydzień - tyle wrażeń, zmienne warunki atmosferyczne, przebyty dystans... <tak>
Piszesz, że pustki na szlaku - to chyba dobrze ?! :> Jeziorka Duszatyńskie trochę przypominają nam (znane z naszych terenów) "kolorowe jeziorka" w okolicy Wieściszowic...
Emocji - mimo tego, że piszesz: "...cóż pisać…las, las…czasem jakiś widoczek pomiędzy drzewami..." - jak widzę nie brakowało -> jakieś dziki, nieszczęśliwy upadek Janusza... (tak na marginesie: pozdrów Go od nas; widzimy, że niezłych twardzieli szykujesz nam na lipiec w Tatry, ale właściwie takich Szerpów nie do zdarcia nigdy za wielu na szlaku... <lol> ).
Jeśli i pozostałe dni obfitowały w takie wrażenia -> to relacja Remi zapowiada się na opowieści z dreszczykiem - z niecierpliwością czekamy... <tak>
creamcheese pisze:ja przez 5 dni wędrówki zrobiłem…14 foto
No to zaszalałeś, nie szkoda Ci było kliszy ? <lol>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 30 cze 2014, o 19:05

Jednak będę musiał wyręczyć Remi...korzystając z jej zdjęć

Dzień drugi rozpoczynamy od delikatnego śniadanka, niespiesznie, bo to tylko przez Okrąglik do Wsi Smerek, więc lajcik. Janusz troszkę kwęka - ręka boli, ale, że chłop używa tylko jednego kijka, a flakona piwa nie musi kurczowo ściskać w dłoni dochodzimy do wniosku, że prawa ręka mu do niczego nie jest potrzebna i bliżej 9.oo wyruszamy z bacówki na szlak. Już na początku jest ciężko, bo po drodze mijamy sklep spożywczy a że nie ma silnej woli w narodzie...uzupełniamy wolne miejsce w plecakach napojami niskoprocentowymi.
Każdy wie jak wygląda odcinek GSB z Cisnej na Okrąglik, tym bardziej ja, bo w tym roku pedałuję po nim już raz trzeci...więc z zamkniętymi oczami. Pierwsze ostre podejście a później już tylko bujanie się góra – dół Rożki...Worwosoka...Małe Jasło...Szczawnik...Jasło

Obrazek
(foto Remi)
...Okrąglik. Dziś Młoda Fala już dwuosobowa ciśnie niemiłosiernie, więc geriatria zostaje daleko w tyle...koło Okrąglika czeka Remi a po Ance ani śladu. Napotkani przechodnie (od Małego Jasła już trochę gęściej występujący) widzieli ją jak pędziła granicą...Czy oby nie popieprzy szlaków i nie polezie na Rabią?? Wysyłamy Remi przodem, a sami koło słupka granicznego konsumujemy nadmiar piwa.
Obrazek
(foto Remi)
Po konsumpcji poszliśmy we dwóch dalej za naszymi młodymi kompankami...tutaj uwaga na temat oznakowania szlaków. Nie jestem fanem farby na drzewach, ale jak już jest to niech będzie smarowana jasno...na odcinku od Okrąglika do odejścia GSB od granicy brak jest niebieskich oznaczeń długodystansowego szlaku Rzeszów-Grybów...mało tego, sugerując się czerwonymi znakami słowackimi...poszliśmy dalej granicą za krzyżówkę szlaków kilkaset metrów...i też nie było niebieskiej farby. Dawno tędy nie szedłem i nie pamiętam jak to wyglądało kilka lat temu...zresztą granicą to się chodzi po słupach a nie po farbie...ale dla kogoś kto tu pierwszy raz znaki mogą być mylące (tym bardziej, że graniczny słowacki też jest czerwony)...tyle mojego wymądrzania się...musiałem coś napisać, bo relacja byłaby za krótka...(wierszówka, sami rozumiecie)
Doganiamy dziewczyny na podejściu pod najbliższe wzniesienie (1040) później już tylko Fereczata i z górki do Smerka. Po drodze popatrzymy na cerkwisko w Smerku i nowy krzyż stojący na nim.
Obrazek
W Smerku jak biali ludzie zakwaterowujemy się w OW Smerek (byliśmy tego dnia jedynymi „wczasowiczami”), zjadamy ciepłą strawę w Niedźwiadku, uzupełniamy braki w sklepiku (czynny do 19.oo) i udajemy się na spoczynek...polewam ja, Janusz podnosi pucharek do ust lewą ręką...prawa zwisa swobodnie, może do jutra odpadnie i będzie po kłopocie?
Pogoda poprawiła się, dziś nie padało a i słoneczko wychylało się zza chmur. Jutro marsz przed obie połoniny, więc w słońcu może być ciężko
Krótkie résumé dnia drugiego:
Odległość : 18,5 km wg kalkulatora szlaków, 18,5 wg wikipedii
Suma podejść : 723 m
Suma zejść : 752 m
Nasz czas 8.35, dla porównania czas wg drogowskazów 6.05, wg znakarzy 5.50…wg Trantera osiągnęliśmy wynik: „turysta słabo dysponowany” (8.10)…

I coś jeszcze dla żadnego krwi yaretzky’ego…po dzikach i złamanej ręce Janusza…mamy niejakie spostrzeżenia…Młoda wieczorem zademonstrowała nam swoje ramię…są podejrzenia, ze witała się z niedźwiedziem…właścicielka ręki ani nie zaprzecza ani nie potwierdza
Obrazek
(foto Remi)

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 30 cze 2014, o 20:33

creamcheese pisze:Janusz troszkę kwęka - ręka boli, ale, że chłop używa tylko jednego kijka, a flakona piwa nie musi kurczowo ściskać w dłoni dochodzimy do wniosku, że prawa ręka mu do niczego nie jest potrzebna
A ja myślałem, że to napój tylko (poza walorami stricte smakowymi...) zapobiegający zakwasom... Nie wiedziałem, że może ustrzec również przed złamaniami - to dlatego nigdy w życiu nic sobie nie złamałem (tfu, tfu, tfu... odpukać) - może poza ciut zwichrowanym charakterem... <lol>
creamcheese pisze:Dziś Młoda Fala już dwuosobowa ciśnie niemiłosiernie, więc geriatria zostaje daleko w tyle...
Dzisiejsza młodzież - żadnego szacunku dla starszych... <uoee> <zalamka>
creamcheese pisze:...i też nie było niebieskiej farby. Dawno tędy nie szedłem i nie pamiętam jak to wyglądało kilka lat temu...zresztą granicą to się chodzi po słupach a nie po farbie...ale dla kogoś kto tu pierwszy raz znaki mogą być mylące
To widzę już prawie reguła na naszych szlakach... :|
creamcheese pisze:Wysyłamy Remi przodem, a sami koło słupka granicznego konsumujemy nadmiar piwa.
Oj, nieładnie... Ja nie dałbym się w takiej sytuacji "wysłać przodem"... <lol> A ja coś wcześniej wspominałem na temat dzisiejszej młodzieży... :(

W porównaniu do dystansu dnia poprzedniego to rzeczywiście dość lajtowo, choć pewnie (znając Twoje osiągi) to nie do końca tak mogło być...
creamcheese pisze:Janusz podnosi pucharek do ust lewą ręką...prawa zwisa swobodnie, może do jutra odpadnie i będzie po kłopocie?
Najważniejsze, że "duch w narodzie" nie ginie... <tak> Chciałem powiedzieć, że to tylko "te" roczniki są takie odporne na przeciwności losu, ale po obejrzeniu efektów "starcia z niedźwiedziem" młodszej części ekipy podejrzewam że coś tam jednak w genach zostało im przekazane... <tak> Czekam na zdjęcie łapy niedźwiedzia po starciu z - jak piszesz - "młodą"... <lol>
Na marginesie: podczas spotkania "na drodze" nawet nie podejrzewałem, że jesteście po "takich" przejściach... ;) Strach się bać co było dalej... <mysli>
Podsumowując: relacja ciekawa, użyteczna i (co bardzo ważne) niezwykle "plastyczna"... Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy... <brawo>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 1 lip 2014, o 12:10

yaretzky pisze:... Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Ciąg dalszy oczywiście nastąpi...tylko muszę pożyczyć fotki od Remi...a ciąg dalszy, to próba machnięcia się przez obie połoniny na ciężko w ciągu jednego dnia...a muszę powiedzieć, że nastroje wieczorne nie były najlepsze...wszak wydoiliśmy cały zapas wspomagaczy, a sklepik we Smerku, czy będzie otwarty tak skoro świt przed południem jak będziemy ruszać na szlak ??
Zasypialiśmy pełni obaw...

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 1 lip 2014, o 12:17

creamcheese pisze:a ciąg dalszy, to próba machnięcia się przez obie połoniny na ciężko w ciągu jednego dnia...a muszę powiedzieć, że nastroje wieczorne nie były najlepsze...wszak wydoiliśmy cały zapas wspomagaczy, a sklepik we Smerku, czy będzie otwarty tak skoro świt przed południem jak będziemy ruszać na szlak ??
Zasypialiśmy pełni obaw...
<lol> <lol> <lol> Umiesz stopniować "napięcie"... <lol> <brawo>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 1 lip 2014, o 17:04

Dzień trzeci.

Budzimy się zlani potem...śniły się horrory, że sklepik w Smerku nieczynny, a jak już go uczynnili, to nie było w nim browara. Szybka toaleta, śniadanie, plecaki na plecy i na szlak...a właściwie w stronę sklepu...ufff...to był tylko zły sen...wzruszani różową rzeczywistością robimy niezbędne zakupy.
Początkowo asfaltem, później szutrówką idziemy czerwonym w stronę Smerka (szczytu), po drodze uiszczając odpowiednią opłatę za wstęp do Parku Narodowego.
Tę trasę robiłem 3 tygodnie temu, więc dreptałem w zamyśleniu nie rozglądając się zbytnio na boki. Oczywiście Młoda Fala pobiegła zdecydowanie przodem...umówiliśmy się za godzinę. Drepczemy więc niespiesznie z Januszem, gdy nagle słychać z dołu sapanie i tupot nóg...to pierwsi turyści, którzy nas pacyfikują i po naszych trupach prą w górę. Otrzepaliśmy się z kurzu i ruszyliśmy dalej. W końcu jest tablica wyznaczająca granicę Bieszczadzkiego PN...a za nią, 150-200m wyżej ...wiata!!
A tak na marginesie to można by odcinek bieszczadzki GSB nazwać szlakiem 8 wiat (bo tyle ich będzie)...średnio wychodzi co 12 km...wczasy rodzinne można by robić !
W wiacie siedzą nasze dziewczyny i turyści, którzy nas zdeptali...okazują się być z okolic Remi więc już się zaprzyjaźnili. Oni też chcą dziś przejść przez obie połoniny, ale są na lekko, cwaniaczki....fakt, że mają ze sobą worek i zbierają do niego po drodze śmieci (tacy fanatycy jacyś)...raczej zbierali, bo jak mówili, to co ujrzeli na tym odcinku szlaku przerosło ich. Siedzimy razem nie za długo bo oni spieszą się, gdyż wieczorem „nasi grają”...umawiamy się pod plazmą „U Eskulapa”.
Dalej to już był scenariusz podobny...Anka goniła przodem, Remi za nią, a my człap, człap, człap...kolejny przystanek to Smerek, gdzie udało nam się posiedzieć kilkanaście minut samotnie.
Obrazek
(foto Remi)
Od przełęczy Orłowicza nadciągały już tabuny. Na całym odcinku od przełęczy do UG było już gęsto. Może bez przesady, ale ganiały nas, jeżeli nie wycieczki, to małe grupki ludzi. Sezon już się zaczyna.
Najbardziej nas, mnie i Janusza, źliło to, że widoczność była dobra. Do tej pory (od dnia pierwszego) szliśmy praktycznie lasem...Anka, a później i Anka i Remi, szły gdzieś przodem i nikt nie wiedział gdzie są...teraz widać je było doskonale...i wkurzał nas widok, jak połykają kolejnych wędrowców, a my nic, a to nas połykają inni. Wpływało to na nas demobilizująco...stanęliśmy na podejściu pod Osadzki Wierch otwierając w nerwach kolejną puszkę...
Na Osadzkim tłumek...wycieczka szkolna z Przemyśla...nastoletnia młodzież jest tak zmęczona noszeniem mirindy pod górę, że puste opakowania zostawia wśród kamieni. Zawstydzamy opiekuna, który zbiera śmiecie i zabiera ze sobą...czy doniósł na dół, tego się nie dowiemy.
Obrazek
(foto Remi)
Koło Chatki też tłumy, więc nie siedzimy zbyt długo tylko zbiegamy (dosłownie...jak rzeźnik to rzeźnik!!) do Berehów...z tyłu został Janusz i...Anka...korzystamy z Remi z okazji by troszkę poliderować.
Obrazek
(foto Remi)
Na ławeczkach w Berehach meldujemy się pierwsi...siadamy koło panów w średnim wieku, panów z okolic Legnicy...a może Zielonej Góry...uprzejmych...częstujących nas napojem wyskokowym...litr spirytusu i podobna porcja jakiegoś soku + tonik. Podobno już się przeżarło, bo robione było rano a to już ci popołudnie. Dając się częstować doczekaliśmy naszych maruderów. Teraz już tylko 3 godzinki, lajcik, przez połoninę, na luziku, tralala...
...tralala to było ale tylko do kolejnej wiaty na podejściu pod Caryńską. Stamtąd już troszkę ciężko było się ruszyć, a po wyjściu z lasu...stanąłem. Widzę jak Anka zapieprza już po grani, widzę Remi, której do grani brakuje ciut-ciut a ja iść nie mam siły. Kryzys...usiedliśmy z Januszem na poboczu szlaku...wzywać taksówkę czy czekać na stopa?? Zjedliśmy po marsie, chwilę odpoczęliśmy, udało się dźwignąć tyłek i poczłapaliśmy...byle na górę, później już jakoś pójdzie samo. Trwało to chwilkę długą. Anka czekała na nas na szczycie połoniny 40 minut.
Obrazek
(foto Remi)

Na zejściu jeszcze chwila odpoczynku w trzeciej dzisiaj (a piątej od Komańczy) wiacie i już jesteśmy „U Eskulapa”. Spotykamy naszych dzisiejszych znajomych, ale w telewizorni było już po ptakach. „Nasi” prowadzili 3:0...dotrwaliśmy do końca meczu-horroru dla Portugalii (4:0) i poszliśmy do miejsca zakwaterowania - do Hoteliku Białego.
I tak po dniach trzech i ok. 32 h (dwa razy dłużej niż limit czasu na biegu) mamy Rzeźnika za sobą…jutro końcówka na Hardcore !!

Krótkie résumé dnia trzeciego:
Odległość : 23,6 km wg kalkulatora szlaków, 24,5 wg wikipedii
Suma podejść : 1440 m
Suma zejść : 1380 m
Nasz czas 11.30, dla porównania czas wg drogowskazów 9.10, wg znakarzy 8.19…wg Trantera osiągnęliśmy wynik: „turysta z wynikiem testu 30 min” (10.44)…

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 1 lip 2014, o 19:11

Relacja tradycyjnie na "topowym" poziomie... <brawo> Czyta się ze wstrzymanym oddechem z przerwami na śmiech... <lol> (w tych momentach kiedy Wy mieliście przerwy na napoje "izotoniczne"...). <tak>
Twoje słowo pisane i fotki Remi - rewelka... (kiedy Ona miała czas je robić skoro - jak twierdzisz - ciągle pędziła do przodu...? <mysli> )...
Ciekawych ludzi spotykacie na szlaku... ;) My takich gości:
creamcheese pisze:panów w średnim wieku, panów z okolic Legnicy...a może Zielonej Góry...uprzejmych...
jeszcze nie mieliśmy szczęścia spotkać... Chyba zaczniemy chodzić z Wami... <lol>
Zastanawiam się czy nie dać Ci pochwały ale trochę się boję, że znowu popsujesz internet... <mysli> <lol> <lol>

PS: swoje fotki z Lackowej i Radziejowej to mam przesłać Ci na PW czy maila ? Też przydałaby się jakaś fajna relacja... <lol>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 2 lip 2014, o 10:04

Dzień czwarty

Końcówka GSB z racji, że na lekko, to kupa śmiechu (z przewagą kupy, jak powiedzieliby złośliwcy...ale o kupie później)
Niespieszno wychodzimy na szlak przebiegający pod oknem hoteliku. Hotelik był pełny z racji zbliżającego się długiego łykendu, pełny osobliwości: a to w łazience damskiej rozlega się na cały regulator disco polo wspomagając poranne mycie zębów, a to rodzinka niesie pudło (jak po przedwojennym telewizorze) pełne zastawy stołowej, a to elegant w nieskazitelnie białym dresie adidasa...oj zmieniają się jednak trochę te Bieszczady. Niedługo to ja nie będę do nich pasował w swoich pocerowanych portkach i przepoconej podkoszulce.
Nic to!! Idziemy...według scenariusza...panie przodem...spotkanie z nimi we wiacie (nr 6)...kolejne na Szerokim Wierchu
Obrazek
(foto Remi)

...one strusice pędziwiatry dziś jeszcze szybsze bo bez plecaczków...my, starsi, dostojnie daleko z tyłu. Dziewczyny chciały sobie pstryknąc słitfocięzrąsi na Tarnicy, więc wbiegły na nią, zbiegły z niej i dopadły nas w nowej (rocznej) wiacie na przełęczy Goprowców...rzut oka na „windę” na Bukowe i trawersikiem w stronę Halicza...dziewczyn już nie widać.
Na Haliczu jest mały tłumek, ale i tak mniejszy niż na siodle pod Tarnicą, gdzie prawie zderzały się ze sobą sznury wędrujących w różne strony ludzików.
Obrazek
(foto Remi)

Miał być lajcik i był...teraz tylko Rozsypaniec, tęskne spojrzenia w kierunku niedostępnej dla nas Połoniny Bukowskiej, takiegoż Kińczyka i Opołonka i już jesteśmy w ósmej wiacie na przełęczy Bukowskiej
Obrazek
(foto Remi)

...kończy nam się wycieczka...
A teraz o kupie. Znawcy tematu ocenili widocznie, że nie potrafimy donieść dalej i paskudzimy przełęcz...więc postawili tuż przy wiacie (dar narodu szwajcarskiego dla narodu polskiego...a Szwajcarzy to fachowcy, wszak 60% ich ojczyzny pokryte jest górami)...kibelek!! Oto fotka z zewnątrz...nie śmieliśmy wchodzić w brudnych butach do środka...nawet nie wiemy czy już było uroczyste otwarcie...za bardzo pachniało!!
Obrazek
(foto Remi)


Półtorej godziny resztkami asfaltu (podobno miała być to droga łącząca Wołosate z Bukowcem, ale idea padła) i będziemy na końcu Głównego Beskidzkiego...ale
...nikt z Szanownych Bywalców nie zwrócił mi uwagi, nie poprawił mnie, że szlak części bieszczadzkiej źle nazwałem...bo powinienem powiedzieć „Szlak dziewięciu wiat!!”...zapomniałem o tej ostatniej, tuż przy drodze, 45 minut od Wołosatego, wiacie dziewiątej. Zasiedliśmy w niej na deser i na deser skonsumowaliśmy ostatnie browary z plecaków. Wszak już za godzinkę dotrzemy do ostatniego sklepu na szlaku!! Jakaż była nasza rozpacz gdy sklep...okazał się zamknięty.
Obrazek
(foto Remi)

Ze spuszczonymi głowami powoli szliśmy nowym unijnym asfaltem w stronę UG...do setki (100 km naszej czterodniówki) brakowało nam jeszcze kilka...nadrobimy to na asfalcie. Niedoczekanie nasze...już po chwili zatrzymuje się auto i zabiera nam dziewczyny, po chwili drugie porywa Janusza...ja bronię się najdłużej ale nie daję rady...zabiera mnie miłe starsze małżeństwo (bij zabij nie pamiętam skąd) z którym rozmawiamy o ...Lublinie i Roztoczu, bo tam byli na wakacjach i stamtąd przyjechali kilka dni temu.
Wysiadam w city...i to byłby w zasadzie koniec...gdyby nie konieczność dostania się teraz do Komańczy po auto.
Ale o tym potem.

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 2 lip 2014, o 17:23

Po dniu czwartym nie było podsumowania, więc teraz dodaję:
Odległość : 21,5 km wg kalkulatora szlaków, 22,7 wg wikipedii
Suma podejść : 910 m
Suma zejść :820 m
Nasz czas 7.50, dla porównania czas wg drogowskazów 7.05, wg znakarzy 6.55…wg Trantera osiągnęliśmy wynik: „turysta z wynikiem testu 30 min” (8.11)…

Cały odcinek bieszczadzki GSB:
Nasz czas 39.55
Odległość (w zależności od źródeł) 92,7 - 97,2 km

Awatar użytkownika
Remi
User
Posty: 558
Rejestracja: 21 maja 2013, o 22:41
Lokalizacja: Bielsko Biała

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: Remi » 2 lip 2014, o 18:22

Mama pytanie co to jest test Trantera ?? i w jaki sposob sie to oblicza??

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 2 lip 2014, o 21:04

Remi pisze:co to jest test Trantera ?? i w jaki sposob sie to oblicza??
Wyjaśnienie na czym polega tzw. test Trantera (i wprowadzonej przez niego poprawki do reguły Williama Wilsona Naismith'a według której można obliczyć czas przejścia wędrówki górskiej) znajdziesz tutaj...

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 2 lip 2014, o 22:11

I nastał dzień piąty…czas pożegnań
Spakowani rano odprowadzamy Remi na przystanek (przy okazji spotykamy parę która nocowała w Komańczy…szli naszym tropem z jednodniowym opóźnieniem)…Remi odjeżdża a my spoglądamy na tablicę : „Komańcza 67”…no to w drogę!! Za 11-12 godzin będziemy w schronisku!!
Mimo lichego wyglądu naszego, już w okolicach dawnego wejścia szlaku niebieskiego w las (kierunek Rawki)…zatrzymuje się koło nas jakieś auto (oczywiście machamy troszkę)…może zabrać jedną osobę. Wsiada Janusz jako ranny…dojedzie do Cisnej (a to już połowa drogi). Anka i ja napieramy dalej…samochody jadą ale jakoś nikt nie kwapi się, żeby nas zabrać…
Jesteśmy już na prostej dochodzącej do przełęczy Wyżniańskiej (ok. 5 km od UG) gdy zatrzymuje się samochód na warszawskich rejestracjach…zabiera nas do…właściwie to kierowca nie wie dokąd dojedzie. Rozmawiamy troszkę, gość jest miły. Za chwilę wyjaśnia nam się jego uprzejmość…choć mieszka od 20 lat w Warszawie ale jest…z Lublina. I wszystko jasne. Dojeżdżamy do Smerka, wysiadamy koło drogi do Carpatii.
Janusz już w tym czasie dojechał do Majdanu. My dosłownie po minucie łapiemy zdezelowanego vw na miejscowych blachach…gość ciągnie przyczepkę z jakimiś rupieciami (budowlanymi?)…jakby powiedział klasyk: było to coś podobne zupełnie do niczego. Pod stopami mamy puste żubry…Krzywe koło stawów…wysiadka, dziękujemy i drepczemy dalej.
Nie za długo bo po 1 km zatrzymuje się bryka wypasiona, bmw skórkowane w środku na jasno. Młodzież (parka) lat ok. 20 nie zważając na nasze brudne ciuchy i buty wiezie nad do krzyżówki na Terkę…ale nie…mogą nas podwieźć do Cisnej, troszkę zboczą ale nie ma sprawy. Wraca mi wiara w Młodą Falę.
Janusz już jedzie do Komańczy. Otworzył piwo w Majdanie, usiadł przy drodze a samochód zatrzymał się bez machania na niego. Ma farta. My idziemy do Majdanu…dalej Żubracze…już 5 km za Cisną. Otwieram i ja piwo i…Anka zatrzymuje auto na blachach niemieckich. Wsiadamy, ludzie są z Berlina, Polacy, przyjechali pobiec w piątek w Rzeźniku…dowożą nas do Komańczy gdzie pod geesem stoi Janusz…już trochę niepewnie bo zaprzyjaźnił się z miejscowym.
Idziemy w trójkę do schroniska.
Trasę UG – Komańcza przejechaliśmy (Janusz trzema, my czterema autami) – w ciągu 3.30 godziny. Po Bieszczadach najlepiej podróżuje się stopem.
Na marginesie…zatrzymał się obok nas na szosie bus, pusty. Miła pani zaprasza nas do środka. Ambitnie mówimy, że jeśli gratis to jedziemy, jeśli za kasę to idziemy. Pani naciska gaz i niknie w oddali. Wiem, że to jej praca i z tego żyje, ale czasem można pokazać kawałek serducha a nie fuck fingera.

Ze schroniska wyszliśmy (wszak czas jest jeszcze młody) na asfaltówkę-stokówkę do Prełuk. Plan taki, żeby z Prełuk do Rzepedzi przejść nasypem kolejki wąskotorowej. Plan planem a rzeczywistość go koryguje…widać nasypu resztki, ale chwaściska takie że odpuszczamy…pójdziemy stokówką. I znów rozczarowanie!! Zamiast byle jakiej dróżki asfalt świeżutki …dzięki wam drogowcy, że brody na Osławie zostawiliście nietknięte!!
Z Rzepedzi idziemy odremontowaną szosą Komańcza – Zagórz…nikt nas nie chce, nikt nas nie lubi…dopiero 1-2 km od schroniska zabraliśmy się stopem. Gdybyśmy wiedzieli, że to tak blisko…doszlibyśmy, ale niestety czas, słońce i dopalacze odjęły nam rozum.
Po kolacji z inspekcją sanepidu sanockiego wleczemy się spać…jutro Boże Ciało, powrót do domu…już pewnie nic nas nie spotka złego!!

Foto dzisiaj niet bo Remi już w domu a my …zmęczeni. Musicie wierzyć na słowo!!

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 2 lip 2014, o 22:57

creamcheese pisze:Po Bieszczadach najlepiej podróżuje się stopem.
I teraz nam to mówisz ? To po kiego czorta drapaliśmy się pieszo na Tarnicę ?? <mysli> <lol>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 3 lip 2014, o 06:28

yaretzky pisze:
creamcheese pisze:Po Bieszczadach najlepiej podróżuje się stopem.
I teraz nam to mówisz ? To po kiego czorta drapaliśmy się pieszo na Tarnicę ?? <mysli> <lol>
<lol> Młody jesteś...jeszcze się musisz dużo uczyć <tak>

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 3 lip 2014, o 06:57

creamcheese pisze:<lol> Młody jesteś...jeszcze się musisz dużo uczyć <tak>
Staram się... <tak> Od najlepszych... <tak> <okok>
Oj, wazelina mi upadła... <lol>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 3 lip 2014, o 16:58

Jeszcze drobna uwaga techniczna dot...telefonii komórkowej w Bieszczadach. Moi drodzy, pamiętajcie, że tutaj prócz wewnętrznej granicy unijnej ze Słowacją, jest jeszcze wschodnia granica Unii z Ukrainą. Minuta rozmowy w zasięgu operatora ukraińskiego, to ponad 15 zł netto.
Mimo, że starałem się uważać na to w zasięgu jakiej sieci jestem, (zresztą, nie gadałem zbytnio przez telefon, ewentualnie w sprawie noclegów lub żeby nawiązać kontakt ze znikającym punktem), przez te 5 dni roaming zabrał mi prawie 30 zł. Nie jest to może dużo, ale chwila nieuwagi i później zdziwienie na rachunku. Dwa lata temu jeden dzień u źródeł Sanu kosztował znajomego prawie 200 zł.
Czego Wam nie życzę. Pozdrawiam

A teraz zakończenie...rozpocznę od anegdoty:
Dawno, dawno temu, gdy alkohol był reglamentowany, sprzedawany po 13.oo a ten w wolnej sprzedaży - trudno dostępny...
Dnia pewnego udało nam się fuksem kupić...może to było piwo, a może wino marki "Wino"...faktem jest, że była tego pełna siatka (tak kiedyś mówiło się na namiastki dzisiejszych reklamówek...a dlaczego siatka?...to pytanie do młodszej części forumowiczów).
Pukamy więc z tą pełną siatką do Jurka...otwiera, patrzy na nas, na delikatesy jakie dzierżymy i mówi:
- W nocy była burza. Wiatr złamał jabłonkę, a ta zniszczyła mi inspekt (szklarnię). Rano pies pogryzł mi dziecko, a żonę rozbolał ząb. I teraz jeszcze wy przyszliście!!

Zakończenie Bieszczadów czerwcowych:
W czwartek rano, już spakowani, wyjeżdżamy...wspominamy i to dobre ale i to złe: rękę Janusza, deszcz, kryzysy, pot i łzy. Koniec...już wszystko za nami, już nic złego nas nie może spotkać!!...ale...
...Koło Tylawy spotykamy yaretzkich.

KONIEC

Awatar użytkownika
Adler
Administrator
Posty: 13463
Rejestracja: 19 wrz 2010, o 23:06
Lokalizacja: Galicja

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: Adler » 3 lip 2014, o 17:46

Przeczytałem całość, obejrzałem.
Jest napięcie, lekkie pióro, są też ładne panoramy.
GSB na tym odcinku - miodzio. :)
Jedna z najlepszych relacji na forum. <okok>

creamcheese pisze:Moi drodzy, pamiętajcie, że tutaj prócz wewnętrznej granicy unijnej ze Słowacją, jest jeszcze wschodnia granica Unii z Ukrainą. Minuta rozmowy w zasięgu operatora ukraińskiego, to ponad 15 zł netto.
Potwierdzam, zasięg łapie już nawet pod Tarnicą i rzeczywiście chwila nieuwagi, a na rachunku kwota nieziemska. <uoee>
Z resztą Yoana też coś może o tym powiedzieć.

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 3 lip 2014, o 19:53

yaretzky pisze:już wszystko za nami, już nic złego nas nie może spotkać!!...ale...
...Koło Tylawy spotykamy yaretzkich.
Nooo, to rzeczywiście trudno sobie wyobrazić bardziej traumatyczne zakończenie wycieczki... <mysli> Jak widzę pech nie przestawał Was prześladować do końca... Ale Wy chociaż wracaliście już do domu... <lol>
Wyobraź sobie naszą sytuację... Wszystko dopiero przed nami, pełni nadziei na udany weekend... i zaraz na samym początku spotkanie z .... Creamcheesem... To nie mogło wróżyć niczego dobrego... :| Więc co my mamy powiedzieć...? <mysli> <lol> <lol>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 3 lip 2014, o 20:22

yaretzky pisze: Więc co my mamy powiedzieć...? <mysli> <lol> <lol>
Napisać relację !!
Pozdrów Bogu ducha winną yaretzką :)

Awatar użytkownika
Comen
Jr. Admin
Posty: 8845
Rejestracja: 30 maja 2011, o 00:37
Lokalizacja: Kraków

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: Comen » 3 lip 2014, o 22:17

Panowie, czy naprawdę Polska to taki mały kraj, że tak się ciągle spotykacie, czy to było zamierzone, czyli jak mawiają kibice tzw. "ustawka"? ;) <lol>
Nie byłem wszędzie, ale mam to na uwadze
A może coś o Szwecji? http://swevirtual.blogspot.com/

Awatar użytkownika
yaretzky
User
Posty: 1470
Rejestracja: 16 wrz 2013, o 08:39
Lokalizacja: Dolnośląskie

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: yaretzky » 3 lip 2014, o 22:56

Comen pisze:Panowie, czy naprawdę Polska to taki mały kraj, że tak się ciągle spotykacie
Zgodnie ze staropolskim przysłowiem i jak mawiali starożytni Rosjanie: "Wszystkie szlaki poprowadzą Cię do...... Creamcheesa !"... <lol>
On jest jak kiedyś niejaka Katarzyna Cichopek -> aż czasami boję się otworzyć lodówkę... <stres> <lol>
Chyba przeprowadzimy się do Lublina - może wtedy przestaniemy na siebie wpadać ? <lol> Tylko co na to Creamcheese ? <mysli>

Awatar użytkownika
creamcheese
User
Posty: 1404
Rejestracja: 17 lut 2013, o 09:54
Lokalizacja: Lublin

Relacja: Bieszczady (14-19 czerwca 2014r.)

Post autor: creamcheese » 3 lip 2014, o 23:11

yaretzky pisze: On jest jak kiedyś niejaka Katarzyna Cichopek -> aż czasami boję się otworzyć lodówkę... <stres> <lol>
Dla mnie Katarzyna Cichopek (kto to by nie był)w lodówce to nie jest problem. Jeszcze pamiętam co robić ze zmarzniętymi dziewczętami.
A czy spotkanie było spontaniczne i przypadkowe ? Nie, zdecydowanie nie!! Ale nie wiem nic o szczegółach. To już koledzy z departamentu V organizowali <lol>

ODPOWIEDZ