Oj, oj ile pytań. Na razie poniżej pozostałe informacje praktyczne. Na pytania potem powoli będę odpowiadać
Spanie pod namiotem - wyruszając na Kubę, pytaliśmy wiele osób i nikt nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy jest to legalne i możliwe. Zabraliśmy więc ze sobą namiot i w sumie spaliśmy tylko dwa razy, ale nie mieliśmy żadnych problemów. Musimy pamiętać, że słowo kemping na Kubie nie oznacza, miejsca, gdzie znajduje się pole namiotowe. To miejsce, gdzie znajdują się domki, w których mogą nocować TYLKO kubańczycy. Z drugiej strony, nie ma możliwości zapytać Kubańczyka, czy nie moglibyśmy się rozpić u niego na podwórku, bo jest to nielegalne i mogliby mieć problemy. Dlatego jak szukamy miejsca pod namiot to" na dziko" i raczej, gdzieś za miastem/wioską.
Transport: Czyli jak poruszać się na Kubie?. O tym chyba mógłby powstać zupełnie osobny post, bo możliwości jest mnóstwo. Kiedy jechaliśmy na Kubę czytaliśmy, że mamy tylko dwie opcje podróżowania: autobusy Viasul albo turystyczne taxówki. Problem polega na tym, że tu i tu jest drogo. Oczywiście za pierwszym razem zapłaciliśmy taxówkarzowi o wiele więcej kasy niż to warte z Varadero do Havany - 40CUC czyli ponad 160zł. Próbowaliśmy też podróżować autobusami Viasul (rzeczywiście klimatyzacja mocno działa). Jak się zepsuł nam autobus to po prostu czekasz 1h, 2h, 3h.... aż się naprawi - nikt nie podstawia nowego autobusu. Minus w Viazulach jest taki, że na długich trasach on nie zatrzymuje się, aby można było coś zjeść. Inaczej jest z autobusami transtur. Cena biletu jest zazwyczaj taka sama jak w Viazul, to autobus zatrzymuje się co 2-3h na toaletę i np, na kawę czy aby coś zjeść. Jeśli chodzi o taxi, tylko raz korzystaliśmy z załatwionej przez właściciela casy (zdarzało się, że on po prostu też na tym zarabiał), więc stwierdziliśmy, że sami an własną rękę będziemy ich szukać. Jest jedna ważna zasada - nigdy się nie zgadzasz na pierwszą cenę. Potrafiliśmy z początkowej ceny za kurs 50peso zbić do 20peso. Robisz tak, oni zazwyczaj Cię zaczepiają o taxi, pytasz o cenę - jak za duża, odchodzisz mówiąc za drogo. Po jakimś czasie prawie każdy nas doganiał i mówił, że pojedzie. Ostrzegamy jednak przed zamawianiem taxi dzień wcześniej, bowiem zdarzyło nam się raz, że gość nie przyjechał a drugi przyjechał 2h później - więc już nie skorzystaliśmy z jego oferty. ZAWSZE bierzcie wizytówkę, a jak podają nr telefonu - sprawdzić przy nim czy działa, zapytać o imię (choć podają czasem fałszywe). Pamiętajcie ZAWSZE przed kursem trzeba ustalić cenę za kurs i dopytać się czy to za 1 osobę czy za dwie czy za wszystkich. Zdarzyło nam się tak, że przy wysiadaniu gość podwoił cenę, bo jesteśmy turystami.
Mając miesiąc czasu, stwierdziliśmy, że ten transport pochłania sporą część naszego budżetu, więc zaczęliśmy szukać i patrzeć jak podróżują Kubańczycy. Oto kilka rad:
AUTOSTOP: Nie należy do najłatwiejszych środków komunikacyjnych i często trzeba się naczekać. Po pewnym czasie orientowaliśmy się, że są miejsca gdzie łapie się stopa. Problem polega na tym, że autostop głowie jest tu płatny. Kubańczyk płaci groszę, Ty jako turysta mnóstwo kasy. Dlatego potrzebny jest czas, bo w końcu ktoś nas weźmie za niewielkie pieniądze. Ale zdarzyło nam się, pojechać też za darmo więc można. Dobrym sposobem jest też poszukiwanie turystów z autami, bowiem, na Kubie to w turystach szuka się wsparcia. I takim też sposobem udawało nam się poruszać na niektórych odcinkach.
AUTOSTOP Z "żółtym człowiekiem" - to także forma autostopu, ale już dla Kubańczyków. W niektórych małych miasteczkach już za wioską stali panowie lub panie w żółtych strojach i zatrzymywali taxi. Podchodząc tam mówi sie tylko, gdzie chcesz jechać i czekasz. Czasem znów 1h, 2h... aż w końcu ktoś jedzie tam , gdzie Ty. Czasem Kubańczycy nie byli zachwyceni widząc turystów, bo wiedzieli, że wg nich mamy pieniądze i powinniśmy dużo więcej zapłacić. Ale nie mieli za bardzo wyjścia, brali nas za te same kwoty co Kubańczyków. Podróżując tym sposobem za transport płaciliśmy od 1zł - 4zł (nigdy więcej). Panu lub Pani za to, że załatwiła Ci transport płacisz 1 CUP
Łączone taxi (ale dla Kubańczyków) - jest w każdym mieście miejsce, gdzie Kubańczycy chodzą i podróżują taxi, ale również na niewielkie pieniądze. Nie łatwo znaleźć to miejsce, najlepiej zapytać i nie w casie. Jak jest pomocy, powinien Wam wskazać to miejsce, jeśli nie trzeba pytać i liczyć, że ktoś Wam je wskaże. Jest to niewielki parking, gdzie stoją taxówki (do których wchodzi po 8-10-12 osób) i podróżują nimi tylko Kubańczycy. Ale nam też się udało kilkakrotnie korzystać i jeździć nimi. Tutaj cena transportu od osoby to też ok 2zł (za ok 40km).
AUTOBUSY DLA KUBAŃCZYKÓW - Przeczytaliśmy, że nie wolno turystom podróżować Kubańskimi autobusami. Postanowiliśmy więc spróbować i jest to możliwe i w dodatku płaci się znów niewielkie pieniądze
. Ciężko tylko się wbić do takiego autobusu, zwłaszcza jeśli jeszcze masz bagaże. Zdarzają się miejsca stojące, ale ... można
. Jak je znaleźć - szukamy lokalnego dworca autobusowego lub stajemy przy drodze. Jak się machnie a autobus ma miejsce, to powinien się zatrzymać. Bilety kupujemy u kierowcy. Tu na trasach ok 150km - 200km płaciliśmy po 2 CUC(czyli ok 8zł/os).
Słynne Camion de pasajero - czyli auta ciężarówki, takimi z pakami, gdzie w naszym mniemaniu powinno się wozić zwierzęta a nie ludzi. Takie camion łapiemy także w miejscach, gdzie stoją Kubańczycy. Jak tylko podjeżdżają, trzeba pytać ludzi dokąd jedzie i wtedy szybko ładować się na pakę. Jak wysiadamy, płacimy po 1 CUC/os.
ROWERY - Są miejsca, gdzie można wypożyczyć rower, ale zawsze trzeba go sprawdzić kilkakrotnie. Ceny wahają się od 5 - 8CUC za dzień. Rowery często nie mają hamulców, więc na to trzeba zwrócić uwagę. W Vinieles gość chciał nam wypożyczyć rowery z dziurawą oponą, gdzie dętka była na wierzchu. Gdy ja mówiłam, że to problem z taką dziurą jeździć, to on, że nie. Najlepiej nie zgadzać się na pierwsze, bo przeważnie mają w zanadrzu inne rowery.
Widzicie, więc, że opcji podróżowania i poruszanie się po Kubie jest kilka. Niestety te tańsze opcje często wymagają czasu. Raz siedzieliśmy 3h, chcąc dostać się do pewnej atrakcji. Wszyscy oferowali nam podwózkę, ale za pieniądze. Ja mówiłam - nie mam pieniędzy o odjeżdżali. Po 3h zapłaciliśmy po 10zł i pojechaliśmy tam, gdzie chcieliśmy
. Trzeba też uważać na tzw. pomocników. Czyli idziecie szukać np. autobusu kubańskiego. Ktoś Wam powie, że pomoże Wam wejść do środka. I my właśnie mieliśmy taką sytuację. Oni potrafią zamieszać, namieszać. Wsadził gość nasze bagaże do autobusu, wsadził nas do środka i ... uciekł z naszymi 20 peso, za które miał kupić bilety. Ale co zrobić, Kubańczycy nie należą do uczciwych ludzi.
Po mieście można się poruszać taxi rowerowymi. Ale my znów mieliśmy swoją zasadę - za drogo, mogę zapłacić tyle i tyle. I znów najczęściej to skutkowało. Kuba to miejsce, gdzie nam turystom ceny podawane są zawsze dużo zawyżone. Trzeba sie nauczyć mówić, ża drogo i odchodzić
.
Myśleliśmy także o wynajęciu auta, ale ceny nas przerosły. Za 3 tygodnie wychodziło nam ok 10tys. Auta turysty łatwo rozpoznać, bowiem mają tablice rejestracyjne zaczynające się na literę T.
Jedzenie - nie ma co ukrywać, że jedzenie na Kubie nie powala. Po pierwsze wciąż brakuje wielu produktów, po drugie mam wrażenie, że Kubańczycy nie należą do kreatywnych jeśli chodzi o jedzenie. Po pierwsze jedzenie w casach - tak jak pisałam śniadania są w różnych cenach, ale w sumie drogie i monotonne. Kolacje - drogie bo płaciliśmy od 8 -15CUP Tu rzeczywiście można było się najeść, ale nie stać nas było codziennie płacić tyle za kolacje. Ponadto nie każdy jest dobrym kucharzem
.
Więc co jedliśmy: Starym dobrym zwyczajem szukaliśmy piekarni (co nie było łatwe) i wtedy kupowaliśmy bułki cy chleb. Płaciliśmy za bułkę 2 CUP Trzeba było się nie raz nachodzić, aby znaleźć jakieś warzywa: pomidor, ogórek, cebula. Potem szukaliśmy sera żółtego (3 razy nam się udało). I robiliśmy sobie kanapki lub jakąś sałatkę i przegrywaliśmy bułkami
. Druga opcja to tzw. CAFETERIA, czyli okienko, gdzie można kupić coś na kształt naszych tostów z serem lub serem i szynką. Średnio za takiego tosta płaciliśmy ok 4-8 CUP Popularna jest także bułka z omletem w środku - całkiem smaczna
- czasem dodawali sera do tego. .Inną tanią opcją są pizze, które również kupicie na ulicach w okienkach. Tłuste, z dużą ilością sera i tanie - ok 5-7 CUP. Jednak o katchupie możecie zapomnieć - my nosiliśmy swój
. Najtańszą opcją obiadów były makarony. Makaron z przecierem pomidorowym, posypane serem i podgrzane w mikrofali.
. Za makaron płaciłam od 10 peso do 25 CUP czyli 1 CUC.
Próbowaliśmy też ich hamburgera - nie polecamy
. Jedliśmy też ryż z fasolą na ulicy - tani i syty (ale to udało nam się kupić tylko w Havanie). Szukaliśmy też restauracji dla Kubańczyków, gdzie można było zjeść ryż, kurczaka z sałatą za ok 1CUP. Nie jest łatwo znaleźć restauracje dla Kubańczyków, na ogół też do najczystszych nie należą, ale jest tanio
. Spacerując w upale można też schłodzić się ich napojami typu refresco (czyli nasza oranżada) lub wyciskanymi ze świeżych owoców.
Z "lepszej" kuchni to są już restauracje, gdzie można zjeść ryby, kurczaka czy owoce morza. Za taki obiad płacimy w restauracji ok 8 - 30CUC. Trzeba też sprawdzić, czy do rachunku Wam nie doliczą 10% za obsługę. Mojito przeważnie kosztowało 2-3CUC, piwo 0,33 - 1 - 1,5CUC. Woda średnio kosztowała 1,50 - 2 CUC (za 1,5l).
Internet : Od kilku lat internet jest na Kubie i można by powiedzieć, że jest dostępny dla wszystkich. Nie jest on jednak tak łatwo dostępny jak nam się wydaje. Musimy najpierw kupić kartę ETESCA za 1godzina - 2CUC. Wówczas szukamy miejsca w parku, gdzieś w centrum czyli miejsce, gdzie jest dostępna sieć Wi-Fi. Łatwo je rozpoznać, bo w tych miejscach gromadzi się wiele osób, które korzystają aktualnie z sieci. My z naszej karty zdrapujemy kod i logując się, musimy go wpisać. Wówczas włącza nam czas stoper i zaczynam odmierzać godzinę i ani minuty więcej
. Internet nie należy do najszybszych i wiele na nim zrobić nie można, ale sprawdzić pocztę czy fb nie ma problemu.
WARTO PAMIĘTAĆ:
Napięcie wynosi 110V i prostokątne płaskie bolce wtyczek (koniecznie zabrać ze sobą adapter!)
Wydaje mi się, że Kuba raczej jest bezpieczna, ale trzeba mieć się na baczności, bowiem Kubańczycy do perfekcji doszli do oszukiwania. Robią to jawie, jak się zorientujesz - ok. Jeśli nie, Twoja sprawa a Kubańczyk nawet nie mrugnie okiem. np. niektórzy turyści opowiadali nam, że kupowali pizze na ulicy, gdzie cena była 6$. My wiemy, że trzeba zapłacić 6CUP, oni nie wiedzieli i dali po 6CUC i nie dostali reszty.
Ale nikt nam nie próbował wydać CUP zamiast CUC, ale też trzeba było się pilnować
Wciąż są miejsca, gdzie Kubańcycy kupują na kartki, więc nie wszędzie zrobimy zakupy
Nie ma martetów, nawet coś na kształt osiedlowych sklepików. W sklepach znajdziecie ryż, puszki z tuńczykiem czy pomidorami.
USŁYSZANE - PRZECZYTANE
Jadąc na Kubę czytałam, żebyśmy zabrali szampony, mydła, ciuchy dla ludzi bo tam tego nie ma. Sceptycznie do tego podeszliśmy i nie wzięliśmy. Mieliśmy magnesy na lodówkę i odblaskowe opaski dla dzieci. I tylko raz jakiś Pan nas zaczepił, aby dać mu mydło. W Baroca, mieliśmy sytuację, gdzie podszedł do mnie taxówkach, dobrze ubrany i powiedział - daj mi swoją koszulę bo mi się podoba. Raz też taxówkach powiedział, żebyśmy mu po kursie dali jeszcze swoje buty, sandały itd - oczywiście nic nie dostał. Pytałam się potem paru osób i okazało się, że oni tak wykorzystują ludzi, bo myślą, że co zagraniczne to lepsze. Kiedyś dzieci też pytały mnie o długopisy, miałam dałam.
Podobnie jest z osobami, które chcą ciągle peso. Jedna z właścicielek opowiadała mi, że taki żebrać na ulicy, zarobi więcej niż ona przez tydzień. Bo jak taki Niemiec nam powiedział, co mi szkodzi dać jedno peso. No tak dla niego to nic, dla nas 4zł. I tak jakby dawać każdemu po 4zł - trochę się tego nazbiera.